wtorek, 14 kwietnia 2020

Szkolni koledzy Jimiego Hendrixa


Dzisiejszy odcinek przybliży szkolnych kolegów Jimiego Hendrixa. To kolejny fragment z pierwszego tomu Jego polskiej biografii, napisanej przez Zdzisława Pająka "Jimi Hendrix Szaman Rocka".

5 września 1951 Jimi Hendrix idzie do trzeciej klasy do nowej szkoły blisko centrum, w dzielnicy Leschi (Rainer Vista Elementary School), wspominał potem - Chodziły do niej dzieci imigrantów z Europy, Afryki i Azji. Byli tam Chińczycy, Japończycy, Filipińczycy, także Żydzi i Portorykańczycy… W szkole nie sprawia jeszcze wielkich kłopotów, chociaż do prymusów raczej nie należy. Opowie później - Spóźniałem się na lekcje, ale miałem dobre oceny... W tej nowej klasie Jimi poznaje dwóch nowych kolegów, z którymi będzie miał kontakt przez kilka najbliższych lat, będą też z nim także dzielić zainteresowania muzyczne. Są to Jimmy Williams i Terry Johnson. Jimmy czyli James Williams ma dwanaścioro rodzeństwa, jest niewysoki, ma duże policzki, które przypominają wypełnione orzechami policzki wiewiórki, wystające duże białe zęby i miękki głos. Na jego twarzy rzadko gości uśmiech, ale to tylko pozory, ma bowiem duże poczucie humoru i widać to w swoistym błysku w oczach. Nieco zagubiony, prześladowany przez starsze rodzeństwo, przez co trochę wątpi w siebie, na długie lata zostanie przyjacielem i towarzyszem Jimiego Hendrixa - 'Zawsze z tobą do końca'. Jimi traktuje Jamesa, jak swojego brata. Razem będą w zastępie skautów i w piłkarskiej drużynie "Fighting Irish", złożonej z czarnych chłopaków i dzieci japońskich imigrantów, wspomni później - W klasie miałem kolegów z całego świata. Wygrywaliśmy wszystkie mecze futbolowe. Pisałem dużo wierszy, chciałem zostać aktorem lub malarzem... Razem też będą wędrowali po dzikich odstępach parku Leschi. 
            James Williams opowiadał – Grywaliśmy wtedy na podwórku w koszykówkę. Byliśmy po prostu małymi dzieciakami. No więc powiedział mi: 'Hej, potrafisz przedryblować piłkę między nogami!', A ja mówię: 'Tak,  jakiś czas temu nauczyłem się na swoim podwórku'. W ten sposób zostaliśmy przyjaciółmi.. Zostaliśmy bratnimi duszami. Trzymaliśmy się razem, graliśmy w kulki i rozmawialiśmy, wymienialiśmy różne rzeczy, jak wiele dzieciaków w tamtych czasach. Jimi i ja byliśmy ze sobą bardzo blisko przez około dziesięć lat. Uważałem go za mojego najlepszego przyjaciela. Naszym przyjacielem był też Terry Johnson...144 Wspomniany Terry Johnson zapamiętał, że - Jimi nie miał zbyt wielu przyjaciół. Był spokojny, a przy tym biedny. Dawałem mu nosić moje swetry. Razem włóczyliśmy się po okolicy, uczyliśmy pływać itp. Potem pozwalałem mu iść ze mną na mojej trasie wcześnie rano, bo nie miał nic do zrobienia. Wracał do domu i nie miał tam nic do roboty, więc przychodził do mnie i był u mnie w domu tak długo, dopóki jego ojciec wrócił do jego domu. I tak zostaliśmy przyjaciółmi...
            We trzech tworzą zgraną paczkę, a jak dodawał James Williams - W szkole, Jimmy, Terry i ja myśleliśmy o sobie jako o Trzech Muszkieterach. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, tak jak w starym filmie Gene'a Kelly'ego... Jimi nazwany jest „Henrym” (to skrót od nazwiska „Hendrix”), Jimmy „Chipsem” (lubi tę przekąskę, kupuje ją na straganie w parku Leschi), a Terry „Terrikinsem”. ...Mieszkaliśmy w sąsiedztwie, Jimi zaledwie osiem domów ode mnie - uzupełniał Terry - Siadywaliśmy na czerwonych stopniach przed moim domem i rozmawialiśmy o piosenkach, których słuchaliśmy, o dziewczynach i szkole. Moja mama przynosiła nam lemoniadę, ciastka lub mleko. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Robiliśmy wszystko razem…
            Wiele lat później Terry Johnson wspominał Jimiego Hendrixa z tamtego okresu -  Jak dorastał, stał się bardziej towarzyski, ale nadal był jeszcze trochę nieśmiały. Nie wiem, czy to ze względu na wychowanie w domu, czy też jego środowisko. Jimi nie otwierał się przed byle kim. My naprawdę go lubiliśmy. Naprawdę niewielu ludzi go znało. My mieliśmy to szczęście, może dlatego, że mieliśmy takie samo poczucie humoru i spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, że naprawdę dobrze go poznałem. Jimi był typem faceta, który nigdy nie patrzył tobie prosto w oczy, chyba że wiedział, że jesteś w porządku. Miał wielkie poczucie humoru, był bardzo wrażliwy, bardzo rozgarnięty i cwany. No cóż, wcześnie poznał się na ludziach...
            W domu Johnsonów Jimi Hendrix czuje się wtedy bardzo dobrze, Terry opowie - Byliśmy jak bracia, a moja mama traktowała go jak jeszcze jedno swoje dziecko… Z jeszcze jednego powodu Jimi lubi przebywać w domu Johnsonów. …W pokoju na tyłach domu stało stare pianino z brakującymi klawiszami – wspominał Terry – Dla nas to było miejsce święte, sanktuarium. Często siadaliśmy tam i słuchaliśmy płyt na starym gramofonie. Jimi zwracał szczególnie uwagę na partie gitarowe, naśladował grę gitarzystów, ja zaś grałem na tym pianinie… Właśnie wtedy muzyka stanie się dla Jimiego drogą do ucieczki do innego, lepszego świata.
            Do Jimiego, Jamesa Williama i Terry’ego Johnsona dołącza niebawem nowy kolega, który wprowadza się do Seattle. Opowiadał Al Hendrix - Pernell był starszy od Jimiego i Jamesa Williamsa, wychowywała go babcia. Obaj patrzyli na niego jak na starszego brata. Raz Jimi uciekł z domu, choć nie wiem, czy on sam nazwałby to ucieczką - i znalazłem go u babci Pernella... Chłopcy bardzo się zaprzyjaźnili, Pernell Alexander dodawał – Co sobotę jeździliśmy rowerami po zachodniej części miasta, razem bawiliśmy się nad jeziorem Washington, oglądając kołyszące się na wodzie hydroplany. Pewnego razu Joe Taggert zabrał nas łodzią na przejażdżkę, z jednej strony jeziora na drugą. Po latach odkryłem, że na jednej z płyt Jimiego słychać dźwięk hydroplanu…
            Mae Jones, babka Pernella, lubi Jimiego, przed szkołą robi mu śniadanie. ...Mieszkałem z babcią po drugiej stronie ulicy od szkoły - opowiadał Pernell - Ona zawsze zachęcała nas do różnych rzeczy. Zachowała rysunki Jimiego Hendrixa i opowiastki Jimmy'ego Williamsa. Jimi Hendrix kochał piłkę nożną i często rysował piłkarskie mecze... To samo opowiadał Jimmy Williams - Przed pójściem do szkoły jedliśmy u niej śniadania. Pani Jones kochała mnie i Jimiego na zabój...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz