wtorek, 31 marca 2020

Lucille - matka Jimiego


Ciąg dalszy opowieści o Lucille Hendrix, matce Jimiego z pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Dzisiaj o tym co się z nią stało, gdy Jej mąż Al, ojciec Jimiego, w 1942 roku został wcielony do amerykańskiej armii. Jest też trochę o Seattle w latach drugiej wojny światowej. Zapraszam do lektury.

Lucille zostaje sama w Seattle i niedługo dochowuje wierności Alowi, będzie bowiem spotykać się z robotnikiem z miejscowej stoczni, pochodzącym z Kansas sublokatorem Dorothy Harding, Johnem Williamsem (lub Johnem Pagem, bo takie nazwisko pojawia się także w biografiach). Przez kilkanaście tygodni Lucille będzie jeszcze uczęszczać do szkoły, ukrywając swój stan. Jednak pewnego dnia, będąc już w ostatniej klasie, zostawi na ławce podręczniki i bez słowa, po dzwonku, wyjdzie ze szkolnej sali, aby nigdy już do niej nie wrócić. Mieszka z rodzicami i któregoś dnia trafia do Bucket of Blood, nocnego klubu przy Jackson Street, w którym kręci się podejrzane towarzystwo. Wspominał Jimmy Ogilvy, frontman grupy „The Dynamics” – To była dzielnica spelunek i podejrzanych klubów... Bob Summerrise, murzyński prezenter radiowy i właściciel sklepu muzycznego dodawał – Dzielnica była dzika, kręciło się tam pełno alfonsów, dziwek, szulerów, dilerów narkotyków i narkomanów, a także czarnych ludzi sukcesu, którzy poszukiwali rozrywki i napitku... Dorothy Harding uzupełniała ten obraz – Bójki i walki na noże były tam na porządku dziennym...
            W takim otoczeniu, dokładniej w tej wspomnianej spelunce Bucket of Blood, Lucille zaczyna pracować jako kelnerka, ale często też śpiewa – mężczyźni dawali jej napiwki, bo naprawdę byłą doskonałą śpiewaczką – wspominała Delores. Nic więc dziwnego, że, jak napisał Charles Cross – Szybko dała się oczarować egzotycznemu klimatowi wielu klubów na Jackson Street... …W tych lokalach - wśród których obok Bucket of Blood, najpopularniejsze były Black & Tan, The Rocking Chair oraz The Little Harlem Nightclub, jak to wspominał Jimmy Ogilvy – królowały dwurzędowe marynarki, kapelusze z szerokim rondem i markowe skóry. Kiedy byłeś nieodpowiednio ubrany, po prostu nie wpuszczano ciebie do środka. Kluby miały gdzieś kolor skóry klienta – wchodził do nich każdy, kto chciał się wytańczyć i dobrze zabawić. Trzeba było jednak zachować odpowiedni styl...
            Jak Kansas City w latach trzydziestych, Seattle także było miastem otwartym dla czarnych i to od początku XX wieku. Zatem zaczęli przyjeżdżać do stanu Waszyngton i w 1910 było ich w Seattle już ponad ośmiuset, chociaż w okresie ekonomicznego kryzysu lat trzydziestych, największe grupy etniczne stanowili jeszcze Żydzi i Włosi, a po nich dopiero Murzyni, Japończycy i Chińczycy, to w latach drugiej wojny światowej populacja czarnej społeczności szybko wzrastała. Miejscowe zakłady zbrojeniowe potrzebowały wielu niewykwalifikowanych robotników, no i wkrótce liczba czarnych mieszkańców przewyższyła grupę azjatyckich imigrantów, zwłaszcza z Chin. W roku 1944 w największych w Seattle zakładach Boeinga pracowało już tysiąc sześciuset czarnych robotników, którzy osiedlali się głównie w Central District, centrum muzyki i nocnego życia. Keith Shadwick przytoczył wypowiedź saksofonisty Marshalla Royala - To była odmienna grupa ludzi. Byli mili i serdeczni. Nie mówię tylko o czarnych, ale o Chińczykach, którzy mieli firmy taksówkowe i temu podobne rzeczy. Byli wtedy naszymi kumplami... Działo się tak, mimo, że w niektórych miejscach na Jackson Street, jak w The Trianon Ballroom, segregacja rasowa nadal obowiązywała, dotycząc nie tylko tancerzy, ale też muzyków. A jednak, jak zanotowała historyk Esther Mumford - Mimo licznych przeszkód w realizacji zamierzeń, zarówno w stanie Waszyngton, jak i samym Seattle oferowano czarnym znacznie więcej, niż w miejscach, które opuścili... Liczba zatrudnianych w miejscowych lokalach murzyńskich muzyków rosła rzeczywiście tak szybko, że już w 1913 w mieście powstała ich organizacja. Działała, jak to działo się także w innych amerykańskich miastach w tym czasie, równolegle ze zrzeszeniem białych muzyków Seattle. Oba związki, połączone dopiero w 1956 roku, gromadziły muzyków zamieszkujących na północ i południe od tzw. Yesler Way.
            Miasto, mimo swego oddalenia od muzycznych centrów USA, zwłaszcza Nowego Jorku, było regularnym przystankiem na trasach koncertowych zespołów udających się na południe, do Kalifornii, do Los Angeles i San Francisco. W samym Seattle działało wielu muzyków, którzy nigdy tego miasta nie opuścili, bądź rozpoczynali tam krajową karierę. Mildred Bailey, ze Spokane, w pobliżu granicy ze stanem Idaho, zanim została wokalistką popularnego  w całych Stanach zespołu Paula Whitemana, wiele lat spędziła w Seattle zdobywając właśnie tu doświadczenie. Podobnie jak saksofonista orkiestry Duke'a Ellingtona, Floyd Turner Junior, czy inny saksofonista - Dick Wilson, grający w zespole Andy'ego Kirka "Twelve Clouds of Joy", nazwany przez Dizzy'ego Gillespie, jako - połączenie Lestera Younga i Herschela Evansa... Do Seattle napływali również muzycy z innych rejonów Ameryki, znajdując tu lepsze warunki ekonomiczne i socjalne. Należeli do nich: Quincy Jones, który mając dziesięć lat trafił tu z Chicago oraz pianista Jimmy Rowles (James George Hunter ze Spokane niedaleko Seattle), akompaniator m.in. Billie Holiday.
            Inną drogę przebył Ray Charles z Tampa na Florydzie. Do Seattle przyjechał wprawdzie jako dorosły, ale był pianistą jeszcze nie ukształtowanym, naśladował wtedy swojego idola Nata King Cole'a. Trębacz Leon Vaughn pamiętał, że w 1948 roku, w okolicy ulicy Jackson otwarte były aż 34 kluby, w których grały małe grupy złożone zarówno z białych, jak i czarnych instrumentalistów. Muzyka jaka tam rozbrzmiewała była podobna, był to przede wszystkim popularny wśród tancerzy R&B (Rhythm'n'Blues), jump-bluesa, czy shuffle. Jak stwierdził Paul De Barros - Było tu zupełnie inaczej, niż w innych miastach Zachodu, takich jak Los Angeles, gdzie w opozycji do czarnych hard-boperów, biali grali "cool" (West Coast). W Seattle muzyka białych i czarnych łączyła się w muzykę środka, dla odbiorców łatwiejszą i przyjemniejszą... Wielki wpływ miały na to występy popularnych orkiestr swingowych - Lionela Hamptona, czy Duke'a Ellingtona oraz od 1946 organizowane przez Normana Granza koncerty z cyklu Jazz At Philharmonic. Muzyka w Seattle rozbrzmiewała zarówno w dzielnicy włoskiej, jak i w dystrykcie centralnym, w okolicy Jackson Street, a jej fanami byli także Al, jak i Lucille.


poniedziałek, 30 marca 2020

Dalszy ciag drugiego rozdziału biografii "Jimi Hendrix Szaman Rocka"


Dzisiaj ciąg dalszy opowieści o Lucille Jeter i Alu Hendrixie, rodzicach Jimiego, czyli następny fragment pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Zapraszam.

Po tamtym wieczorze tanecznym w Washington Club, we wrześniu 1941, Al i Lucille zaczęli się spotykać regularnie. Lucille odwiedzała go w domu i pewnego dnia, jak wspominał - uratowała mu życie. Kiedy bowiem przyszła, leżał na łóżku i wył z bólu. Wezwany lekarz rozpoznał bardzo zaawansowaną przepuklinę i zabrał Ala do miejskiego szpitala Harboview. …Żeby mnie odwiedzać, została wolontariuszką. Od tej pory spotykaliśmy się coraz częściej   wspominał ojciec Jimiego. …Zaintrygował ją przede wszystkim jego kanadyjski akcent. W Seattle przybysze z tamtej strony granicy cieszyli się sporym zainteresowaniem – tłumaczyła Delores Hall. …Al był przystojny, choć niezbyt wysoki, zaś urodziwa Lucille dziewczęcym wyglądem zwracała uwagę wszystkich mężczyzn  – zanotował Charles Cross, a James Pryor wspominał – Al był chłopakiem muskularnym, więc nikt się do Lucille nie zbliżał, a gdy mimo to ktoś się wokół niej kręcił, on ostrzegał, że go zabije… Po operacji przepukliny Al stracił pracę w odlewni, nie mógł już tak ciężko pracować, znalazł więc zajęcie wymagające mniej siły. Przy Madison 2028, w sali bilardowej Honeysuckle’s Pool Hall, układał bile na stojakach. No i coraz częściej spotykał się z Lucille u siebie, wynajmował wtedy pokój przy 23 Alei. Jak wspominał - Dziewczyny, mogłem przyjmować jedynie w salonie i to w obecności gospodyni. Woleliśmy więc chodzić na długie spacery. Lucille mieszkała niedaleko Garfield High School... (do której później będzie chodził Jimi) …Potem Japończycy zaatakowali Pearl Harbor i wszystko się zmieniło  zanotował Leon Hendrix.
            W rzeczy samej, po ataku siódmego grudnia 1941 roku japońskich samolotów na bazę marynarki wojennej na Hawajach, Stany Zjednoczone przystąpiły do koalicji przeciwko państwom Osi, którą tworzyły wtedy niemiecka Trzecia Rzesza, faszystowskie Włochy, cesarska Japonia, a także w Europie Węgry, Rumunia, Słowacja, Bułgaria i Jugosławia. Jednym z pierwszych posunięć amerykańskiego rządu stało się internowanie rodzin wszystkich mieszkańców, którzy przybyli do Seattle z Dalekiego Wschodu, zwłaszcza z Japonii. Spotkało to również przyjaciela Ala Hendrixa - Maso i jego rodzinę. Drutem kolczastym ogrodzono jedną z dzielnic, na straży postawiono żołnierzy. ...To był okropny przykład rasizmu - wspominał Al - Nie zrobiono tego w stosunku do Niemców, czy Włochów... Internowano wówczas 12.892 osoby pochodzenia japońskiego.
            Leon Hendrix zanotował – Tata otrzymał powołanie do wojska niemal w tym czasie, kiedy mama zorientowała się, że jest w ciąży... Al zaś dodawał - Któregoś dnia przybiegła i powiedziała, że nie ma okresu, wiedziałem wtedy, że jest w ciąży. Postanowiliśmy wziąć ślub, ale Lucille powiedziała: 'Tata będzie wściekły, boję się wrócić do domu'...  Zatem mimo, że sam miał duszę na ramieniu, postanowił porozmawiać z rodzicami Lucille. Nie byli chętni, aby ich najmłodsza córka związała się z takim, jak oni biedakiem, do tego mieszkającym w okolicy okrytej raczej wątpliwą sławą. ...Pan Jeter był rzeczywiście bardzo wzburzony - opowiadał Al Hendrix - Oświadczyłem, że będę się ich córką opiekować. 'Weźmiemy ślub' dodałem... Pani Jeter, pomna własnych doświadczeń, zrobiła wówczas wiele, aby termin ślubu przyśpieszyć, gdyż po ataku w grudniu 1941 roku Japończyków na Pearl Harbour już było wiadomo, iż Al mógł każdego dnia zostać wcielony do amerykańskiej armii. ...Pomyślałem - wspominał - że pozwoli mi to uniknąć poboru, niestety to nie zadziałało...
            ...Tata i mama pobrali się podczas pośpiesznie przygotowanej ceremonii 31 marca 1942 - dopisał potem Leon Hendrix. Młodzi stanęli przed sędzią pokoju w budynku sądu King County, a wieczór po ślubie spędzili w sali Rocking Chair, w której za kilka lat odkryty zostanie Ray Charles. W gruncie rzeczy była to podła spelunka, do której nie można było jednak wejść nieletnim. Lucille wprowadził Al - Powiedziałem: 'to moja żona'. Trochę tam wtedy zaszaleliśmy... Oprócz tego, że oboje byli w swoich rodzinach najmłodsi, Ala i Lucille łączyło także i to, iż każde z nich nade wszystko kochało muzykę i taniec. Niestety po raz ostatni na kilka lat, bowiem Al Hendrix - Powołany do wojska został wysłany ponad 1500 mil do Oklahomy, a następnie do Georgii... Ciąg dalszy tej historii w skrócie opisał ich syn, młodszy brat Jimiego, Leon Hendrix - Oficjalnie byli mężem i żoną mniej niż tydzień, zanim tata stawił się w arsenale w Forcie Lewis, a potem został odesłany na przeszkolenie podstawowe w Forcie Sill w Oklahomie. Akurat stacjonował w Camp Drucker w Alabamie, gdy otrzymał od siostry mamy Delores, telegram, że jego żona powiła syna. W czasie wojny stacjonował na wyspach Fidżi, Guadalcanal i w Nowej Gwinei...
            Dokładniej - Al 3 kwietnia 1942 roku dociera do punktu poborowego w śródmieściu, skąd wraz z ośmioma poborowymi z Seattle, zostaje przetransportowany na drugą stronę jeziora Tacoma, do Fortu Lewis. Potem w Oklahomie, w Forcie Sill odbywa podstawowe szkolenie z artylerii polowej, 155 mm haubic, gdzie, jak wspominał - trzeba było mocno zatykać uszy - nauczy się też strzelać z karabinu maszynowego kalibru 50 i oczywiście z pistoletu.



niedziela, 29 marca 2020

Rozdział drugi pierwszego tomu ksiazki "Jimi Hendrix Szaman Rocka".


Dzisiaj o Lucille Jeter, matce Jimiego Hendrixa, którą Jego ojciec Al poznał w Seattle, idąc na tańce do Washington Club, we wrześniu 1941 roku.


Lucille przyszła na świat jako wcześniak, 12 października 1925 roku. Była jednym z ośmiorga dzieci Prestona i Clarice Jeterów. Jej matka musiała po porodzie zostać przez sześć miesięcy w szpitalu, więc małą przez ten czas zajęły się jej siostry – Nancy, zwana Anne, która mieszkała wtedy jeszcze z rodzicami oraz Gertrude i Delores (w niektórych źródłach podawana jako Dolores). Lucille miała jeszcze brata Clifforda. Siostry były od niej kilka lat starsze. Jak wspominał Al Hendrix - Gertrudę i jej męża widziałem może trzy razy. Delores zaś była ode mnie tylko o miesiąc starsza...
            Lucille miała bardzo jasną karnację, była niewysoka, bardzo delikatnej budowy. Rodzice wyjątkowo się o nią troszczyli, od czasu kiedy jako niemowlę przeszła zapalenie płuc i przez kilka tygodni leżała w miejskim szpitalu. Delores uwielbiała - Była słodką dziewczynką i oczkiem w głowie całej rodziny. Kiedy poznała Ala, była w dziewiątej klasie i dotąd nie miała chłopaka... Berthelle i Lucille chodziły do tej samej szkoły i w ten pamiętny piątek we wrześniu 1941 roku spotkały się, aby iść razem na koncert Fatsa Wallera, a potem do klubu na tańce.
            Rodzice Lucille, Preston i Clarice, byli czarnymi mieszkańcami Seattle, którzy dotarli tam w poszukiwaniu lepszego życia. Ojciec Lucille, a dziadek Jimiego, Preston Jeter urodził się 14 lipca 1875 roku, w Richmond w Wirginii. Jego matka była niewolnicą, a po wojnie secesyjnej pozostała na służbie u swojego byłego pana, ojca Prestona. Dziadek Jimiego w młodości był świadkiem linczu, obawiając się potem swoje o życie, zmienił nazwisko i pośpiesznie opuścił Południe, szukając lepszego i bezpieczniejszego miejsca. Nie miał wykształcenia, pracował więc fizycznie, najpierw jako górnik w pobliżu Whitesville, na południe od Charleston, potem był robotnikiem portowym, aż trafił do Bostonu. gdzie poznał białego lekarza, który chcąc mu pomóc, zajął się jego edukacją. Czasy jednak nie były łatwe, Preston miał kłopoty ze znalezieniem pracy, zostawił więc swego opiekuna i wyjechał na północny zachód do stanu Waszyngton.
            Miał 25 lat, gdy podjął pracę w kopalni węgla, najpierw w Roslyn, w górach Cascade, a dziesięć lat później w niezbyt odległym Newcastle. Do Seattle dotarł w 1915 roku. Tam stwierdził, że w przeciwieństwie do Południa, skąd pochodził, w stanie Waszyngton, zwłaszcza w Seattle, segregacja rasowa nie była dokuczliwa. Czarna społeczność, raczej wtedy niezbyt liczna (w spisie z 1900 wymieniono zaledwie 406 czarnych mieszkańców), zamieszkiwała przede wszystkim District Central, czyli dzielnicę Centralną, najstarszą i niestety także najbardziej zrujnowaną część miasta. Ale wydawała własną prasę, miała własne restauracje i sklepy oraz dzielnicę rozrywki  przy Jackson Street, ulicą porównywaną choćby z Beale Street w Memphis. W Seattle, przez pewien czas, Preston Jeter pracował jako ogrodnik i tam doczekał emerytury. ...Był starym, nieco gburowatym facetem, który przypomniał mi aktora Wallace Beery'ego - zapamiętał Al Hendrix - wspominał, że był dokerem, ale kiedy go poznałem był już na emeryturze i nic nie robił. Myślę, że opowiadając o sobie, trochę koloryzował, ale dobrze nam się rozmawiało. Udawał szorstkiego i twardego faceta, ale generalnie był wrażliwy i delikatny. Zmarł w czasie wojny...
            W roku 1915, przeglądając miejscową gazetę Seattle Republican Preston Jeter trafił na ogłoszenie matrymonialne. Młoda kobieta, Clarice Lawson szukała męża. Pochodziła z Arkansas, był młodsza od Prestona o prawie 20 lat. ...Tak jak Lucille, była szczupła i niezbyt wysoka, miała też jasną karnację... Clarice miała cztery starsze siostry i wraz z nimi z Little Rock, gdzie się urodziła 17 stycznia 1984 roku, dojeżdżała do Delty Mississippi do pracy w polu. ...Podczas jednej z takich wypraw dwudziestoletnia wówczas Clarice została zgwałcona. Kiedy odkryła, że jest w ciąży, siostry zabrały ją na zachód, by tam znaleźć męża... Ogłoszenie matrymonialne dały w Seattle. Odpowiedział na nie właśnie Preston Jeter. Zaczęli się spotykać, ale kiedy mężczyzna zorientował się, że jego partnerka jest w ciąży, przestraszył się i zerwał znajomość. Wkrótce potem dziecko przyszło na świat i przekazano je do adopcji. Siostry, były jednak zdeterminowane, zaoferowały Prestonowi Jeterowi za ślub z Clarice sporo pieniędzy. Wtedy też ostatecznie 'lody zostały przełamane', Preston i Clarice pobrali się i zamieszkali w Seattle, w dzielnicy zwanej Central District. Małżeństwo przetrwało trzydzieści lat, a Clarice aż osiem razy rodziła - dwoje dzieci zmarło bardzo wcześnie, dwoje zaś przeznaczono do adopcji. ...Jimi bardzo ją lubił, zawsze mówił do niej "babciu". Kiedy był mały, babka zabierała go do kościoła...
            Matka Lucille była bardzo religijna, należała do kościoła zielonoświątkowego, który prowadził "Father Divine" "Bóg Ojciec", jak go nazywano, czarny kaznodzieja, który wyznawców miał nie tylko wśród czarnych, lecz również białych i innych ras, w USA oraz w Kanadzie, także w Vancouver. ...Kiedy ich odwiedzałeś, otwierając drzwi od progu pozdrawiali ciebie słowami 'Pokój, bracie'. Kongregacja "Boga Ojca" prowadziła również stołówki dla biednych. Ciepły obiad kosztował 15 centów, jeśli nie miałeś pieniędzy, mogłeś zjeść za darmo. Jedna ze stołówek była także w Seattle na ulicy Madison...
            Ojciec Jimiego pamiętał, że rodzice Lucille, zapewne jako członkowie kongregacji, nie pili alkoholu. Jej matka pomagała w domu rodziny Hurdów, znajomych Ala, ale kiedy jesienią 1941 roku ją poznał, nie pracowała już nigdzie i rodzina Jeterów żyła na zasiłku socjalnym. Preston i Clarice nie mieli żadnych zdolności muzycznych, za to ich córka Lucille nie tylko kochała taniec, ale też, jak Al, ojciec Jimiego,  miała muzyczny talent. Jak zauważył Keith Shadwick - Muzyka, to było to, co ich połączyło...




sobota, 28 marca 2020

Al i Lucille ten pierwszy moment.

Dzisiaj o tym, jak i kiedy Al, ojciec Jimiego Hendrixa, poznał Jego matkę - Lucille. Zapraszam.

12 września 1941 roku, w Seattle w Washington Hall występował Thomas "Fats" Waller, murzyński pianista i organista jazzowy, śpiewak i kompozytor. Gry na organach nauczył się w kościele swego ojca, który chciał, aby syn podążył jego śladem i został kaznodzieją. Thomasa jednak bardziej fascynowała muzyka i jako piętnastolatek zadebiutował zawodowo. Cztery lata później był już znanym akompaniatorem, towarzyszył Bessie Smith, nazywanej "Empress of Blues", czyli "Cesarzową Bluesa". Po występie w rewii "Connie's Chocolate" (1929), po okresie współpracy z radiem w Cincinnati (na początku lat trzydziestych ub. stulecia) oraz zagraniu w filmie "King Of The Burlesque" (1933),74 Thomas "Fats" (czyli "Tłuścioszek"), jak go z racji tuszy nazwano, był już artystą popularnym, a jego płyty, z piosenkami: "Honeysuckle Rose", "Ain't Misbehavin'", "I'm Crazy 'Bout My Baby" i "I'm Gonna Sit Down And Write Myself A Letter", trafiły do domów niejednego mieszkańca Seattle, w tym także Ala Hendrixa, który poszedł na jego występ, wstępując po drodze do mieszkania najstarszej córki Greenów – Berthelle.   
            W domu Greenów Al poznał szkolną koleżankę Berthelle, Lucille Jeter. ...Miała piękne oczy, smukłą sylwetkę, długie, grube i proste, ciemne włosy oraz ujmujący, szeroki uśmiech pamiętała Loreen Lockett, inna jej koleżanka z gimnazjum, zaś James Pryor dodał – Była doskonałą tancerką... Lucille miała też piękny głos, no i czasami brała udział w amatorskich konkursach śpiewaczych. Jeden nawet wygrała w nagrodę otrzymując pięć dolarów. ...Lucille była ode mnie niższa, ale bardzo zgrabna, miała jasnobrązową karnację i uśmiech, który wiele obiecywał - wspominał Al, zachwycony nie tylko urodą, lecz także jak się poruszała na parkiecie - Jakby taniec był w istocie całym jej życiem, zatracając się w nim całkowicie. Dziewczęcym wyglądem zwracała uwagę wszystkich mężczyzn... Rzeczywiście Lucille wyglądała na bardzo młodą dziewczynę, lecz Berthelle powiedziała wtedy Alowi, że jej przyjaciółka ma prawie siedemnaście lat. Naprawdę jednak, miała lat piętnaście i dokładnie za miesiąc obchodzić miała szesnaste urodziny. W sumie więc, była siedem lat młodsza od Ala, który wspominał - Zapytałem ją, czy chce iść ze mną na tańce. Czy rodzice tobie pozwolą? Pewnie powinnaś wrócić do domu i spytać ich o zgodę?' 'Och' - odparła Lucille - 'Oni nie mają nic przeciwko'. Więc zabrałem ją na tańce...  
            ...Poszli na tańce - zanotował David Henderson - Nikt z wyjątkiem Ala nie chciał z nią tańczyć z nią, gdyż Lucille wyglądała bardzo młodo. Ale oni we dwoje dobrze się bawili i razem dobrze się im tańczyło... Lucille, Al się spodobał. Był przystojny, choć niezbyt wysoki, zwracał też uwagę eleganckim, modnym ubiorem. Jak zapamiętała – Miał brązowy garnitur w białą jodełkę z wywatowanymi ramionami i beżowy, jednorzędowy płaszcz do kolan oraz rozszerzające się ku dołowi spodnie z mankietami…
            Al i Lucille spędzili na tańcach całą noc, choć, jak wspominał ojciec Jimiego - Tak się na parkiecie zatraciłem, że zupełnie zapomniałem o Lucille. Dopiero Berthelle mi o niej przypomniała... Był tam jakiś facet z aparatem fotograficznym Polaroid. ....Donald z Berthelle oraz ja z Lucille, usiedliśmy na kanapie, a on zrobił nam zdjęcie - zanotował Al. Tego pierwszego razu, rozstali się szybko, ale od tej chwili spotykali się coraz częściej, jak wspominał Al - Na drugiej lub trzeciej randce pocałowaliśmy się, a ona od tej pory przychodziła do mnie niemal każdego dnia...
            Po latach w swoich wspomnieniach ich syn Leon Hendrix zanotował - Tata był starszy o sześć lat. Oboje uwielbiali tańczyć oraz imprezować, szybko się do siebie zbliżyli. Stali się nierozłączni. Tata znalazł pracę w centrum Seattle przy myciu stołów w restauracji Bena Parisa przy Pike Street, potem harował na dzienną zmianę w żeliwni, aż w końcu rzucił to i zahaczył się w Honeysuckle’s Pool Hall...


piątek, 27 marca 2020

Rozdział pierwszy dalej


Ciąg dalszy pierwszego rozdziału pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" - pierwszej polskiej biografii gitarzysty wszech czasów - opowieści o Jego ojcu - Alu.

Taneczną pasję ojciec Jimiego zaczął wkrótce dzielić z innym zajęciem, z boksem. Zachęcony przez jednego z łowców talentów, w 1936 roku trafił na bokserski ring. Namówiony przez jednego z agentów, że może zarobić 25 dolarów, pojechał do Seattle na turniej "Golden Gloves". Odbywał się w miejscowej sali Crystal Pool, na Pierwszej Alei, a - brali w nim udział bokserzy z całych Stanów... Walcząc w wadze półśredniej dotarł aż do finału mistrzostw okręgu. Niestety, dopiero na miejscu okazało się, że jest to turniej dla amatorów, którzy za swoje walki nie dostaną ani centa. Zapewne to, jak i zdanie fachowców od zawodowego boksu, że Al Hendrix, choć nieźle umięśniony, był na zawodowy boks zbyt niski, miał 170 cm wzrostu, miało to wpływ na szybkie zakończenie jego sportowej kariery. Poza tym, jak wspominał - Nie miałem instynktu "zabójcy", po co miałem bić z całej siły faceta, który wisiał już na linach. On przecież nic mi nie zrobił...
            Kiedy osiemnastoletni Al przestał marzyć o sukcesach na ringu, podjął pracę w Vancouver jako kelner i tancerz w restauracji Chicken Inn, starał się też o lepszą posadę, stewarda na kolei. Odrzucano jego podania używając argumentu, że jest zbyt niski. Doszedł wtedy do wniosku, że w rodzinnym mieście niczego nie osiągnie, postanowił więc przenieść się do pobliskiego Seattle, sądząc, że w USA łatwiej znajdzie pracę. Był już tam wcześniej, kiedy miał 12 lat. Wycieczkę do Seattle zorganizował wówczas pastor protestanckiego  kościoła afrykańskich  metodystów w Vancouver. Pojechały na nią dwie panie z kongregacji oraz Nora Hendrix z Alem i Frankiem. ..Zjedliśmy obiad w małej restauracji na 22 Ulicy i Madison. Widziałem bardzo dużo czarnych dzieciaków bawiących się na ulicy. Domyśliłem się, że w Seattle mieszka znacznie więcej czarnych aniżeli w Vancouver... Al opuścił Vancouver w 1940 roku, a pierwszym jego przystankiem po drodze do Seattle stało się miasteczko Victoria, oddalone od Seattle o 85 mil. Mieszkał tam jego kolega Dee Meyers. Razem z nim Al, przez dwa lub trzy miesiące, dzielił pokój, razem też pracowali na ulicy, czyszcząc buty białym przechodniom. Później już było Seattle. Jak wspominał, było to dość proste, gdyż miał, tak jak i pozostali członkowie rodziny, podwójne obywatelstwo - amerykańskie (po rodzicach) i kanadyjskie (z racji urodzenia).
            Z opowieści Ala Hendrixa wynika również, że jednym z powodów jego wyjazdu z Vancouver do Seattle, był ewentualny pobór do kanadyjskiego wojska, bowiem kilka miesięcy wcześniej, 1 września 1939 po napaści na Polskę, rozpoczęła się II wojna światowa, a Kanada przystąpiła do koalicji przeciwko hitlerowskim Niemcom. ...Wiedziałem, że mogę zostać wcielony do kanadyjskiej armii. Powiedziałem mamie: 'Na mnie czas', spakowałem się i pojechałem do Victorii - wspominał - Miałem 20 lat, ale nie traktowano mnie jako dorosłego. W Victorii byłem dwa tygodnie, pracowałem jako pucybut. Pojechałem potem do Seattle, chciałem do Nowego Jorku, Chicago lub innego dużego miasta, ale zostałem tam. Kiedy dotarłem do Seattle, miałem w kieszeni 40 dolarów. Nie było to wiele i szybko pieniądze się skończyły. W Seattle mieszkało kilka znajomych rodzin. Matka dała mi list do państwa Clark. Ich syn Jimmy, pływał na statku, pomyślałem, że i ja mógłbym pracować jako marynarz, kucharz lub steward. Ale wtedy, nie było to możliwe... W Seattle mieszkała również pani Harding, kuzynka Louisa Armstronga. ...Zatrzymałem się u niej, robiłem porządki, myłem okna, kosiłem trawę i wyrywałem chwasty - dodawał Al - Dodatkowe pieniądze zarabiałem, porządkując ogród sąsiada pani Harding. Byłem taką złotą rączką, robiąc wszystko, co było tylko można. Zarabiałem wtedy 35 centów za godzinę...
            Wkrótce więc ojciec Jimiego Hendrixa znalazł w Seattle stałą pracę, w nocnym klubie przy ulicy Pike, u jednego z miejscowych właścicieli nocnych lokali, Bena Parisa. Czyścił stoły i sprzątał salę, pracował także jako pucybut oraz kelner. Wkrótce nadarzyła się okazja poprawienia sytuacji materialnej, gdyż trafiła się posada robotnika w miejscowej odlewni. Choć praca była ciężka, to jednak dobrze płatna, mógł więc Al wraz z poznanymi w Vancouver Cristiną i Donaldem Greenami wynająć mieszkanie w porządnej dzielnicy, i w wolnych chwilach chodzić do sal tanecznych.


czwartek, 26 marca 2020

Ciąg dalszy pierwszego tomu

Oto kolejna część pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Przeczytasz ją w kilkadziesiąt sekund.

Piętnastoletni Al (ojciec Jimiego Hendrixa), dzieląc pokój z bratem Frankiem i z sublokatorem Big Billem Crowfordem, pracownikiem kolejowym, jak wielu jego rówieśników, namiętnie słuchał radia, szczególnie programu Midnight Prowl, w którym prezentowano nagrania i występy popularnych orkiestr: Duke'a Ellingtona, Benny'ego Goodmana i Artiego Shawa. To była bardzo atrakcyjna brzmieniowo, synkopowana muzyka, a że Al miał silne poczucie rytmu, więc postanowił, że zostanie tancerzem. Już w dzieciństwie - Gdy odwiedzali nas krewni lub znajomi, mama mówiła: 'Chodź Al, pokaż jak tańczysz'... Zresztą wszyscy w domu stepowali, tańczyli walca, tango, a także indiańskie tańce, które Nora nazwała tańcem Apaczów. Dla Ala, prawdziwym początkiem fascynacji tańcem był charleston, utrzymany w metrum 4/4 o synkopowanym rytmie, modny w latach dwudziestych XX wieku taniec, nazwany od miasta w Południowej Karolinie,55 który ogromną popularność w tamtym czasie i to nie tylko wśród czarnych, ale również białych, zawdzięczał piosence "The Charleston" murzyńskiego pianisty z Harlemu, Jamesa Price Johnsona, zwanego "dziadkiem fortepianu".
            Jeden z pierwszych pianistów Harlemu studiował w klasie fortepianu ucznia Rimskiego-Korsakowa. Pewnie dlatego w latach 30 miał ambicje tworzenia dzieł symfonicznych i quasi-symfonicznych, koncertów, rapsodii oraz symfonicznej suity opartej na temacie "St. Louis Blues". Jego „Harlem Symphony” wykonana została w 1937 jako balet w Lafayette Theatre w Harlemie. James P. Johnson Był również bardzo cenionym akompaniatorem m.in. Ethel Waters oraz Bessie Smith (tej drugiej w takich nagraniach, jak: „Preachin’ The Blues” i „Backwater Blues”). W Nowym Jorku naśladował początkowo Eubie Blake’a i Luckey’a Robertsona, ale niebawem postanowił pójść własną drogą, kształtując swój styl grą w ciemnym pomieszczeniu, aby „czuć” klawiaturę, kładł też na klawisze cienki kawał jedwabiu. Dzięki temu dysponował niesamowitą techniką, której zazdrościli mu wszyscy ówcześni pianiści. Od 1916 roku Johnson nagrywał swoje utwory na rolki do pianoli, zanim zaczęto rejestrować jazz na płytach. Jego „Carolina Shout” stała się ona wzorem i inspiracją dla wielu pianistów. Na niej uczył się młody Duke Ellington – Każdy chciał brzmieć jak „Carolina Shout”, utrwalony na fortepianie przez Jimmy’ego. Ja zagrałem tak jak on dopiero wtedy, kiedy udało mi się rolkę puścić powoli… W 1923 roku J.P. Johnson odbył tournee po Europie z rewią „Plantation Days”, pisał też popularne piosenki. Przez ostatnie lata życia był sparaliżowany, zaniemówił. Zmarł 17 listopada 1955 r.
            W 1936 roku (lub w 1938) do Vancouver na koncert przybył big band Duke’a Ellingtona. Al chciał dostać się do słynnego lidera, aby dostać autograf, ale jak wspominał - Wokół niego tłoczyło się mnóstwo ludzi z kartkami papieru i piórami w rękach, a on wyglądał na straszliwie zmęczonego. Zrobiło mi się go żal...
            Wówczas w Vancouver odbył się także konkurs taneczny. Na początku lat dwudziestych ub. stulecia, Ameryka oszalała na punkcie spopularyzowanego przez Caba Calloway'a swingowego tańca jitterbuga, niezwykle widowiskowego, wymagającego wręcz cyrkowych umiejętności. Al wtedy bardzo chętnie i z wielkim wyczuciem wywijał jego figury na parkiecie. Tak się też stało wtedy, a dodatkową motywacją do występu była cenna nagroda, jak wspominał Al - Wynosiła sto dolarów... Zgłosił się więc do konkursu wraz z Busterem Keelingiem oraz Dorothy King i Almą. Wypadało po 25 dolarów na każdego, trzeba było tylko wygrać. Niestety najlepszą okazała się grupa, którą, jak opowiadał później Al – muzycy big bandu przywieźli ze sobą z Los Angeles...


środa, 25 marca 2020

Część 2 - Tom I Część I Seattle Rozdział 1


Poniżej ciąg dalszy pierwszego rozdziału, pierwszej części, pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", pierwszej i jak na razie jedynej polskiej biografii gitarzysty wszech czasów.

(Norze i Rossowi) Hendrixom urodziło się czworo dzieci: Leon Marshall w 1913, Patrycja w 1914, Frank w 1918, a 10 czerwca 1919 roku na świat przyszedł James Allen Ross Hendrix, nazywany przez matkę „Allie”, przyszły ojciec Jimiego Hendrixa, który wyjaśniał - Imię Allen było po rodzinie mojej babci, pani Willliams, Ross to na pamiątkę po ojcu. I chociaż na pierwsze imię miałem James, wszyscy mówili na mnie Al lub Allen. Kiedy spytałem mamę dlaczego, odparła, że nasi sąsiedzi, państwo Clark, mieli syna Jimmy'ego, nie chciano więc nas pomylić... Rodzina Hendrixów mieszkała w Vancouver w Strathcona, gdzie głównie osiedlali się emigranci, ale dzielnica - była również centrum nielegalnego wyrobu alkoholu i prostytucji, zwanym przez miejscowych "milą kwadratową grzechu"... Rodzice zaciągnęli kredyt w banku na kupno niewielkiego domku przy ulicy Triumph pod numerem 2225, blisko zatoki, którą zresztą widać było z okien; w nich zawsze stały doniczki z kwiatami. Zimą dom opalany był przez piec na drewno.
            ...Urodziłem się i dorastałem Vancouver, jako najmłodsze dziecko - wspominał Al - Moja siostra miała na imię Patrycja, moimi braćmi byli Leon Marshall i Frank, który później ożenił się z Pearl. Miał z nią syna i córkę... Chcąc utrzymać sześcioosobową rodzinę, Ross Hendrix pracował całymi dniami, jak wspominał Al - Wstawał koło siódmej rano, wszyscy całowaliśmy go na pożegnanie, a potem, do wieczora, do siódmej lub ósmej, czekaliśmy na jego powrót i razem jedliśmy kolację... Nie pamiętam, by mój tata pił alkohol, za to moja mama lubiła czasem wypić wino, które sama robiła w wielkim garnku w kuchni, przyprawiając je mniszkiem lekarskim. To były czasy prohibicji i przez granicę przemycano alkohol do USA...
            W chwili urodzenia Al miał podobno po sześć palców u obu rąk, co jego matka uznawała za złą wróżbę. Lekarz obciął więc niemowlakowi te dodatkowe palce, które później odrosły, choć już jedynie w szczątkowej postaci. ...Al czasami straszył kolegów Jimiego, pokazując im swoje dodatkowe niewykształcone palce, w których widać było nawet małe paznokcie  - zanotował Charles Cross.
            W 1932 zmarł Leon najstarszy syn Nory i Rossa Hendrixów.  ...Był bardzo utalentowany. Ojciec dawał mu lekcje gry na skrzypcach i fortepianie. Ja też trochę brzdąkałem na fortepianie, ze słuchu. Matka i siostra także grały. W domu zawsze otaczała nas muzyka, dużo śpiewaliśmy, matka miała piękny głos. Nie mieliśmy odbiornika radiowego ani, co oczywiste, telewizora. Chciałem chodzić na lekcje muzyki, ale Leon był pierworodnym synem, oczkiem w głowie mojego ojca, więc to on dostał tę szansę – wspominał ojciec Jimiego – Chciałem także uczyć się grać na gitarze, lecz miałem zbyt duże palce, no a poza tym nie mieliśmy gitary... Al opowiadał, że muzyka zawsze istniała w ich domu - Około Bożego Narodzenia słuchaliśmy chórów śpiewających kolędy w domach towarowych, a w domu śpiewaliśmy "Swing Low, Sweet Chariot" i inne spiritualsy (czyli pieśni religijne - przyp. aut.). Tata śpiewał w chórze kościelnym. Nawet nie wiem, czy był barytonem czy tenorem, bo nigdy nie słyszałem, jak w domu śpiewa sam... W domu był gramofon i sterta płyt na 78 obrotów, które kupowali rodzice i Leon, wśród nich, jak zapamiętał Al, były m.in.  “I’ll Be Glad When You’re Dead, You Rascal You” Louisa Armstronga, "Lone Ranger Theme", trochę klasyki i sporo płyt bluesowych - Leon często przy nich śpiewał razem z mamą, która mówiła do niego: 'Zagraj mi tę starą bluesową piosenkę'... Stało się więc naturalne, że Al również został fanem bluesa.
            …Murzyni stworzyli bluesa, bo próbowali – lecz nie powiodło im się – naśladować muzykę europejską. Początki jazzu można wywieść z zakończenia wojny secesyjnej, gdy rozpuszczono armię konfederatów. Po wsiach pełno było wtedy instrumentów porzuconych przez orkiestry konfederackie: trąbek, puzonów i klarnetów, które stały się instrumentami jazzowymi. Murzyni z Południa zebrali je i usiłowali grać muzykę europejską, ale nie udawało im się tego zrobić jak należy. Brakowało im wykształcenia i swój sposób gry zawdzięczali samodzielnym próbom opanowania sztuki gry na tych instrumentach. Kiedy zaczęli tworzyć swoje małe zespoły, starali się uzyskać brzmienie, jakie znali i słyszeli w wykonaniu orkiestr wojskowych, ale nie potrafili go osiągnąć. Dlatego początkowo biali ludzie nie chcieli słuchać jazzu – ich uszy były przyzwyczajone do czegoś innego...
            Jeden z sąsiadów Hendrixów w Vancouver, stary pan Simms, grał na gitarze. ..Wujek Joe i jego partner, pan Fuller, grali na skrzypcach - opowiadał Al - Spotykali się czasem z panem Simmsem, aby razem pomuzykować... Na skrzypcach grał też Leon, który, jak dodawał Al - Miał duże dłonie i długie, delikatne palce. Takie same miał Jimi. W domu było też pianino, mama trochę grała. Leon też, i był w tym bardzo dobry, ponieważ ojciec opłacał nauczyciela dla niego i dla siostry. Leon czytał nuty i miał własny styl, przypominał boogie-woogie.... W biografii Jimiego, David Henderson twierdził, że w latach dwudziestych XX wieku, Leon grał jazz, był też doskonałym tancerzem, bardzo popularnym wśród miejscowych dziewcząt. …Kiedy zmarł Leon byłem zrozpaczony – uzupełniał Al, pewnie nie tylko dlatego, że stracił ukochanego brata, z którym wiele go łączyło, ale też z powodu okoliczności jego zgonu. Leon cierpiał na bóle brzucha, domowa kuracja przy pomocy oleju rycynowego, okazała się nieskuteczna, a wręcz mu zaszkodziła, bowiem kiedy wreszcie wezwano lekarza, rozpoznał on przyczynę bólu, zapalenie otrzewnej spowodowane perforacją wyrostka robaczkowego. Niestety na pomoc było już za późno. Leon zmarł w drodze do szpitala.          
            Pierwsza śmierć w rodzinie Hendrixów, mocno odbiła się na zdrowiu seniora rodu. Bertran Ross Hendrix zmarł dwa lata później. W Leonie pokładał wielkie nadzieje, nic więc dziwnego, że - jego serce nie wytrzymało - wspominał Al, który właśnie wtedy zakończył swoją edukację, na siódmej klasie szkoły powszechnej. Był raczej gościem w szkole, niż sumiennym uczniem, chociaż zdawał sobie sprawę, że bez wykształcenia jego szanse na znalezienie dobrej pracy są znikome. ...Nauka - jak twierdził po latach - nie wchodziła mi do głowy...
            Po śmierci męża Nora nie dała rady utrzymać trójki dzieci, każde z nich więc próbowało jej pomóc i cokolwiek dorobić. Dzieciaki z okolicy zbierały butelki po piwie i mleku i zanosiły do punktu skupu. ...Mój starszy brat nauczył mnie jak przy pomocy magnesu zbierać metalowe rzeczy, a także mosiądz, aluminium i miedź - opowiadał Al - Zbieraliśmy też drewno na opał... Jednak to wszystko na wiele się nie zdało i rodzina Hendrixów znalazła się na skraju ubóstwa, została wiec objęta zasiłkiem socjalnym. ...Musieliśmy sprzedać pianino - zapamiętał Al. Przepadł też dom nad zatoką, matki nie stać było na płacenie miesięcznie rat w wysokości tysiąca dolarów. Trzeba było przeprowadzić się do rudery przy East Georgia Street 827. Al opowiadał, że wtedy jego matka - Wyszła za mąż za jakiegoś czarnego faceta, nie pamiętam jak się nazywał… (nazywał się podobno Monroe - przyp. aut.) i pracowała w pralni, w kuchennej restauracji, przyrządzając sałatki i kurczaki. 


Jutro następny fragment. Zapraszam. 



wtorek, 24 marca 2020

Szaman Rocka - Tom 1 Część I Rozdział 1: przodkowie Jimiego Hendrixa


Dzisiaj następny odcinek pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" - jedynej polskiej biografii gitarzysty wszech czasów. Tom pierwszy składa się z czterech części. Pierwsza z nich - nazwana Seattle, opisuje historię rodziców Jimiego: ojca Ala i matki Lucille (także w Vancouver, w Kanadzie, skąd Al Hendrix pochodził i gdzie została jego matka, babcia Jimiego) oraz obejmuje czasy dzieciństwa, młodości, pierwszych fascynacji małego chłopaka muzyką odbieranej przy pomocy fal radiowych i z gramofonu ojca a także pierwszych prób gry na gitarze, występów w kilku miejscowych zespołach aż do wyjazdu z rodzinnego miasta do wojska.
A zatem pierwszy fragment pierwszego rozdziału, o przodkach Jimiego Hendrixa i Vancouver. Zapraszam do przeczytania.


Po oszałamiającym debiucie w Wielkiej Brytanii jesienią 1966 roku, Jimiego Hendrixa nazwano z emfazą, może nieco żartobliwie, na pewno też z rasistowskim odcieniem „Człowiekiem z Borneo”, „Dzikusem Popu” bądź „Szamanem Rocka”. Wówczas też, niektóre brytyjskie gazety pisały jego imię jako „Jim”, zaś nazwisko jako „Hendrick”. Co do imienia, to był ewidentny błąd, co zaś do nazwiska, pewnie był to przypadek, gdyż trudno podejrzewać, żeby dziennikarze znali wtedy prawdziwą historię Jimiego. Tak na marginesie, pracując nad tą jego biografią, starając się zweryfikować wiele faktów, wyprostować sporo mitów i legend, korzystając z tysięcy stron zapisanych w książkach i magazynach, wypowiedzianych w materiałach wizyjnych i materiałach audio, nie raz miałem wątpliwości, czy tę prawdziwą historię Jimiego Hendrixa ktoś kiedykolwiek naprawdę pozna? Sam Jimi często bowiem zmieniał opowieści dotyczące rodziny i swego dzieciństwa, a różni autorzy jego bardzo różnych zresztą biografii, starali się fakty powszechnie znane i dostępne zmieszać z historyjkami mniej lub bardziej prawdopodobnymi, czy jednak prawdziwymi. Wątpliwości istnieją, choć starałem się jak najbardziej je rozwikłać. 
            Powracając zaś do nazwiska Hendrick (lub Hendricks). Podobno takiej pisowni używała w dalekiej przeszłości jego rodzina, dopóki dziadek ze strony ojca, Bertran Philander Ross Hendrick, w 1912 roku nie skrócił nazwiska na Hendrix. …Niewiele wiem o rodzinie ojca – zanotował Al Hendrix, ojciec Jimiego – Wiem tylko, że urodził się w Urbana City, małej miejscowości w stanie Ohio, gdzie  mieszkało sporo Hendrixów, cały klan. Miałem w wojsku kolegę, który stamtąd pochodził. Trudno było znaleźć na mapie to miejsce. Ojciec był tam żonaty, ale nie wiem, czy się rozwiedli. Pamiętam, jak opowiadał, że był policjantem w Chicago...
            Jak wynika z przechowywanych długo w rodzinnym domu dokumentów rodzinnych, z których korzystał Tony Brown pisząc swoją "Jimi Hendrix. A Visual Documentary – His Life, Loves And Music”, w której sięgnął do jego przodków, aż do wieku XVIII,  dziadek Jimiego, czyli wspomniany Bertran Philander Ross Hendrick, przyszedł na świat we wtorek 11 kwietnia 1866, czyli rok po zakończeniu wojny secesyjnej. Jego matka, Fanny (ur. 1852), Indianka czystej krwi z plemienia Czirokezów, zamężna z Jeffersonem Hendricksem, była służącą u Bertrana Philandera Rossa, bogatego właściciela ziemskiego (jego majątek w 1870 roku wyceniano na 135 tysięcy dolarów). Jak przypuszczają niektórzy biografowie Jimiego, Fanny Moore została prawdopodobnie uwiedziona lub zgwałcona przez swego pana. W Urbana City wszyscy wiedzieli kto jest ojcem dziecka. Fanny, albo chciała się zemścić, albo to jeszcze podkreślić - w nadziei, że ten będzie łożył na dziecko, co jednak nigdy nie nastąpiło... dała więc synowi imiona po białym swoim byłym właścicielu. Fanny miała wtedy prawie 40 lat i syna wychowywała samotnie, klepiąc biedę, gdyż mimo, że po dziewiątym kwietnia 1865 r., po zakończeniu wojny secesyjnej, rząd federalny zniósł niewolnictwo i wyzwolonym Murzynom obiecał przydział 10 akrów ziemi na własność, sytuacja "czarnych", wcale się nie poprawiła. Byli niewolnicy, albo pozostali na tamtych terenach i pracowali za grosze, albo też uciekali na północ.
            W stanach południowych segregację rasową podtrzymywał Ku Klux Klan. Organizacja założona w 1865 roku w mieście Pulaski przez sześciu weteranów armii Konfederatów miała pierwotnie pomagać wdowom oraz sierotom po zabitych w wojnie domowej żołnierzach Południa. Z roku na rok Ku Klux Klan rósł w siłę i w 1869 roku mając ponad pół miliona członków, skupił się na zatrzymaniu na Południu byłych niewolników, terrorem zmuszając ich do posłuszeństwa. Wprowadzone prawa Jima Crowa (od tytułu piosenki "Jump Jim Crow" prezentowanej w programach minstreli przez białego showmana Thomasa D. Rice'a), miały za zadanie nie tylko ograniczenie praw byłych murzyńskich niewolników, ale też pogłębianie separacji między białą, a czarną ludnością na Południu USA. Ohio, formalnie należało do związku dziewiętnastu stanów północnych, czyli Unii, ale i tam przez kolejne dziesiątki lat panowała segregacja rasowa. Ross Hendrick, był w młodości świadkiem linczu, skorzystał więc z najbliższej okazji, aby jak najdalej uciec - na północ. ...Gdzieś po drodze się ożenił - zanotował Harry Shapiro - a w Chicago znalazł pracę jako policjant... Któregoś dnia po służbie wszedł na przedstawienie do jednego z miejscowych teatrzyków. Wystawiano tam murzyński musical „Darktown Follies”, znany choćby z pieśni „Ballin’ the Jack”. ...Szefem zespołu był pan Cohen - opowiadał Al Hendrix - podróżowali z miasta do miasta, przedstawiając  skecze i fragmenty "Chorus Line", takie sobie zwykłe czarne rozrywki... (Niektórzy biografowie podają, i to mimo zaprzeczeń Ala Hendrixa, że babka Jimiego brała udział w przedstawieniach minstreli. Warto jednak dodać, że w widowiskach minstreli brali wtedy udział wyłącznie biali aktorzy, udający i naśladujący Murzynów, z twarzami poczernionymi korkiem, ubrani w pasiaste koszule, białe spodnie i niebieskie fraki, śpiewając murzyńskie piosenki i przekomarzający się na scenie. Gatunek ten, nazwany "minstrel-show" stworzył w 1843 roku Dan Emmett, twórca pieśni "Dixie", kierownik zespołu teatralnego "Virginia Minstrels").
            Ross Hendrick porzucił wówczas służbę w policji i pozostał w teatrze na wiele miesięcy. Powód był prozaiczny - zakochał się w jednej z tańczących tam chórzystek. Nazywała się Nora Moore i, jak wspominał Al Hendrix - była naprawdę piękna - jej rysy można znaleźć w twarzy Jimiego... Aby być bliżej ukochanej, Ross podjął pracę maszynisty sceny. Wkrótce zresztą wzięli ślub. …Matka była młodsza od ojca, urodziła się w Tennessee, dorastała w Georgii. Jej ojciec, Robert Moore, był Anglikiem lub Irlandczykiem. Matka opowiadała mi często, jak jej ojciec śpiewał w domu jakieś irlandzkie piosenki – dodawał Al – Matka mojej matki miała na imię Sammie (Fanny), była czystej krwi Indianką z plemienia Czirokezów…
            Czirokezi (Indianie Cherokee), czyli “Prawdziwi Ludzie”, jak ich nazywano, według legendy, przybyli na Ziemię prosto z Nieba. Objęli rejon Ameryki Północnej nazywany Southern Allegheny oraz Great Smoky Mountains, a także tereny Wirginii, Północnej i Południowej Karoliny, Georgii, Tennessee i Alabamy. Fanny, córka jednego z wodzów Czirokezów w Georgii poślubiła Irlandczyka o nazwisku Moore. Z tego związku najpierw narodził się syn Robert, a 19 listopada 1883 roku, na świat przyszła córka, przyszła babka Jimiego Hendrixa - Zenora Rose Moore, którą nazywano Norą. Jak wspominał Al - Moja matka urodziła się w Georgii, a dorastała w Tennessee...
            W 1911 roku, lub jak podaje Charles Cross w 1909, teatralna trupa udała się w trasę Alaska - Jukon i trafiła do Seattle, gdzie odbywała się wystawa Alaska-Yukon-Pacific. Niestety na przedstawienia przychodziło coraz mniej widzów, zespół więc z dnia na dzień rozwiązano.  ..Pan Cohen powiedział do mojego ojca: 'Mam przyjaciela w Kolumbii Brytyjskiej. Spróbujcie tam'... Zatem Nora i Ross Hendrixowie pojechali autostradą nr 5 wzdłuż kanadyjskiej granicy i w 1912 osiedlili się w Vancouver.
            ...W Kanadzie  szybko (w 1922 roku) dostali obywatelstwo - wspominał ojciec Jimiego - W biznesie estradowym pozostała jedynie siostra mojej matki, która na scenie używała nazwiska Belle Lamarr. Oni zawsze uważali, że to wspaniały pseudonim... W Vancouver Bertran szybko znalazł pracę najpierw służącego, potem robotnika, czyściciela toalet. Po 1922 r., zatrudniono go jako pomocnika do noszenia sprzętu w miejscowym Quilchena Golf Club, choć jak pamiętał Al – Moi rodzice (nadal) działali w show-businessie. Mama śpiewała w chórze, pamiętam jak zabierała mnie i mojego brata Leona na lekcje tańca... Al i jego brat Frank, po matce odziedziczyli zainteresowanie muzyką i tańcem, a z czasem taniec stał się pasją ojca Jimiego. ..Specjalizował się w tap dancing, jitterbugu oraz solowych improwizacjach - zanotowała Sharon Lawrence.




poniedziałek, 23 marca 2020

Tom pierwszy od początku


Po dość długim okresie milczenia i braku nowych postów, w obecnej, znanej wszystkim sytuacji, postanowiłem opublikować cały tom pierwszy książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Jego nakład został wyczerpany, więc będzie to być może okazja dla tych, których interesuje, bądź zainteresuje życie tego muzyka oraz czasy i miejsca, w jakich działał. Tom pierwszy wydrukowano na 550 stronach, z mnóstwem czarno-białych zdjęć oraz kolorową wkładką. Niestety w postach znajdzie się tylko tekst (dla uproszczenia bez indeksów przypisów). Mógłbym oczywiście wybrać (tak jak to robiłem dużo wcześniej) niektóre tylko fragmenty, musiałbym jednak nad nimi pracować, dokonując choćby skrótów, co w obecnej sytuacji - pracy nad trzecim tomem - wydaje mi się niemożliwe. Zatem poznają państwo fragmenty, krótsze lub dłuższe, w takiej postaci, w jakiej ukazały się w tomie pierwszym.
Życzę miłej lektury.

Motto
Jack Bruce – Lata 60 stały się już czymś mitycznym – jak lata 20 lub lata 40. Związek z tą epoką to już w tej chwili powód do sławy. Ale pamiętaj, że lata 60 to też wiele okropnych rzeczy. Mam na myśli muzykę, mówię tylko o tym. W tym czasie powstało mnóstwo beznadziejnej muzyki…


1. Wstęp

...Jimi Hendrix był czarodziejem o wielu obliczach i fascynujących ideach, człowiekiem, którego gra promieniowała wizjonerstwem; ogrom jego inwencji wzbogacał nie tylko scenę muzyczną, ale również świadomość jego słuchaczy. Wśród instrumentalistów chyba to on był geniuszem ery rocka w latach sześćdziesiątych - napisał Joachim Ernst Berendt, znany niemiecki krytyk jazzowy i autor wielu książek muzycznych. 
            Pisano o Jimim, używając określeń - „Czarny Elvis”, „Segovia Elektrycznej Gitary”, „Twórca Kosmicznej Sztuki”.
            Kim był? Na ten temat pisało wielu ludzi, spod różnych szerokości geograficznych. Tacy, którzy Go poznali osobiście albo drobiazgowo poznali Jego artystyczną spuściznę. Są biografie Hendrixa mniej i bardziej kompletne, książki mniej lub bardziej prawdziwe. Równie wiele napisano o jego życiu jak i o jego śmierci. On sam, o sobie i swoim życiu, mówił niezbyt wiele i raczej niechętnie. …Był raczej nieśmiały, a jeśli go o coś zapytano, odpowiadał bardzo miłym, łagodnym głosem – wspominał Alan Di Perna. A jednak w książkach, czasopismach, na filmach, płytach analogowych, kompaktowych oraz w materiałach wizyjnych, filmach DVD, pozostało mnóstwo śladów, z których starałem się wydobyć tyle, żeby, opisując życie i twórczość Jimiego, jak najbardziej zbliżyć się do prawdy i pokazać kim Jimi Hendrix był naprawdę, jak wyglądało jego życie i co po sobie pozostawił.
            Być może ta biografia, podzielona na kolejne etapy w jego (i nie tylko jego) życiu, będzie od tamtych, wcześniejszych prac, inna. Czy lepsza, ocenią to państwo sami. Mam tylko nadzieję, że biografia ta przyda się nie tylko fanom genialnego i legendarnego muzyka lecz także i tym, którzy chcą wiedzieć więcej, poznać przyczyny i skutki, zorientować się co z czego powstało i na co miało wpływ, jednym słowem przyda się tym, których interesuje historia muzyki rockowej, czasem pogardliwie zwanej rozrywkową lub popularną, muzyką wyrosłą na gruncie bluesa, soulu, jazzu, country i rock’n’rolla, czyli, jak to się określa -  „American Roots Of Music”.