Dzisiaj z tomu drugiego książki "Jimi
Hendrix Szaman Rocka" o jesiennej trasie jego tria w 1967 roku,
kiedy towarzyszyły mu zespoły: „The Move”, „Amen Corner”, "Pink
Floyd" (jeszcze z Sydem Barrettem), „Eire Apparent”, grupa „Outer Limits”
oraz "The Nice".
Perkusista "Pink Floyd"
Nick Mason wspominał - Była to wspaniała
okazja, by obejrzeć w akcji samego Hendrixa, jak również spędzić trochę czasu w
towarzystwie innych muzyków, których również podziwialiśmy. Ta wspólna trasa
przebiegała według ściśle zaplanowanego programu. Podstawowym założeniem
promotora była pełna satysfakcja fanów Jimiego oraz to, by niezależnie od
okoliczności jego występ odbył się o wyznaczonej godzinie. Abyśmy w związku z
tym nie przekroczyli przypadkiem ośmiu minut, które zostały nam dane, w
kulisach zawsze stał człowiek wyposażony w stoper. Andrew pamięta to do dziś –
jeśli przekroczylibyśmy czas o trzydzieści sekund, czekałoby nas surowe
ostrzeżenie. Jeśli zdarzyłoby się to po raz drugi, wylatywaliśmy z program. Dlatego
dłuższe utwory w rodzaju „Interstellar
Overdrive” musiały zostać mocno
skrócone... Każdy z wykonawców miał ściśle określony czas występu, co z
uwagi na ich ilość oraz na dwa koncerty dziennie, było raczej zrozumiałe. Trio
"JHE" miało do zagospodarowania 40 minut, "The Move" (w
składzie z Roy'em Woodem i Jeffem Lynnem), występujące przed nim - 30, a "Pink Floyd"
15 do 20 minut, co pozwoliło na odegranie tylko trzech "kawałków" i
to nie w całości - obok wspomnianego "Interstellar
Overdrive" była to też inna kompozycja w duchu science-fiction “Set The Controls For The Heart Of The
Sun”, ale i tak większość fanów skonsternowana słuchała zespołu, ponieważ
przyszła tam dla Hendrixa. Noel Redding – Publiczność
różnie na nich reagowała… Lemmy, który był wtedy technicznym "Jimi
Hendrix Experience" - Nie było to
głupie, bo nikt nie miał czasu zanudzić publiki. Wszyscy grali największe
przeboje. Bang, bang, bang. Hit za hitem. Świetna zabawa... Kathy - Byli wspaniałymi ludźmi, ale muzyka żadnego
z tych zespołów nie była w typie Jimiego. Żaden album "Pink Floyd" nie
znalazł się w naszej kolekcji płyt. Jimi lubił "Amen Corner", byli w
tym czasie trochę bluesowi... Mitch - W
pewnym sensie trasa była bardziej absurdalna niż nasza poprzednia, ponieważ teraz
dla żadnego z zespołów nie było wystarczająco dużo czasu na przedstawienie
swojego materiału. W sumie dobra zabawa stała się obłędem... Dodam, że
"Pink Floyd" - miał wtedy już dwa single w Top 20, "The Move"
trzy w Top 10, a
"JHE" cztery (trzy w Top 10, ostatni "Burning Of The Midnight Lamp" w Top 20).
Ten powyższy fragment nasunął mi
się po wczorajszym koncercie w Kinoteatrze Adria w Bydgoszczy "The
Wall Show". Zespół nazwany "The Echoes Project" wykonał
utwory z legendarnego albumu - "The
Wall". To była już znacznie dojrzalsza, bogatsza, świetnie
zaaranżowana muzyka "Floydów", kapitalnie wykonana przez młodych
muzyków i fantastycznie zilustrowana bardzo ciekawym filmem "Polska
droga do wolności". Po październikowym koncercie w Kinoteatrze, na
"Bydgoszcz Wall Show" byłem po raz drugi, słuchałem i oglądałem z
zaciekawieniem i fascynacją, po raz drugi ogromnie zadowolony, tak zresztą jak
cała sala, która nagrodziła wykonawców gorącymi brawami i "standing
ovation". Nie wymieniam wszystkich wykonawców, choć pewnie powinienem, bo
każdy z nich zasłużył na uznanie, podam tylko, że cały projekt jest zasługą Jarosława
Kuropatwińskiego, bydgoskiego adwokata, świetnego gitarzysty, honorowego
konsula Niemiec i twórcy filmu, towarzyszącego muzyce ze "Ściany". Jeśli dotrze do Was informacja o następnym "Bydgoszcz
The Wall Show", nie zastanawiajcie się ani chwili, to wręcz
trzeba, zobaczyć i warto tego posłuchać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz