poniedziałek, 30 września 2019

Jimi Hendrix w Los Angeles


Dzisiaj powracam do tomu drugiego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Krótki fragment z części drugiej (Rozdział 5). 
Los Angeles - to miasto, w którym Jimi Hendrix bywał często.Poniższy fragment dotyczy lata 1967 roku, podczas pierwszego pobytu "Jimi Hendrix Experience" w USA, po występach na festiwalu Monterey oraz w Fillmore w San Francisco.
Po San Francisco pierwsze propozycje złożył "JHE" promotor z North West Tom Hulett, który zespołowi załatwił występ 1 lipca w Santa Barbara na Earl Warren Showgrounds oraz następnego dnia w klubie Whisky A Go-Go w Los Angeles. Co do koncertów to na razie było wszystko. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, co "kombinuje" Michael Jeffery. Będąc w "Mieście Aniołów" Hendrix chciał wykorzystać czas, aby popracować nad utworem, którego zalążki powstały już w Olympic. Eric Burdon zaproponował miejscowe studio. David Henderson podał Houston, ale rację ma chyba Tony Brown pisząc o studiu TTG w Hollywood (North McCadden 1441), którego właścicielami byli Tom Hidley i Amnon "Amni" Hadani. Nagrywali w nim m.in. Frank Zappa ("Freak Out" oraz z "Mothers Of Invention" - "Absolutely Free"), a także Burdon z "Animalsami" ("Animalism" w lipcu 1966 i "Winds Of Change" w 1967 roku). 28 czerwca od 13:00 do 21:00 Jimi, Mitch i Noel nagrywają tu, jak wspomniał ten ostatni - Jeden numer... Jimi - Zaintrygował mnie pomysł zagrania na dwunastu strunach przy użyciu pedału Wah-Wah, wynikiem czego był wstęp do "Burning Of The Midnight Lamp"... Sesja w studiu przeciągnie się aż do 30 czerwca. Noel - Spędzając trzy dni w studiach TTG w Los Angeles, rozpoczęliśmy nagrywanie naszej drugiej płyty. Projekt okładki powstawał w Londynie... Basista "JHE" niezbyt zapamiętał tamte nagrania w Los Angeles, gdyż w tym samym fragmencie autobiografii “Czy jesteś doświadczony - prawdziwa historia Jimi Hendrix Experience”, napisał również o sesjach do albumu w Londynie i Nowym Jorku - Jimiego całkowicie pochłonęła strona produkcyjna, a dla mnie nie było w tym nic interesującego. Byłem znudzony powtórkami ciągnącymi się godzinami, kiedy oni czepiali się najmniejszych detali. Jeżeli były potrzebne jakieś efekty specjalne to technicy, Eddie Kramer (z Olympic) i Gary Kellgren (w Stanach) wysyłali nas na godzinę do pubu, a sami dokonywali poprawek. Najbardziej praktycznym wykorzystaniem tego czasu było dla mnie granie na moim nowym Gibsonie. Pracowałem także nad techniką i stylem... W Hollywood powstała także znaczna część utworu na stronę "B" czwartego singla tria "JHE" - “The Stars That Play With Laughing Sam’s Dice”, w którego nagraniu wzięła też grupa "przyjaciół" z Devon Wilson, na czele (o niej nieco dalej). Jimi, choć w czerwcu 1967 roku nie był zadowolony z brzmienia i możliwości studia TTG, powróci do niego w październiku 1968 roku, nagra sesję z Jackiem Brucem oraz ze swoim "Experience". W sierpniu 1971 roku, z materiału nagranego w tym samym studiu, złożony zostanie album "Rainbow Bridge".



niedziela, 29 września 2019

Cafe Wha?


Dziś powracam do tomu pierwszego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka".
Wiosną 1966 roku Hendrix trafił w Nowym Jorku do dzielnicy Greenwich Village, gdzie była kawiarnia Cafe Wha?
Dla turystów oraz dla tych, którzy w 1966 roku z bliska chcieliby usłyszeć jakąś autentyczną muzykę lub poezję, MacDougal jest główną ulicą w Greenwich Village. Poniżej Washington Square Park, gdzie przecinają się MacDougal i West 3rd Street, zaczynał się dla nich szlak prowadzący przez Bleecker Street do La Guarda Place i południowej części kampusu mieszkalnego Uniwersytetu Nowojorskiego. Szlak, przy którym w kawiarniach, klubach i restauracjach, można było się napić, coś zjeść, posłuchać muzyki i zobaczyć znane osobistości kultury. Wśród wielu kawiarni, klubów i sklepów odwiedzanych wówczas przez wielkie tłumy, na rogu McDougal i Minetta Lane, w suterenie najbardziej uczęszczanego gmachu przy MacDougal Street 115, znajdowała się (i do dziś znajduje) - Cafe Wha?, jak zanotował Robert Shelton, kronikarz Dylana - W tym czasie jedno z najgorętszych miejsc...
W 1966 roku, jest to już miejsce, w którym zobaczyć można bardzo różne artystyczne prezentacje. Jak zapamiętał Dylan - Dzienny program artystyczny Cafe Wha? to było istne mydło i powidło: komik, brzuchomówca, zespół grający na stalowych bębnach, poeta, facet udający kobietę, duet śpiewający szlagiery z Broadway’u, magik z królikiem w kapeluszu, hipnotyzer w turbanie, człowiek strojący miny – występował tu każdy, kto chciał się przebić… Ciemność wnętrza kawiarni rozjaśniają wtedy tylko zapalone świece ustawione na stołach w niebieskich szklanych pojemnikach, a widzowie są raczej tolerancyjni i wyrozumiali dla artystów, jak zauważył David Henderson - łatwo wybaczając im ewentualne potknięcia... Bo też może tu bowiem wystąpić każdy, kto ma odwagę wstać od stolika i wejść na scenę. Jednym słowem, mogą to być absolutni debiutanci. ...Każdy mógł wyjść na scenę i spróbować swoich sił - dodawała Janice Hargrove, wówczas kelnerka w klubie - większość grała, powiedzmy, tak sobie... Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli zostaną przez widzów i menedżera dobrze przyjęci, mogą otrzymać angaż na najbliższy wieczór i wystąpić już za pieniądze, raczej wtedy niewielkie, bo ceny w klubie nie są wygórowane, a poza tym, przy jednym posiłku, jednym drinku, czy samej kawie można było spędzić tu cały wieczór. Zwykle, jak napisał Charles Cross - Kupowano "zielonego tygrysa" za 70 centów, czyli wodę sodową z limonką... Jedynie w weekendy za wstęp do klubu trzeba było zapłacić dolara. Portier Tex, stając wtedy w drzwiach Café Wha? zaprasza do wejścia przechodzących ulicą turystów. Klientów zaś stanowią ci, co przychodzą w tygodniu, aby posłuchać, a może też odkryć młode talenty oraz przede wszystkim turyści, tacy, co nie mają zbyt wiele pieniędzy na wejście do bardziej ekskluzywnych i co oczywiste droższych miejsc, typu Figaro, czy Fat Black Pussycat, gdzie można przysłuchać się intelektualnym dyskusjom znanych artystów i poetów, a po pobycie w Village, chcieliby się tym przed znajomymi pochwalić. Richie Havens opowiadał, że - Cafe Wha? to było jedno z niewielu miejsc nastawionych na zarobek, wyciąganie pieniędzy z kieszeni ludzi, zwłaszcza turystów. Już w godzinach popołudniowych napływały tłumy, a po północy było pełno. To miejsce omijało naprawdę niewielu turystów... I właśnie o różnorodne atrakcje dla turystów i łowców talentów dba właściciel Wha? Manny Roth, regularnie udostępniając małą scenę klubową młodym wykonawcom.

Więcej w tomie pierwszym książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" - Część IV: Rozdział 14.
Tom pierwszy (jest jeszcze kilka egzemplarzy) oraz drugi niebawem można będzie zamówić - pajak.book@gmail.com



sobota, 28 września 2019

Zoot Money


Dzisiaj krótko o pierwszym spotkaniu Jimiego Hendrixa z muzykami brytyjskimi w Londynie, tuż po przylocie ze Stanów Zjednoczonych 24 września 1966, w domu Zoota Money'a. (Tom 2 - Część I: Rozdział 1).
...Na tym domu powinna znaleźć się tablica z nazwiskami tych, którzy w latach sześćdziesiątych się tam znaleźli. Nocowało tu wielu ludzi z showbiznesu z Londynu. Zjawiali się po występach w klubach i pozostawali do piątej lub szóstej rano - opowiadał jeden z mieszkańców tego domu Andy Summers, który dekadę później zasłynie jako gitarzysta grupy "The Police". Dołączył do grupy Zoota Money'a w lutym 1964 roku w Bournemouth. ...Było tam miejsce, w którym grali wszyscy, nazywało się Downstairs Club, znaliśmy się wszyscy - wspominał Summers - Całe dnie leżeliśmy na plaży, a wieczorami chodziliśmy właśnie tam. No i większość z nas interesowała się jazzem. Jeśli nie byłeś rockmanem, to na pewno grałeś jazz. A wszyscy wtedy chcieli być tacy, jak Miles Davis. Na początku lat 60. Zoot Money i ja podjęliśmy decyzję, aby przenieść się z Bournemouth do Londynu - wtedy to było jak podróż z Ziemi na Księżyc. Znaleźliśmy dom z piwnicą w Zachodnim Kensington. Mieliśmy dość pieniędzy, aby opłacić wynajem za trzy miesiące. Dołączył do nas także Colin Allen, perkusista, który grał z nami w Bournemouth. Na początku były kłopoty ze znalezieniem miejsca do grania. Nagle okazało się, że jako "Zoot Money & the Big Roll Band", mamy pracę w dużym klubie na West Endzie, w klubie Flamingo. Zoot i ja najpierw zamieszkaliśmy w suterenie, ale gdy do niego wprowadziła się Ronnie, przeniósł się na parter. Bardzo prędko staliśmy się w Londynie popularnym zespołem, grając praktycznie co noc, wracając do domu o piątej lub szóstej nad ranem... To prawda, zespół Money'a, jak zanotował Hugh Fielder - Pracował ciężko, grając w tygodniu, aż trzynaście razy... Andy Summers - Trwało to przez chwilę, wszyscy i wszystko przemijało - narkotyki, dziewczynki, cierpienia . To jednak był niesamowity czas...
Ówczesny szef Summersa - Zoot Money był jednym z najbardziej szanowanych muzyków grajacych wtedy w londyńskich klubach. W środowisku ceniono go za specyficzne poczucie humoru, przede wszystkim jednak za grę na pianinie i organach. Jak zauważył Jerry Hopkins - Był pianistą tkwiącym w rocku, jazzie i bluesie, i należał do szóstki tych londyńskich muzyków, których wpływu na innych nie sposób zmierzyć zgromadzoną fortuną... George Bruno, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko urodził się 17 lipca 1942 roku w Bournemouth na południu Anglii, skąd pochodzili także inni znani muzycy rockowi: Greg Lake, John Wetton i Robert Fripp. George, utalentowany pianista i organista stylowo bliski Jimmy'emu Smithowi, był pasjonatem muzyki bluesowej. Jednak zamiast powielać utwory Johna Lee Hookera, J.B. Lenoira, czy Howlin' Wolfa, jego muzyka była wyraźnie pod wpływem rytmiki i stylu bluesa Big Joe Turnera i Ray'a Charlesa, a jego muzycznymi idolami byli ponadto James Brown i wspomniany jazzman Smith. Nazywany "Ojcem Chrzestnym brytyjskiego R&B" pseudonim "Zoot" wziął od jednego ze swoich idoli, jazzowego saksofonisty Zoota Simsa. Karierę zaczął na początku lat sześćdziesiątych na prowincji z grupą "The Don Robb Band", ale kiedy przeniósł się do Londynu, niemal z dnia na dzień zdobył uznanie zarówno wśród fanów, jak też wśród miejscowych muzyków, kierując grupą "Big Roll Band" (wtedy: Paul Williams - gb, voc; Nick Newall - ts; Johnny Almond - as, Colin Allen oraz Summers). Eric Burdon, wokalista "The Animals" - Wielu muzyków wjeżdżających do Londynu, czy też opuszczających miasto, zahaczało o dom Money'a. Ja też często tam wpadałem, żeby czasem podżemować, z reguły niby na krótko, ale zawsze przeciągało się to na kilka godzin, na rozmowy o planach i marzeniach, jak je zrealizować...
Około jedenastej przed drzwiami domu Money'a staje Chas Chandler, wysoki na sześć stóp i trzy cale blondyn z niebieskimi oczami i potężną klatką piersiową. Jak oczekiwał, Zoot serdecznie go wita a do Hendrixa zwraca się słowami: 'Każdy przyjaciel Chasa jest moim przyjacielem'. Towarzysz Chandlera jest szczupły, ale harmonijnie i mocno zbudowany. Wielkość jego stóp podkreślały wydłużone przy palcach i niemodne już buty. Jednak najbardziej Zoota zaskoczyła fryzura przybysza - włosy wyglądały jak osadzony na głowie pełny, ciemny, żywy dmuchawiec, był to efekt osiągnięty dzięki starannemu układaniu włosów w lokówkach. Chas z dumą wyjaśnia Zootowi - Jimi sam stworzył tę fryzurę, wzorując się na zdjęciu Boba Dylana... Zanim Zoot zgadza się wysłuchać Jimiego, proponuje gościom po filiżance silnej angielskiej herbaty z mlekiem, jak pamiętał - Rozmawialiśmy przez około godzinę, zauważyłem, że Jimi był bardzo uprzejmy, co w tamtym czasie w branży muzycznej było raczej rzadkością. Graliśmy u mnie chyba z godzinę, dłużej nie mogłem zostać z nimi, miałem zakontraktowany koncert na wieczór... Właśnie dlatego, mimo wczesnej pory, większość sprzętu muzycznego zespołu Money'a rozstawiona jest w całym domu, w pokoju zaś stoją części perkusji, przygotowane do transportu do klubu na koncert.
Ciąg dalszy w tomie drugim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", jej premiera już za trzy tygodnie w Ostrowie Wielkopolskim na "Jimiway Blues Festival".

piątek, 27 września 2019

Płonąca gitara


Płonącą gitarę Jimiego Hendrixa na festiwalu w Monterey zapewne znają wszyscy (z filmów, książek, artykułów prasowych i opowieści). Dziś o wcześniejszym spaleniu przez niego gitary. 31 marca 1967 roku, na inaugurację wiosennej trasy, w której główną gwiazdą miał być zespół "The Walker Brothers", a obok "Jimi Hendrix Experience" wystąpili także Engelbert Humperdinck i Cat Stevens. Zatem krótki fragment z Rozdziału 20 Części I, Tomu drugiego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Zapraszam.
W Astorii zbliżała się pora pierwszego na tej trasie pokazu "JHE". Opowiadał Chas Chandler – Siedzieliśmy w garderobie, próbując wymyślić jakiś nowy numer do występu. Chyba to Keith Altham rzucił pomysł podpalenia gitary. Jimi miał kawałek zwany „Ogień” („Fire”)... Jimi - Zasugerowali, że dla grupy będzie to dobre, jeśli bym zrobił coś naprawdę spektakularnego na scenie, bo to pomoże naszej popularności. Gdyby ktoś na scenie ściągnął spodnie, to potem powinien się odwrócić i pokazać publiczności swoje uśmiechnięte policzki. Ale mnie to nie interesowało. Słyszałem też, że jakiś facet przed publicznością wyciągnął swojego "ptaszka", chłostał i uderzał go. Nie chciałem zrobić czegoś takiego... Keith Altham - Czy wyobrażacie sobie jak po Hendrixie występuje Humperdinck? Dyskutowaliśmy o tym, co chłopcy mogliby zrobić tej nocy na scenie, by zdobyć nagłówki i przyciągnąć uwagę ludzi. Chas rzucił pytanie: 'Jak możemy przyciągnąć uwagę? Zrobić sobie reklamę?'. Tego wieczoru przychodzili dziennikarze, powiedziałem: 'Nie możecie rozbijać sprzętu, bo to robi "The Who". Jimi na to: 'Może mógłbym rozwalić słonia?' Miałem zapalniczkę Varaflame i powiedziałem: 'Co by się stało, gdybyś podpalił swoją gitarę?' W pewnym sensie powiedziałem to jako żart. Wiedziałem, że taka gitara by się nie zajęła. Solidny korpus nigdy się nie zapali. Zapadła cisza. Chas powiedział: 'To nie jest zły pomysł, jeśli użyje benzyny do zapalniczek, która szybko się spali'. Spojrzał na Gerry'ego Stickellsa i powiedział: 'Skocz po benzynę do zapalniczek'. Potem wykonaliśmy kilka eksperymentów w garderobie. To działało...
Keith Altham przypomniał sobie, iż przed paroma laty słyszał o podpaleniu instrumentu na scenie w Ameryce przez Jerry'ego Lee Lewisa, który wylansował "Great Balls Of Fire". Historię tę, opisali Johnny Black w artykule "New King In Town Black" w miesięczniku Mojo (luty 2005) oraz Ryszard Wolff w "Wielka rockowa demolka" w magazynie Focus Historia (118) - Pewnego dnia (pod koniec lat pięćdziesiątych (dokładnie w 1958 - przyp. autora) po sprzeczce za kulisami o to, kto ma zagrać na koniec, jako gwiazda, Jerry Lee postanowił zgodzić się, że wystąpi przed Chuckiem Berrym, ale potajemnie przygotował się, aby go przyćmić. Lewis w trakcie wykonywania swego wielkiego przeboju wlał benzynę do środka fortepianu i podpalił zapałką. 'Spaliłem go dokumentnie. Chciałem zobaczyć, co zrobi ten skurczysyn. Organizatorzy nie pozostawili mi wyboru, nakazując mi grać przed Chuckiem. Nie taka była umowa'. 'Jak to zrobiłeś' zapytał Robert Palmer, amerykański pisarz, muzyk i producent, robiący wywiad w 1978 roku dla gazety New York Times. 'Zabrałem ze sobą butelkę coca-coli, którą napełniłem benzyną' opowiadał Jerry Lee Lewis. 'Nie spodziewałem się jednak, że fortepian będzie palił się tak dobrze. Mówili potem, że pokazałem Berry'emu, jak wygląda piekło'...
Więcej w tomie drugim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Można ją już zamawiać - pajak.book@gmail.com - nakład niestety niewielki, a dostępna będzie tylko w internecie lub na spotkaniach autorskich.

Przy okazji zapraszam także do odwiedzenia dwóch innych blogów po polsku, poświęconych Jimiemu Hendrixowi: 
https://jimihendrixblaskkomety.blogspot.com

czwartek, 26 września 2019

Richie Blackmore

Od pierwszych występów w londyńskich klubach, jesienią 1966 roku, Jimi Hendrix wzbudził zainteresowanie nie tylko publiczności ale też muzyków, zwłaszcza gitarzystów. Nie wszystkich w takim samym stopniu, ale może to była delikatna zawiść? Dziś o jednym z ówczesnych konkurentów Jimiego. Zapraszam. (Tom 2 - Część I: Rozdział 11)
W Londynie coraz więcej osób plotkowało o nowej gwieździe gitary, Jimim Hendrixie, który rzucił rękawicę wszystkim brytyjskim gitarzystom tamtych czasów poprzez erupcję ognistego sposobu gry na scenie oraz elektryzujący styl. Zapytano przyszłego gitarzystę grupy "Deep Purple", Richiego Blackmore'a, który dał się już poznać jako muzyk wielu zespołów („The Outlaws”, "Heinz & The Wild Boys", „Three Musketeers”, "Screaming Lord Sutch & Savages", "Neil Christian & Crusaders"), czy miał już okazję go zobaczyć. ...Blackmore - jak napisał Dave Thompson w książce "Smoke On The Water" - nawet nie zdobył się na pogardliwe wzruszenie ramion. Kolejny showman, kolejny popis. No, rewelacja... Kiedy jednak wokół Hendrixa pojawiło się wielu luminarzy sztuki, Richie w końcu się poddał i ustawił w kolejce, no i kilka dni później miał już swego Fendera Stratocastera, prezent od Erica Claptona. Później Blackmore bagatelizował swoje pierwsze odczucia na temat Hendrixa – Byłem pod wrażeniem nie tyle jego gry, ile nastawienia – nie był genialnym muzykiem, ale wszystko inne w nim nosiło ślady geniuszu. Nawet to, jak się poruszał, było niezwykłe. Jego gra na gitarze była natomiast zawsze nieco dziwaczna. Hendrix zainspirował mnie, ale ja wciąż wolałem Wesa Montgomery’ego...
Tom drugi można już zamawiać, choć wysyłamy dopiero po premierze na "Jimiway Blues Festival" - 18 października.

środa, 25 września 2019

Klub The Scene w Nowym Jorku - 1967


Dzisiaj o nowojorskim klubie The Scene, w którym Hendrix wystąpił po raz pierwszy 3 lipca 1967 roku.
Wieczorem "Jimi Hendrix Experience" ma szansę po raz pierwszy pokazać się nowojorskiej publiczności w Scene Club (46th West Street 301), między Avenue 8th i 9th, blisko Times Square. Niewielki klub, otwarto w 1964 roku. Estrada znajdowała się zaledwie dwie stopy nad podłogą. Jim Marron - Klub przypominał paryską dyskotekę w a la jaskinia. To były trzy połączone pomieszczenia. A że znajdowały się poniżej ulicy, pasował wystrój w stylu jaskini... Właścicielem The Scene był jeden z najpopularniejszych w Nowym Jorku scenografów Steve Paul, jak określił go Iggy Pop - obrotny, przerażająco bystry, zawsze odziany na błękitno... Mitch - Nie wiem, czy Chas znał Steve'a Paula, który ten klub prowadził. To była wilgotna piwnica, na kilkaset osób. Występowali tam rozmaici muzycy, od Budy'ego Guy'a do Keitha Jarretta i do Chucka Berry'ego. Szalona kombinacja jednego dnia, często też ci wykonawcy grali razem. Pamiętam, że jednej nocy grał tam Albert King. Miał bardzo długi kabel gitarowy, na 50 jardów, a może nawet więcej. Skończył grę na zewnątrz w ulicznym ruchu, totalny absurd... Steve Paul stanie się jednym z bliskich przyjaciół Hendrixa, a Jimi w następnych latach będzie nie tylko stałym gościem tego klubu, ale w The Scene wiele razy będzie urządzał dżemy, po których swoich kolegów muzyków zapraszać będzie na nagrania do będącego w pobliżu studia Record Plant. Zanim The Scene zostanie w 1970 roku zamknięty, występować w nim będzie wielu sławnych artystów, w tym "Velvet Underground", "The Doors" i "Pink Floyd", uwiecznione zostaną w "Groupies", filmowym dokumencie z 1970 roku. Nowojorska modelka Pat Hartley – Lubiliśmy spędzać czas w takich miejscach jak The Scene, mogliśmy tam tańczyć całą noc no i dodatkowo oglądać różne występy. Bycie wtedy laleczką, miało zalety, nie trzeba było wcześnie wstawać z łóżka. Nieważny był kalendarz... Mitch - To było pierwsze miejsce, gdzie napotkaliśmy mnóstwo grupisek. Hendrix nazywał je "Band-Aids". Wiele razy pytano mnie, czy rozpusty nie stały się nudne. Odpowiedź brzmi nie - to była najlepsza zabawa. W Ameryce wydawały się bardziej zorganizowane - wręcz profesjonalnie...
Więcej w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", której premiera 18 października na "Jimiway Blues Festival" w Ostrowie Wielkopolskim. Później można ją będzie nabyć tylko na autorskich spotkaniach oraz w internecie.


wtorek, 24 września 2019

Klub Marquee po raz pierwszy

Dzisiaj po raz pierwszy o legendarnym londyńskim klubie Marquee i pierwszym występie w nim Jimiego Hendrixa. (Tom 2 - Część I: Rozdział 11)
Menedżerem klubu Marquee, który decydował, kto i kiedy tu zagra, był John Gee, miłośnik Franka Sinatry. Opowiadał Steve Nardelli z grupy "The Syn" (suportowała m.in.: "The Who", "Spencer Davis Group", "Procol Harum", "The Moody Blues") – Mieliśmy przesłuchanie przed Johnem. Zagraliśmy kilka piosenek i powiedział: 'W porządku'. Zostaliśmy zespołem klubowym. Graliśmy we wtorki. Wtedy występowały tam gwiazdy, więc byliśmy jedynie zespołem wspierającym, ale to było kluczowe, ponieważ zawsze grało się przy pełnej sali... Nick Mason - John Gee wywodził się ze środowiska jazzowego i nie był zadowolony z tego, jakich wykonawców musi obecnie zapraszać jego klub. Był bardzo drażliwy na tym punkcie, co zrozumiałe, niechętny naszej obecności po niezliczonych doświadczeniach z innymi zespołami, które zamiast  muzyki prezentowały jedynie ‘ścianę hałasu’, nie cierpiał ani tych zespołów, ani ich wielbicieli... Ian Anderson – Po raz pierwszy zagraliśmy tam w 1967 roku jako "The John Evan Band". Nie byliśmy zbyt dobrzy, a Johnowi Gee, facetowi, który lubił tylko siebie, nie spodobało się. Potem jeszcze dwukrotnie występowaliśmy pod różnymi nazwami, zanim w końcu nazwaliśmy się, tak jak podał wtedy nasz agent - "Jethro Tull". John był facetem, którego trzeba było zadowolić. Plotkowano, że niektóre zespoły pojawiły się w Marquee właśnie z powodu Johna, jego zainteresowania twardymi pośladkami Jona Andersona lub naszego małego technicznego - Pepe. Może dlatego John nas polubił i zostaliśmy zespołem Marquee, choć już jako "Jethro Tull"?...
We wtorek, 24 stycznia 1967 roku, po sesji zdjęciowej z Paulem Popperem w George Public House „Jimi Hendrix Ezperience” udaje się na godzinny koncert w klubie Marquee, Wardour Street 90. Chris Welch - Chandlera spotkałem w Marquee, dokąd każdy z nas chodził co tydzień, by zobaczyć nowe, nieznane jeszcze zespoły. Kilka tygodni wcześniej Chas kręcił się po klubie w dżinsach, teraz zaś pojawił się ubrany w garnitur z teczką w ręce. Wiedziałem już, że był menedżerem... Koncert 24 stycznia zgromadził tłumy - padł wtedy rekord frekwencji - tysiąc czterystu widzów. Kolejka przed klubem ustawiła się wzdłuż Wardour Street, od Shaftesbury Avenue do Cambridge Cirrus i sięgała sześciuset jardów. Donal Gallagher - Marquee było wtedy ogromne. To było w czasie, zanim uniemożliwiono możliwość zapakowania do środka około tysiąca pięciuset osób. Nie było czegoś takiego jak bezpieczeństwo i zdrowie, a ponieważ licencji na to nie było, nikt tego nie sprawdził... Christine James - Mój chłopak był gitarzystą, więc wszyscy, których wówczas znałam, byli zaangażowani w muzykę w taki czy inny sposób. Kiedyś spotykałam się z ludźmi w Marquee. Czasami nie zwracaliśmy uwagi na to, kto był na scenie, ponieważ byliśmy zbyt zajęci sobą. Jimi był przedtem w The Ship, pubie obok Marquee. Bardzo cicho mówił, był bardzo uprzejmy i wydawał się po prostu miłym facetem. Był proporcjonalnie zbudowany i miał niesamowity uśmiech. Miał na sobie aksamitne spodnie, myślę, że mogły być fioletowe i jakąś kamizelkę. Ale przede wszystkim uderzyło mnie to, że wydawał się dżentelmenem, co było dość szokujące, gdy pomyślało się o jego scenicznej osobowości. Był inną osobą, gdy wszedł na scenę i miał gitarę w rękach. A to był fantastyczny show... Gitarzysta Caleb Quaye - Pierwszy raz widziałem go na żywo w Marquee. Wiesz, kiedy pojawiają się nowi artyści, wciąż ci przypominają to, co już znasz. Hendrix brzmiał jak nikt inny! Trzy poziomy powyżej. Był jak czarny Bob Dylan. Dziewczyny krzyczały na jego widok, faceci byli zachwyceni show, ja zaś chciałem tylko zobaczyć, jak gra. Najbardziej uderzyły mnie jego wielkie dłonie. Robił rzeczy niemożliwe, gdzie kciukiem grał linie basowe, a małym palcem grał na strunach wiolinowych. Nie byłoby to dziwne, gdyby to nie były solówki... Kathy - Jimi zawsze chciał grać głośniej niż pozwalał mu na to sprzęt, na którym wtedy grali. To doprowadzało Chasa i Mike'a do szaleństwa, ponieważ musieli znaleźć coś lepszego, mocniejszego...  
Ciąg dalszy w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", której premiera (w całości!) już niebawem.

poniedziałek, 23 września 2019

Kathy Etchingham


Dzisiaj fragment z drugiego tomu ksiązki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" o początku znajomości Jimiego z Kathy Etchingham (Tom 2 Część I: Rozdział 1)
 
Głośne granie w pokoju stołowym na parterze, obudziło ze snu mieszkającą na piętrze 19-letnią fryzjerkę Kathy Etchingham, przyjaciółkę Briana Jonesa ze "Stonesów" i Keitha Moona, perkusisty "The Who" - Kiedy zaczęli dżemować na dole, niemal pod moją sypialnią, zatrzęsły się ściany. Strasznie łoili - opowiadała Kathy - Nagle otworzyły się drzwi do pokoju i wbiegła Ronnie, żona Zoota Money'a, od progu krzycząc: 'Obudź się Kathy. Chas przywiózł ze sobą niesamowitego faceta. Wygląda jak dziki człowiek z Borneo. Chas mówi, że jest najlepszy, jakiego kiedykolwiek słyszał. Zejdź i poznaj go'.... To przezwisko Jimiego "Dziki człowiek z Borneo" pojawi się później w tabloidach. Będzie to konsekwencją jego zaniedbanego wyglądu i rasy, które były tak niezwykłe na londyńskiej scenie muzycznej, że równie dobrze mógł być nowym odkryciem antropologicznym. Określenie było oczywiście rasistowskie i nigdy by tak nie opisano żadnego białego muzyka. Mimo to Jimi początkowo cieszył się z tego pseudonimu, ponieważ brzmiał on tajemniczo i obco, a były to cechy, które miał nadzieję kultywować. Oddając ponownie głos Kathy Etchingham - 'Później, Ronnie' błagałam. 'Nie kładłam się do łóżka do szóstej, pozwól mi spać trochę dłużej, a potem będę na dole'. Ronnie powiedziała, że wszyscy idą dziś wieczorem do klubu Scotch of St. James. Zatem wieczorem poszliśmy do Scotcha i Chas był tam z nim... 
 
Tamtej nocy z 24 na 25 września - Wsiedliśmy do taksówki - wspominała Kathy - Był szalenie uprzejmy, nigdy w życiu nie spotkałam nikogo lepiej wychowanego. Postanowiliśmy pojechać do hotelu Hyde Park Towers, gdzie mieszkał Chas z Lotte, wtedy jego dziewczyną. Wynajął pokój, a Jimi zamieszkał tam razem z nim. Wszyscy zebraliśmy się w recepcji i Jimi powiedział do mnie: 'Wyjdziesz na minutę? Chcę z tobą porozmawiać'... Jimi bierze Kathy za rękę i prowadzi ją do baru. ...Mówił na temat tej dziewczyny, jak z nią nie miał nic wspólnego, że była dziewczyną Keitha Richardsa i nie chciał w to ingerować - wspominała Kathy - i dodał: 'Proszę, nie odchodź'. No więc nie odeszłam. I tak się zaczęło. Nigdy nie zapomnę, jak Jimi powiedział: 'Czy pójdziemy do mojego pokoju?' Wstaliśmy i ktoś powiedział: 'Dobranoc Kathy, dobranoc Jimi' i poszliśmy do jego pokoju. To wszystko... Zanim poszli do łóżka, Kathy pomogła mu nawinąć włosy na lokówki. ...Ta noc była dla mnie rewelacyjna, Jimi był o wiele bardziej doświadczony seksualnie i bardziej pomysłowy niż którykolwiek z tych, z którymi byłam w łóżku - wspominała później Etchingham w spisanej przy pomocy Andrewa Croftsa autobiografii "Through Gypsy Eyes. My Life. The 60s And Jimi Hendrix". Tak została pierwszą, choć nie ostatnią angielską dziewczyną Jimiego. Kiedy Jimi ją poznał, wpłynęli na siebie nawzajem, jak to potem określono - "w stabilizujący sposób". Trixie Sullivan sekretarka Jeffery'ego, drugiego obok Chandlera menedżera Jimiego, podsumowała - Kathy była jedyną, która kiedykolwiek z Hendrixem postawiła na swoim...
Więcej w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Będzie dostępna już niebawem - 18 i 19 października na "Jimiway Blues Festival", a później na spotkaniach autorskich i w necie.





niedziela, 22 września 2019

Chas Chandler


Dziś o pierwszym spotkaniu Chasa Chandlera z Jimim Hendrixem (Tom 1: Część IV: Rozdział 15)
Po kilku tygodniach spędzonych w drodze po miejscowościach na Zachodzie, Środkowym Zachodzie oraz na Południu USA, przez Chicago i Baltimore grupa "The Animals" dociera w pobliże Nowego Jorku. Główna gwiazda tej trasy, zespół "Herman's Hermits", ma w tym czasie trzy osobne koncerty w Atlantic City. Poniedziałek pierwszego sierpnia jest dla "Animalsów" dniem wolnym, drugiego występują w West Hyannis w Massachusetts, przez miejscową prasę koncert jest dość kiepsko promowany, więc zaraz po nim zespół leci do Nowego Jorku, gdzie czwartego sierpnia 1966 roku, ma otworzyć koncert na Wollman Skating Rink, w Central Parku w ramach Rheingold Central Park Music Festival. Ale ten wieczór muzycy mają wolny, więc udają się do klubów. Jednym z nich jest bardzo polecana i modna Ondine, którą opisałem wcześniej.
Dwudziestoośmioletni Chas Chandler wspominał - Urwałem się na tydzień, aby spotkać się z przyjaciółmi. Wieczorem, dzień przed występem w Parku Centralnym ktoś puścił mi wersję Tima Rose'a piosenki “Hey Joe”, która w Ameryce wydana została jakieś dziewięć miesięcy wcześniej. Byłem tak tym przejęty, że przyrzekłem sobie: ‘Kiedy wrócę do Anglii znajdę jakiegoś artystę, który nagra tę piosenkę'. Później wieczorem poszliśmy do klubu Ondine. Kiedy wchodziliśmy do środka, klub opuszczała Linda Keith, niemal się z nią zderzyłem. Zatrzymałem się i zaczęliśmy rozmowę... Linda Keith tłumaczyła - Nie znałam Chandlera, lecz wiedziałam, że jest jednym z "Animalsów"... Chas z kolei Lindę Keith zna niezbyt dobrze, ale widywał ją w otoczeniu Keitha Richardsa i na różnych imprezach, na których w światku show-biznesu nieraz balował. ...Zwróciła się do mnie: 'Słyszałam, że "Animalsi" się rozwiązują. Co masz zamiar robić?' - opowiadał Chandler - Odpowiedziałem, że mam zamiar zająć się produkcją płyt, a ona na to: 'Słuchaj znam faceta z Greenwich Village, który jest gitarzystą i jestem pewna, że kiedy go zobaczysz, będziesz zainteresowany, aby z nim podpisać kontrakt'... Rozgorączkowana Linda Keith dodaje, że ten facet gra w Cafe Wha? i dodaje, że jest to ktoś, na kogo warto postawić, każde pieniądze - Tego faceta trzeba zobaczyć. Musisz na niego spojrzeć, jest genialny... Chas jest zaskoczony ale też zaintrygowany jej opowieścią, choć nie spodziewa się zbyt wiele, myśli, że z żadnej okazji zrezygnować nie może. ...Nie byłem zdecydowany, aby zostać menedżerem, dla mnie to było coś zupełnie innego - opowiadał dalej Chandler - Nie było to wiadome jeszcze publicznie, że jak "Animalsi" się rozwiążą, mam zamiar zająć się produkcją nagrań, ale wszyscy moi bliscy przyjaciele już o tym wiedzieli i Linda zasugerowała, że ten jej przyjaciel mógłby być dobry na początek. Tak więc umówiliśmy się na spotkanie w następne popołudnie...
Ciąg dalszy w pierwszym tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka".