wtorek, 29 października 2019

Ten Years After

10 listopada, drugiego dnia festiwalu "Bluesonalia", w auli im. J.P. Kaczmarka w Centrum Wykładowo-Dydaktycznym Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koninie (ul. Ks. Jerzego Popiełuszki 4) wystąpi grupa "Ten Years After". Dziś fragment z drugiego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" dotyczący występu tego kwartetu jesienią 1967 roku wspólnie z triem Jimiego Hendrixa.
11 listopada 1967 roku występ odbył się dla studentów w New Refectory (Lewes Road) na University of Brighton, Sussex. Publiczność "rozgrzewał" zespół "Ten Years After" a "Jimi Hendrix Experience" wykonał: "Stone Free", "Manic Depression", "Hey Joe", "Little Miss Lover", "The Wind Cries Mary", "Burning Of The Midnight Lamp" oraz "Purple Haze". Reporter miejscowej gazety Wine Press (16 listopada) napisał, że występ głównej gwiazdy, jednej z najdroższych, bo brał za występ 500 funtów (sic!) - Generalnie rozczarował. Spóźnieni o 20 minut i spędzający więcej czasu na dostrajaniu swoich instrumentów, ostatecznie grali mniej niż pół godziny. Tłum blisko dwóch tysięcy zobaczył, że Hendrix głównie zagrał bluesa, co wymagało od niego tylko minimalnego wysiłku. Nie grał nawet wszystkich swoich hitów, chociaż bardzo dobrze wykonał trudny "Burning Of The Midnight Lamp". Nawet jego słynna wersja "Wild Thing" była tylko nieznacznie lepsza od wersji "The Troggs". Z drugiej strony, nieznana grupa "Ten Years After", grała trzy razy dłużej, za znacznie mniejsze pieniądze (60 funtów)... Noel uważał podobnie - Jeden z naszych najgorszych koncertów. Powinniśmy to pominąć. Wszyscy byli okropni. Miasto opuściliśmy natychmiast... Wspominając jesień 1967 roku Mitch Mitchell w autobiografii zanotował - Wciąż graliśmy w takich dziwnych klubach w Anglii, jak Boathouse w Nottingham, co było raczej zaskakujące po Monterey i Hollywood Bowl. Dotrzymywaliśmy starych zobowiązań. Pamiętam, że czytałem o "The Beatles", którzy też tam grali, gdy byli na pierwszym miejscu, a kontrakt opiewał na marne 60 funtów... Zbyszek Liszka w swoim blogu przytoczył wypowiedź Alvin Lee, który wspominał Hendrixa - Zawsze miałem wielki szacunek dla niego. Jimi Hendrix był fenomenalnym gitarzystą. Był wielkim innowatorem. Teraz jest wielu dobrych gitarzystów, ale myślę, że on był tym jedynym gościem, który przyparł mnie do muru... O Alvinie Lee Jimi Hendrix powiedział - On w latach siedemdziesiątych będzie jak Gene Vincent... 
Niespełna dwa lata po wspomnianym tu wydarzeniu (w sierpniu 1969 roku) Jimi Hendrix i "Ten Years After" spotkali się na festiwalu Woodstock, ale o tym już będzie w tomie trzecim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Dziś można jeszcze zamówić tom drugi: pajak.book@gmail.com
Na jakiś czas dzisiaj to ostatni post w tym blogu, polecam przejrzenie wszystkich dotychczas wpisanych siedemdziesięciu dwóch postów i zainteresowanie drugim tomem książki, póki jeszcze jest, gdyż nakład pierwszego tomu został już wyczerpany.



poniedziałek, 28 października 2019

Media


Dzisiaj fragment dotyczący promocji nowego wówczas, jesienią 1966 roku, wykonawcy, który powoli zdobywał uznanie, czyli Jimiego Hendrixa.
Media drukowane (gazety, magazyny) oraz elektroniczne (telewizja i radio) odegrały znaczącą rolę w karierze Hendrixa i to zarówno na jej początku, krótko po jego przylocie do Londynu, jak też przy debiucie na rynku płytowym, czyli w promocji singla "Hey Joe" oraz w późniejszym okresie. Od początku opieki nad Jimim obaj szefowie Track wzięli się za promocję w prasie. Pierwsza publikacja prasowa, dokładniej informacja na temat - Bluesowego piosenkarza Jima Hendrixa, kierowanego przez Chasa Chandlera... ukazała się 7 października 1966 roku w  New Musical Express. Bardzo często pisano wówczas jego imię jako "Jim", ot choćby w tygodniku Record Mirror (29 października 1966) w artykule "Ex-Animals Adventures" - Nigdy nie można pozwolić, aby coś ciekawego umknęło naszej uwadze. Chas Chandler podpisał umowę i przywiózł do kraju 20-letniego (sic) Murzyna, który nazywa się Jim (sic) Hendrix, i który - między innymi - gra na gitarze zębami i w niektórych kręgach jest okrzyknięty jako główny pretendent do tytułu "kolejnej wielkiej gwiazdy". Chas po raz pierwszy usłyszał Johna (sic) w jednym z niezliczonych klubów Greenwich Village. Nie potrzeba było wiele czasu, aby ex-Animal przekonał tego młodego człowieka, że w Londynie zrobi karierę. On wygląda jak Dylan, wszystkie włosy sterczą mu dookoła głowy - powiedział mi Chas. On jest kolorowy, ale nie myśli jak typowy kolorowy. On ma pomysł na siebie i dobrze wie, czego pragnie. Możliwości Jima (sic) jako autora piosenek wydają się nieograniczone. On, podobno, napisał już ponad 200 piosenek (sic) i zawsze nosi przy sobie pióro i papier na wypadek, gdy pojawią się nowe pomysły. Jest lepszy niż Eric Clapton, twierdzi Chas, docierając do sedna rzeczy o Jimie (sic). Zagrał z "Cream" na koncercie w londyńskiej uczelni i zmiótł Claptona ze sceny. Ginger Baker nie chciał, żeby kontynuował, ponieważ, jak powiedział, musi dalej pracować z Ericem. Clapton przyznał, że Jim (sic) jest fantastycznym gitarzystą. Podrzędną sensację spowodował Jim (sic), gdy pewnego wieczoru przyszedł do Knuckles Club i dołączył do zespołu o nazwie "Deep Feeling". Gdy zaczął grać na gitarze zębami, wydobywając przy tym poprawne dźwięki, zwrócił na siebie uwagę wszystkich obecnych... Jak podał Charles Cross w książce "Roomfull of Mirrors" - Jimi wyciął tę notatkę i nosił ją od tej pory w portfelu...
Więcej w części pierwszej, w rozdziale trzynastym drugiego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Nakład kolekcjonerski powoli się wyczerpuje. Jest jeszcze kilka egzemplarzy, które można zamówić pod adresem: pajak.book@gmail.com




niedziela, 27 października 2019

Ready, Steady, Go!

Dzisiaj fragment z drugiego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" o pierwszym występie tria "Jimi Hendrix Experience" w brytyjskiej telewizji, w programie "Ready, Steady, Go!".
Wystartował on trzy lata wcześniej, w sierpniu 1963 roku i bardzo prędko został jednym z najpopularniejszych i najważniejszych brytyjskich programów "pop-show" lat 60. XX wieku. Jego producentka Vicky Wickham, która, jak pamiętał Simon Napier-Bell -  szukała wykonawców do "Ready, Steady, Go!" i reżyser Michael Lindsay-Hogg, zapraszali tylko tych wykonawców, którzy im się podobali, ale na szczęście wiedza i smak obojga były bez zarzutu. Swoje debiuty w tym programie miały zespoły "The Rolling Stones", "The Animals", "Kinks", czy "Moody Blues". Pojawili się w nim również czarni artyści z Ameryki: Stevie Wonder, James Brown oraz "Ike & Tina Turner". Przez długi czas "Ready, Steady, Go!" był programem dla całej rodziny, jednym z niewielu poświęconych muzyce popularnej w BBC, który pokazywał "Swingin' London" w muzyce, tańcu, modzie i stylu. Jego reżyserem był syn aktorki Geraldine Fitzgerald. Michael Lindsay-Hogg - "Ready, Steady, Go!" przyniósł mi wielki sukces, po części dlatego, że byłem w podobnym wieku jak występujący w nim muzycy, a po części dlatego, że kochałem rock'n'rolla, odkąd po raz pierwszy, w Irlandii jako trzynastolatek, usłyszałem w Radiu Luxembourg "Sh-Boom", a dwa lata później, już w szkole z internatem, "Heartbreak Hotel". Do powodzenia programu przyczynił się również zaproponowany przeze mnie dynamiczny i efektowny sposób fotografowania wykonawców, który im bardzo przypadł do gustu... Program zawsze był przygotowywany z rozmachem, oprócz artystów występujących do nagranego podkładu muzycznego, w tle tańczyły grupy dziewcząt i chłopaków.
Dla Jimiego, Noela i Mitcha udział w tym programie był ogromną szansą zainteresowania młodych odbiorców wydanym tego samego dnia debiutanckim singlem "Hey Joe". Mnóstwo ludzi poza Londynem mogło zwrócić na nich uwagę i zakupić płytę nowego zespołu - "Jimi Hendrix Experience". Miał rację Sean Egan w książce "Not Necessarily Stoned But Beautiful" - Występ w "Ready, Steady, Go!" był skuteczniejszy niż warta tysiące funtów reklama... Chris Stamp nie miał zbyt wielkich możliwości, aby dotrzymać umowy (przypomnę chodziło o występ Hendrixa w telewizji) ale wierzył, że pomogą mu autorytet oraz znajomość kilku osób, zwłaszcza, że Kit Lambert był przyjacielem Vicky Wickham - Byliśmy wtedy twórczo zaangażowani w ten program. Podrzuciliśmy im kilka pomysłów, więc spodziewaliśmy się, że i ten, odnośnie Jimiego, także wezmą. Nie chcieliśmy zrobić niczego na siłę, oni sami byli dość kreatywni. I wcale nie wchodziła w grę payola. ("payola" - niezgodny z prawem, choć często stosowany sposób przekupywania prezenterów radiowych i telewizyjnych - przyp. autora). Zgodzili się, bo wiedzieli, że mamy coś niesamowitego. Wiedzieliśmy też, że publiczność "Ready, Steady, Go!" zna się bardziej na muzyce. Nie jest tak szeroka jak "Top Of The Pops", ale wiedzieliśmy, iż zauważy Jimiego...
Na obrazie pojawiła się niezbyt jeszcze wyraźna i niedoświetlona grupa trzech młodych mężczyzn. W środku, nieco powyżej sceny wyglądający na modsa perkusista, z boku basista z okrągłymi okularami na twarzy i kręconymi lokami na głowie. Lider zespołu, z fryzurą w stylu Dylana, w ciemnej satynowej koszuli, grał odwrotnie na białym Stratocasterze. Był czarny. Pierwsze nuty piosenki "Hey Joe" zwróciły uwagę wielu widzów. Muzyka od początku była niepokojąca, na tle powolnego bluesa, pasowała do mrocznego tekstu piosenki opowiadającej o chłopaku, który po zastrzeleniu swojej dziewczyny ucieka do Meksyku. Sharon Lawrence - 'O czym była ta linijka - zastrzeliłem moją partnerkę'? - pytali wszędzie... Atmosferę rozpaliło gwałtowne solo gitarzysty, który zaatakował swój instrument grając zębami i przekładając gitarę za plecy. Muzyka osiągnęła apogeum w twardym crescendo, po czym rozbiła się o sprzężenie zwrotne. W studiu przez chwilę panowała cisza, która nagle zmieniła się w gwałtowną, spontaniczną owację. Występ Hendrixa zrobił piorunujące wrażenie na realizatorach i wykonawcach programu. Wspominał Chris Britton z "The Troggs" – W 1966 roku często odwiedzaliśmy kawiarnię przy Denmark Street, znaliśmy Mitcha Mitchella jako faceta z krótkimi włosami. Pod koniec roku byliśmy na nagraniu "Ready, Steady, Go!", w której film "JHE" zadebiutował w telewizji. Wprawdzie wtedy udawali, ale zarówno muzyka, jak i występ były oszałamiające, chociaż nie mogłem rozpoznać Mitcha w tej fryzurze afro, takiej jaką miał Jimi. Kilka miesięcy później można było taką fryzurę zobaczyć wszędzie, nawet w Andover. Ale zarówno muzyka, jak i występ były oszałamiające... Mark Blake autor pracy “Królewska historia Queen” - Gra Hendrixa sprawiała, że wszystkim wypadły plomby... Keith Altham - Spojrzałem na to, co robi i to tak bardzo mnie dotknęło, że w szybkim tempie poszybowałem... Kris Needs - Młodzi fani byli zszokowani i zachwyceni, ich rodzice upokorzeni. Wszyscy już wiedzą, że nic nie będzie takie same. Wyglądający dziko, czarny człowiek grający na gitarze zębami sprawił, że zespół „The Rolling Stones” wyglądał przy nim jak Cliff Richard… Skostniała Anglia po raz pierwszy miała okazję doświadczyć działania tak potężnego muzycznego żywiołu. W telewizji występ Jimiego oglądał także Roger Mayer - Powiedziałem: 'Cholera, ten facet jest niesamowity'. Był uosobieniem tego, czym powinien być każdy gitarzysta rockowy. Nie mieliśmy nikogo w Anglii tego kalibru...
To był krótki zaledwie fragment. Więcej w rozdziale czternastym części pierwszej drugiego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Zamówienia można kierować pod adresem: pajak.book@gmail.com







sobota, 26 października 2019

"Fire"


"Fire"to jeden z najsłynniejszych utworów Jimiego Hendrixa. Jak powstał, o tym można przeczytać w tomie drugim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" (Część I: Rozdział 25 "Are You Experienced"). Dzisiaj jednak o innym, tak samo zatytułowanym utworze Arthura Browna, gwiazdy pierwszego dnia jubileuszowego festiwalu "Bluesonalia" w Koninie (9 listopada 2019).
Singiel "Fire" znalazł się na miejscu drugim w USA i pierwszym w Wielkiej Brytanii jesienią 1968 roku. Dzięki jemu oraz sukcesom jego następców ("Nightmare" i piosenki Screamin' Jay Hawkins "I Put A Spell On You") pierwszy album "Crazy World Of Arthur Brown" trafił na liście pisma Billboard do Top 10 (7m). ...Kiedy zaczynaliśmy, w Ameryce podziemie było ogromne i znacznie bardziej ekstremalne niż w Anglii - wspominał Brown - Tam jednak był inny przepływ energii, podobnie jest z muzyką - rytmy są elastyczniejsze... Singiel gwałtownie wybuchł w Europie i Ameryce, tak jak wybuchły wtedy zamieszki. ...Ciężko walczyłeś, żeby coś ocalić i zarobić. Ale wszystko to się pali - krzyczał ze scen Brown. W Paryżu, Los Angeles, Chicago, Berlinie i Londynie brzmiało jak wezwanie do buntu.
O singlu "Fire" napisał Max Bell - Wstrząsający psychiką klejnot, który uchwycił ciemną stronę Browna, podczas gdy czarne organy Crane'a płonęły. Prawdopodobnie jest to pierwsza płyta heavy metalowa. Brown z pewnością zaśpiewał w nowym metalowym języku na długo zanim zrobił to ktokolwiek inny. Został określony jako hipisowska parodia. Horror. Humor... Jednak to, że singiel "Fire", czyli, jak to określił Dave Thompson - inwokacja nieświętego Boga Ogni Piekielnych'... dostał się na listy przebojów amerykańskie (brytyjskie też) z pewnością zawdzięczał również Hendrixowi, którego utwory od pewnego czasu "grały" stacje radiowe. Arthur Brown - Jestem przekonany, że obaj interesowaliśmy się ogniem! Większość ludzi widzi sprawy tylko po wierzchu, nie zagłębia się i nie szuka tego co jest wewnątrz. Tak też było z naszą muzyką. A zarówno u niego, jak i u mnie teatralizacja, czy szołmeństwo, pasowały do muzyki...
Więcej w tomie drugim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", z którą będę 9 i 10 listopada w Koninie na 25-leciu festiwalu "Bluesonalia". Zapraszam.





piątek, 25 października 2019

Arthur Brown


Na festiwalu "Bluesonalia" w Koninie 9 listopada wystąpi legendarny Arthur Brown. Miałem okazję poznać go kilka lat temu (w 2009 roku), gdy występował na "Festiwalu Legend Rocka" w Dolinie Charlotty (zresztą potem aż trzy razy) i wtedy przeprowadzić z nim dłuższy wywiad, m.in. na temat Jimiego Hendrixa, z którym występował i był przez pewien czas nawet dość blisko. Arthur nie tylko opowiadał o swojej pełnej zakrętów karierze, ale także o spotkaniach z Hendrixem, w październiku 1967 roku w teatrze Saville, jak i później - na koncertach oraz prywatnie. To co mi powiedział zamieściłem w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Dzisiaj krótki fragment.
...Arthur Brown był jednym z pierwszych prawdziwych "rockowych" (a nie rock'n'rollowych) wokalistów - wspominał Andy Powell z grupy "Wishbone Ash" - Wielu ludzi próbowało kopiować jego operowy styl... Muzyczne podziemie Londynu miało swoich bohaterów: "Pink Floyd", "Soft Machine", "Tomorrow", "The Move", "Family", "Incredible String Band", "Fairport Convention" i oczywiście Jimiego Hendrixa, ale Arthur Brown przebijał wszystkich. ...Byłem Antychrystem, czcicielem diabła - wspominał - Niektórzy ludzie się mnie bali, bo przełączałem się na scenie z humoru na horror. Nawet kiedyś mnie pobito... Max Bell w artykule w piśmie Classic Rock (nr 177) - Jak każdy superbohater, Brown był bardzo dobrze wychowany i grzeczny poza sceną, chociaż na niej wyglądał na płonącego psychopatę...
Obok Hendrixa, którego występy szokowały widzów, Arthur Brown był drugim artystą, o którym wtedy wiele mówiono i pisano. Kit Lambert przyznał - Chcieliśmy mieć hipisa Elvisa Presleya. Mamy hipnotycznego Lenny'ego Bruce'a... Pewnej nocy w Speakeasy Brown pojawił się w stroju chińskiego watażki, niosąc afrykańską włócznię. Spostrzegł Lamberta i jego chłopaków z zamówionym szampanem, cisnął włócznię w stół swojego menedżera z ogromną dokładnością. To była dobra robota - włócznia poleciałaby trochę dalej i Kit opuściłby Margaret Street w ambulansie. ...Nastoletnie dziewczęta zdzierały ubranie i tańczyły topless, podczas gdy inne wydawały mrożące krew w żyłach krzyki i wiły się na podłodze - pisał reporter The Sunday People o szalonym występie "CWOAB" w Covent Garden - Poniżający, dekadencki, po prostu głupi spektakl... Następny równie szokujący występ miał miejsce w lipcu w Ally Pally na imprezie "International Love-In", razem z grupą "Pink Floyd", choć Syd Barrett był wtedy totalnie niedysponowany i nie chciał opuścić garderoby. Podczas kolejnej epickiej imprezy na "Windsor Festival", w sierpniu 1967 roku lider "CWOAB" udzielił wywiadu dziennikarzowi BBC, który spytał: 'Dlaczego nosisz te dziwne ubrania i jaki jest sens filmów, które tu wyświetlają, i po co migoczące światła. Te parafernalia?' 'Nie dbamy o was, starcy' - odparł Brown - 'Nie dbamy o pieniądze. Dbamy tylko o starożytne Bachanalia'... I tak dalej, i tak dalej. ...Odwiedzający festiwal mogli kupić plakat zespołu pokazujący, że Myszka Miki coś sobie wstrzykuje - dodał reporter BBC. ...Zawsze najważniejsza jest dla mnie muzyka i przesłanie, jakie ona ze sobą niesie - tłumaczył mi Arthur Brown, stojąc przed mongolskimi jurtami ustawionymi dla gości festiwalu w Dolinie Charlotty - Znakomicie uzupełnia teatralną stronę mojego występu, jest przecież najbardziej uniwersalnym środkiem do porozumiewania się ludzi z różnych środowisk i różnych kultur...
Ciąg dalszy w rozdziale piątym części trzeciej drugiego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", z którą będę w Koninie na obchodzącym 25-lecie festiwalu "Bluesonalia" 9 i 10 listopada.






czwartek, 24 października 2019

Opinia o tomie drugim

Witam Książka dotarła! Zaraz tam książka... cegła! Przekartkowałem i odleciałem 😀 Zdzisławie... darujmy sobie tych "panów" 😉 klękam przed tą hendriksowską Biblią bo uważam, że bibliografia światowa nie ma wobec Twoich książek na temat Hendrixa żadnych szans. Temat potraktowany CAŁOŚCIOWO. Nic dodać, nic ująć. Jedynie książki typowo dyskograficzne mogą być fajnym uzupełnieniem Twoich książek. Ale to pozycje kolekcjonerskie i traktują o wybranym choć istotnym aspekcie kariery Jimiego. Na razie tyle. Jeszcze się odezwę... A gęba się śmieje sama 🙂Pozdrawiam. Darek, Gdynia...

Gerry Stickells


Dzisiaj trochę o Gerrym Stickellsie, technicznym Hendrixa, który znalazł się w jego ekipie w listopadzie 1966 roku.
Po debiucie tria "Jimi Hendrix Experience" i fantastycznie przyjętym przez francuską publiczność występie w teatrze Olympia w Paryżu, muzycy wrócili do Londynu. Robią próby, nagrywają "Hey Joe". Jimi z Chasem, Kathy i Lotte chodzą na koncerty, wieczory zaś spędzają w londyńskich klubach. Czasem Hendrix bierze gitarę i dołącza do grających na scenie (np. w Knuckles Club 24 października). W znanym Scotch Of St. James 19 października Jimi uczestniczy w dżemie, a sześć dni później (dwudziestego piątego) odbywa się pierwszy w Anglii koncert jego zespołu "Jimi Hendrix Experience". Szczęśliwy przypadek sprawił, że Jimi, Noel i Mitch już nie muszą sami zajmować się transportem sprzętu, gdyż na ulicy Noel Redding spotkał swojego znajomego. Szkot Gerry Stickells wybierał się do Hiszpanii, gdzie chciał popracować jako barman, ale uległ namowom basisty "Experience", aby dołączyć do ekipy.
...Nigdy wcześniej dla nikogo nie pracowałem - wspominał Gerry - po prostu kręciłem się z różnymi zespołami. Noel pochodził z tego samego miejsca, co ja i znałem go. Dzięki niemu dostałem tę pracę. Dołączyłem do nich, kiedy wrócili z Paryża... Noel - Wysłałem kumpla od kieliszka, Gerry'ego Stickellsa do biura, aby się zatrudnił. Wiedziałem, że nie ma nic ważniejszego od tego, aby mieć koło siebie mechanika. Samochody zawsze się psuły, a on do tego był jeszcze dobrym kierowcą, który na pewno byłby bardzo przydatny podczas długich podróży... Gerry okazał się dla zespołu człowiekiem bardzo przydatnym. Nie dość, że miał pojęcie o mechanice i silnikach, był też właścicielem starej furgonetki, do której można było władować cały sprzęt zespołu. ...Wołają na niego "Granny Goose" - opowiadał Jimi. Dlaczego? Wyjaśniła Kathy Etchingham - Był wielkim facetem, miłym niedźwiadkiem, który od tamtej pory zrobił z nimi wspaniałe trasy po całym świecie. Stał się istotną częścią naszego życia i przyjacielem, który w następnych latach wiele razy nam pomógł. Dobrze poznajesz ludzi, gdy spędzasz z nimi kilka tygodni w kabinie furgonetki. Mitch miał samochód i czasami zabierał Noela na koncerty, Jimi zaś podróżował z Gerrym w furgonetce, a ja między nimi. Wtedy Jimi z pewnością nie mógł sobie pozwolić na samochód, poza tym nie miał prawa jazdy. Później odkryłam, że prawdopodobnie ze względu na swój wzrok, był fatalnym kierowcą. W Ameryce, gdzie nie musiał się martwić o obsługę dźwigni zmiany biegów, pożyczał okulary Noela i próbując zobaczyć drogę przed sobą, jechał z nosem przyciśniętym do szyby. To było przerażające doświadczenie. Nie miał ochoty, aby zdobyć dla siebie okulary. Chas nie jeździł z nami na wszystkie występy, podejrzewam, że kiedy to robił, jechał pociągiem. Było to sprytne posunięcie, ponieważ furgonetka była strasznie zawodna i nie raz Jimi i ja pchaliśmy ją w śniegu, w naszych lichych ubraniach i modnych butach, a Gerry próbował ją uruchomić. W tamtych czasach moje stopy były zawsze zimne, ale nigdy nie zastanawiałabym się nad kupnem porządnych butów... Stickells, jako "roadie" (tak nazywano pracowników odpowiedzialnych przede wszystkim za sprzęt na trasie koncertowej), został kierowcą i menedżerem tournée, stał się też bliskim asystentem Hendrixa. ...Jimi był facetem, z którym można się było dogadać - opowiadał – oczywiście łatwiej na początku, bo chciał się dogadać, niż na końcu. Był bardzo bystry i wydawało się, że wie, czego chce. Może menedżer sprawił, że jego pomysły stały się bardziej praktyczne, ale wiedział, czego chce od grupy... Niestety, jak dodawał Noel - Gerry nie troszczy się o naszą muzykę... Stickells - Po prostu nie lubię głośnego rock and rolla. Jeśli chodzi o mnie, miało to być tymczasowe...
Więcej w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" - już można zamówić na pajak.book@gmail.com






środa, 23 października 2019

Powrót do Anglii latem 1967


Dziś fragment o powrocie trai "Jimi Hendrix Experience" do Anglii z pierwszego wyjazdu do USA w 1967 roku.
Powrót "Jimi Hendrix Experience" do Anglii w poniedziałek 21 sierpnia 1967 roku był oczekiwany zarówno przez fanów, jak i dziennikarzy. Przyjeżdżają reporterzy Daily Mirror i Melody Maker, a swoje relacje z powrotu tria Hendrixa opublikują 22 i 26 sierpnia. Noel - Dziennikarze na lotnisku i czekające nas europejskie tournee sprawiło, że cieszyliśmy się z powrotu, który dzięki temu różnił się od poprzednich... Po wylądowaniu samolotu z Nowego Jorku okazało się jednak, że na muzyków czekają funkcjonariusze służby granicznej. Austin John Marshall opisał to w piśmie The Observer (3 grudnia) – Po wylądowaniu z trzymiesięcznego tournee po Stanach Zjednoczonych Hendrix i jego grupa przechadzali się swobodnie po londyńskim lotnisku imigracyjnym, niczym rajskie ptaki. Hendrix, tolerancyjny, zrelaksowany, rozbawiony działaniami celników demolujących jego przenośny sprzęt stereo, dotykających jego jedwabiu i aksamitnych ubrań... Jimi mógł się uśmiechać, u niego nie znaleziono niczego. Za to miał się z pyszna Mitch, który w Ameryce kupił sobie pistolet. Choć był on tylko na gaz, na lotnisku uruchomiono alarm, a Mitch pozostał w pokoju służby granicznej przez dłuższy czas. ...Zostałem aresztowany na lotnisku za broń gazową, którą kupiłem w sklepie za rogiem Białego Domu - wspominał później Mitch w książce “The Hendrix Experience” zaś na lotnisku reporterowi Melody Maker (26 sierpnia) tłumaczył - To było upokarzające, zostałem rozebrany i przeszukiwany, a moi przyjaciele i rodzina czekali na zewnątrz około dwóch godzin… Noel próbował bronić kolegi, opowiadając reporterowi Daily Mirror - To był bardzo mały pistolet... Jimi dodał, że broń była - Bardzo delikatna i służy do osobistej obrony. Dozwolona jest w Stanach... Mitch uzupełnił - To była tylko pamiątka i powinni dać mi spokój. Faktycznie, nie podjęto wobec mnie żadnych dalszych działań, ale w pierwszych dniach miałem problemy z opuszczeniem Anglii... 
Więcej w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" - zamówienia na pajak.book@gmail.com




wtorek, 22 października 2019

Hendrix i zespół "Queen".


Zespół "Queen" ma na świecie bardzo wielu fanów, a zainteresowanie nim (zwłaszcza Freddiem Mercury) wzrosło niebywale po nagrodzonym filmie "Bohemian Rhapsody", w którym w rolę frontmana zespołu wcielił się Rami Malek. Zapewne niewielu miłośników muzyki "Queen" wie o tym, że drogi członków zespołu kilka razy skrzyżowały się z bohaterem tego blogu - Jimim Hendrixem. Dziś o jednym spotkaniu w Imperial College  w Londynie, w Kensington przy Exhibition Road, 13 maja 1967 roku.
Tego wieczoru zagrała także grupa "1984", której nazwa inspirowana była powieścią George'a Orwella. Jej gitarzystą był Brian May - Graliśmy koncerty za niewiarygodnie małe pieniądze. "Semi-pro" tak to wtedy nazywano. Mój zespół również był na afiszu, ale grał w innej sali. Grałem wtedy "Purple Haze". Mówiono, że Jimi zszedł i to zobaczył, kiwnął głową i uśmiechnął się. Ale to tylko plotka. Nie wiem na pewno, czy tak było, czy nie... May działał wówczas w Entertainments Committee i wspominał ten koncert w miesięczniku Classic Rock (grudzień 2015) - Zabukowaliśmy wtedy kilka wspaniałych kapel: "Steamhammer", "Spooky Tooth", "America" i oczywiście Jimiego Hendrixa. W różnych częściach budynku grały trzy czy cztery grupy. Przyszło tysiąc osób, a bilety kosztowały ponad funta, więc Imperial College zarobił... Dave Dilloway z grupy "1984" - Mieliśmy tylko zagrać na dole do tańca, ale pozostaliśmy, gdy dowiedzieliśmy się, że Hendrix ma się pojawić w głównej sali... Tego dnia Brian May miał okazję być blisko swego idola, niestety nie zamienił z nim słowa, a jedyną formą kontaktu – jak napisał Mark Blake – było skierowane do Tima Staffela pytanie, zadane przez Jimiego, który wyszedł na korytarz ze swojej garderoby ‘Stary, którędy na scenę?’ Odszedł, gdy my bez słowa kiwnęliśmy głowami w kierunku sceny... Dave Dilloway - Za Hendrixem z garderoby wyszedł Brian Jones i poszedł z nim na scenę, aby zza kulis obserwować jego grę. Był tak straszliwie chudy, że wyglądał na chorego...
45 minutowy koncert w Imperial College Jimi rozpoczął od "Foxy Lady". May wspominał, że z kolegami z grupy "1984" stał blisko sceny - Ale wcale nie musieliśmy być tak blisko, było straszliwie głośno. Widziałem jak Hendrix układał palec na strunie bardzo, bardzo wolno wywołując sprzężenie. Wtedy uśmiechnął się i ruszył naprzód. W oczach miał dziwny błysk. Trochę to trwało zanim był gotów grać na pełnej mocy włączając ten fantastyczny riff. Prawdę powiedziawszy, moja pamięć jest nieco przymglona. I dla mnie było to straszne. Myślałem, że umiem już grać na gitarze, ale kiedy zobaczyłem Hendrixa miałem ogromną ochotę z tego zrezygnować. Popatrzyłem jednak na niego i jego sprzęt, i pomyślałem: 'No cóż, on jest facetem, a to są tylko gitara i wzmacniacze'. Kiedy zaczął grać to było jak trzęsienie ziemi. Trudno to opisać - coś na kształt trzęsienia ziemi, potężnej orkiestry i dźwięku wichury. Niesamowicie magiczne. Ale nikt wówczas na widowni nie śpiewał. Tak się wtedy nie działo. Nie było to fajne, aby na rockowym koncercie śpiewać na przykład "Purple Haze"... Dodam, że w następnym roku grupa May'a "1984" przekształci się w zespół "Smile", z którego w 1970 powstanie zespół "Queen". Jego frontmanem zostanie inny fan Hendrixa - Freddie Mercury.
Więcej o tamtym koncercie oraz o innych spotkaniach muzyków "Queen" z Hendrixem w tomie drugim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Już przyjmuję zamówienia: pajak.book@gmail.com





poniedziałek, 21 października 2019

Wiosenna trasa 1967

Dzisiaj powracam do trasy koncertowej po Wielkiej Brytanii, którą Jimi Hendrix wraz z Noelem Reddingeim i Mitchem Mitchellem odbył wiosną 1967 roku. Główną gwiazdą był zespół "The Walker Brothers", występowali także: Engelbert Humperdinck i Cat Stevens oraz grupa "The Quotations". Oto fragment o jednym z koncertów na tej trasie.
Po dwóch sesjach fotograficznych w biurze ANIM w Londynie, 11 kwietnia Hendrix z kolegami wraca na trasę koncertową, na występy w Bedford, Bedfordshire (19:00 i 21:00). Disc Spinner z Woburn Reporter (18 kwietnia) - We wtorek po południu w kinie Granada (St. Peters Street), gdy "Bracia Walker" przedzierali się przez tłum nastolatków, ranny został dziesięcioletni chłopiec. Giuseppe Porcelliego z Bedford (Wellington Street 29) zabrano go do szpitala, ale z obandażowaną głową został przywieziony z powrotem, aby zobaczyć drugi występ. Granada był zatłoczona. Było tam trochę mamuś, nieco młodych, ale większość stanowiły nastoletnie dziewczęta gotowe na ciągły krzyk... Kłopoty ze wzmacniaczami zakłóciły występ grupy "The Quotations", po której, jak 18 kwietnia napisał Spinner w lokalnej Woburn Reporter  - Dziewczęta wpadły w amok, gdy pojawiły się trzy owłosione i dziwnie ubrane postacie. Mam na myśli "Jimi Hendrix Experience". Zaczęli od "Hey Joe". Jimi pokazał, że naprawdę potrafi zębami grać na gitarze,, a zakończyli swoją nową płytą "Purple Haze"... Jenny Russell miała wtedy 13 lat, była fanką "Walker Brothers" i Cata Stevensa, zaś jej mama, z którą poszła na koncert, uwielbiała Humperdincka - Pamiętam tylko, że też krzyczałam, wszystkie dziewczyny krzyczały... Fanem "Braci Walker" był też Bob Stockwell, ale tego dnia zachwycił go Jimi Hendrix - Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś tak grał na gitarze... I jeszcze jedno wspomnienie, dwudziestoletniej wtedy, Irene Day, która w Bedford była z narzeczonym - Kupiłam potem płytę "Hey Joe" i grałam ją non-stop... Ten wieczór zapamiętał także Jimi, choć pomylił miejsce występów - Jeden facet w Luton skoczył z loży na scenę, około dwudziestu stóp w dół, aby uścisnąć nam dłonie... Jak przypuszczał Ben Valkhoff ten skok z loży miał miejsce w Bedford.  Dalej Jimi - Potem wyszliśmy przez drzwi na zaplecze, a tam czekało mnóstwo nastolatków. Myśleliśmy: 'Tylko spokojnie, nikt na nas nie spojrzy' -  a oni niemal nas roznieśli! Jakaś dziewczyna złapała moją gitarę i nie chciała jej puścić, powtarzając: 'Po co ci ona, wcale jej nie potrzebujesz'...
Więcej w tomie drugim książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" - można ją już zamawiać - pajak.book@gmail.com



niedziela, 20 października 2019

Jimi w Holandii po raz drugi


Po kilku dniach przerwy (byłem na "Jimiway Blues Festival" w Ostrowie Wielkopolskim - szkoda, że już po, a następny dopiero za rok), dzisiaj znowu fragment z tomu drugiego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" (jego premiera była właśnie na tym festiwalu). Początek rozdziału siódmego, części trzeciej.
Po marcowym programie telewizyjnym "Fanclub" oraz wiadomościach o sukcesie na festiwalu w Monterey zainteresowanie występami Hendrixa w Holandii wzrosło na tyle, że van de Horst, właściciel pubu w Ede, w małym miasteczku niedaleko Amsterdamu, postanowił urządzić koncert w miejscowej hali przemysłowej. Koncert, który 19 sierpnia zapowiedziała gazeta Arnhemse Courant, miał się odbyć 14 września, a gwiazdę miał poprzedzać holenderski zespół "The Outsiders". 1 września gazeta Edese Courant podała, iż Paul Acket agent teatralny z Hagi, przekazał - Jimmy Hendriks jest „na wakacjach” i dlatego jego holenderska trasa nie odbędzie się - na razie podobnie jest z jego koncertem w Ede... Informację o wakacjach potwierdził 2 września Melody Maker podając, że potrwają one od 10 września do 25 (15 września Jimi wystąpił na festiwalu "Bluesville '67" w Londynie). "JHE" dotarł do Holandii dopiero dwa miesiące później, w piątek 10 listopada.
...Wstałem o 8:15. Zwlókł mnie Jerry (Stickells) - zanotował w dzienniku Noel. O dziesiątej rano on, Jimi, Mitch i Gerry Stickells lecą ponownie do Holandii. Na lotnisku spotyka ich Peter Nieuwerf z firmy Polydor - Pamiętam, że Jimi nie był ciepło ubrany. I nie mieli żadnych instrumentów. Może zajął się tym ktoś inny? Podwiozłem ich do studia. Później ich więcej nie widziałem. Hendrix nie powiedział wiele. Nie można było się do niego zbliżyć. Ale był niezwykle miły i delikatny... W studiu Vitus (zwanym także Studio Virus lub Studio Citrus) w Bussum w północnej Holandii muzycy "JHE" nagrywają dla telewizyjnego programu "Hoepla". W tamtym czasie był on dla młodzieży holenderskiej wyjątkowym programem. Krwawy raport z rzeźni pojawiał się zaraz po artykule Mike'a Macroccha na temat makrobiotyków. W programie po raz pierwszy w holenderskiej telewizji pojawił się nagi Phil Bloom, krytykowano wówczas striptiz. Co do muzyki pop, odbywały się występy na żywo, na przykład Dr Johna i "The Nightripper", "Soft Machine" oraz "JHE". "Hoepla" to był program stworzony dla i przez młodych ludzi. Był wówczas w Holandii jedynym programem w telewizji, tak jak tam jedynym wśród magazynów drukowanych był Hitweek. Kolorowy, krzykliwy, absurdalny, poza ówczesnymi ustalonymi formułami i pasujący do nowego modelu życia w latach sześćdziesiątych. Zespół "Hoepla", stworzyła grupa wokół tria: Wim Schippers, Hans Verhagen i Wim van der Linden, udało im się przeforsować program trzech transmisji w VPRO-TV (28 lipca, 9 października i 23 listopada 1967 roku) zanim z powodu jego (nie)moralności interweniowała ówczesna minister kultury Holandii, Marga Klompe. Kiedy 8 stycznia 1968 r. na ekranach telewizorów miał pojawić się czwarty program, rekordowa liczba widzów czekała na próżno. Osławione trio twórców "Hoepla" zostało zwolnione przez kierownictwo VPRO. W książce Bena Valkhoffa, Wim van der Linden wspominał z lekką melancholią - Coś takiego jak "Hoepla" już nigdy nie będzie miało miejsca. Wystarczy spojrzeć na program taki jak Veronica. Wulgaryzmy, zgiełk, nagość - nikt już na nie nie reaguje. Teraz jest takie nastawienie, taka jest telewizja, wciąż mam film z tego czwartego, nigdy nie nadanego programu. Mam go dla moich dzieci. To bardzo dziwne do oglądania. Ma na to wpływ tamten styl filmowania. Dziś trudno sobie wyobrazić, jakie było to wtedy rewolucyjne!...
Tom drugi można zamawiać pod adresem: pajak.book@gmail.com
Nakład kolekcjonerski.