środa, 9 października 2019

Clarksville

Dziś powracam do tomu pierwszego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Oto fragment o tym jak Jimi po wyjściu z wojska (101 Dywizja Powietrzno-Desantowa) dotarł do Clarksville.
W sobotę 2 lipca 1962 roku, Jimi Hendrix opuszcza jednostkę w forcie Campbell. Kończy się jego służba wojskowa. W ręku trzyma małą torbę z rzeczami osobistym. W portfelu ma kilkaset dolarów. ...Wyszedłem z wojska tuż przed czwartym lipca w 1962 - wspominał - Dali mi wszystkie pieniądze, które zarobiłem, trochę ponad czterysta dolarów. To były największe pieniądze, jakie kiedykolwiek miałem w całym moim życiu... Nie ma jednak ze sobą swojej ukochanej gitary - W wojsku kiepsko płacili musiałem więc sprzedać gitarę - na szczęście to był miły gość, który, gdybym potrzebował, obiecał mi ją pożyczyć...  
Jimi planuje pojechać do ojca do Seattle, trochę tam odpocząć, a potem, w miarę możliwości z Billym Coxem, kiedy on za dwa miesiące także opuści armię, zrobić następny ruch w branży muzycznej, może nawet wspólnie założyć jakiś zespół. No i później, skoro poznali już niektóre miejsca na Południu, udać się w 'chitlin circuit', "flaczkową trasę", po klubach i lokalach, w których występują czarni artyści. Pierwsze kroki kieruje zatem do pobliskiego Clarksville, skąd odchodziły autobusy na północny-zachód, w stronę domu. Tak to wspominał - Chciałem wrócić do Seattle, tam była moja dziewczyna, ale gdy do niej zadzwoniłem, odłożyła słuchawkę. Pomyślałem wtedy, że zajrzę tylko do Clarksville, bo to było w pobliżu, spędzę tam noc i następnego dnia rano wyruszę do domu. I tak właśnie zrobiłem... Clarksville było niedaleko, znał już to miasto z koncertów, które tam grał z „The Kasuals”, wsiada więc do autobusu i tam jedzie.
Więcej w rozdziale pierwszym części trzeciej tomu pierwszego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Ostatnie egzemplarze przywożę do Ostrowa Wielkopolskiego osiemnastego października.





2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie przerzucam kartki,oglądam zdjęcia,zatrzymuję się na niektórych fragmentach....czekając i ciesząc się czasem, w którym będę mógł zacząć czytać od początku, od pierwszej strony. Tak jak to było z pierwszym tomem.Książka jest fascynująca z wielu powodów.Po pierwsze poprzez około hendrixowe dygresje czytelnik dowiaduje się właściwie o wszystkim,co się w tym okresie w muzyce działo. Zresztą dygresje są solą tej książki, prawdziwą Wieliczką. Po drugie Twoja opowieść o Hendrixie nie jest beletrystycznym wyduszaczem łez, kolorowanką ku czci. Jest za to solidną dawką informacji.Informacji nie zawsze dla niego pozytywnych,niekoniecznie słodzących.Za to zawsze prawdziwych, zawsze udokumentowanych. Nie piszesz wprost o nim,że był geniuszem,ale sposób narracji i opinie o nim innych muzyków o tym świadczą. Książka na długie jesienno-zimowe wieczory.Czytać, po czym zamknąć oczy i słuchać....z łezką w oku. Gratuluję i dziękuję!!! Stworzyłeś wybitne dzieło!! Krzysztof Lech Czabański Bydgoszcz

    OdpowiedzUsuń