W sobotę 2 lipca 1962 roku,
Jimi Hendrix opuszcza jednostkę w forcie Campbell. Kończy się jego służba
wojskowa. W ręku trzyma małą torbę z rzeczami osobistym. W
portfelu ma kilkaset dolarów. ...Wyszedłem z
wojska tuż przed czwartym lipca
w 1962 - wspominał - Dali mi wszystkie pieniądze,
które zarobiłem, trochę ponad czterysta dolarów. To
były największe pieniądze, jakie kiedykolwiek miałem w
całym moim życiu... Nie ma
jednak ze sobą swojej ukochanej gitary - W
wojsku kiepsko płacili musiałem
więc sprzedać gitarę - na szczęście to był
miły gość, który, gdybym potrzebował, obiecał mi ją pożyczyć...
Jimi planuje pojechać do ojca do
Seattle, trochę tam odpocząć, a potem, w miarę możliwości z Billym Coxem, kiedy
on za dwa miesiące także opuści armię, zrobić następny ruch w branży muzycznej,
może nawet wspólnie założyć jakiś zespół. No i później, skoro poznali już
niektóre miejsca na Południu, udać się w 'chitlin circuit', "flaczkową
trasę", po klubach i lokalach, w których występują czarni artyści.
Pierwsze kroki kieruje zatem do pobliskiego Clarksville, skąd odchodziły
autobusy na północny-zachód, w stronę domu. Tak to wspominał - Chciałem wrócić do Seattle, tam była moja
dziewczyna, ale gdy do niej zadzwoniłem, odłożyła słuchawkę. Pomyślałem wtedy,
że zajrzę tylko do Clarksville, bo to było w pobliżu, spędzę tam noc i
następnego dnia rano wyruszę do domu. I tak właśnie zrobiłem... Clarksville
było niedaleko, znał już to miasto z koncertów, które tam grał z „The Kasuals”,
wsiada więc do autobusu i tam jedzie.
Więcej w rozdziale pierwszym
części trzeciej tomu pierwszego książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka".
Ostatnie egzemplarze przywożę do Ostrowa Wielkopolskiego osiemnastego
października.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa razie przerzucam kartki,oglądam zdjęcia,zatrzymuję się na niektórych fragmentach....czekając i ciesząc się czasem, w którym będę mógł zacząć czytać od początku, od pierwszej strony. Tak jak to było z pierwszym tomem.Książka jest fascynująca z wielu powodów.Po pierwsze poprzez około hendrixowe dygresje czytelnik dowiaduje się właściwie o wszystkim,co się w tym okresie w muzyce działo. Zresztą dygresje są solą tej książki, prawdziwą Wieliczką. Po drugie Twoja opowieść o Hendrixie nie jest beletrystycznym wyduszaczem łez, kolorowanką ku czci. Jest za to solidną dawką informacji.Informacji nie zawsze dla niego pozytywnych,niekoniecznie słodzących.Za to zawsze prawdziwych, zawsze udokumentowanych. Nie piszesz wprost o nim,że był geniuszem,ale sposób narracji i opinie o nim innych muzyków o tym świadczą. Książka na długie jesienno-zimowe wieczory.Czytać, po czym zamknąć oczy i słuchać....z łezką w oku. Gratuluję i dziękuję!!! Stworzyłeś wybitne dzieło!! Krzysztof Lech Czabański Bydgoszcz
OdpowiedzUsuń