piątek, 31 lipca 2020

Wilson Pickett

W lipcu 1964 roku Hendrix wraca do Nowego Jorku do Faye Pridgon, która mieszka razem z braćmi Allen. Znowu szuka swojego miejsca w Harlemie, od czasu do czasu grywając w Small’s Paradise. Ale bardzo szybko okazuje się, że po wyczerpującej trasie wiosna-lato, zespół "The Isley Brothers" ma propozycję następnych występów.
Pisze więc do ojca do Seattle - Myślę, że zacznę tak pracować, aby grać coś swojego, bo jak pracujesz z innymi, nigdy nie staniesz się wielkim. Ale dotąd to robiłem, chciałem poznać ludzi i zdobyć uwagę publiczności. A przede wszystkim rozpoznać rynek, zobaczyć, kto pomoże mi sprzedawać moje własne płyty...
            Na tę nową trasę bracia Isley przygotowują inne stroje dla siebie i muzyków towarzyszącego im zespołu, oczywiście także dla Hendrixa. Satynowe mundurki zastępują białe moherowe garnitury, białe koszule i czarne, cienkie krawaty. I choć były to gustowne ubiory, Jimi w późniejszych wywiadach wiele razy podkreśli, że czuł się w nich, jak więzień. Letnia trasa ma obejmować okolice Nowego Jorku oraz New Jersey, a także pojedyńcze koncerty w He-Jazz Grotto Hall w New Haven w Connecticut oraz Essex County Country Club w West Orange, w stanie New Jersey, po drugiej stronie rzeki, oba z krótkim występem solowym Hendrixa. Ekipa dłużej zatrzymuje się w nadmorskim kurorcie Wildwood w New Jersey, około godziny jazdy samochodem od Nowego Jorku. W miasteczku pełno jest hoteli, centrów rozrywki i nocnych klubów, w których latem grywa po pięć, sześć różnych zespołów muzycznych. Chociaż trzeba tam dojeżdżać, bracia Isley mają kontrakt, aż na cały miesiąc. Hendrixa wcale to nie martwi, ma więcej czasu na spotkania z różnymi ludźmi, także tymi z niezależnych firm płytowych, szukając możliwości podpisania kontraktu.
            W sobotę pierwszego sierpnia 1964 r., w Auditorium w Macon, Georgia „The Isley Brothers” występują wraz z Carlą Thomas, Joe Texem, Esther Philips i „The Drifters”.  Każdy z artystów ma dla siebie po pół godziny, ale Jimi jest już zadowolony, jeśli dano mu szansę na trzydziestosekundową solówkę. Ernie Isley wspominał – W środku koncertu O'Kelly mawiał: "Chodź tu, Jimi, aby pokazać im, jak to się robi. Wiedzieliśmy, że jeśli będzie grał na gitarze za plecami, każdy na to pójdzie. Więc dodawał: 'Mój Boże, Zrób to?'...  Następny zapamiętany koncert odbywa się 8 sierpnia w Essex County Country Club w West Orange w New Jersey. W sąsiedztwie koncertuje także Wilson Pickett. W jego zespole na perkusji gra Buddy Miles, w przyszłości członek zespołu Hendrixa. Po koncercie Buddy przedstawia Jimiemu swoją nową znajomą Devon Wilson. Za pewien czas, ona również odegra znaczącą rolę w życiu bohatera tej książki. Jimi polubi wówczas nowy utwór Wilsona Picketta “In The Midnight Hour” i nie tylko dlatego, że nagraniu Picketta wzięło udział wielu muzyków, pełno tam było łkających dęciaków, wokali i gitarowych zagrywek typowych dla czarnego getta, włączy tę piosenkę do repertuaru. A Wilson Pickett na ówczesnych koncertach wykonuje też swój wcześniejszy przebój,  piosenkę „I Found A Love”, który nagrał z grupą „The Falcons”.

czwartek, 30 lipca 2020

Wpływ Curtisa Mayfielda na Jimiego Hendrixa i ciąg dalszy trasy z braćmi Isley


Na pewno jednak ówczesna gra Hendrixa wzorowana jest na stylu Curtisa Mayfielda, z którym odbył trasę parę miesięcy wcześniej. ...Modyfikuje on zarówno rytmiczne motywy Mayfielda, jak i Jimmy'ego Johnsona - zauważył Keith Shadwick - i możne je będzie odnaleźć w takich własnych utworach Hendrixa, jak: "Remember" z "Are You Experienced" czy "Little Wing" z "Axis: Bold As Love". Gitarzysta na "Mercy Mercy" ma już wypracowaną technikę, jest w stanie tworzyć formę nieograniczoną w czasie i przestrzeni, a do kształtowania i wyrażania swoich fraz stosuje akordy i arpeggio w różnych wartościach rytmicznych... Widać więc od razu, że już wtedy Jimi Hendrix jest w pełni ukształtowanym gitarzystą R&B, znającym dobrze ten styl, ponadto umiejącym operować barwą i rytmem. Przez następne dwa lata, będzie się tylko rozwijał. Sam Jimi przyznał - Byłem w tym czasie mocno sfrustrowany, bo wyglądało na to, że nigdy nie będę robił tego co chcę, a jedynie będę grał w tym, czy innym zespole. Czułem, że tracę nadzieję, choć uważałem, że powinienem nadal próbować wszystkiego. Kiedy byłem nastolatkiem, nie wierzyłem, że opuszczę kiedyś Seattle. Teraz, jako dorosły modliłem się, żeby podeszwy moich butów wytrzymały drogę, jaką mam jeszcze do przebycia... Jakby nie patrzeć, miał wtedy przed sobą drogę jeszcze bardzo odległą.
            Biorąc udział w sesji Dona Covay'a na pewno opuścił koncert plenerowy "The Isley Brothers" w Peter’s Park w Atlancie, gdzie wtedy odbywał się Greek Week, festiwal zorganizowany przez miejscowy Georgia Institute Of Technology’s. Jak wspominał Ronnie Isley - zastąpił go miejscowy gitarzysta, ale my czekaliśmy na jego powrót... Ernie Isley uzupełniał - Kiedy skończył solo, miałem jedną stopę na ziemi, drugą na Olimpie... Inżynier Malcolm Cecil wspominał - Jimi spotkał Erniego, kiedy on był jeszcze dzieciakiem, bo Jimi grał przez dwa lata z Isley, i myślę, że żył w domu O'Kelly'ego i jego rodziców przez lat kilka. Więc miał wielki wpływ na Erniego. Jimi powiedział kiedyś do niego: 'Uważaj, co robię, pokażę ci, co jeszcze umiem, ponieważ to właśnie ty będziesz grać na gitarze ze swoimi braćmi!' Jakże prorocze były to słowa...
            Po Atlancie zespół dojeżdża do Nowego Jorku i tam Hendrix wraca do braci Isley, a że znowu nie ma gitary, Kelly idzie z nim do słynnego Manny’s Music Shop na Manhattanie i kupuje dla niego biały model gitary Fender Duo-Sonic, dodając, żeby Jimi chował ten nowy instrument pod kluczem. W piątek 19 czerwca 1964 roku, od dwudziestej pierwszej do trzeciej rano następnego dnia, w Rockland Palace w Nowym Jorku na Bronxie odbywa się koncert specjalny Farewell Dance and Show dla nadawanego przez stację WWRL programu Magnificent Montague. Bierze w nim udział aż trzydzieścioro wykonawców, w tym „The Isley Brothers” z Hendrixem, a z innych znanych artystów: Solomon Burke, Billy Butler, King Curtis, Don Covay, Wilson Pickett i „The Tams”, grupa, z którą niebawem Jimi ruszy w trasę koncertową. Solomon Burke jest pierwszą gwiazdą muzyki soulowej z najwyższej półki, miał wtedy aż dwa single na listach przebojów, z którą Jimi odbędzie niebawem kolejną trasę, a przynajmniej jej część.
            Od piątku 26 czerwca przez cały następny tydzień, bracia Isley występują w teatrze Apollo wraz z Dionne Warwick, „The Five Royals”, „The Exciters”, „The Charades” i „The Carletons”.
            Jimi jako artysta już wyróżniający się, choć jeszcze niebrylantowy, miał niestety tendencję do niedojrzałego, czy wręcz głupiego zachowania, które mogło go z tego świata wyeliminować. I nie miało to związku z jego graniem na scenie, lecz z życiem w trasie i próbami sprawdzenia się w roli kierowcy. Pierwszy jego wypadek wydarzył się w czasie tego tournee "The Isley Brothers". Na krótkich trasach, grupa wówczas podróżowała samochodem kombi. Jimi lubił fantazjować na temat wzmacniaczy tak potężnych, że ich dźwięk mógłby ogłosić koniec świata. Opowiada więc o smoku, podobnym do gitary, z której zionie wielki płomień. Saksofonista altowy, który prowadzi samochód, odwraca się i mówi: 'Ten facet jest dla mnie zbyt dziwny. Niech on prowadzi'... Jimi nic nie mówi, przesiada się i jedzie dalej jako kierowca, choć zważywszy na jego kiepski wzrok, nie powinien nigdy tego robić. Zresztą nie ma też prawa jazdy. Po dwudziestu minutach pierwszy samochód, którym jadą inni muzycy zespołu, traci kontakt z pojazdem Jimiego. Kiedy po chwili wracają widzą straszny wypadek. Jadąc z prędkością ponad 85 mil na godzinę, kombi, którym kierował Hendrix uderzyło w przebiegającego przez drogę jelenia. Przód samochodu jest doszczętnie rozbity, podobnie jak przednia szyba, przez którą przeleciało uderzone zwierzę o wadze około dwustu funtów. Cud, że ani Jimiemu, ani jego kolegom nic się nie stało...
            Współpraca z innymi muzykami "I.B. Specials" ma także duży wpływ na Hendrixa. Ernie Isley wspominał, że grający na organach Gene Friday był również dobrym tancerzem - Kiedy grał, podrygiwał i tańczył. I widać było, że Jimi, od kiedy dołączył do zespołu, konkurował z nim, starał się, swoim działaniem, aby zwracano właśnie uwagę na niego. Przez czas kiedy grał zachowywał się, jakby trenował, jak sportowiec, jak Muhammad Ali. Był dość dobry jako muzyk i technik, mógł więc ze swoim instrumentem zrobić to czego nikt inny, choćby chciał, by nie potrafił - i robił to spontanicznie. Tak to przynajmniej wyglądało. Oczywiście, nikt z widzów nie wiedział, że on ćwiczył całymi dniami, dla nich wyglądało to, jakby pojawiało się z nikąd... W dłuższych przerwach między koncertami, zdarzało sie także, że bracia Isley wracali do domu w Englewood. Zabierali ze sobą oczywiście Jimiego. Na te chwile czekają młodzi - Marvin i Ernie - którzy już wtedy przypuszczali, że za jakiś czas także trafią do zespołu. Ernie podgląda Jimiego jak, niemal przez cały czas gra na gitarze i widzi, że jego uwaga koncentruje się tylko na muzyce. Widzi, jak gitarzysta staje w pokoju stołowym i wyglądając przez okno gra łagodnie na swojej gitarze. Ernie Isley wspominał, jak wtedy wyglądała rozmowa Marvina z Jimim - 'Jimi chcesz soku pomarańczowego?' 'Uhm, tak, Marvin, bez lodu'. 'Robię kanapkę z masłem orzechowym i galaretką, chcesz?'. 'Nie, dziękuję'. 'Hej Jimi, wiesz, że musisz zmienić struny?' 'Dobra, spójrz Marvin - tak się stroi'. I cały czas grał, cały czas. Oczywiste, jak to, że słońce świeci, było, że Jimi gra na gitarze...  


środa, 29 lipca 2020

Don Covay

Tamta trasa koncertowa prowadzi także do Seattle, dokąd dociera w kwietniu lub piętnastego maja 1964 r. Wspominał Ronnie Isley - Graliśmy w jego rodzinnym mieście i Jimi poszedł do swojej dawnej dziewczyny. Chciał zostać dłużej i spotkać się z nami następnego dnia w następnym mieście. Zgodziliśmy się, myśleliśmy, że wie gdzie będziemy. Ale on nie pokazał się następnego dnia i zobaczyliśmy się dopiero po tygodniu w Nowym Jorku. Jego gitara została skradziona... Jak twierdzą niektóre źródła, po występie Jimi znika ze swoją byłą dziewczyną, zapewne Betty Jean Morgan, choć on sam za kilka lat w ogóle o tej przygodzie w rodzinnym mieście nie wspomni, wręcz przeciwnie, kiedy przyleci na koncert w 1968 roku, powie, że w Seattle nie było go  sześć lat. Jak twierdziło kilku autorów, w tym Johnny Black oraz Glebbeek i Noble, następnego dnia po tym występie, Jimi po prostu nie zdąży na odjeżdżający dalej w trasę autobus zespołu. Bracia jeszcze nie wiedzą, że takie zachowanie będzie dla Hendrixa dość typowe. Nie po raz pierwszy i nie ostatni, znikać będzie na trasie, i pojawi się dopiero za jakiś czas. Każdy inny muzyk zostałby natychmiast zwolniony, ale bracia Isley dają mu szansę na powrót, kupują mu także nową gitarę Fender Duosonic, pierwszego Fendera, jaki będzie jego własnością. 
            Właśnie wtedy Jimi Hendrix opuszcza następny koncert w Atlancie, w Seattle pożycza pieniądze i dociera do Nowego Jorku. Zespół braci Isley, jeszcze tu nie dotarł, więc on ma kilka dni wolnych. Chwilowa zamieszkuje na 81st Street, w tym samym domu co George "King" Clemons oraz Curtis Knight. Obaj, Jimi także, szukają wtedy możliwości zarobienia kilku dolarów. ...Jimi sypiał u mnie, a swoją gitarę zastawiał w lombardzie - wspominał George Clemons - Don Covay miał wtedy kontrakt. Chodził po klubach Harlemu i szukał muzyków, aby nagrać piosenki, które chciał sprzedać firmie Atlantic. Pytał: 'Mam taki utwór, pomożesz mi go w studiu nagrać?' Jimi do tej pory grywał tylko dorywczo w małych klubach... George Clemons i Jimi Hendrix "załapują się" na nagranie i 18 maja realizują utwór Dona i jego pianisty Horacego Otta "Mercy, Mercy", który pojawi się na rynku w lipcu lub 5 września 1964 r.,wydany przez  Rosemart Records (45-801) (na stronie "B" Can’t Stay Away").
            Don Covay był w 1957 roku producentem Little Richarda, jako „Pretty Boy” pomagając mu przy singlu „Bip Bop Bip”, a w 1961 napisał dla Chubby Checkera piosenkę „Pony Time”. Singiel „Mercy, Mercy”/”Can’t Stand Away”, dystrybuowany przez Atlantic Records sześć miesięcy później dotrze do 35 miejsca list przebojów muzyki pop pisma Billboard, o czym Hendrix nie będzie wiedział. Stanie się to dzięki dużej pomocy jednego z prezenterów stacji radiowej WWRL (Nathaniela) Magnificent Montague'a, który częściowo pokrył koszty sesji.
            "Mercy. Mercy" i oczywiście sam Don Covay, zostaną "odkryci" przez brytyjski zespół "The Rolling Stones", który nagra tę piosenkę w maju 1965 roku, w studiach RCA Victor w Hollywood i umieści na swym albumie "Out Of Our Heads" (wydany zostanie 6 września 1965). Keith Richards będzie naśladował grę nieznanego mu wtedy bliżej gitarzysty i to zarówno w warstwie rytmicznej, jak i brzmienia. ...Lord Keef - zanotował Charles Shaar Murray - nie wyobrażał sobie, że "tnie" faceta, który trochę ponad rok później, będzie "ciął" jego dziewczynę i "gwizdnie" mu jego Stratocastera... Paradoksalnie, wielu brytyjskich gitarzystów będzie robić to samo, naśladując gitarzystę "Stonesów". Jimi Hendrix zaś bardzo długo będzie wykonywał na scenie „Mercy, Mercy”, najpierw z Curtisem Knightem, później nawet na wczesnych koncertach grupy „Jimi Hendrix Experience”, kiedy odbywał pierwsze tournee po Anglii - jak podał Steven Roby: Czternastego stycznia 1967 w Beachcombers Club oraz drugiego lutego tego samego roku w Flamingo Club... Oryginalna, studyjna wersja "Mercy. Mercy" Covay'a z Hendrixem wiele lat później znajdzie się w zestawie “West Coast Seattle Boy”.
            Co do tej jednorazowej współpracy z Donem Covay'em i przede wszystkim ustalenia terminu tej sesji na Broadway'u w studiu A1 Sound jednego z założycieli firmy Atlantic Herba Abramsona, autorzy biografii Hendrixa mają spore obiekcje. Padają różne daty w 1964 roku, od kwietnia do 8, 13 lub 18 maja, choć podaje się także, że Covay dokończy nagrywanie albumu "Mercy!" dopiero od pierwszego do piątego października 1964. Wśród muzyków, którzy nagrywają "Mercy, Mercy" (podaje się także inny tytuł - "Have A Mercy") znaleźli się: Horace "Ace" Hall (gb), Bernard Purdie (dr), Ronald Miller (g) oraz wspomniany Clemons (voc), który z Covay'em spotka się później w teatrze Apollo. W niektórych źródłach wymienia się Jimiego, który zagrał na drugiej gitarze, w niektórych zupełnie się go pomija, tłumacząc, że - dostał pieniądze "pod stołem", a jego nazwisko nie znalazło się na liście muzyków, co było wówczas częste i zwyczajowe... Utwory z tamtych sesji trafią również na płytę „See-Saw”, firmowaną przez Covay's i jego grupę "The Goodtimers".
            Ponad dekadę od powstania "Mercy, Mercy", Don Covay przesłucha nagrania z połowy lat sześćdziesiątych i w 1977 roku stworzy album składankowy “Funky Yo-Yo”. Znajdą się na nim także inne dwa utwory, w których podobno zagrał Jimi, w tym “Three Time Loser” oraz być może "Love Is Sweeter On The Other Side", przy czym początkowe nuty tego pierwszego brzmią bardzo znajomo do późniejszej kompozycji Hendrixa "Red House". Don Covay różnie też opowiadał o tamtej sesji z maja 1964, podczas której powstało jego najbardziej znane nagranie. Odbyła się od razu następnego dnia, po tym, jak wymyślił piosenkę w trakcie swojego występu w klubie, a Hendrix zagrał, gdyż właśnie wtedy zastąpił jego muzyka z grupy "The Goodtimers". Czy można w to wierzyć? Autor Peter Guralnik opowiadał, że Don Covay to - Marzycielski człowiek, który jest zdolny do przędzenia najbardziej wyszukanych fantazji wokół najbardziej przyziemnych zdarzeń... Z kolei Steven Roby podaje, że na albumie "Mercy!" (Atlantic S104) oprócz tytułowego, znajdują się również cztery inne utwory z gitarową pracą Hendrixa: "I'll Be Satisfied", "Can't Stay Away", "Take This Hurt Off Me" oraz "Please Don't Let Me Know". Za to autor tekstu na okładce kompilacyjnego albumu "The Definitive Don Covay” (Razor & Tie RE 2053) podając listę muzyków wymienia tylko basistę Ronalda Millera, reszta jest jego zdaniem "nieznana". Sam zaś Jimi Hendrix w wywiadzie udzielonym w 1968 roku pismu Rolling Stone opowie, że swoją grę na "Mercy, Mercy" demonstrował Steve'owi Cropperowi w Memphis, o czym więcej w rozdziale następnym.



wtorek, 28 lipca 2020

Koncert w Paramount Theatre


Na tym tournee grupy "The Isley Brothers", indywidualność Jimiego zaczyna być coraz bardziej widoczna. Jak to wynikało z wypowiedzi Milesa, zaczyna nosić kolorowe szaliki, kolczyki, bransoletki, na jednym z koncertów pojawia się też ze złotym łańcuchem. Bracia, którzy nie palą i nie piją alkoholu, występują w dobrze dopasowanych uniformach. Ale co do muzyków towarzyszących określają jedynie enigmatycznie, że ich strój też musi być schludny. Jimi wspomni - Kiedy grałem z braćmi Isley musiałem iść na kompromis. Nazywali to "elegancją" w moherowych garniturach. Jeśli miałeś dwa różne sznurowadła, płaciłeś pięć dolarów kary...
            Ed Salamon, później ceniony twórca radiowych programów, miał 14 lat, kiedy w tanecznym klubie Giant w Brentwood w Pittsburgu, w Pennsylwanii, przy Brownsville Road, zobaczył jeden z występów tej trasy - Ponad dwustu dzieciaków tańczyło tego wieczoru przy zespole "The Isley Brothers". Byłem fanem R&B i zauważyłem, że ten ich gitarzysta, był dość przekonujący. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś grał tak ekstremalnie - prześcigał nawet Bo Diddley'a! Zespół nie był jego, on też nie był gwiazdą, ale Ronnie Isley pozwalał mu wyrazić siebie. Jimi Hendrix, zrobił wtedy na mnie duże wrażenie, tak, że następnego dnia w szkole, nie mogłem przestać o nim mówić... Opowiadał Paul Caruso - Występy zespołów soulowych są do siebie bardzo podobne. Wokaliści muszą opanować układ choreograficzny, który powtarzają co wieczór na scenie. Gitarzysta stoi z tyłu, w cieniu i może się wygłupiać. Na przykład grając zębami, łamiąc w ten sposób ustalone reguły. Don Covay opowiadał mi, że Wilson Pickett podczas swoich występów celował do swojego perkusisty z pistoletu...
            18 kwietnia 1964 Jimi wraz z "The Isley Brothers" występuje w nowojorskim Paramount Theater, potem w Waszyngtonie, a jeden z następnych występów ma miejsce na Bermudach na stadionie SRO miejscowej drużyny baseballowej. Bracia Isley przygotowując się w swoich garderobach słyszą nagle ogromny ryk dochodzący ze stadionu. ...Pomyśleliśmy, że to jakiś miejscowy artysta, musi mieć wielki przebój - opowiadał Ronnie Isley - Ale ten facet wpadł do nas do garderoby i pyta: 'Kim jest ten gość na zewnątrz?' Wyszliśmy więc na proscenium, Jimi na kolanach gryzł swoją gitarę, a tłum szalał...
Dzisiaj - 28 lipca - w "Muzycznej Pajęczynie" w Radiu Kultura więcej o "Isley Brothers". Pojawi się też nagranie "Testify", o którym napisałem dwa dni temu.
Od 20:00.
www.radiokultura.pl

poniedziałek, 27 lipca 2020

Buddy Miles


Pierwszy przystanek trasy wypada w Montrealu w The Grand National. Po występie cały zespół udaje się do miejscowego klubu, w którym występuje Buddy Miles perkusista grupy „Ruby & The Romantics”. Jimi jest zafascynowany ogromnymi umiejętnościami siedemnastoletniego wówczas muzyka. Wspominał Buddy Miles - Grałem wtedy w Esquire Show Bar. On przyszedł z grupą muzyków, było ich chyba dwunastu. Przyszli się napić w towarzystwie kanadyjskich ślicznotek. Wyglądał bardzo elegancko, choć różnił się od pozostałych, oni mieli żółte koszulki w stylu Toma Jonesa. On był inny, miał na sobie łańcuchy, a jego włosy były dłuższe, zresztą od razu widać było po jego spojrzeniu, że jest inny... Jimi dodawał - Cały czas grałem w jednej tonacji F-dur, ubrany w biały moherowy garnitur i lakierowane skórzane buty...
            Wtedy jednak zwraca uwagę na grającego z tamtym zespołem, zwłaszcza na chwilę, kiedy tamten perkusista gra solówkę, a jeszcze bardziej na to, że śpiewa jedną z piosenek Wilsona Picketta. Po występie Jimi przychodzi za kulisy i pozytywnie ocenia zarówno jego grę, jak i śpiew. A potem muzycy "I.B. Special" wchodzą na scenę i sami zaczynają grać. To co robi Hendrix wzbudza jeszcze większy podziw Buddy'ego Milesa - Czegoś takiego wcześniej nie widziałem. On zjadał swoją gitarę, ruszał nią i przewracał z góry na dół i pobrzękiwał tymi łańcuchami. Wyglądało to bardzo dziwnie, jednak widać było, że to on jest w zespole najważniejszy... W innym wywiadzie Buddy Miles dodawał - Miał wstążki przywiązane do ramienia i do jednej nogi, nosił też kolczyk i skandaliczną fryzurę - włosy spięte w koński ogon z długimi bokobrodami. Ale bezsprzecznie był doskonałym gitarzystą... Po występie ten młody perkusista, zaskoczony tym co widział, podchodzi do Jimiego i dotyka go, jakby nie wierzył, że jest to ktoś rzeczywisty.
            Buddy Miles pochodzi z Montany, na Wschodzie jest kimś nowym. Jest bardzo młody, ale ma potężne muskuły, które sprawiają, że wygląda na znacznie starszego. Do tej pory pracował z ludźmi ze sceny popowej, choćby z Brianem Hylandem, którego nagranie „Itsy Bitsy Teenie Weenie Yellow Polka-Dot Bikini” w sierpniu 1960 było wielkim przebojem (nr 1 w USA, 10 w Anglii), a także z „czarnymi” grupami „Ruby & The Romantics” („Our Day Will Come” - nr 1 w USA w marcu 1963 r.), „The Jaynettes” („Sally Go ‘Round The Roses” - nr 2 w USA we wrześniu 1963),  a także z legendarną „The Ink Spots”. Jimi zostawia Buddy’emu swój adres kontaktowy w Nowym Jorku. Kiedy tam się spotykają, szybko zostaną przyjaciółmi, choć razem grać będą dopiero za kilka lat, gdy w 1969 roku Jimi Hendrix wraz z Billym Coxem i właśnie Buddym Milesem utworzą pierwsze w historii „czarne rockowe trio” „Band Of Gypsys”.

niedziela, 26 lipca 2020

"Testify" pierwszy singiel Jimiego z braćmi Isley.


Stosunek braci Isley do instrumentalistów, którzy grają w "I.B. Special", jest w tym czasie raczej niespotykany. Sami będąc muzykami, doceniają innych, ich zdolności, kreatywność. A poza tym uważają, że dobrze jest dać im szansę na to, aby na koncercie coś dali od siebie - zagrali coś niestandardowo, czy swoim zachowaniem na scenie zwiększyli zainteresowanie publiczności. Zauważył to także Jimi - Pozwolili mi na granie mojej muzyki, bo to chyba dostarczało im więcej forsy, albo coś w tym rodzaju. Bo większość zespołów, z którymi grałem robiła inaczej. Gdzie indziej nie pozwalano mi grać po swojemu, jak choćby zastosować sprzężenie w “Midnight Hour” lub w czymś podobnym... Umowa między nim a braćmi mówi, że za każdy występ na trasie Jimi ma otrzymać trzydzieści dolarów, jak dla nieznanego muzyka to całkiem porządna zapłata, od razu jednak prosi o dodatkowe pieniądze na porządny ubiór. Jest jeszcze jeden dodatkowy punkt, Hendrix ma dostawać także dodatkowe dziesięć dolarów od każdego, kto chciał, aby z nim także zagrał.  
            Dla Jimiego to zatrudnienie to również wielka szansa na przyszłość, na dotarcie do innych znaczących i popularnych artystów. Wieczorem wraz z gospodarzami Jimi siada przed telewizorem, aby obejrzeć w programie Eda Sullivana pierwszy w Ameryce występ „The Beatles”. …Tego dnia zaczęła się „Beatlemania”, gdyż ich wykonanie piosenek „Till There Was You” i „I Saw Her Standing There” oglądały siedemdziesiąt trzy miliony Amerykanów, dzieci i ich rodziców. Podczas ich, trwającego zaledwie kilka minut występu, w USA nie dokonano żadnego czynu kryminalnego. W historii zdarzyło się to tylko raz… Hilton Valentine gitarzysta "The Animals", zespołu, który wystąpi w tym programie parę miesięcy później, osiemnastego października 1964 roku tłumaczył - Był to program familijny. Kiedy tam wystąpiłeś miałeś wrażenie, że zaakceptowała cię co najmniej połowa Ameryki...
            Po spotkaniu w New Jersey, Jimi Hendrix wraca na krótko do Harlemu, i jak wspominała Faye - Jimi przyszedł i mówi 'Dostałem pracę, może mi się uda'... O' Kelly Isley wspominał - Nie miał żadnego miejsca pobytu, więc zatrzymaliśmy się w domu mojej matki. Spytali, jakiego rodzaju gitara by go interesowała. Dali mu jedną, a on zawołał: 'Och, mam nową gitarę i będę grać z "Isley Brothers", to wszystko.. Ronnie Isley dodawał - Nazywaliśmy go "The Creeper", bo po domu poruszał się niemal bezgłośnie... Z kolei trzeci z braci, Ernie zapamiętał - Poznałem go w marcu 1963 roku, kiedy miałem jedenaście lat. Mieszkał u nas jako gość i członek zespołu przez około dwa lata. Mój brat pożyczył mu pierwszą gitarę Fender. Zagrał na "Testify", a także występował na żywo z grupą. Ilekroć słyszałem jak gra, rzucałem moje ksiązki w kąt i szedłem do jego pokoju. Nie odrabiałem lekcji, słuchałem i obserwowałem go. On był bardzo cichy, dobrze wychowany i myślał tylko o swoim graniu. Jimi praktycznie ćwiczył niemal bez przerwy. Grał cały czas. To było tak naturalne - jak świecące słońce, że Jimi gra na gitarze. Ćwiczył w kółko frazy, przekształcając je, dzieląc na pół, rozbijając je w ćwiartki, odtwarzając powoli, odtwarzając szybko. To było jak odruch.  Więc kiedy przyszedł czas na występ, to było praktycznie automatyczne. Grał na gitarze przez cały dzień i było to wszystko co robił przez cały dzień. Nie mówił zbyt wiele, to instrument był gadułą. Marvin pytał: 'Jak się czujesz?' Bading dada doo, na gitarze. 'Czy jest zimno na zewnątrz?' 'Wheeoooooow' na gitarze. Tak wyglądała konwersacja...
            Tournee "The Isley Brothers" rozpoczyna się w marcu 1964 roku. Opowiadał Ronnie Isley - Przez kilka miesięcy nas reklamowano, więc miejsca występów były całkowicie wypełnione, a ci, co nie mogli się dostać na stadion, oglądali nas z okolicznych wzgórz... Trasa obejmuje część Kanady (Montreal i Ottawę), Północny Zachód (Seattle), Bermudy i Wschodnie Wybrzeże, w tym Nowy Jork i Pensylwanię. Jimi jest zadowolony, że będzie grał w miejscach, których jeszcze nie poznał. Ma także z braćmi coś nagrać w studiu Atlantic w Nowym Jorku.
We wtorek, 28 lipca, w "Muzycznej Pajęczynie" w Radiu Kultura więcej o "Isley Brothers". Pojawi się też nagranie "Testify". Od 20:00 www.radiokultura.pl

sobota, 25 lipca 2020

Bracia Isley

...W marcu 1964, Buster zadzwonił ponownie i oznajmił, że dołączył do zespołu "Isley Brothers" i że jedzie  nimi w trasę po Wschodnim Wybrzeżu i "Chitlin’ Circuit". W tamtych czasach "Isley Brothers" byli jedną z największych grup R&B, Buster nawet nagrał z nimi coś w studiu. Słychać go w piosence „Testify”, która całkiem często pojawiała się w radiu - zapamiętał Leon Hendrix
            Grupa wokalna “Isley Brothers" powstała w 1954 roku w Cincinnati, jako kwartet. Bracia: Vernon, Rudolph, Ronnie i O'Kelly śpiewali wtedy pieśni gospel. Po śmierci Vernona występując już jako trio, postanowili zmienić repertuar na modne wtedy piosenki w stylu "doo-wop" i w 1956 roku za zgodą rodziców wyjechali do Nowego Jorku, gdzie najpierw wygrali konkurs w teatrze Apollo i w konsekwencji dla Teenage Records nagrali pierwszego singla "Angels Cried". Niestety ani ten, ani następny "The Cow Jumped Over the Moon" nie odniosły sukcesów, a kiedy po następnych dwóch latach dla innej firmy nagrali balladę "Don't Be Jealous", również niestety niezauważoną na listach przebojów, postanowili wrócić do Cincinnati. Latem 1959 r. rodzina Isley przeniosła się do Englewood w stanie New Jersey, skąd ruszyła w trasę koncertową, suportując różne R&B gwiazdy. Pewnego wieczoru wykonując piosenkę z repertuaru Jackiego Wilsona "Lonely Teardrops" braci Isley zauważył przedstawiciel firmy RCA. Dzięki nowemu kontraktowi trio realizuje kilka singli, a już ich drugi, oparta na gospelowej pieśni, piosenka "Shout" trafia w 1959 roku w USA na 47 miejsce listy pop pisma Billboard, rok później staje się również wielkim przebojem w Australii w wersji Johnny'ego O'Keefe, a w Anglii w 1964 w nagraniu szkockiej piosenkarki Lulu i jej zespołu "The Luvvers". I chociaż następny singiel z własną piosenką "Respectable", nie powtórzył tego sukcesu, trio "The Isley Brothers" uważane jest już za gwiazdę, szczególnie za jego występy na "Chiltin' Circuit" czyli "flaczkowej trasie". Po zmianie wytwórni na zależną od Spectora firmę Wand, na pierwszym singlu bracia chcą umieścić piosenkę Burta Bacharacha i Hala Davida "Make It Easy On Yourself", ale ich wydawca sugeruje inny, ich własny, taneczny  i ekspresyjny utwór "Twist & Shout", którego produkcji podjął się Bert Berns, realizując znacznie lepszą wersję niż sławny Phil Spector. Nagranie "The Isley Brother" staje się przebojem, na liście pop w USA dociera do miejsca 17, a w kategorii R&B do drugiego. Kiedy swoją wersję na pierwszym albumie "Please Please Me" nagrali „Beatlesi”, piosenka, a za nią trio braci Isley, stało się popularne również w Anglii. Dodam jeszcze, że w USA, w kwietniu 1964, wydana na EP „Beatlesowska” wersja „Twist And Shout” dostała się na 2 miejsce singlowych list tygodnika Billboard. W tamtym tygodniu była zresztą jednym z pięciu nagrań „The Beatles”, które znalazły się w pierwszej piątce singlowej listy przebojów. I był to przypadek bez precedensu w historii list bestsellerów w USA.
            Chociaż brytyjski zespół "The Beatles" zmieniał wówczas wiele w muzyce rock'n'rollowej i "pop-music", zwłaszcza jeśli chodzi o to, że jego członkowie sami grali na wszystkich instrumentach, z rzadka lub wcale, wspomagając się muzykami akompaniującymi, to amerykańskie grupy "The Coasters", "The Mavericks" oraz "The Isley Brothers" na koncertach oraz w studiu nadal korzystały z dodatkowych instrumentalistów, czyli "sidemenów". A, że bracia zakończyli współpracę z United Artists i utworzyli własną firmę wydawniczą T-Neck, zabezpieczając się jedynie umową dystrybucyjną z Atlantic Records, więc musieli jakoś te nowe w biznesie muzycznym kroki zdyskontować. Stąd też pomysł na nowe tournee, które miało objąć wiele miejsc w Ameryce Północnej (nie tylko "Chitlin' Circuit"), potrwać też kilka miesięcy. Chcą na niej wykonywać nie tylko swoje największe przeboje, ale również piosenki, które nagrali niedawno: "Nobody But Me" (z partią solowa Kelly'ego) oraz "That Lady", czyli "Who's That Lady" oraz najnowszą - "Love Is A Wonderful Thing" (za kilkanaście lat nagra ją Michael Bolton). Na początku lutego 1964 roku zespół instrumentalny, akompaniujący braciom Isley opuszcza gitarzysta. Wiedząc o tym, Dean Courtney z Pushayem, postanowiają pomóc Hendrixowi. Dean Courtney przyznał – Znaliśmy Tony’ego Rice’a, zaprzyjaźnionego z „The Isley Brothers”... Pushay mówi wtedy do niego - 'Dlaczego nie powiemy Tony'emu o Jimim?' 'Masz na myśli tego faceta, który gra na odwróconej gitarze?' - odpowiada Dean... Wspomniany Tony Rice sam jest śpiewakiem i asystentem znanego wokalisty soulowego Joego Texa. Mija kilka dni i Tony pyta - 'Gdzie macie tego chłopaka, o którym mi mówiliście?'... Cała trójka idzie więc do Palm Cafe, gdzie Jimi gra z miejscowym klubowym zespołem. Po chwili obserwacji Tony jest nim zachwycony i szybko informuje Ronniego Isleya.
            W tekście na okładce albumu “In The Beginning”, Ronnie Isley napisał – Tony powiedział, że ten chłopak był najlepszy, że grał na gitarze praworęcznej, swoją lewą ręką. Powiedział też, że nazywa się Jimmy Hendrix, że widział go w Palm Cafe, a on w sobotę wszystkich rozłożył. Tony powiedział, że ten chłopak - ma 15 lub 16 lat - gra lewą ręką a jest lepszy od wielu gitarzystów praworęcznych. Odparłem: 'Ej Tony, on nie może być tak dobry' i zacząłem wymieniać nazwiska najlepszych gitarzystów, których znałem, a Tony powiedział: On jest lepszy od każdego z nich'... Ernie Isley uzupełnił - Kelly spytał: 'Czy jest on lepszy od tego faceta z zespołu Jamesa Brown?' 'Tak'. 'A czy jest też lepszy od tego, którego widzieliśmy ostatnio o drugiej w nocy w Cleveland?' 'Tak'. No więc postanowiliśmy się z nim spotkać... Tony wie też, że tego chłopaka, Jimiego Hendrixa można spotkać w hotelu Theresa, w pokoju 406. Jadą więc po niego, a potem razem udają się do Palm Cafe. Wspominał Ronnie Isley - Podszedłem do muzyków na scenie i spytałem, czy Jimi mógłby do nich się przysiąść, a oni na to: 'Nie, on za głośno gra' i takie tam rzeczy, wiedziałem już, że zazdroszczą mu. Powiedziałem więc Jimiemu, aby w weekend przybył do nas do domu. Mamy tam wzmacniacz i będziemy mogli pograć. Mieszkaliśmy w Teaneck, ale nasz zespół wtedy wynajmował dom w Englewood... Jimi odpowiada, że chętnie przybędzie, ale nie ma teraz gitary. 'Co się stało? Gdzie jest?' pyta Ronnie. 'W lombardzie' - pada odpowiedź Jimiego. O'Kelly udaje się z nim pod wskazany adres. Tam rzeczywiście gitara wisi na kołku, ale nie ma żadnej struny. Więc, w sklepie z akcesoriami muzycznymi kupuje mu cały ich zestaw.
            Wersja, którą przedstawiłem nieco różni się od tej z końca poprzedniego rozdziału, z której wynikało, że to Faye Pridgon "załatwiła" kontakt Jimiemu z braćmi. Jaka jest prawda, trudno oczywiście dziś dociec, pewne jest to, że dziewiątego lutego 1964 roku Hendrix zjawia się w Englewood, w stanie New Jersey, gdzie w wynajętym domu mieszkają bracia Isley: Ronnie, O'Kelly i Randolph, wraz z młodszym rodzeństwem Ernie i Marvinem oraz ich matką Sallye. W piwnicy tego domu odbywa się pierwsza ich próba. Ronnie pamiętał, że Hendrix założył struny - I powiedział: 'Pozwolisz, że się nastroję?' I zrobił to tak samo, jak grał - 'wonk, woonk, whee! - Potem zagraliśmy kilka naszych utworów, a on znał wszystkie nasze płyty... Na tej próbie razem z Jimim grają “Twist And Shout”, “Respectable”, “Shout” i “Who’s That Lady?”, ostatni singiel braci wydany jeszcze przez United Artists. Jimi zna je i bardzo dobrze w nich gra, czym zaskoczony jest Ronnie Isley, że trafił na gitarzystę, który jest tak dobry. Hendrix od razu więc zostaje przyjęty, a sam opowiadał potem - Jeden z braci Isley usłyszał mnie, jak grałem w klubie i powiedział, że mam pracę... Kelly Isley wspominał - Zapytali go zatem, czy chciałby zagrać z nimi, na co Jimi odparł: 'Tak , bardzo bym chciał', głównie dlatego, że był bezrobotny. Jimi nastroił gitarę. Zagrał jedynie czterdzieści pięć sekund... W ten spsób Jimi, jako gitarzysta zostaje zaangażowany do grupy „I.B. Special”, akompaniującej śpiewającym i tańczącym na scenie braciom Isley, czyli Ronaldowi, O’Kelly’emu i Rudolphowi. Oprócz niego w zespole mają grać: Eddie Williams (tp), Al Lucas (gb), Douglas MacArthur (ts), Marv Massey (bars), Gene Friday (org) oraz Bobby Gregg (dr), ten sam, którego werbel rozpocznie jeden z Hendrixa ulubionych w niedalekiej przyszłości utworów Dylana “Like A Rolling Stone”.  

Braci Isley usłyszą państwo we wtorek w "Muzycznej Pajęczynie", audycji w Radiu Kultura. 28 lipca od 20:00 do 22:00. www.radioklutura.pk Zapraszam

piątek, 24 lipca 2020

Charakter Jimiego Hendrixa

Jest w biografiach Hendrixa także opowieść o dwoistości jego natury. Najczęściej bowiem opisywano go jako człowieka cichego, sympatycznego i nadzwyczaj łagodnego w życiu prywatnym, choć na scenie był typowym rock'n'rollowcem - dzikim i niepohamowanym. Co zaś do stosunków z kobietami, nie po raz pierwszy i ostatni, Jimi okazał się kimś, kto jest zarówno doktorem Jekyllem, jak i panem Hydem. Jak to sam o sobie powiedział - Nieważne jak jesteś słodki i uroczy, są głęboko w tobie rzeczy czarne i brzydkie... Któregoś razu przez kilka godzin uwięził Faye w hotelowym pokoju, jak wspominała Stevenowi Roby'emu - Obudziłam się w nocy, miałam związane kostki i jedną rękę. A on brudną, śmierdzącą skarpetką przywiązywał mi drugą. Czułam, jakby ktoś na nogach położył mi ciężką oponę. 'Bądź cicho' mówił. Był bardzo zazdrosny i kiedy szedł na próbę do Curtisa nie chciał, abym gdziekolwiek wychodziła. Kiedy potem wrócił, zaczął się do mnie dobierać. Kiedy usiłowałam krzyczeć, zakneblował mi usta koszulą. I poszedł na trzy lub cztery godziny, a ja zapadłam w sen. Usiłowałam potem odejść, ale znowu wracałam. Jimi często nie kontrolował swych emocji... Jak wspominała, nie był to jedyny raz, kiedy Jimi zachowywał się jak obłąkany. ...Jimi często się bił i przy okazji kopnął w tyłek Johnny'ego Stara - dodawała - Raz w klubie, przyparł mnie do muru pod budki z kolanem na piersi. Billy Hamburg, tancerz albinos, próbował z nim rozmawiać i prosił, żeby mnie puścił. A on odwrócił się i rzucił się na niego i na wykidajłę "Big Jimmy'ego". Kilka razy przyszedł mi na ratunek Little Richard. A on także rzucił się na niego. Ktoś mi kiedyś powiedział mi, że coś się dzieje w hotelu Theresa. Że Jimi oszalał, że wszyscy oszaleli. Wyrwał się z pokoju i rzucił telefonem o ścianę, ale kiedy tam dotarłam, wszystko już było w porządku...
            Większość ludzi z otoczenia Jimiego uważała go za bardzo spokojnego, cichego, wręcz nieśmiałego faceta, ale zdarzało się, że wpadał we wściekłość. ...Zawsze mówił o jakimś diable - opowiadała Faye - że niby coś w nim jest, że nie może nad tym wcale zapanować, że nie wie, co go zmusza do robienia tego, co robi, mówienia tego, co mówi; a piosenki po prostu z niego wychodziły. Był taki zadręczony, po prostu rozdarty w środku. Opowiadałam mu o mojej babce i tych jej dziwactwach, a on mówił, żebyśmy tam poszli i żeby jakaś zielarka, czy ktoś taki zobaczył, czy nie da się tego demona z niego wyrzucić. Och, Boże, to było smutne, kiedy chciał płakać. Może był pierwszym facetem, a może jedynym, którego widziałam, jak płakał. To po prostu mnie zabijało, kiedy płakał. Wydawało mi się, że tak był dręczony i jego po prostu rozrywało, jakby naprawdę miał obsesję na punkcie czegoś naprawdę złego...
            Hendrix zawsze, kiedy tylko będzie wracać do Nowego Jorku, będzie się starał podtrzymywać znajomość z Faye, będzie też pisywać do niej z tras koncertowych. Pierwszego września 1965 rozstaje się z nią, choć pożegnanie ukrywa w gąszczu poetyckich słów - Kochanie, chociaż wiem, że nikt nie będzie ciebie kochał tak jak ja, a jeśli nawet tak się stanie, to nie zrozumie czym jest prawdziwa miłość. Smutek pokrył moje życie, dlaczego? pytam los... Odpowiadam bez słowa, czy dźwięku... Mam złamane serce. Moja duma stara się nie pocieszyć, lecz miłość mnie oślepia, gdy nie widzę... Miłość... Ból miłosny przejmuje i krzyczy - 'Nie mogę go już znieść. W imię przebaczenia, błagam więc o miłosierdzie'...
            Kiedy po kilku miesiącach wróci znajdzie swoje rzeczy u June'a Vasquenza, meksykańskiego tancerza w Park West Village. June jest teraz z Arthurem Allenem. Faye zaś nie chce go widzieć - Byłam w łóżku, kiedy Jimi wrócił. Zawsze słyszałam o tym, że dostanie gitarę i to czy tamto, że ktoś następnego dnia przyjdzie. 'Tak, ten ktoś zapłaci za czynsz? Bo jutro mogą nas wyrzucić' mówiłam... Ale to i tak nie będzie koniec ich przyjaźni, kiedy w życiu Jimiego pojawią się inne dziewczyny i nowe marzenia, ukrywając ją przed nimi, określać będzie jako "Ciocię Faye". Mimo to, także i wtedy, gdy Hendrix zamieszka w Anglii, nie zapomni o swej "lisicy" Faye, która zapamiętała - Kiedy wrócił z Londynu i zagrał mi swoje kawałki, było oczywiste, że bardzo się zmienił, i że nie zostało nic z poprzedniego Jimiego. Brzmiał jak ktoś zupełnie inny. Poszłam na jeden koncert w Hunter College. Wtedy zrobiono mu to zdjęcie, które jest na okładce "Electric Ladyland". To jedyny koncert, na jaki poszłam, po tym, jak stał się sławny, bo czułam, że mnie to przerasta. Nie byłam na to gotowa...
            Lithofayne Pridgon okazała się nie tylko świetną kochanką, ale też, co dla Jimiego Hendrixa było najważniejsze, bezgranicznie była mu oddana i lojalna, wielokrotnie pomagała mu znaleźć pracę, a nawet starała się odwieźć go od jakiegoś, jej zdaniem niezbyt dobrego pomysłu, jak choćby wtedy, kiedy w lipcu 1965 podpisuje kontrakt z Henrym "Juggy" Murray'em i firmą Sue Records. ...Podpisałby kontrakt z każdym, kto miałby dolara i pióro - opowiadała Faye - Podpisałby i miałby z tego tylko kłopoty...
            W 1996 roku na aukcji w Sotheby's sprzedano dwie taśmy entitled “The Faye Tape” z wcześniej nieznanymi nagraniami Hendrixa z 1968 roku. Na nich, jak napisał Steven Roby - Przez blisko półtorej godziny Hendrix śpiewa o swoich pierwszych doświadczeniach, składając raczej erotyczny hołd Pridgon...
            Wracając zaś do początków ich znajomości, przyjmując, że było to jednak na początku 1964 roku - w lutym lub nawet pod koniec stycznia w położonej niedaleko teatru Apollo, wspominanej już wcześniej Palm Cafe Faye z Jimim przysiadają się do Tony'ego Rice'a. On jest śpiewakiem i lokalnym promotorem, współpracuje m.in. z Joe Texem. Mówi im, że z zespołu akompaniującemu "The Isley Brothers" odszedł gitarzysta, a oni, bracia Isley wybierają się na długie tournee po Ameryce. Po rozmowie, w której Faye gorąco poleca swego chłopaka, Tony podaje mu adres O'Kelly'ego Isley'a. 'Skontaktuj się z nim odnośnie przesłuchania' - mówi.
            Do pierwszego spotkania z braćmi Isley dochodzi wieczorem 9 lutego 1964 roku w domu ich matki w New Jersey. Tego samego dnia, kiedy "Beatlesi" występują w telewizji w programie Eda Sullivana.

czwartek, 23 lipca 2020

Jimi ma już dość Harlemu

Kilkanaście miesięcy przed opisanymi tu wydarzeniami, na początku 1964 roku Jimi ma jednak problem z graniem gdziekolwiek. Przypomnę, co opowiadała Faye - Jedliśmy tylko krakersy i sardynki. Jimi grywał na gitarze na łóżku i często zasypiał na plecach z gitarą leżącą na jego klatce piersiowej. Gdy spał na plecach zdarzało się, że dostawał skurcze i nie mógł złapać oddechu, to mnie budziło. Wtedy starałam się przewrócić go na bok. A on nigdy nie chciał iść z tym do lekarza...
                Jimi jeszcze jest zauroczony Harlemem. Widzi, że w tej małej części Manhattanu mieszka więcej czarnych, niż w całym Seattle. No i nie ma tam wcale białych, to miasto całkowicie należy do czarnych. Wesoły i głośny jest Harlem, jednak gdyby Jimi był sam - z pewnością mógłby zginąć tu, jak baranek zaprowadzony na rzeź... Na swoje szczęście jest z Faye, a ona chodzi po Harlemie, jakby dzielnica należała wyłącznie do niej. Razem odwiedzają lokale w Harlemie - Small’s Paradise (przy skrzyżowaniu 135th Street z 7th Avenue) Frank’s, Sugar Ray’s oraz bary o krzykliwych neonach i wypełnionych pluszowymi meblami wnętrzach.  w których na długi czas można zatopić się w pluszowych siedzeniach.
            Jednak stopniowo ta fascynacja Hendrixa Harlemem mija. Powoli ma już wszystkiego dość. Nigdzie nie może znaleźć pracy, jako gitarzysta, nawet w The Apollo, gdzie przecież wygrał konkurs. …Chodziliśmy do Palm Cafe, Small’s i do Spotlight, do miejsc na 125 Ulicy w Harlemie – wspominała Faye – Jimi mówił, że chciałby zagrać, ale ci nieudacznicy nie chcieli mu pozwolić. Ignorowali go, zachowywali się tak, jakby go wcale nie było. On dłuższą chwilę siedział, smutno patrzył przed siebie, a potem podrywał się z miejsca i mówił: 'Porozmawiam z nimi raz jeszcze'. Koniec końców, pozwalali mu wejść na scenę i to co się działo było niesamowite i upokarzające. Bardzo szybko go stamtąd wyrzucali. Nie chcieli, aby ktoś na tej scenie tak grał. Jimi był gwiazdą i oni to widzieli, ale nie chcieli, by szarpał struny zębami, grając językiem podniecał dziewczyny. Powinni byli traktować go jak gwiazdę, a nie jak zwykłego muzyka sidemana. Właściciele klubów zachowywali się wobec niego okropnie. Jimi spoglądał na scenę ze wstrętem. Co chwilę kazano mu ściszać wzmacniacz...
            Było to oczywiste, zespoły klubowe w Harlemie dbały o własne interesy, ich muzycy bali się zmiany, obawiali się, że przez takich ludzi jak Hendrix, mogą stracić pracę. Horace "Ace" Hall, gitarzysta, który za jakiś czas będzie z nim współpracował, jako członek zespołu Curtisa Knighta "The Squires", zapamiętał - Jimi podkręcał swój wzmacniacz, bo chciał być słyszany w całym pomieszczeniu. Ale kiedy ponownie chciał zagrać, oni mówili: 'No cóż, my teraz robimy przerwę', albo 'Złap nas na następnym secie'. Miały to być tylko jamy (jam-sessions). Zawsze starali się wykręcić jakąś wymówką. To byli faceci z fryzurami a 'la "The Marcels" (modny wtedy zespół "doo-wop" - przyp. aut.) i ubierali się inaczej, niż Jimi. On był zupełnie inny... Czasem pytali skąd jest, niektórzy nawet wiedzieli gdzie jest Seattle, inni myśleli, że jest gejem, ale jego to nie interesowało - chciał tylko grać. Jimi wspominał - Ludzie mówili: ‘Jeśli nie znajdziesz pracy, to po prostu umrzesz z głodu’. Ale ja nie chciałem robić niczego innego. Próbowałem kilka razy, włącznie z pracą dostawcy, ale zawsze to rzucałem  po tygodniu. Brak pieniędzy mnie martwił, ale nie na tyle, żeby iść i obrabować bank...
            Jimi, choć wcześniej miał do czynienia z wieloma kobietami, wiele też razy zdawał się na ich "utrzymanie", jak choćby w Clarksville, czy Nashville, gdzie zajmowała się nim Joyce Lucas, nigdy wcześniej nie spotkał takiej dziewczyny jak Faye. Jest młoda, porywcza i atrakcyjna. Przypomina Jimiemu jego matkę. Faye - Często mówiłam do niego "baby" (dziecko). Nie lubił tego pieszczotliwego określenia. Może zabrzmi to ironicznie, ale czułam się czasem jak jego matka... Jimi wie, że nie może jej stracić, więc ile razy ona wychodzi z domu, żąda aby się opowiedziała. A pewnego razu okazuje, że bywa również bardzo o nią zazdrosny. Wydarzy się to w jednym z harlemskich klubów, gdzie grać będzie z zespołem "The Squires" Curtisa Knighta do tańca. Wspominała Faye - Curtis chciał, aby na koncercie mieszać ze sobą trochę utworów wolnych i szybkich. Jimi powiedział, że wcale go to nie interesuje, czy z kimś tańczę, tylko jak długo robię to z jednym partnerem, bez dotyku. Ale tak wyglądało, jakby wtedy grali tylko same wolne numery... Widząc to, wzrasta w nim złość i dochodzi do wybuchu, kiedy chłopak, który z nią tańczy, całuje ją w policzek. Jak wspominała Faye - Jimi zeskoczył ze sceny i podbiegł do faceta, z którym tańczyłam. Nie przestając grać zahaczył tego faceta główką gitary i powiedział, aby odpieprzył się od jego dziewczyny. Facet odparł: 'Nie będziesz mi mówił, z kim mam tańczyć', odszedł do swego towarzystwa i po chwili wrócił z kilkoma kolesiami. Widząc to, Jimi zwrócił się do mnie: 'No cóż, myślę, że jeśli z nim pogadasz, wszystko będzie w porządku... Inną wersję tej historii zamieszczono w latach siedemdziesiątych w którymś z czarnych magazynów, kiedy Faye opowiedziała, że to był koniec tamtej gitary Jimiego. Faye opowiadała, że Jimi uderzył tamtego gościa gitarą i całkowicie ją rozbił.

środa, 22 lipca 2020

Ghetto Fighters czyli Bracia Allen

Z czasem dość regularne pobyty w domu pani Pridgeon chłopaka, który nie ma wcale ochoty iść do "normalnej" pracy, doprowadzają do finałowej scysji matki Faye z Hendrixem. ...Prawdę mówiąc, mama nie znosiła Jimiego, uważała go za obiboka - dodawała Faye - Mówiła: 'Nie przyprowadzaj do domu tego długowłosego, czarnucha'. Kiedy stawała twarzą w twarz z Jimim przekonywała go: 'Faye się w tobie zadurzyła, ale to nie potrwa długo. Zaraz jej przejdzie. Nie traktuj tego zbyt poważnie'. Do mnie też wiele razy mówiła: 'Daj sobie spokój z tym długowłosym czarnuchem. On nie jest nic wart'. Wynajęliśmy więc małe mieszkanko, jedliśmy wyłącznie krakersy i sardynki. Czasami jednak wpadała moja matka i przynosiła nam coś solidnego do jedzenia...
            Szybko jednak okazuje się, że nie starcza im pieniędzy na czynsz, więc oboje wyprowadzają się do jej przyjaciela o imieniu Bootsei, który mieszka na West 118th Street 210, między St. Nicholas Street i 8th Avenue. Potem przenoszą się do pokoju 213 w hotelu Cecil na wprost słynnego Minton's Playhouse, gdzie przed laty - Charlie Christian ze swą elektryczną gitarą wprowadzał nowości be-bopu... I wcale nie jest to ostatni adres pary Faye - Jimi, z następnego, na rogu 154th Street i St. Nicholas Street, mają blisko z klubu Sugar Hill, gdzie on szuka okazji do grania.
            Okoliczne domy pamiętają początki XX wieku, tu mieszkał pisarz, działacz murzyński i uczony W.E.B. DuBois, jednak w połowie lat 60. te piękne kamienice w większości przekształciły się w rudery straszące odrapanym tynkiem i wybitymi w oknach szybami. Faye wspominała - Wyrzucano nas z hotelu, zastawialiśmy gitarę Jimiego w lombardzie, a potem pożyczaliśmy instrument, żeby mógł zagrać koncert. Kiedy były pieniądze, jedliśmy w dobrych knajpach. Kiedy się kończyły, przymieraliśmy głodem... Stevenowi Roby'emu Faye wspomniała, że kiedy nie mając pieniędzy na opłatę oboje znowu wylądowali na ulicy, wpadła na "odkrywczy" pomysł – Mieszkaliśmy z moją mamą, a ona nawet o tym nie wiedziała. Wychodziła rano do pracy, a my przychodziliśmy spać. Wstawaliśmy zanim wracała, i albo wychodziliśmy, albo udawaliśmy, że właśnie weszliśmy do domu...
            To "pomieszkiwanie" u matki kończy awantura z powodu kotki. Jimi zawsze kochał zwierzęta, w domu w Seattle opiekował się bezdomnymi psami. Teraz na ulicy znalazł porzuconą kotkę, nazwał ją Foxy i zabrał do domu matki Faye - Ta kotka pewnego dnia nie chciała jeść swojego jedzenia. Jimi bardzo się przejął. Myślał, że kotka umrze, bo odmawiała jedzenia od kilku dni. A jej się po prostu znudziło. Nie chciała tego jeść. Jimi wziął więc tuńczyka w puszce, który kosztował wtedy 49 centów, i nakarmił kotkę. Zjadła tylko część, część zostawiła... Matka Faye szybko orientuje się, że ta puszka pochodziła z jej domowej spiżarni, wścieka się na bezrobotnego chłopaka córki i obojgu każe się wynosić - 'Dość mam tego długowłosego czarnucha' - oznajmia córce. ''Jedno z was ma się wynieść. Albo ty i ten stuknięty Murzyn, albo kot'. Nagadałam mu więc bzdur, zamiast po prostu powiedzieć: 'Mama powiedziała, że mamy się wynosić my, albo kot', wyolbrzymiłam tę sprawę do nieskończoności. Powiedziałam mu: 'Nazwała cię czubkiem, hipisem i pasożytem, i tym podobne bzdury'. Dodałam coś na temat jego muzyki. Wyolbrzymiłam to strasznie - opowiadała Faye - Wsiedliśmy z kotem do metra. Wsadziliśmy go do ogromnej szarej koperty, jakich używa się w biurach. Kot wydrapał w niej dziurę. Nie wolno przewozić zwierząt metrem. Wydrapał dziurę i kobieta naprzeciwko wybuchnęła śmiechem, widząc małą czarną kocią główkę wystającą z torby. Roześmiała się na ten widok. Chciałam złapać tę głowę, nie pilnując drugiego końca torby. I kotka uciekła. Zauważył to konduktor. A my rzuciliśmy się, by ją złapać. Jimi śmiał się tak, że nie był w stanie nic zrobić. Stał tylko i wyglądał, jakby miał się posikać. Wrzeszczał ze śmiechu jak szalony. Wyrzucili nas na następnej stacji. Musieliśmy wrócić do domu piechotą... Sprawa z kotką zakończyła się, przekazaniem jej do schroniska ASPCA (Amerykańskiego Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt). ...Mieliśmy ostatniego dolara i zastanawialiśmy się co kupić, kocie jedzenie czy dla nas hot doga - wspominała Faye - Wzięli od nas tego dolara i kotkę... Tego wieczoru Jimi, jak wspominała Faye - Zagrał "Walking The Dog" Rufusa Thomasa, będąc na scenie sam i tym występem powalił publiczność. Od tamtej pory, ci ludzie, wiecie co mam na myśli, ludzie z najbliższego sąsiedztwa, którzy zawsze przychodzą razem, stali się publicznością, która zawsze czekała na jego występy. Od tamtej pory stawiali nam piwo. Kiedy zobaczyli, co potrafi Jimi, zaczęli kupować nam piwo...
            Przez kilka następnych dni Jimi i Faye śpią na podłodze w garderobie Etty James, która opowiadała - Spotkałam w tym czasie Jimiego Hendrixa, nazywaliśmy go wtedy "Egg Foo Yung", bo on jadał tylko chińską potrawę ze smażonego mięsa z cebulą i ryżem. Każdej nocy jadał też jajka. Faye mówiła, że miał talent, ale moim zdaniem wyglądał jak "roadie", techniczny pracujący w branży R&B. Ktoś powiedział, że on potrafi zagrać bluesa w stylu Johna Lee Hookera - ale wtedy nie szukaliśmy nikogo, kto by grał "country-bluesa", lecz takich do wynajęcia. To znaczy, wtedy interesowała nas muzyka w stylu "Isley Brothers"...
Jak z tego wspomnienia widać, Etta niezbyt przepadała za Jimim, jak dodawała Faye - Musieliśmy wstawać i wychodzić zanim Etta wróciła, bo nie chciała go widzieć w swojej garderobie. A on był zrozpaczony. Nie tak wyobrażał sobie życie muzyka...
            Na szczęście i ta sytuacja nie trwa długo. Wspominała Faye - Potem na horyzoncie pojawili się bracia Allen. Nie wiem, jak wyglądały ich rozmowy z Jimim, ale wkrótce wszyscy zamieszkaliśmy razem... Wyprzedzając nieco kalendarz, stanie się to dopiero w połowie 1965 roku, kiedy Faye z Jimim wprowadzi się do bliźniaków Arthura i Alberta Allenów, znanych później jako Taharqa i Tunde-Ra Aleem, którzy utworzą duet wokalny „Ghetto Fighters”, nagrają też kilka płyt, z najbardziej znaną piosenką „Freedom”. Obaj bracia występują również w klubach Harlemu, pomagając w chórkach innym, sławniejszym artystom, chociaż wtedy porzucili muzykę na rzecz "dilerki", którą prowadzili dla wspomnianego wcześniej "Fat" Jacka Taylora.
            …Jimi myślał, że my robimy coś nielegalnie, na czarno, a tutaj jedynym muzykiem, jest on – opowiadał Albert - Mieszkał w jednej części domu, my w drugiej. Widywaliśmy się, ale zanim się zaprzyjaźniliśmy, patrzyliśmy na niego mówiąc 'Co on tu do cholery robi'. 'Arthur, znasz go' – pytałem brata. A Jimi nic nie mówił, tylko się przemykał z gitarą. Czasem tylko rzucił na nas spojrzenie. Był bardzo nieśmiały i niepewny. Kiedy mijał nasz pokój wyglądaliśmy na korytarz, żeby mu się przyjrzeć. Jego dziewczyną była wtedy Faye. Wy mówicie na nią Fayne, ale my nazywaliśmy ją Faye. No więc Faye wychodziła za nim z pokoju, nie gasiła światła na korytarzu. Była złośliwa... Albert dodał, że Jimi w swoim pokoju przez cały czas przesłuchiwał płyty bluesowe - Miał ich chyba tysiące. Od tej pory, go pokochaliśmy...Tak więc, dzięki muzyce, lody między braćmi Allen i Hendrixem zostają przełamane.
            Po kilku miesiącach znajomości z Hendrixem, zapewne dzięki jego wpływowi, bracia Allen wrócą do muzyki i razem z nim wyruszą na trasę po całym stanie z "Panterą", egzotyczną tancerką z wężem, jak wspominał Tunde-Ra - Jimi czasem dołączał do nas i grał w tle jako akompaniator. Nazywaliśmy go Złą Czarownicą ze Wschodu, nosił wtedy taki dziwny kapelusz... Albert Allen wspominał, jak po raz pierwszy spotkał Jimiego – Bardzo się sobą przejmował. Piekielnie się przejmował swoimi ciuchami, bo, rozumiecie, był jakby inny, jakby odstawał. Szczególnie od braci z dzielnicy. Był bardzo uczulony na to, w jakich miejscach chciałby się znaleźć i wyobrażał sobie, że tam ludzie będą go lepiej tolerować. Bo wtopi się w tłum, kapujecie, co się wcale nie stało, bo wciąż z niego wystawał…