czwartek, 9 lipca 2020

Jimi Hendrix opuszcza Billy'ego Coxa i Nashville.

W przełomowym dla niego, 1963 roku Jimi Hendrix podróżował sporo po Ameryce, ale zawsze wracał w Nashville. Mówił przyjaciołom i znajomym, że po to, aby naładować swoje baterie. Ale nigdy nie pozostawał w mieście zbyt długo. Na trasach koncertowych, w których towarzyszył bardzo różnym artystom, odłączał się aż pięć razy, bo szukał wtedy swego przeznaczenia. Jakoś pewnie wiedział, że przeznaczenie go nie ominie, starał się jednak wszystko przyśpieszyć. Opowiadał później - Mieliśmy zespół w Nashville, w stanie Tennessee, miałem już jednak dosyć z nim grania, bo oni nie chcieli niczego zmienić i nigdzie się nie ruszyć. Więc zacząłem podróżować i udałem się do Nowego Jorku...
            Również po roku grania Del Morocco decyduje się opuścić Billy Cox - Nie dawali nam żadnej podwyżki. Mówili zawsze: 'Mamy tu wielu facetów, którzy szukają pracy.' Byliśmy na ich łasce. Winni byli nam pieniądze. Byliśmy kolegami, więc postanowiliśmy razem, że nie damy się pogrążyć i odejdziemy... Kiedy "Uncle" Teddy dowiaduje się, że Cox i Jimi chcą go opuścić, każe się im natychmiast wynosić z pokoju na górze Joyce’s House of Glamour. Johnny Jones idzie ich odwiedzić i widzi Jimiego leżącego na podłodze na kilku rozrzuconych rzeczach. Teddy Acklen Jr wspominał Jimi i Billy powiedzieli mojemu staremu, że zamierzają go opuścić, pójść gdzie indziej i tam grać. Myślę, że dostali lepszą ofertę. Mój ojciec był właścicielem ich instrumentów, ale oni zawsze je zastawiali w lombardzie. Zawsze go denerwowało, gdy mieli wyjechać na występy poza miasto i chcieli je ze sobą wziąć. Zatem kiedy ostatni raz Jimi opuścił Nashville, ojciec zatrzymał jego instrument...
            Teddy wychował się wśród muzyków, jako syn człowieka znanego w środowisku, jako "Wujek Teddy", który był właścicielem Del Morocco. "Młody Teddy" teraz człowiek w średnim wieku - zapisała po spotkaniu z nim Sharon Lawrence - był zaangażowany, zabawny i interesujący. Kiedy popołudniowy koncert w tamtym klubie zbliżał się do końca, odwrócił się do publiczności, mówiąc: 'Jimi Hendrix był bardzo dobrym człowiekiem'... Billy Cox wspominał te wspólne z Hendrixem chwile w Nashville a zwłaszcza jego wyjazdy z innymi muzykami - Dwa tygodnie później zadzwonił do mnie: 'Utknąłem w St. Louis'. Wysłałem mu 25 dolców, żeby mógł wrócić. I robił to kilka razy. Potem pojechał z Isley Brothers, a zakończył wszystko w Nowym Jorku...
            W marcu 2004 roku w Nashville, przy okazji wręczenia nagród "Country Music Hall of Fame", otwarto wystawę “Night Train to Nashville: Music City R&B 1945-1970”. Inaugurowało ją nagranie Cecila Ganta, który w 1946 roku śpiewał, że Nashville naprawdę "skacze". W mieście uchodzącym za stolicę muzyki country, było to pierwsze nagranie w stylu R&B, stylu, który dynamicznie się rozwijał w całej Ameryce, oczywiście również w Nashville. Zaś w następnych kilkunastu latach w mieście, gdzie mieszkało wielu Afro-amerykanów, tacy wykonawcy jak Little Richard, czy Jimi Hendrix spędzili mnóstwo godzin, występując w tamtejszych nocnych klubach, zaś radiostacja WLAC na cały kraj nadawała  muzykę, która z powodu segregacji, gdzie indziej była ledwo słyszana. Zatem na tej wystawie, pokazując historię "czarnej" muzyki w Nashville, zaprezentowano m.in. film z występu Jimiego Hendrixa w programie telewizyjnym Night Train, który o pięć lat  wyprzedził emitowany później w Chicago Soul Train.
            Ten rzadki film udostępnił wtedy Frank Howard, który z Jimim w tym czasie współpracował. Wśród eksponatów znalazły się również, zamieszczona w gazecie reklama Jolly Roger jednego z nocnych klubów na Printers Alley, w której można było przeczytać: 'W Jolly Roger (występują) m.in. Billy Cox i "The Sandpipers" oraz Jimmy Hendrix i jego Magiczna Gitara'... Michael Gray, kurator tej wystawy przyznał, że pewien długoletni mieszkaniec Nashville (Billy Cox), bardzo ją popiera i użyczył wiele swoich pamiątek, w tym stary model wzmacniacza Gibson, na którym grał wówczas z Hendrixem, a jeden z przyjaciół Coxa wspomniał wtedy, że to nie muzyka - Harley'e są dziś pasją numer jeden Billy'ego...
            Wśród osób, które wzięły też udział w przygotowaniu wystawy ukazującej historię "czarnej" muzyki w Nashville był moderator radiowych programów Ed Salamon, który jako czternastoletni dzieciak widział Jimiego z "Isley Brothers", a także biorący udział w panelu dyskusyjnym: Johnny Jones, Frank Howard, George Yates, Marion James, Billy Cox i Teddy Acklin Jr.
            ...Wszyscy - podkreśliła Sharon Lawrence, która tę wystawę odwiedziła i o niej napisała - byli wyraźnie z niej dumni... Przypomnienie muzycznych korzeni było dla nich bardzo ważne, przyznali to, serdecznie dziękując publicznie wspomnianemu Michaelowi Gray'owi. Johnny Jones, przedstawiony jako najlepszy R&B gitarzysta tamtych lat w Nashville, który nagrywał i występował z Juniorem Wellsem i Freddiem Kingiem w Chicago, wystąpił na otwarciu wystawy i wspominał Jimiego, przypominając, że nie tylko jego gra, ale też sposób mówienia, był wtedy odmienny od języka mieszkańców miasta. George Yates, zapowiedziany przez Salamona jako 'facet, który grał także na leworęcznej gitarze, a do tego również szarpał struny zębami' wspomniał, że po raz pierwszy spotkał Coxa i Hendrixa w New Era Club oraz w Twelfth i Charlotte w 1963 roku.
            Teraz, w marcu 2004 roku, na spotkaniu przy okazji wystawy “Night Train to Nashville: Music City R&B 1945-1970” George Yates opowiadał - Wszyscy wtedy staraliśmy się grać najlepiej, jak tylko umieliśmy, nie patrząc na pieniądze, chcieliśmy tworzyć dobrą muzykę. A że ludzie przede wszystkim chcieli podziwiać show, więc robiłem różne sztuczki z gitarą, grałem ponad głową, między nogami, trzymając ją na plecach. Nie było to najlepsze, ale ludzie chcieli to oglądać, dostawaliśmy za to dolara. My, gitarzyści z Luizjany tak to robiliśmy. Pierwszym, u którego zobaczyłem te sztuczki był Arthur Porter, którego nazywaliśmy Agie. Grał z Hankiem Ballardem i "The Midnighters". Kiedy poznałem Jimiego, on się też tego nauczył. Jimi wtedy nie grał na gitarze leworęcznej, sam przekładał struny w swoim Fenderze Stratocasterze. Mógł też grać na modelu Telecaster. On był wtedy człowiekiem Fendera. Zawsze chciał dać dobre widowisko. Był na siebie wściekły, kiedy mu coś nie wyszło. Gdy stał się sławny i usłyszałem jego wersję "All Along The Watchtower" powiedziałem sobie: 'To jest prawdziwy Jimi Hendrix. Ta linie melodyczna, te dźwięki'. Kiedy usłyszałem, że nie żyje, pomyślałem, że stało się tak, bo już więcej nic nie mógł zrobić...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz