piątek, 17 lipca 2020

"Beatlesi" w Nowym Jorku

Pamiętajmy, że jest on w Nowym Jorku, dokładniej zaś w Harlemie już od ponad miesiąca. Nie ma ani pracy, ani pieniędzy, widoki na przyszłość są też raczej mizerne. Zima nie jest tak łagodna, jak na Południu i pewnie niejednokrotnie nocując na ulicy, mógłby zamarznąć, gdyby nie pożyczony w Nashville od Larry'ego Lee płaszcz. Jak zanotuje pisarz Sylvester Leaks - Harlem w owych dniach był jak ropiejąca czarna blizna na obojętności białego człowieka... Większość mieszkańców Harlemu jest w tym czasie bardzo biedna, nie ma pracy, żyje z dnia na dzień i nawet nie ma czego na ulicę wyrzucać. Podobno - łatwiej było wtedy kupić narkotyki, niż kawałek dobrego mięsa... Załamany Jimi pisze wtedy do ojca domu w Seattle - Wielkie, odrapane miasto. Tu nic się nie udaje... Żeby przetrwać, wielu mieszkańców Harlemu żyje w tym czasie z dilerki narkotyków, rozboju, kradzieży lub gra w numerki. ...Hazard, podobnie jak handel narkotykami, teoretycznie mógłby nakręcić koniunkturę. Jednak pieniądze z obu bizensów nie zostawały w Harlemie. Właściciele loterii i bossowie gangów narkotykowych mieszkali na dolnym Manhattanie, w Brooklynie, Queens lub w New Jersey i tam robili zakupy. Numerki i biała śmierć, niczym rak, stopniowo wycieńczały organizm murzyńskiej społeczności. Ulice opanowali akwizytorzy loterii, sprzedawcy heroiny i trawki oraz alfonsi, krążący alejami w kolorowych cadillakach i lincolnach, by zabrać dolę od prostytutek. Policja przymykała oczy za łapówki, aresztowała czasem córy Koryntu i drobnych detalistów narkotykowej branży...
                W przypadku Hendrixa znaczenie ma nie tylko to, że nie chce podjąć żadnej innej pracy, aniżeli praca muzyka gitarzysty, on do tego jeszcze inaczej wygląda. Wyróżnia się na tle szarości Harlemu. Jak sam wspominał - Miałem długie włosy. Czasami je wiązałem lub robiłem z nimi cokolwiek. Ale oni mówili: 'Spójrz na niego! To jakiś Czarny Jezus. Co to ma być?' Miałem przyjaciół w Harlemie, na 125 Ulicy. szliśmy razem ulicą, faceci i dziewczyny, wszyscy, widząc mnie mówili: 'Co to? Ktoś z cyrku?'...  
            Do tego, trzeba powiedzieć, że blues, któremu Hendrix jest tak wierny, mimo krajowych sukcesów artystów, takich jak Elmore James, Jimmy Reed, czy wspomniany już kilkakrotnie Muddy Waters, w Harlemie nie cieszy się popularnością. Tutaj uważają, że to przeżytek, muzyka dla starych. Tu słuchają soulu i Jamesa Browna. Równie chłodny jest wtedy stosunek czarnych mieszkańców do białej muzyki. Taharqua Aleem wspominał - Czarni nie chcieli słyszeć w Harlemie żadnego rock'n'rolla. Był też niepisany kodeks ubioru - jeśli się nie miało odpowiedniego wyglądu, czy też brzmienia, było się odrzucanym. W porównaniu z resztą miasta Harlem wyglądał, jak inna planeta. Nazywaliśmy jednak tę scenę Światem Harlemu, ponieważ tu koncentrował się nasz cały świat.. Ale jest jeszcze jedno, otóż Jimi gra inaczej, niż starzy bluesmani. Dla wielu, także muzyków, dziwaczny Hendrix jest wtedy o krok za daleko. Wspominał Juma Sultan - Wyniósł brzmienie Muddy'ego Watersa i weteranów bluesa na nowy poziom. Jak nikt dotychczas. Niewielu miało odwagę, by tak próbować. Pięć, czy sześć gitar naraz. Słyszałem wielu gitarzystów, ale żaden nie tworzył takich dźwięków jak on. Jak to robił? Nie wiem... Zresztą w 1964 roku publiczność na występach w Harlemie zdecydowanie się zmniejszyła, na co zapewne miała wpływ spora wtedy popularność musicali na Broadway'u oraz zmiana muzyki w klubach jazzowych. Na 52nd Street, grywano tylko delikatny, wyrafinowany jazz i R&B, a na bluesa, czy rock'n'rolla nie było tam zapotrzebowania.
            Jednak w tym czasie nadchodzi coś co radykalnie wpłynie na muzyczną Amerykę, chociaż do Harlemu, dotrze chyba najpóźniej. ...Rok 1964 zmienia całe postrzeganie muzyki pop - zanotuje Keith Shadwick i jest to prawdziwe, bo choć w Ameryce królują jeszcze przeboje Bobby'ego Vintona ("There I've Said It Again"), "The Murmaids" ("Popsicles And Icicles", nota bene piosenka znanego później z rock'n'rollowej grupy "Bread" Davida Gatesa) oraz Bobby'ego Rydella ("Forget Him"), muzyka rozrywkowa w Ameryce oraz nastroje społeczne zmieniają się, wraz z przybyciem do Nowego Jorku siódmego lutego 1964 roku, angielskiego zespołu "The Beatles".
            Dwa dni później, w niedzielę dziewiątego lutego o godzinie 20,00, ich występ w telewizyjnym programie Ed Sullivan Show nie ma precedensu. Siedemdziesiąt milionów ludzi, czyli ponad siedemdziesiąt procent ówczesnej populacji w USA, w różnym wieku, od dzieci po ich rodziców, nie odrywa wzroku od szklanego ekranu. Przez ten czas w Nowym Jorku nie dochodzi do żadnego przestępstwa. Nawet złoczyńcy oglądają tych, których piosenka "I Want To Hold Your Hand", na szczyt listy pisma Billboard dotarła już pierwszego lutego 1964 roku. Od tej chwili dla Hendrixa "Beatlesi" są bardzo ważni. Czy oglądał ten ich telewizyjny występ, tego nie wiadomo, choć wyraźnie pisze o tym Charles Cross, na pewno jednak słyszał ich nagrania w radiu. Stacje radiowe nadają utwory "Beatlesów" niemal bez przerwy. Biała, a w znacznym stopniu także czarna amerykańska publiczność nie ma pojęcia, że ta, jak ją określają "angielska muzyka", jest tylko przetworzoną przez kwartet z Liverpoolu, ich prawdziwą "amerykańską", opartą na czarnej muzyce, głównie na bluesie. ...Grupa utalentowanych intruzów - zauważył słusznie Keith Shadwick - pokazała Ameryce jej własne bogactwo... Tak, jak usiłuje to w tym czasie robić Jimi, który w Harlemie, jak opowiadał Juma Sultan - Wychodził, chcąc pograć z muzykami. Większość zamykała drzwi, bo jego gra była zbyt zaawansowana...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz