sobota, 11 lipca 2020

"Flaczkowa trasa" cz. 2

"Chitlin' Circuit" zaczynała się w Apollo Theater, potem był Howard Theater w Waszyngtonie, i dalej mniej znane sale na prowincji. Chris Thomas King tłumaczył - W takim klubie można było się zabawić, posłuchać muzyki, zatańczyć, poplotkować. Kwitło życie towarzyskie. Dla muzyków było to jednak coś więcej, niż zabawa. Granie zawsze traktowali poważnie... Jak wyglądał koncert w jednym z takich klubów na Południu, w Lithonia Country Club, dwadzieścia mil od Atlanty opisał Sonny Freeman - To jest prawdziwy funk. Klub, a właściwie buda, w połowie pusta, udekorowana jak Club Streamline, wyglądająca jak Stork Club: nagie, drewniane krzesła i stoły, popękana cementowa podłoga i scena, wyłożona bez sensu aluminiową folią, oświetlona przez jedną tylko lampę, publiczność wygląda jakby lubiła bluesa, ale w ogóle nie klaszcze... B.B. King reagował na taką publiczność mówiąc do niej - Wiecie, że my ciężko dla was pracujemy. Czemu nie możecie swoimi rękoma okazać nam, że to doceniacie. To trudne, gdy ludzie nie są z tobą...
                Przede wszystkim jednak czarni artyści występowali w małych miejscowościach, gdzie dostęp do rozrywki i kultury masowej i tak był utrudniony. Wokalistka bluesowa Zora Taylor potwierdzała - Na "Chitlin' Circuit" publiczność stanowili tylko Afro-amerykanie. Czarna publiczność reaguje okrzykami i głośno wyraża swoją opinię...  Dave Holden muzyk z Seattle opowiadał - Wybraliśmy się na "flaczkowa trasę" razem z Jamesem Brownem i Jackiem Wilsonem. Zaczynała się od Apollo Theatre w dół na Florydę i dalej miasta na południu do Houston i Dallas... W tamtym okresie wielkie sale w większych miastach mogły wypełnić tylko największe gwiazdy, choć koncertowały one także na głębokiej amerykańskiej prowincji. Trzeba też wiedzieć, że właścicielami tych sal, dla "czarnych" byli najczęściej biali biznesmeni. Na przykład Apollo Theatre od początku miał dwóch białych właścicieli Leo Brechera i Franka Schiffmana,  nota bene imigrantów z Europy. Brecher był już w latach 20. ub. stulecia nie tylko właścicielem Cotton Club, który nie był zaliczany do "Chitlin' Circuit", ale także menedżerem większości kolorowych talentów w Nowym Jorku. James Brown, przez wiele lat był królem Apollo, lecz mimo to, koncertował w wielu małych miejscach na Południu, czy też w Los Angeles.
            Zatem, najbezpieczniejsza definicja "trasy flaczkowej" obejmowała takie miejsca, jak: wspomniane Apollo w Harlemie, Fox Theater w Detroit, Regal w Chicago, mniejsze kluby: The Rooster Tail i Mr. Kelly's w Detroit, sale na North Broad Street w Pittsburghu, wspomniane już w książce: New Era Dinner Club, Grady’s Dinner Club, Del Morocco oraz Sugarhill Dinner Club w Nashville, a także The Hi Way Inn w Roosevelt w stanie Nowy Jork, gdzie w latach 60. występowali tacy artyści jak: Albert King, duet "Sam & Dave" oraz James Brown. Jak więc widać miejsca nazwane "Chitlin' Circuit", w których odbywały się występy czarnych artystów, znajdowały się nie tylko na Południu Stanów Zjednoczonych, ale też na wschodnim i zachodnim wybrzeżu (Los Angeles, San Francisco, Oakland i dalej na północ), a także w Chicago i na południe od niego, a potem właśnie w kierunku południowym, poprzez Kansas City i Alabamę, Nowy Orlean i Teksas do zatoki Meksykańskiej. Muzyk bluesowy Leon Bibb w dzieciństwie w Cleveland, w stanie Ohio, poznał miejsca gdzie odbywały się występy "Chitlin' Circuit" - To tam były korzenie czarnej  muzyki lat 20 i 30. Także w wielu klubach śródmiejskich. Cedar Avenue pulsowała tą muzyką... Na tej "flaczkowej trasie" istniało wiele utrudnień, na przykład sporo stacji benzynowych wprowadzało zakaz korzystania z toalet przez kolorowych. Jak na ironię, wraz z sukcesem ruchu praw obywatelskich w USA na początku lat 70. XX wieku, przestała istnieć "Chitlin' Circuit".
            Wracając jednak do początków lat 60. tamtego stulecia, chociaż czarni artyści, występowali przede wszystkim w salach przeznaczonych jedynie dla nich, na drodze często spotykały ich różne, zdarzało się, że nawet niebezpieczne przygody. Opowiadała soulowa wokalistka Gladys Knight - Będąc w trasie jeździliśmy kawalkadą. Jeden za drugim. Nagle pojawiła się policja stanowa i zatrzymała nas. Nic w stylu: 'Co robimy?' Tylko - wsiadajcie do aut i jedziecie za nami. Zabrali nas gdzieś do lasu. Był tam domek, daleko od szosy, w głębi lasu. Kazali nam wysiąść z samochodów. Kobiety zamknęli w jednym pokoju. Z tyłu domu były takie komórki. Mężczyznom kazali oddać biżuterię, pieniądze, wszystko i zamknęli ich w tych komórkach. Odbył się sąd kapturowy. Musieliśmy się wykupić. Jakoś nam się udało uciec. Może dlatego, że nas było tak dużo...
            Craig Werner w swojej książce zanotował - Czarni śpiewacy z Północy mieli problemy z dostosowaniem się do stylów muzycznych popularnych na Południu. Motown był wyrafinowany i elegancki, z kolei surowy Soul na Południu miał w sobie więcej energii i emocji. Czarne zespoły z Południa grały inną muzykę - funkową z dęciakami... Potwierdził to Don Nix, saksofonista grupy "Mar-Keys", znanej choćby z przeboju "Last Night"- Wszystkie czarne zespoły miały w składzie instrumenty dęte. Podczas gdy w nagraniach Presley'a brały udział dwie gitary i bas lub coś w tym rodzaju, my mieliśmy baryton, tenor i trąbkę, wszyscy grali rytm i bluesa (czyli R&B)... Zespoły na Południu musiały grać przede wszystkim do tańca, tak jak wspominał Billy Cox - Musieliśmy być wszechstronni, ale dla naszej publiczności liczył się przede wszystkim rytm...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz