Z kolei za kolebkę gwiazd sceny i
estrady w Harlemie uchodził Lafayette Theater na rogu 132nd
Street i 7 Avenue, zwanej Bulwarem Marzeń. Był zresztą pierwszym w Nowym Jorku
teatrem, w którym zniesiono segregację rasową. Z Lafayette wiąże się
interesująca historia, pokazująca jak przesądni potrafią być artyści. Otóż przed
wejściem do niego wznosił się rozłożysty wiąz – artyści zatrzymywali się pod
nim na chwilę, wierząc, że ta chwila zatrzymania przyniesie im szczęście. Kiedy
jednak Bulwar Marzeń poszerzono, drzewo poszło pod topór. Czyżby nastąpił wtedy
koniec marzeń o sukcesach? Nie, bo konferansjer teatru, Ralph Cooper ocalił
fragment pnia i pozostawił go przed wejściem. Później zaś, gdy sam przeniósł
się do teatru Apollo (253 West Street 125th), zabrał go ze sobą. I w tym
nowym miejscu, stary pniak znowu mógł przynosić szczęście. ...Wchodzący na scenę, kandydaci na gwiazdy pocierają na szczęście
umieszczony tam pniak - Drzewo Nadziei...
Czym zaś dla
czarnej społeczności Harlemu stało się to nowe miejsce, wyjaśniał Carlos Alomar
gitarzysta zespołu Cuby Goodinga "The Main Ingredient" - Apollo
było sceną R&B. Dostawałeś tam wiele za dolara, czy to film B-klasy, czy
występy komików Pigmeat Markhama, Momsa Marbley'a lub Richarda Pryora... Znany
saksofonista jazzowy Jimmy Heath uzupełniał - To był świetny klub nie tylko dla młodych. Był popularny, ponieważ
dostarczał zróżnicowaną rozrywkę na wysokim poziomie Miał szeroki repertuar:
tancerze, kabarety, śpiewacy i zespoły muzyczne. Potem zaczęto między występami
emitować filmy. To miejsce nadawało się znakomicie na randkę z dziewczyną, ale
również na wypad z całą rodziną...
Aby spełnić szerokie oczekiwania
odbiorców szef Apollo Theater Frank Schiffman wymyślił plan biznesowy,
testowany zresztą już w Lafayette – gdzie w poniedziałki
oddawał mikrofon debiutantom,
występującym za darmo. Tak narodziły się słynne Amateur Nights, konkursy
młodych talentów, przeniesione właśnie do Apollo na środy. 21 listopada 1934
wygrała go Ella Fitzgerald śpiewając dwie piosenki: „Judy” (Hoagy Carmichaela) oraz „The Object Of My Affection”. Oprócz Elli kariery muzyczne w Apollo
zacznie także wiele innych gwiazd estrady: Aretha Franklin, Pearl Bailey, Sarah
Vaughan, Ruth Brown, Gladys Knight, Ronnie Bennett (z zespołu "The
Ronettes"), duet "Inez & Charlie Foxx", Sam Cooke, Little
Richard, „The Isley Brothers”, Clyde McPhatter, James Brown, Joe Tex, King
Curtis, Michael Jackson, Stevie Wonder. Każdy z nich, jako amator stawał przed
publicznością i odnosił sukces. Ale często bywało inaczej, o czym wspominał
Michael Thomas - Publiczność Apollo stanowią miłośnicy czarnej
muzyki. Są bezlitośni i niecierpliwi. Jeśli, zanim wykonawca ukończy pierwszą
zwrotkę, dostrzegą najmniejszą oznakę braku talentu, umiejętności, czy wiedzy,
nie boją się mu pokazać, że ma opuścić scenę. Jeśli spodobasz się w Apollo, będą ciebie uwielbiać, jeśli się
nie spodobasz, są w stanie zniszczyć cię na zawsze. Nie cierpią głupców, ani
chwili dłużej, gdy zorientują się, że ktoś z nich robi głupców. Wpadka w Apollo jest jak zaproszenie na
egzekucję...
Wiele lat po tym,
jak Hendrix wziął udział w tym konkursie dla amatorów, sytuacja wcale się nie
zmieniła, jak komentował to komik i konferansjer C.P. Lacey - Jak tylko publiczność zacznie buczeć,
producent włącza sygnał stop i zjawiał się na scenie kat i kopniakami lub
szpadą przepędzał niechcianego wykonawcę. Sądzę, że każdy artysta nosi w sercu
to miejsce. Występowałem na wielu scenach świata, ale tylko tutaj wyczuwam
energię, jaka powstaje między artystą, a publicznością, żadną inną. Wierzcie
mi. zapalają się światła, rozbrzmiewa muzyka, i zaczyna się...
Na przełomie stycznia i lutego
1964 Hendrix idzie do tego sławnego, zarazem niebezpiecznego dla debiutantów
teatru Apollo. Najpierw obserwuje występy czarnych wykonawców: grupy „Martha
& The Vandellas”, Maxine Brown, Kinga Curtisa, a także komika Flipa
Wilsona, który wówczas prowadzi konkursy dla amatorów. W następną środę godzinę
przed północą, Jimi sam decyduje się na start. Billy Mitchell, który był
później dyrektorem w teatrze Apollo opowiadał - Przyszedł i z naszym zespołem Reubena
Philipsa, zagrał jeden z utworów R&B. Publiczności spodobał się, a on
świetnie to zrobił... Zdobył pierwsze miejsce, wrócił tu ponownie za
tydzień i znowu zagrał (prawdopodobnie dwa utwory). Nie zapamiętał co w Apollo
zagrał, ale zapamiętał nagrodę – 25 dolarów i tak to wspominał – Byłem przerażony,
ale spodobałem się. Dali mi 25 bucksów. to była fortuna... ...To były jedyne pieniądze, jakie zarobił w
tamtym tygodniu - dodał Jerry Hopkins.
W książce Ralpha Coopera “Amateur Night at the Apollo” napisał
on, że na początku lat 60. XX wieku, wiele konkursów było transmitowanych przez
radio WOV
i nagrywanych na taśmy. Być może
także występ Hendrixa w Apollo lub w innym popularnym
wówczas w Harlemie miejscu - Palm Cafe (o tym za chwilę) był
emitowany w radiu, został nagrany lub zachowany - niestety nikt nie wie, czy to się zachowało - zanotuje Steven Roby w
swojej książce "Black Gold". Czy jednak naprawdę Jimi Hendrix
wystąpił w Apollo i zdobył pierwsze miejsce, wygrywając dwadzieścia pięć
dolarów?
Wątpliwości
miał Keith Shadwick, autor jednej z jego biografii, gdyż nie dotarł do
świadków, a jeśli już tak było naprawdę, występ Jimiego w Apollo mógł odbyć się
dopiero w marcu lub w kwietniu 1964 r., na dowód Shadwick przytoczył słowa
Bobby'ego Schiffmana, syna właściciela teatru - Lista uczestników konkursu była bardzo długa, na trzy - cztery
miesiące. Można było przyjść w poniedziałek wieczorem i się zarejestrować.
Kiedy nadeszła kolej, zawiadamialiśmy, żeby przyjść do Apollo za tydzień o siódmej wieczorem. A jeśli kogoś prosiliśmy
ponownie, to najczęściej dopiero za sześć, czy siedem tygodni. Trzeba było dbać
o to, aby nigdy nie zabrakło amatorów, program był przecież nadawany w radiu...
Jimi sam jednak opowiadał - Spodobało
mi się granie w Apollo, więc
zostałem tam na dwa, albo trzy tygodnie, znów przymierając głodem. Dostawałem
robotę, raz na dwanaście podejść albo i wcale. Mieszkałem w
fatalnych warunkach. Sypiałem w zsypach na śmieci wielkich czynszówek - istne
piekło. To było piekło. Biegały po mnie szczury, a karaluchy wykradały mi z
kieszeni cukierek, który miał być moim śniadaniem. Próbowałem jeść nawet skórki
od pomarańczy i przecier pomidorowy...
Dla młodych i
debiutujących muzyków to była, można rzec "normalna" sytuacja, tak
było nie tylko w połowie lat 60., czyli w czasach, gdy "przebijał
się" tam Jimi Hendrix, ale też w latach 70. XX wieku, podobny obraz
opisała Kim Gordon, wokalistka grupy rockowej "Sonic Youth" - Nocą, co krok wpadało się na szczury,
opakowania i puszki. Wszędzie piętrzyły się hałdy śmieci, jak gdyby służby
komunalne cały czas strajkowały... Na
to samo spotykali się młodzi, ambitni muzycy również w innych wielkich
amerykańskich aglomeracjach, jak choćby w Los Angeles, o czym wspominał Duff
McKagan z zespołu "Guns N' Roses" - Gdy po raz pierwszy wyłączyłem światła i położyłem się na materacu,
poczułem, jakby coś po mnie pełzało. Na początku po nodze, później po plecach.
Kiedy poczułem coś na twarzy, podskoczyłem i zapaliłem światło. Moje łóżko - a
właściwie całe mieszkanie - było pełne karaluchów. Przystąpiłem do wojny
uzbrojony w zwinięte gazety... bez przerwy musiałem je wyrzucać - po około
dwunastu ciosach stawały się one mokre od wnętrzności robali. Mimo to nigdy nie
udało mi się tej bitwy wygrać i niedługo potem musiałem przyzwyczaić się do
spania wśród chodzących po mnie robaków.. Poza tym karaluchy nie gryzą... Aż ciśnie się na usta pytanie - czy w
takich warunkach warto było mieszkać? Jak pokazała przyszłość, w obu tych
przypadkach, czyli Kim Gordon i McKagana, było warto. Co zaś do Jimiego
Hendrixa, oto tej opowieści ciąg dalszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz