Ówczesna trasa z Curtisem
Mayfieldem miała jednak nie tylko blaski, ale również cienie - a dokładniej
jeden, jedyny cień - zarobki. Robert Fisher wspominał - Larry
Lee, jako wybrany przez muzyków starszy grupy, przyszedł do mnie z żądaniem
podwyżki, twierdząc, że to zależy tylko ode mnie. Odpowiedziałem mu, żeby
przypomniał sobie, ilu jest w Nashville bezrobotnych gitarzystów... Po tej
rozmowie Fisher postanawia wyrzucić
Larry'ego i wtedy wstawia się za nim Jimi, mówiąc, że jest on najważniejszym
muzykiem grupy "The Bonnevilles", a poza tym uczy się w koledżu,
dodaje - te pieniądze są mu potrzebne na
opłacenie czesnego... Robert
Fisher dodawał - Napomknął mi, że sam
myśli o tym, żeby opuścić grupę. Byłem zaskoczony, Jimi był w zespole bardzo
istotnym muzykiem. Miałem związane z nim swoje plany, powiedziałem mu więc,
żeby został głównym wokalistą, ale on miał zupełnie inną wizję. Dodał, że ma
kilka własnych utworów i chciałby je nagrać...
Fisher oblicza, że
to nagranie może przynieść mu pieniądze, no i w ten sposób zapewne przytrzyma
Hendrixa, więc zabiera go ze sobą do małego studia Fidelity Recording na
Broadway Street w śródmieściu Nashville, w pobliżu sławnej sali Ryman
Auditorium, skąd transmitowano wspominany już program Grand
Ole Opry. Wtedy „The Bonnevilles”, w składzie: Robert Fisher (key), Jimi
Hendrix (g), Larry Lee (g), Isaac MacKay (dr), Harrison Callaway (tp), Aaron
"Heinz Ketschup" Varnell (sax) oraz nieznany basista, nagrywają
cztery utwory demo, w tym: "Snuff
Dripper" i "Ouch".
Nagrania tak dobrze brzmią, że Fisher zabiera taśmę do "Hossa"
Allena, ale on, choć chwali zespół "The Bonnevilles", nie jest
zainteresowany produkcją płyty. Jimi ma więc wolną rękę i odchodzi. Billy Cox w
Guitar
Player we wrześniu 1987 roku przyznał - Kiedy trasa dobiegała końca, Jimi trafił z powrotem w Nashville, ale coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że musi wyostrzyć swoją grę, aby jeszcze bardziej wyróżnić się z tłumu... Cały więc czas pracował, rozwijał się
technicznie i pracował nad własnym brzmieniem, coraz bardziej też odróżniał się
od swoich, mieszkających w Nashville kolegów muzyków, dojrzewając do decyzji
pójścia swoją drogą.
Opowiadał
Johnny Jones - (Jimi) palił trochę
zielsko, jak niektórzy wtedy z nas też robili i popijał syrop na kaszel. Myślę
jednak, że Jimi nie mógł długo grać tych R&B kawałków, było mu za ciasno,
grać stale te same riffy. Nie miał szans rozwijać się dalej tu w Nashhville,
było mu po prostu tutaj za duszno... Hendrix sam to wyjaśnił w kwietniu
1968 roku w magazynie Downbeat - To wszystko strasznie mnie nudziło, a jeśli nudzi ciebie muzyka, to
musisz coś zmienić. Dokładniej, kocham bluesa, kocham utwory Howlin' Wolfa i
Otisa Rusha, ale robiło mi się niedobrze, gdy miałem grać te same kawałki przez
całą noc...
Wspominał Frank
Howard – Większość publiczności nie była
jeszcze przygotowana na indywidualny styl Jimiego. Wtedy grano prostego
R&B, a kiedy on dodawał do tych utworów swoje wysokie nuty, spoglądałem na
niego, mówiąc: 'Zostań przy temacie'. Ludzie zaś rzucali w niego resztkami z
drinków: kostkami lodu i kawałkami cytryn... Howard nie raz widział, jak skandalicznie zachowywał się Hendrix,
zmieniając wykonywane tematy - Odwracał
się i robił sprzężenia na gitarze. Wykonywaliśmy standardowo “Shout”, a on dokładał do tego kilka szaleńczych zagrywek. Nie było to dobre,
a wręcz złe. Raz nawet powiedziałem właścicielowi, Wujkowi Teddy, żeby zwrócił mu
uwagę, aby Jimi grał na gitarze za plecami i szarpał struny zębami tylko w
trakcie jego solowego występu, a nie gdy grał razem z nami...
27
listopada 1963 roku Jimi obchodzi 21 urodziny. Pięć dni wcześniej zastrzelono
prezydenta Johna F. Kennedy'ego. ...Ot
tak po prostu odszedł wielki człowiek, zawsze go podziwiałem, był dla mnie
wyjątkowy - opowiadał Hendrix - Płakałem
po jego śmierci, a trochę też dlatego, że byłem bankrutem. Na nic nie liczyłem.
Kennedy urodził się dla wielkich spraw, ja niczego nie dokonałem. Musiałem więc
coś z tym zrobić...
Na
przełomie listopada i grudnia tamtego roku, do Nashville przybywa Carl Fisher,
promotor współpracujący z Henry’m Wynnem i jego agencją Supersonic Attractions. Jimi
znowu wrócił do Nashville i razem z Larrym Lee gra tym razem w klubie Baron,
przy Jefferson Street. Nowy promotor uważnie przygląda się jego występowi i
komplementuje jego grę, dodając, że w Nowym Jorku na pewno mógłby karierę i
zarobić wielkie pieniądze. Wspominał Larry Lee - Był gejem, to było od razu widać. Powiedział Jimiemu, że widział jak
gra i może mu zapewnić karierę w Nowym Jorki, tam zdobędzie mnóstwo forsy... Tym
samym Carl Fisher uderza w czuły punkt Hendrixa, który marzy o tym, aby zarabiać
na życie grą na gitarze. Niestety, jako początkujący muzyk cały czas ma
niewielkie szanse na realizację swoich planów i mimo, że bardzo szybko się
rozwija, granie tu w Nashville nie rokuje zbyt wiele. Uzasadnił to Billy Cox – Jimi musiał wykonać jakiś ruch, by zostać gwiazdą. Myślę, że podpowiadała mu to intuicja. Wiedział, że ktoś go odkryje i czuł, że
jego najlepszą szansą jest wyjazd do Nowego Jorku...
Larry Lee dodawał - Jimiemu
było wszystko jedno, chciał się stąd wyrwać, więc ten facet bez trudu namówił go
na wyjazd w swoje strony. Przekonywał, że Nowy Jork jest dużym miastem i można
tam znaleźć wiele okazji. Wiedziałem, że wcale nie jest tam tak łatwo, niestety
Jimi był łatwowierny...
Spoglądając na
płatki śniegu padającego w Nashville, zachęcony przez tego nowego promotora
Hendrix pomyślał – Wreszcie nadszedł mój
czas. Mieliśmy zespół w Nashville, Tennessee, ale byłem zniechęcony,
bo nie mogliśmy grać tam, gdzie chcieliśmy. Więc się stamtąd wyrwałem do Nowego
Jorku... Jednak sam nie chce jechać, więc
próbuje namówić do wyjazdu Larry’ego Lee. On jeszcze się uczy, poza tym jego
rodzice nie zgadzają się na wyjazd. Jimi obiecuje, że wróci do Nashville, kiedy
już będzie sławny i bogaty. Larry wspomniał – On nigdy nie powiedział 'jeśli', a właśnie 'kiedy'. Gdy już stamtąd do
mnie napisał, byłem mocno przerażony, a zobaczyłem go dopiero, kiedy był w
trasie z Little Richardem... Przyjaciela
tłumaczył także Billy Cox - Jimi szukał po prostu możliwości ucieczki stąd i dążył do
zdobycia sławy. Myślę, że intuicyjnie
wiedział, że tam będzie super. Tutaj odkryto go, ale on poczuł, że jego
najlepszą okazją jest wyjazd do Nowym
Jorku... Ponownie oddaję głos
Larry'emu Lee - Jimi zawsze miał
wielkie marzenia i zawsze mówił, że będzie sławny i ma tysiąc pomysłów, już
wtedy miał też kilka piosenek, ale ich nie zachował. Było zimno, nie miał
płaszcza, więc powiedziałem mu, aby wziął jeden z moich. Potem napisał jeden list
z Nowego Jorku, zapytał: 'Czy bym tam nie przyjechał. Nowy Jork to duże miasto w
tym kraju i możemy je zdobyć, człowieku'. Wiedziałem jednak, że w Nowym Jorku to
nie może być takie proste...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz