środa, 8 lipca 2020

Listopad 1963

Ówczesna trasa z Curtisem Mayfieldem miała jednak nie tylko blaski, ale również cienie - a dokładniej jeden, jedyny cień - zarobki. Robert Fisher wspominał -  Larry Lee, jako wybrany przez muzyków starszy grupy, przyszedł do mnie z żądaniem podwyżki, twierdząc, że to zależy tylko ode mnie. Odpowiedziałem mu, żeby przypomniał sobie, ilu jest w Nashville bezrobotnych gitarzystów... Po tej rozmowie Fisher postanawia wyrzucić Larry'ego i wtedy wstawia się za nim Jimi, mówiąc, że jest on najważniejszym muzykiem grupy "The Bonnevilles", a poza tym uczy się w koledżu, dodaje - te pieniądze są mu potrzebne na opłacenie czesnego... Robert Fisher dodawał - Napomknął mi, że sam myśli o tym, żeby opuścić grupę. Byłem zaskoczony, Jimi był w zespole bardzo istotnym muzykiem. Miałem związane z nim swoje plany, powiedziałem mu więc, żeby został głównym wokalistą, ale on miał zupełnie inną wizję. Dodał, że ma kilka własnych utworów i chciałby je nagrać...
            Fisher oblicza, że to nagranie może przynieść mu pieniądze, no i w ten sposób zapewne przytrzyma Hendrixa, więc zabiera go ze sobą do małego studia Fidelity Recording na Broadway Street w śródmieściu Nashville, w pobliżu sławnej sali Ryman Auditorium, skąd transmitowano wspominany już program Grand Ole Opry. Wtedy „The Bonnevilles”, w składzie: Robert Fisher (key), Jimi Hendrix (g), Larry Lee (g), Isaac MacKay (dr), Harrison Callaway (tp), Aaron "Heinz Ketschup" Varnell (sax) oraz nieznany basista, nagrywają cztery utwory demo, w tym: "Snuff Dripper" i "Ouch". Nagrania tak dobrze brzmią, że Fisher zabiera taśmę do "Hossa" Allena, ale on, choć chwali zespół "The Bonnevilles", nie jest zainteresowany produkcją płyty. Jimi ma więc wolną rękę i odchodzi. Billy Cox w Guitar Player we wrześniu 1987 roku przyznał -  Kiedy trasa dobiegała końca, Jimi trafił z powrotem w Nashville, ale coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że musi wyostrzyć swoją grę, aby jeszcze bardziej wyróżnić się z tłumu... Cały więc czas pracował, rozwijał się technicznie i pracował nad własnym brzmieniem, coraz bardziej też odróżniał się od swoich, mieszkających w Nashville kolegów muzyków, dojrzewając do decyzji pójścia swoją drogą.
            Opowiadał Johnny Jones - (Jimi) palił trochę zielsko, jak niektórzy wtedy z nas też robili i popijał syrop na kaszel. Myślę jednak, że Jimi nie mógł długo grać tych R&B kawałków, było mu za ciasno, grać stale te same riffy. Nie miał szans rozwijać się dalej tu w Nashhville, było mu po prostu tutaj za duszno... Hendrix sam to wyjaśnił w kwietniu 1968 roku w magazynie Downbeat - To wszystko strasznie mnie nudziło, a jeśli nudzi ciebie muzyka, to musisz coś zmienić. Dokładniej, kocham bluesa, kocham utwory Howlin' Wolfa i Otisa Rusha, ale robiło mi się niedobrze, gdy miałem grać te same kawałki przez całą noc...
            Wspominał Frank Howard – Większość publiczności nie była jeszcze przygotowana na indywidualny styl Jimiego. Wtedy grano prostego R&B, a kiedy on dodawał do tych utworów swoje wysokie nuty, spoglądałem na niego, mówiąc: 'Zostań przy temacie'. Ludzie zaś rzucali w niego resztkami z drinków: kostkami lodu i kawałkami cytryn... Howard nie raz widział, jak skandalicznie zachowywał się Hendrix, zmieniając wykonywane tematy - Odwracał się i robił sprzężenia na gitarze. Wykonywaliśmy standardowo “Shout”, a on dokładał do tego kilka szaleńczych zagrywek. Nie było to dobre, a wręcz złe. Raz nawet powiedziałem właścicielowi, Wujkowi Teddy, żeby zwrócił mu uwagę, aby Jimi grał na gitarze za plecami i szarpał struny zębami tylko w trakcie jego solowego występu, a nie gdy grał razem z nami...
            27 listopada 1963 roku Jimi obchodzi 21 urodziny. Pięć dni wcześniej zastrzelono prezydenta Johna F. Kennedy'ego. ...Ot tak po prostu odszedł wielki człowiek, zawsze go podziwiałem, był dla mnie wyjątkowy - opowiadał Hendrix - Płakałem po jego śmierci, a trochę też dlatego, że byłem bankrutem. Na nic nie liczyłem. Kennedy urodził się dla wielkich spraw, ja niczego nie dokonałem. Musiałem więc coś z tym zrobić...

            Na przełomie listopada i grudnia tamtego roku, do Nashville przybywa Carl Fisher, promotor współpracujący z Henry’m Wynnem i jego agencją Supersonic Attractions. Jimi znowu wrócił do Nashville i razem z Larrym Lee gra tym razem w klubie Baron, przy Jefferson Street. Nowy promotor uważnie przygląda się jego występowi i komplementuje jego grę, dodając, że w Nowym Jorku na pewno mógłby karierę i zarobić wielkie pieniądze. Wspominał Larry Lee - Był gejem, to było od razu widać. Powiedział Jimiemu, że widział jak gra i może mu zapewnić karierę w Nowym Jorki, tam zdobędzie mnóstwo forsy... Tym samym Carl Fisher uderza w czuły punkt Hendrixa, który marzy o tym, aby zarabiać na życie grą na gitarze. Niestety, jako początkujący muzyk cały czas ma niewielkie szanse na realizację swoich planów i mimo, że bardzo szybko się rozwija, granie tu w Nashville nie rokuje zbyt wiele. Uzasadnił to Billy Cox Jimi musiał wykonać jakiś ruch, by zostać gwiazdą. Myślę, że podpowiadała mu to intuicja. Wiedział, że ktoś go odkryje i czuł, że jego najlepszą szansą jest wyjazd do Nowego Jorku... Larry Lee dodawał - Jimiemu było wszystko jedno, chciał się stąd wyrwać, więc ten facet bez trudu namówił go na wyjazd w swoje strony. Przekonywał, że Nowy Jork jest dużym miastem i można tam znaleźć wiele okazji. Wiedziałem, że wcale nie jest tam tak łatwo, niestety Jimi był łatwowierny...    
            Spoglądając na płatki śniegu padającego w Nashville, zachęcony przez tego nowego promotora Hendrix pomyślał – Wreszcie nadszedł mój czas. Mieliśmy zespół w Nashville, Tennessee, ale byłem zniechęcony, bo nie mogliśmy grać tam, gdzie chcieliśmy. Więc się stamtąd wyrwałem do Nowego Jorku... Jednak sam nie chce jechać, więc próbuje namówić do wyjazdu Larry’ego Lee. On jeszcze się uczy, poza tym jego rodzice nie zgadzają się na wyjazd. Jimi obiecuje, że wróci do Nashville, kiedy już będzie sławny i bogaty. Larry wspomniał – On nigdy nie powiedział 'jeśli', a właśnie 'kiedy'. Gdy już stamtąd do mnie napisał, byłem mocno przerażony, a zobaczyłem go dopiero, kiedy był w trasie z Little Richardem... Przyjaciela tłumaczył także Billy Cox - Jimi szukał po prostu możliwości ucieczki stąd i dążył do zdobycia sławy. Myślę, że intuicyjnie wiedział, że tam będzie super. Tutaj odkryto go, ale on poczuł, że jego najlepszą okazją jest wyjazd do Nowym Jorku... Ponownie oddaję głos Larry'emu Lee - Jimi zawsze miał wielkie marzenia i zawsze mówił, że będzie sławny i ma tysiąc pomysłów, już wtedy miał też kilka piosenek, ale ich nie zachował. Było zimno, nie miał płaszcza, więc powiedziałem mu, aby wziął jeden z moich. Potem napisał jeden list z Nowego Jorku, zapytał: 'Czy bym tam nie przyjechał. Nowy Jork to duże miasto w tym kraju i możemy je zdobyć, człowieku'. Wiedziałem jednak, że w Nowym Jorku to nie może być takie proste...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz