...Wędrowałem. Grałem z różnymi
grupami od Nashville, po Los
Angeles, Indianapolis i Florydę...
Od
1963 przez następne dwa lata Jimi spędzi wiele miesięcy na trasie zwanej
"Chitlin' Circuit", czyli "flaczkowej". Nazwa tej trasy, a
właściwie ciągu lokali, w których odbywały się występy dla czarnej
publiczności, brała się z jedzenia, które na niej oferowano, a były to głównie
flaczki wieprzowe (wołowe ?) i inne mięsne odpadki. Flaczki, należały do
najtańszego rodzaju mięsa, były więc częścią pożywienia czarnej społeczności na
Południu Stanów. W czasach niewolnictwa flaczki często dla ubogich były jedynym
mięsem, uwięzieni czarni przecież nie mogli zdobyć innego jedzenia. "Chitlins",
tak nazywano tę potrawę w gwarze na Południu, jak twierdzą autorzy
"kucharskich książek" na terenach Konfederacji, to były mocno gotowane
i smażone jelita wieprzowe (czy raczej wołowe). Dziennikarz Phil Tajitsu Nash
sugerował, że termin ten "ukuł" Quincy Jones, nawiązując do życia
Afro-amerykanów występujących w latach 40. i 50. ub. stulecia, a historyk Irwin
Richman odniósł to do analogicznych zwyczajów żydowskich muzyków na całym
świecie. Aby przyrządzić ten specjał, trzeba było stać nad kuchnią z pięć
godzin, albo i więcej, więc kiedy babcia Jimiego, Nora Hendrix je gotowała, zgłodniali sąsiedzi już gromadzili się wokół
stołu... Poprzez staranne czyszczenie i moczenie oraz powolne gotowanie,
wydzielające smrodliwą woń, odpowiednio przyprawione mięso, po kilku godzinach
stawało się smaczne, choć nieprzyjemny zapach wciąż się utrzymywał. Wraz z
końcem niewolnictwa, mimo działania prawa Jima Crowa i bardziej jawnych form
ucisku "Czarnych", flaczki praktycznie zniknęły z menu dbających o
renomę restauracji i barów w czarnych dzielnicach, pozostały jednak daniem dla
uboższych mieszkańców i w lokalach uznanych za mniej zacne. W takich
jadłodajniach obok flaczków podawano także inne tradycyjne, miejscowe potrawy,
czyli makaron z serem, gotowany czarny groch, czerwoną fasolę z ryżem, smażone
ryby i kurczaki.
Nazwa
"Chitlin' Circuit" stała się również terminem używanym symbolicznie
wskazując na kiepskie raczej warunki dostępności do wielkiej czarnej muzyki.
Brytyjscy muzycy rockowi, często bluesowi entuzjaści, którzy w połowie lat 60.
ub. stulecia nie tylko koncertowali na Południu USA, lecz starali się tam
poznać warunki życia ich muzycznych idoli, byli zszokowani ubóstwem życia i
obskurnością miejsc, w których oni żyli. Soulowa piosenkarka Martha High
wspominała - Istniała sieć zwykłych
lokali na Południu, które zwykle były nieprzewidywalne. "Chitlin'
Circuit" to były lokale tylko dla czarnych...
Czarni muzycy
soul, R&B, czy rock'n'rollowi występowali często w miejscach, których nie
można było znaleźć na mapie, a drogę przemierzali autobusami. W latach trzydziestych
XX wieku, organizowała je TOBA (Theatre Owner’s Booking
Association), tak samo było również trzydzieści lat później, kiedy
nazwę TOBA tłumaczono jako "tough on black asses"
("befsztyk dla czarnych osłów"), gdyż wykonawcy mogli spać tylko w
domach czarnych fanów lub w autobusach, większość hoteli, zamykała przed nimi
swoje podwoje i przez lata nic się w tej materii nie zmieniało. Mimo to,
popularny już wtedy B.B. King uważał nazwę "Chitlin' Circuit" za
obraźliwą, nawet wiele lat później mówił
- Nadal gram w wielu tych
miejscach i choć niektóre są dość obskurne, będę tam wciąż występował... Dyrektor
Apollo
Theatre Brian Davis opowiadał, że ta, tak zwana "flaczkowa
trasa" - obejmowała sieć domów,
mieszkań, stodół i starych szop - muzycy, śpiewacy, tancerze i komicy
występowali w tych miejscach, w czasach depresji, aby zebrać pieniądze dla
cierpiących głód czarnych rodzin. Gospodarz przygotowywał dla wszystkich,
artystów i gości duży garnek flaków...
Bobby Rush uzupełniał - "Flaczkowa
trasa" to po prostu każde miejsce, w którym grano dla tylko czarnej
publiczności. Mógł to być zajazd, bar z grillem, sala bilardowa, czy knajpa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz