Trasa z "The Monkees" - lato 1967 roku (Tom 2 -
Część II: Rozdział 7). Oto krótki fragment.
O tym jak zaczęła się historia
jednej z najdziwniejszych w historii show-biznesu oraz w historii Jimiego
Hendrixa tras koncertowych opowiadał w książce "Ultimate Hendrix"
Chas Chandler - Siedzieliśmy w hotelu po
ostatnim koncercie w Fillmore (25
czerwca - przyp. autora), kiedy Mike Jeffery
zadzwonił z Nowego Jorku. Jimi i ja siedzieliśmy w moim pokoju. Mike powiedział,
że ma świetne wiadomości. 'Właśnie to
zrobiłem, świetna okazja, ogólnokrajowa trasa koncertowa' powiedział. 'Z kim?' spytałem.
On na to: 'Z "The Monkees". 'Popieprzyło ci się dokumentnie?'
odparłem. Rzuciłem słuchawką. Zapytałem Hendrixa: 'Czy chcesz zagrać przed
"The Monkees"'? On na to: 'Co ten Jeffery robi!'. Jeffery nie mógł
zrozumieć, dlaczego Jimi i ja byliśmy tak rozgniewani. Pomyślał, że sparowanie
Hendrixa z "The Monkees" nie różniło się od tego, gdy "Herman's
Hermits" koncertował z "Animalsami"... Dave Southall podał,
że propozycja obejmowała aż 29 koncertów. Mitch - W pierwszym roku, każdy z nas, widział Jeffery'ego tylko dwa razy.
Nigdy nie wiedziało się, co knuje lub gdzie był. A teraz po tym telefonie
pomyśleliśmy: 'Ponownie zaczynamy. Po "The Walker Brothers" i
Engelbercie, otrzymujemy "The Monkees"'... Noel – Jeffery nie skonsultował z nim (Chasem) tego posunięcia i występów u
boku tych czterech podstawionych frajerów. Ja osobiście pomysł ten uważałem za
bardzo dobry, ponieważ oni byli już znani, a my mogliśmy zdobyć ich
publiczność. Poza tym mieliśmy latać ich samolotem i zatrzymywać się w
eleganckich i drogich hotelach. No i gdzie tu był problem?... Podobną
opinię wyraził Stan Cornyn, z firmy Warner Brothers - W tamtych czasach wszystko poza Deanem
Martinem należało do jednej kategorii, a "The Monkees" i "Jimi
Hendrix Experience" byli poza Deanem Martinem. Nie było więc w tym nic
absurdalnego, aby ich połączyć. W końcu jedni i drudzy grali głośno...
Chandler jednak był wściekły, że
Jeffery tak bardzo źle ocenił amerykański rynek muzyczny. Jeffery z kolei nie
mógł zrozumieć gniewu Chandlera i Hendrixa. Wydawać by się mogło, że
rewelacyjnym pomysłem było dołączenie tria Hendrixa, mało wtedy znanego w Ameryce,
jeszcze bez przebojowego singla, którego debiutancki album w USA miał ukazać
się dopiero 23 sierpnia, do bardzo popularnej tam grupy "The
Monkees", jednej z najgorętszych wtedy gwiazd na amerykańskim rynku, grupy
znanej z telewizyjnego programu i kilku przebojów. Muzyka "Jimi Hendrix
Experience" nie miała jednak nic wspólnego z popem, jaki wykonywali
„Monkeesi”, których koncerty gromadziły zupełnie inną, liczną, ale też dużo
młodszą widownię. Średnia wieku fanów "The Monkees" wynosiła 9, w
najlepszym przypadku 10-12 lat, więc na koncerty przychodzili z rodzicami.
Nawet, gdyby skandalizujący występ Hendrixa im się spodobał, to rodzice mogli
być nim oburzeni. Dla Hendrixa pewnie lepszym rozwiązaniem byłby wojaż po
amerykańskich klubach z Ericem Burdonem i jego "New Animals". Pete
Townshend w autobiografii "Kim jestem" - Biedny Jimi. Ktoś musiał donieść jego menedżerom,
że "The Who" gromadzili wielką widownie podczas tournee z "Herman’s
Hermits" (nieprawda!), zatem zdecydowali się go wysłać w trasę jako suport
"The Monkees". Łatwo się dziś zapomina, jak wielką popularnością
cieszyła się wtedy grupa; jej albumy całe lato okupowały pierwsze miejsce w
zestawieniach, a seriale telewizyjne z jej udziałem(nie krzywili się na nie
nawet najwięksi intelektualiści show-bizensu) także okazały się wielkim
sukcesem. Mimo to niełatwo sobie wyobrazić "The Monkees" i Jimiego
Hendrixa razem... No tak, ale Jeffery’emu chodziło tylko o kasę. Dla niego
to był już najwyższy czas, by wykorzystać popularność Hendrixa, wywołaną jego
występami na festiwalu Monterey oraz na Zachodnim i Wschodnim Wybrzeżu USA.
Więcej w drugim tomie książki "Jimi
Hendrix Szaman Rocka" - której premiera w Ostrowie Wielkopolskim
18 października na "Jimiway Blues Festival".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz