Dziś powracam do tomu pierwszego książki "Jimi
Hendrix Szaman Rocka".
Wiosną 1966 roku Hendrix trafił w Nowym Jorku do dzielnicy
Greenwich Village, gdzie była kawiarnia Cafe Wha?
Dla turystów oraz dla tych, którzy w 1966 roku z bliska
chcieliby usłyszeć jakąś autentyczną muzykę lub poezję, MacDougal jest główną
ulicą w Greenwich Village. Poniżej Washington Square Park, gdzie przecinają się
MacDougal i West 3rd Street, zaczynał się dla nich szlak prowadzący przez
Bleecker Street do La Guarda Place i południowej części kampusu mieszkalnego
Uniwersytetu Nowojorskiego. Szlak, przy którym w kawiarniach, klubach i
restauracjach, można było się napić, coś zjeść, posłuchać muzyki i zobaczyć
znane osobistości kultury. Wśród wielu kawiarni, klubów i sklepów odwiedzanych
wówczas przez wielkie tłumy, na rogu McDougal i Minetta Lane, w suterenie
najbardziej uczęszczanego gmachu przy MacDougal Street 115, znajdowała się (i
do dziś znajduje) - Cafe Wha?, jak zanotował Robert Shelton, kronikarz Dylana - W tym czasie jedno z najgorętszych miejsc...
W 1966 roku, jest to już miejsce,
w którym zobaczyć można bardzo różne artystyczne prezentacje. Jak zapamiętał
Dylan - Dzienny program artystyczny Cafe Wha? to było istne mydło i
powidło: komik, brzuchomówca, zespół grający na stalowych bębnach, poeta, facet
udający kobietę, duet śpiewający szlagiery z Broadway’u, magik z królikiem w
kapeluszu, hipnotyzer w turbanie, człowiek strojący miny – występował tu każdy,
kto chciał się przebić… Ciemność wnętrza kawiarni rozjaśniają
wtedy tylko zapalone świece ustawione na stołach w niebieskich szklanych
pojemnikach, a widzowie są raczej tolerancyjni i wyrozumiali dla artystów, jak
zauważył David Henderson - łatwo
wybaczając im ewentualne potknięcia... Bo też może tu bowiem wystąpić
każdy, kto ma odwagę wstać od stolika i wejść na scenę. Jednym słowem, mogą to
być absolutni debiutanci. ...Każdy mógł
wyjść na scenę i spróbować swoich sił - dodawała Janice Hargrove, wówczas
kelnerka w klubie - większość grała,
powiedzmy, tak sobie... Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli zostaną przez widzów i menedżera
dobrze przyjęci, mogą otrzymać angaż na najbliższy wieczór i wystąpić już za
pieniądze, raczej wtedy niewielkie, bo ceny w klubie nie są wygórowane, a poza
tym, przy jednym posiłku, jednym drinku, czy samej kawie można było spędzić tu
cały wieczór. Zwykle, jak napisał Charles Cross - Kupowano "zielonego tygrysa" za 70 centów, czyli wodę sodową
z limonką... Jedynie w weekendy za wstęp do klubu trzeba było zapłacić
dolara. Portier Tex, stając wtedy w drzwiach Café Wha? zaprasza do
wejścia przechodzących ulicą turystów. Klientów zaś stanowią ci, co przychodzą
w tygodniu, aby posłuchać, a może też odkryć młode talenty oraz przede
wszystkim turyści, tacy, co nie mają zbyt wiele pieniędzy na wejście do
bardziej ekskluzywnych i co oczywiste droższych miejsc, typu
Figaro, czy Fat Black Pussycat, gdzie można przysłuchać się intelektualnym
dyskusjom znanych artystów i poetów, a po pobycie w Village, chcieliby się tym
przed znajomymi pochwalić. Richie Havens opowiadał, że - Cafe Wha? to było jedno z niewielu miejsc
nastawionych na zarobek, wyciąganie pieniędzy z kieszeni ludzi, zwłaszcza
turystów. Już w godzinach popołudniowych napływały tłumy, a po północy było
pełno. To miejsce omijało naprawdę niewielu turystów... I właśnie o
różnorodne atrakcje dla turystów i łowców talentów dba właściciel Wha? Manny
Roth, regularnie udostępniając małą scenę klubową młodym wykonawcom.
Więcej w tomie pierwszym książki "Jimi
Hendrix Szaman Rocka" - Część IV: Rozdział 14.
Tom pierwszy (jest jeszcze kilka
egzemplarzy) oraz drugi niebawem można będzie zamówić - pajak.book@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz