środa, 25 marca 2020

Część 2 - Tom I Część I Seattle Rozdział 1


Poniżej ciąg dalszy pierwszego rozdziału, pierwszej części, pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka", pierwszej i jak na razie jedynej polskiej biografii gitarzysty wszech czasów.

(Norze i Rossowi) Hendrixom urodziło się czworo dzieci: Leon Marshall w 1913, Patrycja w 1914, Frank w 1918, a 10 czerwca 1919 roku na świat przyszedł James Allen Ross Hendrix, nazywany przez matkę „Allie”, przyszły ojciec Jimiego Hendrixa, który wyjaśniał - Imię Allen było po rodzinie mojej babci, pani Willliams, Ross to na pamiątkę po ojcu. I chociaż na pierwsze imię miałem James, wszyscy mówili na mnie Al lub Allen. Kiedy spytałem mamę dlaczego, odparła, że nasi sąsiedzi, państwo Clark, mieli syna Jimmy'ego, nie chciano więc nas pomylić... Rodzina Hendrixów mieszkała w Vancouver w Strathcona, gdzie głównie osiedlali się emigranci, ale dzielnica - była również centrum nielegalnego wyrobu alkoholu i prostytucji, zwanym przez miejscowych "milą kwadratową grzechu"... Rodzice zaciągnęli kredyt w banku na kupno niewielkiego domku przy ulicy Triumph pod numerem 2225, blisko zatoki, którą zresztą widać było z okien; w nich zawsze stały doniczki z kwiatami. Zimą dom opalany był przez piec na drewno.
            ...Urodziłem się i dorastałem Vancouver, jako najmłodsze dziecko - wspominał Al - Moja siostra miała na imię Patrycja, moimi braćmi byli Leon Marshall i Frank, który później ożenił się z Pearl. Miał z nią syna i córkę... Chcąc utrzymać sześcioosobową rodzinę, Ross Hendrix pracował całymi dniami, jak wspominał Al - Wstawał koło siódmej rano, wszyscy całowaliśmy go na pożegnanie, a potem, do wieczora, do siódmej lub ósmej, czekaliśmy na jego powrót i razem jedliśmy kolację... Nie pamiętam, by mój tata pił alkohol, za to moja mama lubiła czasem wypić wino, które sama robiła w wielkim garnku w kuchni, przyprawiając je mniszkiem lekarskim. To były czasy prohibicji i przez granicę przemycano alkohol do USA...
            W chwili urodzenia Al miał podobno po sześć palców u obu rąk, co jego matka uznawała za złą wróżbę. Lekarz obciął więc niemowlakowi te dodatkowe palce, które później odrosły, choć już jedynie w szczątkowej postaci. ...Al czasami straszył kolegów Jimiego, pokazując im swoje dodatkowe niewykształcone palce, w których widać było nawet małe paznokcie  - zanotował Charles Cross.
            W 1932 zmarł Leon najstarszy syn Nory i Rossa Hendrixów.  ...Był bardzo utalentowany. Ojciec dawał mu lekcje gry na skrzypcach i fortepianie. Ja też trochę brzdąkałem na fortepianie, ze słuchu. Matka i siostra także grały. W domu zawsze otaczała nas muzyka, dużo śpiewaliśmy, matka miała piękny głos. Nie mieliśmy odbiornika radiowego ani, co oczywiste, telewizora. Chciałem chodzić na lekcje muzyki, ale Leon był pierworodnym synem, oczkiem w głowie mojego ojca, więc to on dostał tę szansę – wspominał ojciec Jimiego – Chciałem także uczyć się grać na gitarze, lecz miałem zbyt duże palce, no a poza tym nie mieliśmy gitary... Al opowiadał, że muzyka zawsze istniała w ich domu - Około Bożego Narodzenia słuchaliśmy chórów śpiewających kolędy w domach towarowych, a w domu śpiewaliśmy "Swing Low, Sweet Chariot" i inne spiritualsy (czyli pieśni religijne - przyp. aut.). Tata śpiewał w chórze kościelnym. Nawet nie wiem, czy był barytonem czy tenorem, bo nigdy nie słyszałem, jak w domu śpiewa sam... W domu był gramofon i sterta płyt na 78 obrotów, które kupowali rodzice i Leon, wśród nich, jak zapamiętał Al, były m.in.  “I’ll Be Glad When You’re Dead, You Rascal You” Louisa Armstronga, "Lone Ranger Theme", trochę klasyki i sporo płyt bluesowych - Leon często przy nich śpiewał razem z mamą, która mówiła do niego: 'Zagraj mi tę starą bluesową piosenkę'... Stało się więc naturalne, że Al również został fanem bluesa.
            …Murzyni stworzyli bluesa, bo próbowali – lecz nie powiodło im się – naśladować muzykę europejską. Początki jazzu można wywieść z zakończenia wojny secesyjnej, gdy rozpuszczono armię konfederatów. Po wsiach pełno było wtedy instrumentów porzuconych przez orkiestry konfederackie: trąbek, puzonów i klarnetów, które stały się instrumentami jazzowymi. Murzyni z Południa zebrali je i usiłowali grać muzykę europejską, ale nie udawało im się tego zrobić jak należy. Brakowało im wykształcenia i swój sposób gry zawdzięczali samodzielnym próbom opanowania sztuki gry na tych instrumentach. Kiedy zaczęli tworzyć swoje małe zespoły, starali się uzyskać brzmienie, jakie znali i słyszeli w wykonaniu orkiestr wojskowych, ale nie potrafili go osiągnąć. Dlatego początkowo biali ludzie nie chcieli słuchać jazzu – ich uszy były przyzwyczajone do czegoś innego...
            Jeden z sąsiadów Hendrixów w Vancouver, stary pan Simms, grał na gitarze. ..Wujek Joe i jego partner, pan Fuller, grali na skrzypcach - opowiadał Al - Spotykali się czasem z panem Simmsem, aby razem pomuzykować... Na skrzypcach grał też Leon, który, jak dodawał Al - Miał duże dłonie i długie, delikatne palce. Takie same miał Jimi. W domu było też pianino, mama trochę grała. Leon też, i był w tym bardzo dobry, ponieważ ojciec opłacał nauczyciela dla niego i dla siostry. Leon czytał nuty i miał własny styl, przypominał boogie-woogie.... W biografii Jimiego, David Henderson twierdził, że w latach dwudziestych XX wieku, Leon grał jazz, był też doskonałym tancerzem, bardzo popularnym wśród miejscowych dziewcząt. …Kiedy zmarł Leon byłem zrozpaczony – uzupełniał Al, pewnie nie tylko dlatego, że stracił ukochanego brata, z którym wiele go łączyło, ale też z powodu okoliczności jego zgonu. Leon cierpiał na bóle brzucha, domowa kuracja przy pomocy oleju rycynowego, okazała się nieskuteczna, a wręcz mu zaszkodziła, bowiem kiedy wreszcie wezwano lekarza, rozpoznał on przyczynę bólu, zapalenie otrzewnej spowodowane perforacją wyrostka robaczkowego. Niestety na pomoc było już za późno. Leon zmarł w drodze do szpitala.          
            Pierwsza śmierć w rodzinie Hendrixów, mocno odbiła się na zdrowiu seniora rodu. Bertran Ross Hendrix zmarł dwa lata później. W Leonie pokładał wielkie nadzieje, nic więc dziwnego, że - jego serce nie wytrzymało - wspominał Al, który właśnie wtedy zakończył swoją edukację, na siódmej klasie szkoły powszechnej. Był raczej gościem w szkole, niż sumiennym uczniem, chociaż zdawał sobie sprawę, że bez wykształcenia jego szanse na znalezienie dobrej pracy są znikome. ...Nauka - jak twierdził po latach - nie wchodziła mi do głowy...
            Po śmierci męża Nora nie dała rady utrzymać trójki dzieci, każde z nich więc próbowało jej pomóc i cokolwiek dorobić. Dzieciaki z okolicy zbierały butelki po piwie i mleku i zanosiły do punktu skupu. ...Mój starszy brat nauczył mnie jak przy pomocy magnesu zbierać metalowe rzeczy, a także mosiądz, aluminium i miedź - opowiadał Al - Zbieraliśmy też drewno na opał... Jednak to wszystko na wiele się nie zdało i rodzina Hendrixów znalazła się na skraju ubóstwa, została wiec objęta zasiłkiem socjalnym. ...Musieliśmy sprzedać pianino - zapamiętał Al. Przepadł też dom nad zatoką, matki nie stać było na płacenie miesięcznie rat w wysokości tysiąca dolarów. Trzeba było przeprowadzić się do rudery przy East Georgia Street 827. Al opowiadał, że wtedy jego matka - Wyszła za mąż za jakiegoś czarnego faceta, nie pamiętam jak się nazywał… (nazywał się podobno Monroe - przyp. aut.) i pracowała w pralni, w kuchennej restauracji, przyrządzając sałatki i kurczaki. 


Jutro następny fragment. Zapraszam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz