Dzisiaj krótki fragment o studiu CBS, w którym w grudniu
1966 zespół "Jimi Hendrix Experience" pod kierunkiem Chasa Chandlera
dokonał kilku nagrań do swojego debiutanckiego albumu "Are You Experienced".
Studio CBS mieściło się na prawo
od londyńskiego West Endu, w dawnej sali balowej z lat dwudziestych ubiegłego
stulecia, było więc bardzo wysokie. Aby powstrzymać odbicia dźwięku, bracia
Jake i Morris Levy zainstalowali podwieszany sufit z płótna. Tak jak De
Lane Lea, czy Pye, studio to był jeden pokój –
choć wystarczająco duży, aby pomieścić
40-osobową orkiestrę. W tych pomieszczeniach bracia Levy nagrywali sporo
różnych brytyjskich wykonawców, których utwory produkowali, tłoczyli i wydawali
przez swoją firmę Oriole Records, a największym dotąd ich sukcesem był singiel
skifflowej grupy Charlesa McDevitta z Nancy Whisky, z piosenką „Freight Train” (w 1957 roku dotarł aż
do 5 miejsca list przebojów). W latach 1962-63 firma Oriole miała kilka
dalszych, choć już zdecydowanie mniejszych przebojów, które nagrała szwedzka
grupa instrumentalna „The Spotniks”. W 1965 roku całość przejęła firma CBS (znana
jako Columbia
w USA). Nieszczególnie zainteresowani studiem, ani artystami mającymi kontrakt
z Oriole,
jej szefowie chcieli najpierw, by nowoczesna, wydajna tłocznia tej firmy
pomogła im stworzyć system dystrybucji w Wielkiej Brytanii. Kiedy w rok później
CBS
zainstalowała w studiu nowoczesne wtedy magnetofony Studer 4 postanowiono
wykorzystać je ponownie do nagrań muzycznych. ...To było typowe wtedy studio. Mieliśmy magnetofony czterośladowe.
Bardzo małą konsoletę EMI, z wejściem 14-kanałowym i wyjściem na cztery
ścieżki. Filtry EQ wycinały i wzmacniały pasma dolne i górne. Mieliśmy jedną
płytę echa i naturalne pomieszczenie dla pogłosu na dachu oraz jeden kompresor
Fairchild - opowiadał inżynier
Mike Ross (znany później jako Ross-Trevor), wówczas 21-latek, który wcześniej
nagrywał z Donovanem (“Wear Your Love
Like Heaven”) i "The Who",
a w 1962 roku pracował w studiu Olympic. Teraz za 10 funtów na tydzień nagrywał
wszystko i wszystkich, którzy weszli do studia CBS. ...Nie byliśmy tak surowi jak w innych studiach - ludzie mogli wynająć
je tak długo, jak chcieli. Rezerwowali na godzinę lub nawet osiem godzin. Sesje
trwały do wieczora, zaczynały się o czwartej i kończyły o północy. -
wspominał Ross - Otwierałem
studio, dokonywałem rezerwacji i działałem również jako asystent, obsługując
magnetofon. Byłem jedyny, musiałem zrobić wszystko sam... Mike Ross-Trevor będzie też współpracował z wieloma wykonawcami: grupą
“Fleetwood Mac”, Brianem Augerem, Catem
Stevensem, "The Byrds", później także z orkiestrami nagrywając muzykę
filmową (do obrazów: "Medicine Man", "Hoosiers"
i "Tombstone"),
ale najważniejsza w jego życiu okaże się sesja z "JHE" – Wiedziałem, że to było wyjątkowe.
Wiedziałem, że dla mnie jako inżyniera może to być dobre. W tamtych czasach nie
było jeszcze czegoś takiego jak niezależni inżynierowie...
13 grudnia 1966 roku Mike Ross był zaskoczony, nawet przerażony,
widząc na schodach technicznego "JHE" Gerry'ego Stickellsa wnoszącego
do studia cztery ogromne szafy (wzmacniacze) Marshalla z ośmioma kolumnami
głośników. Zapytał, czy ma podłączyć mikrofony do wszystkich szaf - Jimi powiedział mi, żebym ustawił mikrofon
dwa i pół metra od głośników - i
będzie świetnie. Pokazał mi dokładnie, gdzie powinienem umieścić mikrofon. To
był najgłośniejszy zespół, jaki miałem u siebie w studiu. Aż uszy bolały. Hendrix
trochę ćwiczył przez chwilę, podłączał wszystko i po prostu bawił się i nie
mogłem w to uwierzyć, że dźwięk wydobywa się z jego wzmacniacza... Duże pomieszczenie było zdaniem Rossa - absolutnie niezbędne dla tego unikalnego i
potężnego dźwięku. W małym studiu mikrofon wyłapywałby wszystkie dźwięki... Kiedy
Mike Ross na polecenie Hendrixa w odpowiedniej odległości (8 lub 12 stóp), po przeciwległej
stronie studia ustawił mikrofon Neumann U-87 i włączył magnetofon, przy
konsolecie obok niego, w roli producenta zasiadł Chas Chandler. Mike Ross - Był w słynnym zespole. Kiedy więc zaczęły
się sesje, od razu go rozpoznałem. Wiedziałem, że płaci za sesje i przyszedł
nagrać gitarzystę, którego odkrył w Ameryce. Hendrix był wtedy zupełnie
nieznany...
Ciąg dalszy w drugim tomie książki "Jimi Hendrix Szaman
Rocka". pajak.book@gmail.com lub gzpajak@op.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz