Piętnastoletni Al (ojciec Jimiego
Hendrixa), dzieląc pokój z bratem Frankiem i z sublokatorem Big Billem
Crowfordem, pracownikiem kolejowym, jak wielu jego rówieśników, namiętnie
słuchał radia, szczególnie programu Midnight Prowl, w którym
prezentowano nagrania i występy popularnych orkiestr: Duke'a
Ellingtona, Benny'ego Goodmana i Artiego
Shawa. To była bardzo atrakcyjna brzmieniowo, synkopowana muzyka, a że
Al miał silne poczucie rytmu, więc postanowił, że zostanie tancerzem. Już w
dzieciństwie - Gdy odwiedzali nas krewni
lub znajomi, mama mówiła: 'Chodź Al, pokaż jak tańczysz'... Zresztą
wszyscy w domu stepowali, tańczyli walca, tango, a także indiańskie tańce,
które Nora nazwała tańcem Apaczów. Dla Ala, prawdziwym początkiem fascynacji
tańcem był charleston, utrzymany w metrum 4/4 o synkopowanym rytmie, modny w
latach dwudziestych XX wieku taniec, nazwany od miasta w Południowej Karolinie,55
który ogromną popularność w tamtym czasie i to nie tylko wśród czarnych, ale
również białych, zawdzięczał piosence "The
Charleston" murzyńskiego pianisty z Harlemu, Jamesa Price Johnsona,
zwanego "dziadkiem fortepianu".
Jeden
z pierwszych pianistów Harlemu studiował w klasie fortepianu ucznia
Rimskiego-Korsakowa. Pewnie dlatego w latach 30 miał ambicje tworzenia dzieł
symfonicznych i quasi-symfonicznych, koncertów, rapsodii oraz symfonicznej
suity opartej na temacie "St. Louis
Blues". Jego „Harlem Symphony”
wykonana została w 1937 jako balet w Lafayette Theatre w Harlemie. James
P. Johnson Był również bardzo cenionym akompaniatorem m.in. Ethel Waters oraz Bessie
Smith (tej drugiej w takich nagraniach, jak: „Preachin’ The Blues” i „Backwater
Blues”). W Nowym Jorku naśladował początkowo Eubie Blake’a i Luckey’a
Robertsona, ale niebawem postanowił pójść własną drogą, kształtując swój styl
grą w ciemnym pomieszczeniu, aby „czuć” klawiaturę, kładł też na klawisze
cienki kawał jedwabiu. Dzięki temu dysponował niesamowitą techniką, której
zazdrościli mu wszyscy ówcześni pianiści. Od 1916 roku Johnson nagrywał swoje
utwory na rolki do pianoli, zanim zaczęto rejestrować jazz na płytach. Jego „Carolina Shout” stała się ona wzorem i
inspiracją dla wielu pianistów. Na niej uczył się młody Duke Ellington – Każdy chciał brzmieć jak „Carolina Shout”, utrwalony na fortepianie przez Jimmy’ego. Ja zagrałem tak jak on
dopiero wtedy, kiedy udało mi się rolkę puścić powoli… W 1923 roku J.P. Johnson
odbył tournee po Europie z rewią „Plantation
Days”, pisał też popularne piosenki. Przez ostatnie lata życia był
sparaliżowany, zaniemówił. Zmarł 17 listopada 1955 r.
W
1936 roku (lub w 1938) do Vancouver na koncert przybył big band Duke’a
Ellingtona. Al chciał dostać się do słynnego lidera, aby dostać autograf, ale
jak wspominał - Wokół niego tłoczyło się
mnóstwo ludzi z kartkami papieru i piórami w rękach, a on wyglądał na
straszliwie zmęczonego. Zrobiło mi się go żal...
Wówczas
w Vancouver odbył się także konkurs taneczny. Na początku lat dwudziestych ub.
stulecia, Ameryka oszalała na punkcie spopularyzowanego przez Caba Calloway'a
swingowego tańca jitterbuga, niezwykle widowiskowego, wymagającego wręcz
cyrkowych umiejętności. Al wtedy bardzo chętnie i z wielkim wyczuciem wywijał
jego figury na parkiecie. Tak się też stało wtedy, a dodatkową motywacją do
występu była cenna nagroda, jak wspominał Al - Wynosiła sto dolarów... Zgłosił się więc do konkursu wraz z
Busterem Keelingiem oraz Dorothy King i Almą. Wypadało po 25 dolarów na
każdego, trzeba było tylko wygrać. Niestety najlepszą okazała się grupa, którą,
jak opowiadał później Al – muzycy big
bandu przywieźli ze sobą z Los Angeles...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz