czwartek, 26 marca 2020

Ciąg dalszy pierwszego tomu

Oto kolejna część pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka". Przeczytasz ją w kilkadziesiąt sekund.

Piętnastoletni Al (ojciec Jimiego Hendrixa), dzieląc pokój z bratem Frankiem i z sublokatorem Big Billem Crowfordem, pracownikiem kolejowym, jak wielu jego rówieśników, namiętnie słuchał radia, szczególnie programu Midnight Prowl, w którym prezentowano nagrania i występy popularnych orkiestr: Duke'a Ellingtona, Benny'ego Goodmana i Artiego Shawa. To była bardzo atrakcyjna brzmieniowo, synkopowana muzyka, a że Al miał silne poczucie rytmu, więc postanowił, że zostanie tancerzem. Już w dzieciństwie - Gdy odwiedzali nas krewni lub znajomi, mama mówiła: 'Chodź Al, pokaż jak tańczysz'... Zresztą wszyscy w domu stepowali, tańczyli walca, tango, a także indiańskie tańce, które Nora nazwała tańcem Apaczów. Dla Ala, prawdziwym początkiem fascynacji tańcem był charleston, utrzymany w metrum 4/4 o synkopowanym rytmie, modny w latach dwudziestych XX wieku taniec, nazwany od miasta w Południowej Karolinie,55 który ogromną popularność w tamtym czasie i to nie tylko wśród czarnych, ale również białych, zawdzięczał piosence "The Charleston" murzyńskiego pianisty z Harlemu, Jamesa Price Johnsona, zwanego "dziadkiem fortepianu".
            Jeden z pierwszych pianistów Harlemu studiował w klasie fortepianu ucznia Rimskiego-Korsakowa. Pewnie dlatego w latach 30 miał ambicje tworzenia dzieł symfonicznych i quasi-symfonicznych, koncertów, rapsodii oraz symfonicznej suity opartej na temacie "St. Louis Blues". Jego „Harlem Symphony” wykonana została w 1937 jako balet w Lafayette Theatre w Harlemie. James P. Johnson Był również bardzo cenionym akompaniatorem m.in. Ethel Waters oraz Bessie Smith (tej drugiej w takich nagraniach, jak: „Preachin’ The Blues” i „Backwater Blues”). W Nowym Jorku naśladował początkowo Eubie Blake’a i Luckey’a Robertsona, ale niebawem postanowił pójść własną drogą, kształtując swój styl grą w ciemnym pomieszczeniu, aby „czuć” klawiaturę, kładł też na klawisze cienki kawał jedwabiu. Dzięki temu dysponował niesamowitą techniką, której zazdrościli mu wszyscy ówcześni pianiści. Od 1916 roku Johnson nagrywał swoje utwory na rolki do pianoli, zanim zaczęto rejestrować jazz na płytach. Jego „Carolina Shout” stała się ona wzorem i inspiracją dla wielu pianistów. Na niej uczył się młody Duke Ellington – Każdy chciał brzmieć jak „Carolina Shout”, utrwalony na fortepianie przez Jimmy’ego. Ja zagrałem tak jak on dopiero wtedy, kiedy udało mi się rolkę puścić powoli… W 1923 roku J.P. Johnson odbył tournee po Europie z rewią „Plantation Days”, pisał też popularne piosenki. Przez ostatnie lata życia był sparaliżowany, zaniemówił. Zmarł 17 listopada 1955 r.
            W 1936 roku (lub w 1938) do Vancouver na koncert przybył big band Duke’a Ellingtona. Al chciał dostać się do słynnego lidera, aby dostać autograf, ale jak wspominał - Wokół niego tłoczyło się mnóstwo ludzi z kartkami papieru i piórami w rękach, a on wyglądał na straszliwie zmęczonego. Zrobiło mi się go żal...
            Wówczas w Vancouver odbył się także konkurs taneczny. Na początku lat dwudziestych ub. stulecia, Ameryka oszalała na punkcie spopularyzowanego przez Caba Calloway'a swingowego tańca jitterbuga, niezwykle widowiskowego, wymagającego wręcz cyrkowych umiejętności. Al wtedy bardzo chętnie i z wielkim wyczuciem wywijał jego figury na parkiecie. Tak się też stało wtedy, a dodatkową motywacją do występu była cenna nagroda, jak wspominał Al - Wynosiła sto dolarów... Zgłosił się więc do konkursu wraz z Busterem Keelingiem oraz Dorothy King i Almą. Wypadało po 25 dolarów na każdego, trzeba było tylko wygrać. Niestety najlepszą okazała się grupa, którą, jak opowiadał później Al – muzycy big bandu przywieźli ze sobą z Los Angeles...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz