środa, 22 kwietnia 2020

Ciąg dalszy rozdziału szóstego.


Ciąg dalszy o dzieciństwie Jimiego Hendrixa w Seattle z pierwszego tomu Jego biografii pt. "Szaman Rocka".

Latem 1953 Jimi i Leon zarabiają na okolicznych farmach zbierając z pól warzywa i owoce. Ojciec budzi ich wcześnie rano, w pobliskiej piekarni odbierają od znajomego pączki, których nie sprzedał poprzedniego dnia, a potem autobusem jadą na farmę, około dwudziestu mil na południe od Seattle. Wspominał Leon - Zaczęliśmy więc wstawać o 4:30 rano i jeździć autobusem na pola fasoli, marchwi, ogórków lub truskawek, by pracować z grupką przyjaciół. Zazwyczaj autobus zabierał nas o piątej trzydzieści, dzięki czemu mogliśmy spędzić na polach więcej czasu. Mimo, iż ludzie czasem narzekali, że nie jesteśmy w stanie ciężko pracować, nas to nie obchodziło. Chcieliśmy tylko zarobić trochę pieniędzy. Chłopców z okolicy dręczyła bieda, a my doskonale wiedzieliśmy, że musieliśmy zarabiać pieniądze, żeby mieć czym napełnić brzuchy... Za godzinę tej ciężkiej pracy chłopcy dostają wówczas dolara. ..Czasami byliśmy tak długo, że nie zdążyliśmy na powrotny autobus - dodawał Leon - Pracując do południa, zarabialiśmy po kilka dolarów, potem szliśmy popływać. Byliśmy bandą młodych włóczęgów. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał nas nakarmić... Wracając do domu chłopcy, kupują po dwa hamburgery z koniną po 10 centów za sztukę i zjadają je w autobusie jadącym do Seattle. Często jest to jedyny ich posiłek. Leon dodawał – Wtedy takie dania były dla mnie prawdziwą ucztą…
            Zdarza się, że czasem chłopcy wracają z plantacji wcześniej, aby skorzystać jeszcze z letniego dnia i trochę popływać w jeziorze Waszyngton. O jednym zdarzeniu, które wyglądało groźnie, wspominał Leon - Wpadłem do kanału (Green River) i Jimi wypłynął za mną i mnie uratował.  Jimi był całym moim światem - moim jedynym przyjacielem... …Strzegł Leona jak oka w głowie i robił wszystko, żeby niczego mu nie brakowało – wspominał Pernell Alexander, a Leon dodał - Mój tata bił go, jeśli coś mi się stało. Do tego Buster był leworęczny, tata sądził, że bycie leworęcznym to źle. On nas kochał, ale gdy wypił był dla nas straszny...
            Al wobec synów często stosuje chłostę i mimo, że Leon jest wtedy jego ulubieńcem, Al karze go równie często jak Jimiego. Leon zapamiętał - Tata zwykle używał ręki, nigdy nie łapał za pasek czy rózgę. Jeden za drugim kładliśmy się na jego kolanach, a on robił swoje. Po pierwszych uderzeniach w pośladki przestawałem cokolwiek czuć. Zanim się spostrzegłem, było po wszystkim. Wytrzymywałem parę mocnych klepnięć, a resztę otrzymywał Buster. Jeśli manto było szczególnie solidne, tata miewał wyrzuty sumienia i zabierał nas na lody. Żeby przeważyć szalę na swoją korzyść, dla wzmocnienia efektu krzyczeliśmy i wyliśmy wniebogłosy. Kiedy tata się upił, zapominał za co ma nam dać lanie...
            Wspólne mieszkanie z Gracie i jej mężem ma również wpływ na to, że Al może spędzać z chłopcami więcej czasu. W weekendy bierze obu do kina Atlas Theater w Rainera Vista Project albo do Florence Cinema. Al Hendrix wspominał - Jimi lubił filmy science-fiction. "The Day That Earth Stood Still" i "The Thing" podobały mu się najbardziej. Lubił także stare, jak "Frankenstein" i "Dracula". Lubił serię "Flash Gordon", ponieważ była ona o przestrzeni kosmicznej. Zabierałem go do Florence Theater, gdzie za 25 centów za seans, wyświetlano dwa filmy, kreskówki i kroniki filmowe. Czasami zabierała go do kina babcia Jeter. Jimi łapał czasem autobus do centrum. Myślę, że do kina Capitol, ponieważ kobieta, która tam pracowała znała go i wpuszczała za darmo. Jimi, tak jak i ja, lubił ekscytujące filmy akcji. Jeden, który widzieliśmy kilka razy, to był stary ale jary "Helen of Troy". To był długi film i sporo się w nim działo... „Flash Gordon” oraz animowana opowieść o złych rycerzach „Prince Valiant”, po obejrzeniu której bracia Hendrix naśladując bohaterów filmu walczą ze sobą, nie na miecze , lecz na miotły, to wtedy ich ulubione seriale filmowe. Leon opowiadał, że w „Flash Gordon” - Były statki kosmiczne i rakiety, które magicznymi sposobami przemierzały przestrzeń kosmiczną. Może „magiczny” to za wiele powiedziane. Nie dało się nie zobaczyć sznurków podtrzymujących w górze rakiety, poza tym za silniki odrzutowe w statkach kosmicznych pędzących przez małe czarno-białe kadry na ekranie służyły zapalone zapałki. Każdego tygodnia widzieliśmy zaledwie 15 minut filmu i nie mogliśmy się doczekać następnej soboty oraz kolejnego odcinka...
            Wygląda na to, że między ojcem a synami coś się zmienia na dobre....Tata dawał nam grosze na popcorn i dziesięć centów, na wejście do kina - przypominał tamten okres Leon - Jimmy opowiadał mi wszystko o gwiazdach i planetach, uzupełniając opowiadania rysunkami. Może i byliśmy biedni i upośledzeni społecznie, lecz Buster i ja nie wiedzieliśmy o tym. Nie mieliśmy skrzyń z zabawkami, ani telewizora, przed którym spędzalibyśmy wieczory, używaliśmy więc czegoś, czego nam nie brakowało – wyobraźni. Mieliśmy mnóstwo pomysłów na zabicie czasu. Do naszych ulubionych zajęć wliczało się leżenie na podwórku i wpatrywanie w nocne niebo. Buster często opowiadał historie o konstelacjach i o tym, w jaki sposób każda zyskała swoja nazwę. W głowie miał pełno pomysłów związanych ze wszechświatem i przestrzenią kosmiczną. Do dziś  nie wiem, skąd brał te wszystkie teorie oraz informacje. Jeśli opowiadał mi jakąś historię, wydawała się prawdziwa. Nigdy nie widziałem, żeby czytał książkę, nie miał też dobrych ocen w szkole, a mimo to zdawał się posiadać wewnętrzną wiedzę o wszystkim. Zawsze odnosiłem wrażenie, ze wie coś, o czym nikt inny nie ma pojęcia, dlatego właśnie nigdy nie czułem się zaniepokojony w jego obecności...
            Bracia oglądają nowy, bo z 1954 roku, rysunkowy film przygodowy "Książę Valiant". Leon wspominał, że dopiero wtedy Jimi zaakceptował przezwisko "Buster". Przypomnę, jak to Leon wspominał -  Ubieraliśmy pelerynę i kask, a Jimi nawet skoczył z dachu - naprawdę myślał, że może latać... Po obejrzeniu filmu Jimi mówi na swojego psa "Książę", a kilka lat później dodawał - Jako dziecko miałem koty i psy. Kiedyś przyprowadzałem do domu bezpańskiego psa, który był ze mną w domu każdej nocy, aż wreszcie mój tata pozwolił mi go zatrzymać. Był bardzo brzydki. Ale dla mnie był Księciem Hendrix, nazwałem go "Dawg". Kocham wszystkie zwierzęta. W okolicach Seattle widywałem dużo jeleni... "Dawg" czy "Książę"? Wyjaśniał Leon - Mieliśmy psa o imieniu Książę, karma dla niego kosztowała może dziewięć centów. W domowym budżecie była to wielka pozycja, więc Książę dostawał tylko pół puszki dziennie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz