Ciąg dalszy o dzieciństwie Jimiego Hendrixa w Seattle z
pierwszego tomu Jego biografii pt. "Szaman Rocka".
Latem 1953 Jimi i Leon zarabiają na okolicznych farmach zbierając z pól
warzywa i owoce. Ojciec budzi ich wcześnie rano, w pobliskiej piekarni
odbierają od znajomego pączki, których nie sprzedał poprzedniego dnia, a potem
autobusem jadą na farmę, około dwudziestu mil na południe od Seattle. Wspominał
Leon - Zaczęliśmy więc wstawać o 4:30
rano i jeździć autobusem na pola fasoli, marchwi, ogórków lub truskawek, by
pracować z grupką przyjaciół. Zazwyczaj autobus zabierał nas o piątej
trzydzieści, dzięki czemu mogliśmy spędzić na polach więcej czasu. Mimo, iż
ludzie czasem narzekali, że nie jesteśmy w stanie ciężko pracować, nas to nie
obchodziło. Chcieliśmy tylko zarobić trochę pieniędzy. Chłopców z okolicy
dręczyła bieda, a my doskonale wiedzieliśmy, że musieliśmy zarabiać pieniądze,
żeby mieć czym napełnić brzuchy... Za
godzinę tej ciężkiej pracy chłopcy dostają wówczas dolara. ..Czasami byliśmy tak długo, że nie zdążyliśmy na powrotny
autobus - dodawał Leon - Pracując do południa, zarabialiśmy po kilka dolarów, potem szliśmy
popływać. Byliśmy bandą młodych włóczęgów. Zawsze znalazł się
ktoś, kto chciał nas nakarmić... Wracając do
domu chłopcy, kupują po dwa hamburgery z koniną po 10 centów za sztukę i
zjadają je w autobusie jadącym do Seattle. Często jest to jedyny ich posiłek.
Leon dodawał – Wtedy takie dania były dla
mnie prawdziwą ucztą…
Zdarza
się, że czasem chłopcy wracają z plantacji wcześniej, aby skorzystać jeszcze z
letniego dnia i trochę popływać w jeziorze Waszyngton. O jednym zdarzeniu,
które wyglądało groźnie, wspominał Leon - Wpadłem
do kanału (Green River) i Jimi wypłynął za mną i mnie uratował. Jimi był
całym moim światem - moim jedynym przyjacielem... …Strzegł Leona jak oka w głowie i robił
wszystko, żeby niczego mu nie brakowało – wspominał Pernell
Alexander, a Leon dodał - Mój tata bił go, jeśli coś mi
się stało. Do tego Buster był leworęczny, tata sądził,
że bycie leworęcznym to źle. On nas kochał, ale gdy wypił był dla nas straszny...
Al
wobec synów często stosuje chłostę i mimo, że Leon jest wtedy jego ulubieńcem,
Al karze go równie często jak Jimiego. Leon zapamiętał - Tata zwykle używał ręki, nigdy nie łapał za pasek czy rózgę. Jeden za
drugim kładliśmy się na jego kolanach, a on robił swoje. Po pierwszych
uderzeniach w pośladki przestawałem cokolwiek czuć. Zanim się spostrzegłem,
było po wszystkim. Wytrzymywałem parę mocnych klepnięć, a resztę otrzymywał
Buster. Jeśli manto było szczególnie solidne, tata miewał wyrzuty sumienia i
zabierał nas na lody. Żeby przeważyć szalę na swoją korzyść, dla wzmocnienia
efektu krzyczeliśmy i wyliśmy wniebogłosy. Kiedy tata się upił, zapominał za co
ma nam dać lanie...
Wspólne
mieszkanie z Gracie i jej mężem ma również wpływ na to, że Al może spędzać z
chłopcami więcej czasu. W weekendy bierze
obu do kina Atlas Theater w
Rainera Vista Project albo do Florence
Cinema. Al Hendrix wspominał - Jimi
lubił filmy science-fiction. "The Day That Earth Stood
Still" i "The Thing" podobały mu się najbardziej. Lubił także stare, jak "Frankenstein" i "Dracula".
Lubił serię "Flash Gordon",
ponieważ była ona o przestrzeni
kosmicznej. Zabierałem go do Florence
Theater, gdzie za 25 centów za seans, wyświetlano dwa filmy, kreskówki i
kroniki filmowe. Czasami zabierała go do kina babcia Jeter. Jimi łapał czasem
autobus do centrum. Myślę, że do kina Capitol,
ponieważ kobieta, która tam pracowała znała go i wpuszczała za darmo. Jimi, tak
jak i ja, lubił ekscytujące filmy akcji. Jeden, który widzieliśmy kilka razy,
to był stary ale jary "Helen of Troy". To był długi film i sporo się w nim
działo... „Flash Gordon” oraz
animowana opowieść o złych rycerzach „Prince Valiant”, po obejrzeniu
której bracia Hendrix naśladując bohaterów filmu walczą ze sobą, nie na miecze ,
lecz na miotły, to wtedy ich ulubione seriale filmowe. Leon opowiadał, że w „Flash
Gordon” - Były statki kosmiczne i rakiety, które
magicznymi sposobami przemierzały przestrzeń kosmiczną. Może „magiczny” to za
wiele powiedziane. Nie dało się nie zobaczyć sznurków podtrzymujących w górze
rakiety, poza tym za silniki odrzutowe w statkach kosmicznych pędzących przez
małe czarno-białe kadry na ekranie służyły
zapalone zapałki. Każdego tygodnia widzieliśmy zaledwie 15 minut filmu i
nie mogliśmy się doczekać następnej soboty oraz kolejnego odcinka...
Wygląda
na to, że między ojcem a synami coś się zmienia na dobre....Tata dawał nam grosze na popcorn i dziesięć
centów, na wejście do kina - przypominał
tamten okres Leon - Jimmy opowiadał mi wszystko o gwiazdach i planetach, uzupełniając opowiadania rysunkami. Może i byliśmy biedni i upośledzeni
społecznie, lecz Buster i ja nie wiedzieliśmy o tym. Nie mieliśmy skrzyń z
zabawkami, ani telewizora, przed którym spędzalibyśmy wieczory, używaliśmy więc
czegoś, czego nam nie brakowało – wyobraźni. Mieliśmy mnóstwo pomysłów na
zabicie czasu. Do naszych ulubionych zajęć wliczało się leżenie na podwórku i
wpatrywanie w nocne niebo. Buster często opowiadał historie o konstelacjach i o
tym, w jaki sposób każda zyskała swoja nazwę. W głowie miał pełno pomysłów
związanych ze wszechświatem i przestrzenią kosmiczną. Do dziś nie wiem, skąd brał te wszystkie teorie oraz
informacje. Jeśli opowiadał mi jakąś historię, wydawała się prawdziwa. Nigdy
nie widziałem, żeby czytał książkę, nie miał też dobrych ocen w szkole, a mimo
to zdawał się posiadać wewnętrzną wiedzę o wszystkim. Zawsze odnosiłem
wrażenie, ze wie coś, o czym nikt inny nie ma pojęcia, dlatego właśnie nigdy
nie czułem się zaniepokojony w jego obecności...
Bracia oglądają nowy, bo z 1954
roku, rysunkowy film przygodowy "Książę
Valiant". Leon wspominał,
że dopiero wtedy Jimi zaakceptował przezwisko "Buster". Przypomnę,
jak to Leon wspominał - Ubieraliśmy
pelerynę i kask, a Jimi nawet skoczył z dachu - naprawdę myślał, że może latać... Po obejrzeniu filmu Jimi
mówi na swojego psa "Książę", a kilka lat później dodawał - Jako dziecko miałem koty i psy. Kiedyś przyprowadzałem do domu bezpańskiego psa, który był ze mną w domu każdej
nocy, aż wreszcie mój tata
pozwolił mi go zatrzymać. Był bardzo brzydki. Ale dla mnie był Księciem Hendrix,
nazwałem go "Dawg". Kocham
wszystkie zwierzęta. W okolicach Seattle widywałem dużo jeleni... "Dawg"
czy "Książę"? Wyjaśniał Leon - Mieliśmy psa o imieniu Książę, karma
dla niego kosztowała może dziewięć
centów. W domowym budżecie była to wielka pozycja, więc Książę dostawał tylko pół
puszki dziennie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz