poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Jimi dzieciństwo


Dzisiaj ciąg dalszy pierwszego tomu książki "Jimi Hendrix Szaman Rocka" (już niedostępnej w sprzedaży) i ciąg dalszy o dzieciństwie  gitarzysty wszech czasów.

27 września 1950 roku szesnaście tygodni przed terminem, na świat przychodzi pierwsza siostra Jimiego, od urodzenia niewidoma, Kathy (Cathy) Ira. Waży po urodzeniu nieco ponad siedemset gramów. Al nie uznaje jej za swoją córkę, choć fizycznie jest do niego bardzo podobna i oddaje do adopcji Annie Burbridge. Na ośmioletniego Jimiego spada sporo domowych obowiązków, jak wspominał Al Hendrix – Kiedy był bardzo mały, nie miałem wiele szans, by się nim zajmować. Pracowałem całymi dniami, więc chciałem go zobaczyć wieczorem, ale on już niestety spał. Zatem musieliśmy być razem jedynie w niedzielę. Po śniadaniu jego babcia prowadziła go do szkółki niedzielnej...
            Z babcią Clarice Jimi chadza co niedzielę do kościoła baptystów Dunlap na 23 Street i Madison Avenue, zachwycony przede wszystkim muzyką, jaką słyszy. Potężny chór śpiewający pieśni gospel wywiera na nim ogromne wrażenie. Jak później opowie Sharon Lawrence, słowa zapomni, ale muzyka pozostanie w nim na zawsze. Zapamięta także hipnotyczny sposób w jaki pastor zwraca się do wiernych, przekazując im dobrą nowinę i roztaczając wizję lepszego świata. ...Babcia Clarice gorąco modliła się za wszystkich, zwłaszcza za moją matkę - wspominał Jimi, dodając jednak rozżalony - Wierni wyrzucili mnie z kościoła, gdy miałem osiem lat. Powiedzieli, że nie jestem odpowiednio ubrany. Czy jesteś gotowy dla Boga? pytali. Wyszedłem zawstydzony i nie chciałem już wrócić...
            Jimi odczuwał jednak czym jest muzyka w kościele. ...Jest to muzyka z bardzo konkretnym przesłaniem. Jej celem nie jest sztuka sama w sobie, lecz zbawienie człowieka. W związku z tym wszystkie inne jej elementy: melodia, rytm, harmonia, forma, instrumentacja itd., powinny być podporządkowane słowom... Tak też było od początku, gdy gatunek wyłaniał się i powstawał w Ameryce, na nowo odkrytym lądzie, dzięki mieszaninie dwóch kultur: europejskiej i afrykańskiej. …W tamtych latach rozgłośnia KTW w Seattle nadawała często płyty, które z pieśniami gospel nagrał Jimmy Witherspoon. Jimi był jego wielkim fanem wspominał kolega Jimiego Hendrixa, Jimmy Williams. Według Ala Jimi krótko śpiewał w grupie kościelnej, w szkole jednak było inaczej - Nie miał głosu i nie umiał śpiewać...
            Charles Keil zanotował w książce "Urban Blues" - Muzyka sakralna kościołów niższych klas murzyńskich podlegała ewolucji, z tygodnia na tydzień powstawało kilka nowych piosenek, zaś stare w celu osiągnięcia maksymalnego efektu, były zmieniane, dostosowywane do nowych okoliczności... Jimi przyzna później - Muzyka gospel miała na mnie ogromny wpływ, wręcz mnie pochłaniała, od głowy do stóp. Wrażenie robił na mnie kaznodzieja roztaczający hipnotyczny czar nad ludźmi. Ale, kiedy  wyrzucono mnie z kościoła, wtedy przysiągłem, że jak długo będę żył, nigdy więcej do kościoła nie pójdę... Charles Cross podaje, że Jimi pierwszy raz pójdzie do kościoła dopiero rok później, zaś jego szkolny kolega Terry Johnson dopowie - Myślę, że to był pierwszy raz, kiedy w ogóle był w kościele...
            Hendrixowie mieszkają wówczas przy skrzyżowaniu 26th Avenue i Yesler Street.  Ciężar opieki nad braćmi Leonem i Joey'em spada na Jimiego, o czym opowiadał Leon - Dla malca, jakim byłem w tamtym czasie, starszy brat wyrastał na swego rodzaju bohatera. Codziennie bronił mnie i otaczał opieką. Kiedy byłem głodny, pomagznaleźć coś do jedzenia. Gdy rodzice się kłócili, obejmował mnie ramieniem i pocieszał... Jednak mimo dramatycznych wydarzeń Jimi potrafi czerpać radość z małych przyjemności i wręcz tworzy swój własny świat, w którym są komiksy, sam sporo rysuje, są też zabawy z kolegami i Leonem, wyprawy do kina, wyjazdy na piknik. Po jednym z nich, pisze do babci Nory list - Ja się mam dobrze, a jak ty? Czy u kuzynów wszystko w porządku?...
            Czy jednak wszystko u Jimiego naprawdę jest w porządku? Nieco światła na to rzuca opowiadanie Dorothy Harding - Dzieci, ja i Jimi siedzieliśmy na ganku. Śpiewaliśmy, jedliśmy popcorn, gdy zrobiło się późno, powiedziałam: 'Jimi, idę, wykąpać dzieci i potem odstawić je do łóżka, ale za chwilę wrócę' Zrobiłam to, dzieci odmówiły modlitwę i poszły spać. Wróciłam na ganek, Jimi płakał. Spytałam: 'Co się stało, kochanie?' "Ciociu Dorti', tak na mnie mówił, 'Kiedy będę duży, wyjadę stąd daleko, daleko. I nigdy nie wrócę'. Nie wiedziałam co powiedzieć, przytuliłam go, łzy spływały mi po policzkach, powiedziałam 'Zaśpiewajmy jakąś kościelną pieśń'. Opowiedziałam mu o Biblii i dodałam: 'Różnie dzieje się w twoim życiu, niezależnie jednak czy ci się podoba, czy nie, nie masz na to wpływu. Dzieci są czasem duchowo silniejsze niż ich rodzice i mogą pomóc, aby zmienili swoje postępowanie' Spojrzał na mnie i zapytał: 'Naprawdę tak jest, ciociu?'. 'Tak' odparłam - ty jesteś bardzo inteligentny i masz dobre serce'...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz