Kolejny fragment z pierwszego
tomu opowieści o Jimim Hendrixie "Szaman Rocka".
W 1949 Al
podejmuje pracę jako nocny stróż na targu placu Pike i sprząta po handlujących
tam rolnikach. Jimi, Leon i Joe żyją tylko dzięki pomocy sąsiadów. Al opowiadał - Zdarzało
się, że swoje jedzenie oddawałem dzieciom i sam byłem głodny. Zanim zjadłem,
musiałem być pewien, że one nie są głodne, czasem Jimiemu i Leonowi robiłem
drugą porcję. Mówiłem Jimiemu, żeby nie marnował jedzenia, jest na świecie tylu
głodnych ludzi... Prawda jednak wygląda inaczej. Jimi i Leon bardzo często
bywają głodni. Ojciec, albo nie ma pieniędzy na kupno jedzenia, albo też,
najczęściej jest tak pijany, że zapomina o swoich obowiązkach wobec dzieci.
Wspominał Leon - Raz na jakiś czas tata
dawał nam do szkoły kanapkę z serem i jabłko, ale takie sytuacje rzadko się zdarzały.
Niekiedy wieczorami krzątał się po kuchni i gotował gigantyczny garnek
spaghetti, który wstawiał do lodówki, abyśmy racjonowali go przez trzy, czy
cztery dni. Tata robił posiłki, a kobiety z sąsiedztwa regularnie do nas
zaglądały – taki układ jakiś czas spełniał swoją rolę, lecz tata ostatecznie
nadużył gościnności sąsiadek. Bywaliśmy z Jimim tak głodni, że czasami
chodziliśmy kraść po sklepach... Specjalizuje się w tym Jimi w położonym
niedaleko ich domu markecie IGA. Opowiadał Leon – Mimo że przemierzaliśmy jedną alejkę za
drugą w poszukiwaniu jedzenia, wiedzieliśmy, że nie mamy pieniędzy na kupno
czegokolwiek. Byliśmy zdesperowani. Sprawdziwszy, czy w alejce nie czai się
żaden z pracowników sklepu, Buster dyskretnie zdjął z półki bochenek białego
chleba. Niemal jednym ruchem rozerwał koniec opakowania, chwycił dwie kromki i
odłożył bochenek na miejsce. Następnie podeszliśmy do lodówki, gdzie trzymali
paczkowane mięso w plasterkach. Buster złapał kilka sporych talerzyków z
kiełbasą bolońską. Wsunął kilka plastrów mięsa pomiędzy kromki, starannie
rozerwał kanapkę i dał mi połowę. Zjedliśmy nasz posiłek w rogu sklepu, z dala
od obcych oczu. Brat czuł się rozdarty, że musi kraść, ale wyglądało na to, że
nie mieliśmy wyboru. Był jednym z najuczciwszych ludzi, jakich w życiu
spotkałem, a konieczność kradzieży w markecie, dręczyła go jeszcze długo
potem...
25 czerwca
1949 roku Al decyduje się na wyjazd do Vancouver, do swojej matki, siostry
Patricii i jej męża Joego Lachley'ów. Jimi zapamiętał - Krótka przerwa pozwala rodzicom na uporządkowanie spraw, przynajmniej
na jakiś czas... Zabiera ze sobą Jimiego i Leona. Po raz pierwszy do swojej
matki Nory, Al udał się z Lucille i Jimim pod koniec 1945 roku, tuż po swoim
powrocie do Seattle, wspominał - Pojechaliśmy
tam autobusem, bo nie miałem samochodu. Kiedy dotarliśmy do granicy, celnik,
zapytał nas, gdzie się urodziliśmy. Co do Jimiego i jego matki, wszystko było w
porządku. Kiedy zapytał mnie, powiedziałem: 'Urodziłem się w Vancouver, BC'. On
powiedział: 'Musimy to sprawdzić', więc musieliśmy wysiąść z autobusu. 'Możemy
ciebie przepuścić' powiedział: 'Możesz mieć jednak kłopoty z powrotem'. 'Do
diabła' powiedziałem, 'a tyle zrobiłem w służbie jako amerykański obywatel!'. Zatrzymaliśmy
się całą noc w biurze imigracyjnym, a następnie wzięliśmy autobus z powrotem do
Seattle... Kiedy udało się wyjaśnić wszystkie sprawy
rodzina Hendrixów ponownie wyjechała do Seattle. ...Pierwszy raz - zanotował Al - mama zobaczyła Lucille i polubiły się. Także po raz pierwszy zobaczyła
Jimiego. On do tej pory znał jedną babcię, teraz miał drugą i bardzo ją
pokochał...
Nieśmiały,
jąkający się chłopiec po raz pierwszy trafia do babki, mieszkającej w Vancouver
w Brytyjskiej Kolumbii, w Kanadzie. Jimi później wspomni - Moja babcia była pół Indianką, spędzałem z nią dużo czasu w rezerwacie
w Vancouver. Rodzice często się kłócili. Wtedy uciekałem do babci. Bardzo
lubiłem słuchać jej niekończących się opowieści o przeszłości Indian…
Wiele lat
później Jimi uzupełnił - Często bywałem u
niej w rezerwacie. Okropnie tam wyglądało, wszystkie domy, a właściwie szopy, w
których mieszkali, były takie same, paskudne. A połowa ich mieszkańców pije na
umór, nic innego nie robią...
Leon dodawał –
Babcia Nora mieszkała niedaleko stoczni
Vancouver, przy ulicy Hastings, rzut beretem od przybranego brata taty, stryja
Franka, oraz jego żony, ciotki Pearl, tak więc Buster i ja dzieliliśmy czas
pomiędzy dwa domy. Buster i ja uwielbialiśmy wstawać o siódmej rano i patrzeć
na ciągnięty przez konia wóz z mlekiem. Za każdym razem, gdy słyszeliśmy
dzwonek, wyskakiwaliśmy z łóżek, żeby wyjść mu na spotkanie. Brat brał jabłko i
karmił nim konia. Mniej więcej o tej samej porze zaczynał jeździć lodziarz.
Patrzyliśmy, jak zsuwa po tylnej klapie skrzyni ładunkowej wielki blok lodu i
łapie go olbrzymimi szczypcami. Kiedy już zarzucił go sobie na ramię, szliśmy
za nim aż do domu. Lód wystarczał zaledwie na dwa dni, jednak utrzymywał
wszystkie produkty w lodówce w odpowiedniej temperaturze... Joe podobno
mówił, że tamta babcia była bardzo sroga i kiedy zmoczył łóżko dotkliwie go
pobiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz