piątek, 10 kwietnia 2020

O dzieciństwie Jimiego Hendrixa ciąg dalszy


Kolejny fragment z pierwszego tomu opowieści o Jimim Hendrixie "Szaman Rocka".

W 1949 Al podejmuje pracę jako nocny stróż na targu placu Pike i sprząta po handlujących tam rolnikach. Jimi, Leon i Joe żyją tylko dzięki pomocy sąsiadów. Al opowiadał - Zdarzało się, że swoje jedzenie oddawałem dzieciom i sam byłem głodny. Zanim zjadłem, musiałem być pewien, że one nie są głodne, czasem Jimiemu i Leonowi robiłem drugą porcję. Mówiłem Jimiemu, żeby nie marnował jedzenia, jest na świecie tylu głodnych ludzi... Prawda jednak wygląda inaczej. Jimi i Leon bardzo często bywają głodni. Ojciec, albo nie ma pieniędzy na kupno jedzenia, albo też, najczęściej jest tak pijany, że zapomina o swoich obowiązkach wobec dzieci. Wspominał Leon - Raz na jakiś czas tata dawał nam do szkoły kanapkę z serem i jabłko, ale takie sytuacje rzadko się zdarzały. Niekiedy wieczorami krzątał się po kuchni i gotował gigantyczny garnek spaghetti, który wstawiał do lodówki, abyśmy racjonowali go przez trzy, czy cztery dni. Tata robił posiłki, a kobiety z sąsiedztwa regularnie do nas zaglądały – taki układ jakiś czas spełniał swoją rolę, lecz tata ostatecznie nadużył gościnności sąsiadek. Bywaliśmy z Jimim tak głodni, że czasami chodziliśmy kraść po sklepach... Specjalizuje się w tym Jimi w położonym niedaleko ich domu markecie IGA. Opowiadał Leon – Mimo że przemierzaliśmy jedną alejkę za drugą w poszukiwaniu jedzenia, wiedzieliśmy, że nie mamy pieniędzy na kupno czegokolwiek. Byliśmy zdesperowani. Sprawdziwszy, czy w alejce nie czai się żaden z pracowników sklepu, Buster dyskretnie zdjął z półki bochenek białego chleba. Niemal jednym ruchem rozerwał koniec opakowania, chwycił dwie kromki i odłożył bochenek na miejsce. Następnie podeszliśmy do lodówki, gdzie trzymali paczkowane mięso w plasterkach. Buster złapał kilka sporych talerzyków z kiełbasą bolońską. Wsunął kilka plastrów mięsa pomiędzy kromki, starannie rozerwał kanapkę i dał mi połowę. Zjedliśmy nasz posiłek w rogu sklepu, z dala od obcych oczu. Brat czuł się rozdarty, że musi kraść, ale wyglądało na to, że nie mieliśmy wyboru. Był jednym z najuczciwszych ludzi, jakich w życiu spotkałem, a konieczność kradzieży w markecie, dręczyła go jeszcze długo potem...
25 czerwca 1949 roku Al decyduje się na wyjazd do Vancouver, do swojej matki, siostry Patricii i jej męża Joego Lachley'ów. Jimi zapamiętał - Krótka przerwa pozwala rodzicom na uporządkowanie spraw, przynajmniej na jakiś czas... Zabiera ze sobą Jimiego i Leona. Po raz pierwszy do swojej matki Nory, Al udał się z Lucille i Jimim pod koniec 1945 roku, tuż po swoim powrocie do Seattle, wspominał - Pojechaliśmy tam autobusem, bo nie miałem samochodu. Kiedy dotarliśmy do granicy, celnik, zapytał nas, gdzie się urodziliśmy. Co do Jimiego i jego matki, wszystko było w porządku. Kiedy zapytał mnie, powiedziałem: 'Urodziłem się w Vancouver, BC'. On powiedział: 'Musimy to sprawdzić', więc musieliśmy wysiąść z autobusu. 'Możemy ciebie przepuścić' powiedział: 'Możesz mieć jednak kłopoty z powrotem'. 'Do diabła' powiedziałem, 'a tyle zrobiłem w służbie jako amerykański obywatel!'. Zatrzymaliśmy się całą noc w biurze imigracyjnym, a następnie wzięliśmy autobus z powrotem do Seattle... Kiedy udało się wyjaśnić wszystkie sprawy rodzina Hendrixów ponownie wyjechała do Seattle. ...Pierwszy raz - zanotował Al - mama zobaczyła Lucille i polubiły się. Także po raz pierwszy zobaczyła Jimiego. On do tej pory znał jedną babcię, teraz miał drugą i bardzo ją pokochał...
Nieśmiały, jąkający się chłopiec po raz pierwszy trafia do babki, mieszkającej w Vancouver w Brytyjskiej Kolumbii, w Kanadzie. Jimi później wspomni - Moja babcia była pół Indianką, spędzałem z nią dużo czasu w rezerwacie w Vancouver. Rodzice często się kłócili. Wtedy uciekałem do babci. Bardzo lubiłem słuchać jej niekończących się opowieści o przeszłości Indian…
Wiele lat później Jimi uzupełnił - Często bywałem u niej w rezerwacie. Okropnie tam wyglądało, wszystkie domy, a właściwie szopy, w których mieszkali, były takie same, paskudne. A połowa ich mieszkańców pije na umór, nic innego nie robią...
Leon dodawał – Babcia Nora mieszkała niedaleko stoczni Vancouver, przy ulicy Hastings, rzut beretem od przybranego brata taty, stryja Franka, oraz jego żony, ciotki Pearl, tak więc Buster i ja dzieliliśmy czas pomiędzy dwa domy. Buster i ja uwielbialiśmy wstawać o siódmej rano i patrzeć na ciągnięty przez konia wóz z mlekiem. Za każdym razem, gdy słyszeliśmy dzwonek, wyskakiwaliśmy z łóżek, żeby wyjść mu na spotkanie. Brat brał jabłko i karmił nim konia. Mniej więcej o tej samej porze zaczynał jeździć lodziarz. Patrzyliśmy, jak zsuwa po tylnej klapie skrzyni ładunkowej wielki blok lodu i łapie go olbrzymimi szczypcami. Kiedy już zarzucił go sobie na ramię, szliśmy za nim aż do domu. Lód wystarczał zaledwie na dwa dni, jednak utrzymywał wszystkie produkty w lodówce w odpowiedniej temperaturze... Joe podobno mówił, że tamta babcia była bardzo sroga i kiedy zmoczył łóżko dotkliwie go pobiła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz