wtorek, 19 kwietnia 2022

         5 września 1951 Jimi Hendrix idzie do trzeciej klasy do nowej szkoły blisko centrum, w dzielnicy Leschi (Rainer Vista Elementary School), wspominał potem - Chodziły do niej dzieci imigrantów z Europy, Afryki i Azji. Byli tam Chińczycy, Japończycy, Filipińczycy, także Żydzi i Portorykańczycy… W szkole nie sprawia jeszcze wielkich kłopotów, chociaż do prymusów raczej nie należy. Opowie później - Spóźniałem się na lekcje, ale miałem dobre oceny... W tej nowej klasie Jimi poznaje dwóch nowych kolegów, z którymi będzie miał kontakt przez kilka najbliższych lat, będą też z nim także dzielić zainteresowania muzyczne. Są to Jimmy Williams i Terry Johnson. Jimmy czyli James Williams ma dwanaścioro rodzeństwa, jest niewysoki, ma duże policzki, które przypominają wypełnione orzechami policzki wiewiórki, wystające duże białe zęby i miękki głos. Na jego twarzy rzadko gości uśmiech, ale to tylko pozory, ma bowiem duże poczucie humoru i widać to w swoistym błysku w oczach. Nieco zagubiony, prześladowany przez starsze rodzeństwo, przez co trochę wątpi w siebie, na długie lata zostanie przyjacielem i towarzyszem Jimiego Hendrixa - 'Zawsze z tobą do końca'. Jimi traktuje Jamesa, jak swojego brata. Razem będą w zastępie skautów i w piłkarskiej drużynie "Fighting Irish", złożonej z czarnych chłopaków i dzieci japońskich imigrantów, wspomni później - W klasie miałem kolegów z całego świata. Wygrywaliśmy wszystkie mecze futbolowe. Pisałem dużo wierszy, chciałem zostać aktorem lub malarzem... Razem też będą wędrowali po dzikich odstępach parku Leschi.

            James Williams opowiadał – Grywaliśmy wtedy na podwórku w koszykówkę. Byliśmy po prostu małymi dzieciakami. No więc powiedział mi: 'Hej, potrafisz przedryblować piłkę między nogami!', A ja mówię: 'Tak,  jakiś czas temu nauczyłem się na swoim podwórku'. W ten sposób zostaliśmy przyjaciółmi. Zostaliśmy bratnimi duszami. Trzymaliśmy się razem, graliśmy w kulki i rozmawialiśmy, wymienialiśmy różne rzeczy, jak wiele dzieciaków w tamtych czasach. Jimi i ja byliśmy ze sobą bardzo blisko przez około dziesięć lat. Uważałem go za mojego najlepszego przyjaciela. Naszym przyjacielem był też Terry Johnson... Wspomniany Terry Johnson zapamiętał, że - Jimi nie miał zbyt wielu przyjaciół. Był spokojny, a przy tym biedny. Dawałem mu nosić moje swetry. Razem włóczyliśmy się po okolicy, uczyliśmy pływać itp. Potem pozwalałem mu iść ze mną na mojej trasie wcześnie rano, bo nie miał nic do zrobienia. Wracał do domu i nie miał tam nic do roboty, więc przychodził do mnie i był u mnie w domu tak długo, dopóki jego ojciec wrócił do jego domu. I tak zostaliśmy przyjaciółmi...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz