piątek, 15 kwietnia 2022

Ojciec chce to ukulele sprzedać, jak jednak wspominał Leon - Stanęło na tym, że ukulele należy do Bustera, a on w żadnym razie nie zamierzał go sprzedawać. Poza tym nie wyglądało na to, by tak stary i zużyty instrument był wiele wart. Do tego miał tylko jedną strunę. Powróciwszy do domu, Buster całymi godzinami bawił się ukulele. Mimo że nie miał większego pojęcia o muzyce, to i tak siedział, szarpiąc za samotną, luźną strunę i patrząc, jak wibruje. Nagle uderzyła go pewna myśl. Sięgnął do główki i przekręcił kołek do strojenia. Nagle dźwięk wspiął się o parę tonów, a struna zaczęła głośniej brzęczeć. W tym momencie wydarzyło się coś magicznego. Niespodziewanie struna zaczęła wydawać z siebie coś na kształt muzyki i przestała przypominać luźny drut trzepoczący o pudło ukulele. Buster napiął ją jeszcze bardziej, podwyższając dźwięk i redukując wibracje. Zaczął kręcić kołkiem, jednocześnie szarpiąc za strunę, na zmianę obniżając i podwyższając wysokość wydobywanych z instrumentu dźwięków. Kiedy w radiu puszczali piosenki Elvisa Presley’a, on grał razem z nimi, mimo że miał do dyspozycji pojedynczą strunę. A wszystko ze słuchu...

Brat Jimiego Leon dodawał – Na tym ukulele z jedną struną nauczył się grać pierwszy utwór "Peter Gunn", naprawdę prosty, bo można było go zagrać na jednej strunie. Tej nocy nauczył się jak kręcąc korbką zmieniać wysokość dźwięku. Mógł przez to czuć muzykę, dźwięki, wiedział, że może wszystko zrobić.. (Opowieść Leona dotyczyć musi jednak innych okoliczności, gdyż Duane Eddy nagrał przebój "Peter Gunn" w 1959 roku). Jak w innym miejscu swoich wspomnień zanotował Leon - Muzyka drzemała w Busterze od najmłodszych lat. Gdy spędzaliśmy lato u babci Nory w Vancouver, przychodził do niej z płaczem i mówił, że bolą go uszy. Babcia Nora zwykle wtedy podgrzewała odrobinkę olejku pielęgnacyjnego, moczyła w nim patyczki z watą i czyściła mu uszy. Buster słyszał dźwięki, ale bał się, bo nie wiedział, skąd się biorą. Gdy podrósł, zrozumiał, że te hałasy to melodie piosenek...

            Tak stanie się jednak dopiero za kilka lat, gdy Jimi zamieszka tylko z ojcem. Wtedy jednak, w 1950 roku, Al i Lucille co kilka dni schodzą się i rozstają. Wspominał Leon - Mogli przy każdej okazji zapewniać, że skończyli ze sobą, lecz naprawdę nigdy nie rozstali się na dobre. Nie  było szans, żeby mieszkali razem, ale też nie potrafili żyć całkowicie osobno. Kiedy tylko mama pojawiała się w domu, sprawy znowu wyglądały dobrze, choćby przez chwilę. Znikała równie szybko, jak się pojawiała... Rodzice niemal bez przerwy się kłócą, a oliwy do ognia dolewa poród następnego dziecka Lucille.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz