Wracając do 1964 roku, w czwartek
5 listopada ekipa Cooke/Wilson plus Jimi Hendrix, występuje w Greenville w
Południowej Karolinie, dzień później w Norfolk Arena w Norfolk w Wirginii, w sobotę 7 w Clemson w
Karolinie Południowej, a dnia następnego w liczącym 3.200 miejsc Mosque
Theater w Richmond, w Wirginii, gdzie sprzedano wszystkie bilety na dwa
występy. Gitarzysta "The Upsetters" Melvin Sparks wspominał - Koncerty odbywały się w miejscach oddalonych
od siebie od dwustu do trzystu mil. Większość czasu zamiast w hotelach
spędzaliśmy więc w autobusie...
Kończący to
tournee występ odbywa się w poniedziałek dziewiątego listopada w nieznanym
miejscu w Greensboro, w Północnej Karolinie. W Kansas City autobus z muzykami odjeżdża
bez Hendrixa, który już tradycyjnie, spóźnia się. Bobby Womack opowiadał - Zawsze trzeba było mieć dobrze nastawiony
zegarek i dobry dzwonek. Nigdy bowiem nie wiedziało się, kiedy ruszymy z
miasta. Można było się zatrzymać na autostradzie, wszyscy wtedy opuszczali
pojazd. A oni mówili: 'Zobaczymy co masz. Nie bądź w mieście później niż o
drugiej'... Jimi pozostaje w Kansas City sam i bez pieniędzy, czekając na
pomoc przez kilka dni. Opowiadał później - Po
jakimś czasie wróciłem do Atlanty, gdzie poznałem Little Richarda. Zacząłem z
nim grać... Grupa muzyków, która
go z Kansas City odebrała to był albo "The Mighty Hannibal", albo też
występująca na Południu od połowy do końca listopada 1964 r. „The Tams”, która
zagra w Soul City Club w Atlancie. Prowadzi ją, jak wielu innych
czarnych artystów Gorgeous George. Jimi znał "The Tams", gdyż grał z
nią parę koncertów kilka tygodni wcześniej. Obojętnie z jakim zespołem, Hendrix
znów trafia do Atlanty. Gitarzysta "The Tams" Herman Hitson opowiadał
- Gorgeous George zajmował trzy pokoje w Bellevue Hotel, Jimi zajmował nr 17. Razem
z perkusistą Williamem Powellem poszliśmy go odwiedzić, on tam siedział i
brzdąkał na gitarze. Był spłukany, spytał nas: 'Macie Pepsi Colę, jakieś
krakersy? Cokolwiek?' Kilka kroków stąd była restauracja Henry'ego Wynna
(dokładnie "Henry's Grill").
Zapamiętałem, że Jimi zaczął wtedy ubierać się w niektóre fantazyjne rzeczy
George'a. Wzięliśmy go więc do Royal
Peacock...
W
tym samym hotelu Royal Peacock na pięć dni (od 26 do 30 listopada) zatrzymuje
się także Sam Cooke. Dwa tygodnie później, 11 grudnia 1964 roku, w Watts, na
przedmieściach Los Angeles, w nadmorskim motelu Hacienda ginie
zastrzelony przez białą menedżerkę Berthę Lee Franklin. Nie wiadomo, co się tak
naprawdę stało w pokoju, w którym Cooke nocował, gdyż nagle pijany wybiegł z
niego półnagi, w samej marynarce i butach - Krzyczał,
że dziewczyna ukradała mu ubranie i portfel, po czym zniknęła - opisywał to
zdarzenie Michele Primi - Był przekonany,
że ukrywa się w motelowym biurze. Bertha Franklin powiedziała, że nic o tym nie
wie. Cooke nie uwierzył i rzucił się na nią. Franklim uwolniła się z uścisku i
sięgnęła po schowany pistolet. Padł strzał i Sam Cooke padł na ziemię: 'Pani
mnie zastrzeliła'... Na policję zadzwoniły zarówno właścicielka motelu
Evelyn Carr, jak też Elisa Boyer, to ta dziewczyna, której tego feralnego
wieczoru miał szukać Cooke. Boyer stwierdziła, że zastrzelony artysta próbował
ją zgwałcić, więc uciekając z pokoju pomyłkowo zabrała jego ubranie. Portfela,
w którym miało być mnóstwo pieniędzy, nigdy nie znaleziono, ale ją krótko potem
aresztowano, za prostytucję. Co zaś do Berthy Franklin - ława przysięgłych
wydała werdykt "Usprawiedliwione zabójstwo".
Sam
Cooke był, jak to poetycko ujął Rick Bragg - Piosenkarzem o czystym głosie, który rozbrzmiewał na scenach długo po
tym, jak on sam pożegnał się z tym światem, niczym chmurka dymu papierosowego
unosząca się w powietrzu... Nic dziwnego, że tragiczna wiadomość o jego śmierci odnosi wyraźny wpływ na stan psychiki
Hendrixa. Wprawdzie kiedy był z nim na tournee nie poznał go zbyt dobrze, ale
podziwiał jego styl wykonawczy i elegancję, jaką Sam prezentował na scenie.
Teraz, już bez niego, sam w hotelu w Atlancie czeka na swoją następną szansę.
Nazywa
się ona Little Richard, który jak go trafnie określał konkurent z branży
rock'n'rollowej Jerry Lee Lewis - Był
niezłym świrusem. Kimś innym niż cała reszta. Świetnym piosenkarzem o
zawodzącym głosie, ale nade wszystko wielkim showmanem. Jego głos to czysty
rock and roll...
Dla Little Richarda to miasto jest jednym z
przystanków na tamtej koncertowej trasie. Zimą 1974 roku tak wspominał tamto
spotkanie z Hendrixem – Po raz pierwszy
spotkałem Jimiego w Atlancie, w Georgii. Pracował wtedy z czarnym facetem o
nazwisku Gorgeous George, który nosił blond perukę i wspaniałe ubrania, które
sam sobie robił...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz