sobota, 15 sierpnia 2020

Powrót Little Richarda.


            Gwiazdą "flaczkowej trasy", która późną jesienią 1964 roku dociera do Atlanty jest człowiek utożsamiany z rock'n'rollem, Bobby Womack wręcz twierdził - Kiedy mówisz Little Richard, myślisz rock'n'roll... Przypomnę, nie był jedyny, w poprzednim rozdziale przytoczyłem na jego temat słowa Jerry'ego Lee Lewisa. I faktycznie Little Richard będąc do 1957 roku, kiedy wycofał się z show-biznesu, był mistrzem czarnej odmiany rock’n’rolla, teraz zaś łączy go z funkiem, R&B, gospel, a także z nowoorleańskim jazzem. Wszystko po to, by wracając na scenę, odzyskać dawną popularność. Bowiem latem 1964 roku dla firmy Vee Jay nagrał pierwszy od pięciu lat album “Little Richard Is Back”. Zaczynał się on od jego krótkiego monologu, w którym opowiadał jak przyjmowano go w Anglii i Europie, a potem dołączał nową wersję “Whole Lotta Shakin’ Goin' On” (ten singiel promował album).  Niestety tej interpretacji brakowało tego, co z tą piosenką czarnoskórego Dave'a "Curlee" Williamsa, jak napisał Ricky Bragg - Cuchnącą rynsztokiem, a jednak niepopadajacą w skrajną wulgarność pijacką przyśpiewką oddającą klimat ludzkiego upodlenia lepiej od standardów bluesa i hillbilly - zrobił, choćby w telewizyjnym programie Steve'a Allena dwudziestego ósmego lipca 1957 roku, "biały" Jerry Lee Lewis. Z pewnością tej wersji z 1964 roku "czarnego" Little Richarda, brakowało autentyczności i prawdziwego entuzjazmu, tak charakterystycznego dla wczesnych lat rock'n'rolla. Porażką dla Richarda był także następny jego singiel, wydany w październiku, ze starą piosenką Fatsa Domino “Blueberry Hill” - oba sprzedawano nad wyraz słabo. Na listach przepadła także “Dance What You Wanna”. Producent Art Rupe wspominał - Miałem nadzieję na wielkie przeboje, ale sam nie był teraz zdecydowany, co ma nagrywać... Zatem na grudzień tego samego roku zaplanowano następny album Richarda, no i wielką, trwającą parę miesięcy trasę po całych Stanach.
            Kiedy Little Richard dociera do Atlanty promuje zatem tamte single, jak też nagrany pierwszego maja w Hollywood utwór “Bama Lama Bama Loo”. Tłumaczył potem - Ta piosenka przepadła na listach, co mnie zupełnie zdołowało, wręcz zabiło. No więc zebrałem zespół i ruszyłem w trasę... Dlaczego te nowe jego nagrania nie spodobały się odbiorcom? Wytłumaczenie było proste, gdyż bardziej przypominały, jak zauważył Keith Shadwick - to co robił obecnie Ike Turner, w niczym zaś nie nawiązywały do coraz popularniejszego nowego brzmienia, jakie proponowały brytyjskie zespoły, dokonujące muzycznej inwazji na Amerykę... Prawda, w niczym, lub w bardzo niewielkim stopniu przypominały wielkie przeboje człowieka, który, cytując Ricky'ego Bragga - Używał więcej mascary, niż Kleopatra i który śpiewał z niewiarygodnym patosem, jakby za chwilę miał umrzeć...
            Little Richard chcąc teraz w Ameryce walczyć z "Brytyjską Inwazją" musiał coś zmienić, dostosowując się do tendencji w amerykańskim show-biznesie, modnych dzięki dawniej go supportującemu Jamesowi Brownowi, poszedł więc w stronę uatrakcyjnienia widowiska - zaangażował sześcioosobowy zespół „The Crown Jewels” oraz trzech ochroniarzy, ubranych w tradycyjne mundury straży z pałacu Buckingham (czerwone tuniki oraz wysokie, czarne, futrzane brytyjskie nakrycia głowy nazwane 'niedźwiedź') tworzących „His Royal Company”, a także kilku tancerzy, chórki i komików. W sumie w ekipę liczącą siedemnaście osób zainwestował szesnaście tysięcy dolarów. Zapowiadając kolejne etapy tournee rozgłośnie na Południu USA, niemal bez przerwy nadają jego stare nagrania, on zaś, na scenie ubrany w posrebrzany strój z niesamowitą fryzurą Pompadour, przeplata swą ekstrawagancką paplaninę wśród histerycznych ruchów aluzjami religijnymi (Skrajności ludzkie są celowym działaniem Boga...). I od kiedy w 1962 roku pojawił się z niebytu, koncertuje niemal bez przerwy, choć na początku jedyne poważne oferty koncertowe nadeszły z Wielkiej Brytanii i Europy, gdzie wciąż traktowano go jako coś w rodzaju półboga. W Anglii odbył trasy koncertowe z zespołem „Gerry & The Pacemakers”, a supportowali je „Beatlesi” i „Stonesi”. ...Beatlesi byli ze mną, otwierając mój show - chwalił się Little Richard - Nie przypuszczałem, że oni mogą zostać tak sławni... Muzycy "The Beatles" byli, wcale tego nie ukrywając, wielkimi jego fanami, podobnie jak Mick Jagger, frontman ich konkurentów, grupy "The Rolling Stones", która z nim występowała w Brytanii w 1963 roku. Jagger zresztą nigdy nie ukrywał - Dużo się od niego nauczyłem. Przyglądałem mu się każdego wieczoru, próbując zrozumieć, jak radzi sobie z publiką. Potrafił nią doskonale manipulować, był w tym prawdziwym mistrzem świata. Doskonale rozumiał potrzeby odbiorców - wiedział, jak do nich dotrzeć...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz