piątek, 28 sierpnia 2020

Jimi u Little Richarda - podsumowanie 1

W poniedziałek 12 lipca ekipa Little Richarda dociera do Nowego Jorku i tam przez cztery dni (do czwartku 15-go) występuje w słynnym teatrze Apollo, tym samym, w którym Jimi Hendrix na początku 1964 roku wygrał jeden z konkursów dla amatorów. Ralph Cooper mistrz ceremonii w teatrze wspominał – Wcześniej w Harlemie nikt nie mógł sobie pozwolić na wielkie gwiazdy muzyki soul. Teraz było to po raz pierwszy. Z przyczyn ekonomicznych, bo w Apollo zawsze musieliśmy o tym myśleć. Mogło przyjść tutaj mniej niż półtora tysiąca ludzi, co oznaczało, że widz musiał zapłacić więcej niż dolara za gwiazdę, która kosztowała 40, 35 lub tylko 25.000 dolarów, co pod koniec lat 60. było normalną stawką... Mimo, że tak o sobie myśli, Little Richard nie jest jednak tak wielką gwiazdą i właściciela Apollo stać tym razem nie tylko na jeden, ale na kilka jego koncertów. Jimi bierze udział tylko w dwóch z nich, bo po drugim, jak sam twierdzi odchodzi, lub zostaje z zespołu wyrzucony, tak czy inaczej na pewno nie ma go w zespole, gdy Richard wystąpi w Syracuse College w Waszyngtonie. Jimi wspominał – Nie zapłacił nam za pięć i pół tygodnia pracy, gdy jesteś w drodze, nie możesz żyć obietnicami - więc musiałem z tym skończyć... (Dodam, że Johnny Black twierdzi, iż koncerty w Apollo Theater w Harlemie odbywały się wcześniej, w czerwcu 1965 roku) Glen Willings dodawał – Można było się spodziewać, że Jimi prędzej czy później wyleci. Bo mieliśmy problemy z zapłatą za naszą pracę, i myślę, że Jimi odszedł, zanim go wyrzucili. Spóźnił się na odjazd autobusu, ale robił to tak często, że zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Richard był wściekły, gdy Jimi odszedł, sądzę, że jednak nie myślał, iż to się tak szybko stanie...
            Kilka lat później Little Richard tłumaczył - On nie grał mojej muzyki. Grał bluesa, jak B.B. King, zaczął grać rocka, ale jako gitarzysta, nie grzeszył precyzją. Uważałem go za innowacyjnego, kreatywnego, stylistę. Ale w swojej grze był także skandaliczny - trzeba pamiętać, że wtedy jeszcze nie grał takiej muzyki z jakiej zasłynął. Był bluesmanem. Jego gitara brzmiała jakby śpiewała. Tak do tego podchodził. Zaczął też świrować, choć był dobrym człowiekiem. Zaczął się ubierać tak jak ja, nawet zapuścił trochę taki wąsik jak ja...
            Jak wielu innych charyzmatycznych liderów od Caba Calloway'a w latach 30. ub. stulecia poczynając (to ten, który wyrzucił ze swojej orkiestry Dizzy Gillespiego), Little Richard był piekielnie zazdrosny, że ktoś mógłby mu ukraść przedstawienie. To on był gwiazdą, ludzie płacili, aby go zobaczyć. Uważał też, że jeśli ktoś z jego zespołu chciałby zrobić coś na własną rękę, najlepiej jak stworzy własną grupę. Toteż konflikt między Richardem, a Hendrixem tlił się niemal od początku ich współpracy. Hose'a Wilson menedżer Richarda tłumaczył - Jimi był bardzo dobrym gitarzystą rytmicznym. Miał wielki talent. Ale on nie chciał grać tego co zespół. Wprawdzie nie był ekstrawagancki, albo coś w tym rodzaju. Był cichy - tak od siebie. Większość gitarzystów jest właśnie taka, zamknięta w sobie. I Jimi taki był. Hendrixa wyniósł Richard... Sam zaś Little Richard uzupełnił - Prawdopodobnie nigdy bym go nie zatrudnił, gdybym wiedział, że to zrobi. Okazało się to jednego wieczoru na scenie, kiedy myślałem, że wiwatują na moją cześć, a oni krzyczeli dla Jimiego. Kochałem go, ale nie chciałem, by ktoś ukradł mi mój program...
            Hendrix koncertował z Little Richard w dwóch oddzielnych odcinkach czasu; jego wspomnienia nie były jednak zbyt dobre. Chociaż podziwiał widowiskowość jego występów, doceniał też jego wpływ na rock and rolla, praca z nim była rozczarowującym doświadczeniem. Były tygodnie, kiedy nie otrzymywał wynagrodzenia, opowiadając o tym kilka lat później Sharon Lawrence - nadal czuł gorycz tamtych chwil... Jimi wspominał wówczas – Liczył mi każdego dolara. Kiedy ubrałem nową koszulkę z jakimiś falbankami, dostał drgawek i krzyczał: 'Jestem jedynym, kto może tak wyglądać! Hendrix jesteś głuchy? Ściągnij tę koszulę, chłopcze!'. Little Richard nie chciał, aby ktokolwiek wyglądał lepiej niż on. Z nim zawsze były problemy. Chciałem odejść. A jego brat chciał mnie zwolnić...
            Pretekstem do zakończenia pracy było to, że Jimi spóźnił się na autobus, którym ekipa jechała do Waszyngtonu. Opowiadał Robert Penniman, brat i menedżer Richarda - Był cholernie dobrym muzykiem, lecz facetem był zupełnie innym. Zawsze się spóźniał, podrywał panienki i wycinał tym podobne numery. Stało się to w Nowym Jorku, gdzie graliśmy w Apollo, a Hendrix spóźnił się na autobus do Waszyngtonu. Ostatecznie więc go wyrzuciłem. A kiedy znalazł nas w Waszyngtonie, powiedziałem, że już go nie potrzebujemy. Wymieniliśmy ze sobą kilka słów...  Można domyślać się, jakich. Buddy Travis dodał, że jego zdaniem Little Richard zapłacił Jimiemu Hendrixowi, jeśli nawet nie całą sumę, jaką mu był winny, to zapewne jakąś część - Bo był on największym gitarzystą, jaki kiedykolwiek z nim grał. Nikt nawet się do niego nie zbliżył. Chodził po scenie i grał. Był całkowicie pochłonięty graniem, gitara była dla niego wszystkim. I nigdy nie brzmiał jak jeden facet. Robił mi taki podkład, że ja też musiałem dawać z siebie wszystko...
            Bezsprzecznie Little Richard wywarł wielki wpływ na Hendrixa. Widać to było u niego po fryzurze, cienkim jak ołówek wąsiku, ale przede wszystkim po naładowanym seksem zachowaniu i muzyce granej na scenie. Orgia niepohamowanych dźwięków, która urzekła w Anglii Johna Lennona i Micka Jaggera, a także niemal całe ówczesne pokolenie brytyjskich muzyków, odbiła się też na Jimim i zauważą to od razu widzowie w Anglii, dokąd dotrze za kilkanaście miesięcy. Little Richard wspominał - Jimi Hendrix był moim gitarzystą, a nie wiedzieliśmy, że on mógł grać językiem. Pewnej nocy usłyszałem krzyczących widzów. Myślałem, że krzyczą z mojego powodu. Ale usłyszałem, że ktoś gra na gitarze ustami. Potem on już tego nie zrobił, bo zadbaliśmy aby reflektor nie oświetlał jego miejsca. I tak to rozwiązaliśmy!... W 1970 roku Little Richard pochwalił się – To ja wciągnąłem Jimiego Hendrixa do show-biznesu - on grał w moim zespole dwa lata przed nagraniem swojej płyty. Znasz tych ludzi, pomogłem im, a oni nigdy o tym nie wspomną - nie, żebyś od razu chciał ich uznania...
            Wraz z Little Richardem Jimi grał kombinacje gospel i rock-and-rolla, pilnując, aby kanty jego spodni były ostre jak brzytwa, natłuszczając i prostując swe kędzierzawe włosy, trzymając w karbach swą rozwijającą się osobowość sceniczną. Little Richard nadal imponował estradowym kunsztem, a Jimi, nie przeszkadzając, nie próbując rywalizować, przypatrywał się uważnie, co podkręca publiczność. Współpraca była burzliwa. Hendrix był zbyt ekspresyjny dla Richarda. On zaś nie był tolerancyjny, jeśli idzie o swoje ego. Czepiał sie nawet fryzury Jimiego, który dodawał - Powiedziałem, że nikt mnie nie zmusi, żebym obciął włosy. ‘W takim razie grzywna wynosi pięć dolarów’. Jeśli nosiłeś sznurówki nie do pary, kara wynosiła tyle samo. Cała ekipa miała dokładnie wyprane mózgi... Między nim i Richardem dochodziło często do scysji, o strój, fryzurę i najczęściej o pieniądze, bo w ostatnim czasie, przypomnę, Little Richard płacił swoim muzykom niewiele, lub nie płacił wcale. Przyznał to Jimi pisząc do ojca do Seattle - Zrezygnowałem z powodu nieporozumień finansowych. Richard nie chciał płacić. Musiałem zrobić z tym porządek i zrezygnować. Grałem z nim, jak myślę przez sześć miesięcy. Pięć lub sześć. I mam już tego dość, choć zagrałem kilka razy z Ikem i Tiną Turnerami, a potem wróciłem do Nowego Jorku, aby grać z Kingiem Curtisem i Joey'em Dee. Rzuciłem Little Richarda z powodu pieniędzy, nieporozumień i dla odpoczynku. Ale kto może odpoczywać w Nowym Jorku? Dostałem pracę w innym zespole... Al Hendrix dodał - Kiedy grał z Little Richardem, używał nazwiska Maurice James, potem Jimmy James. Nie był zadowolony z tego, że grał z Richardem. Kiedy przyjechał do Seattle z "The Experience" powiedział mi, że Little Richard wyrzucił go bez zapłaty i że wciąż mu jest winien z tysiąc dolarów. Powiedziałem: 'Tak, słyszałem, że grasz w jego grupie. Ja wprawdzie ciebie nie widziałem w telewizji z nim, ale znajomi tak. 'Jimi był w tle' mówili 'Miał na głowie wielki pióropusz, jak czapka gwardii pałacu Buckingham. Oczywiście Little Richard był z przodu'. On sam (Little Richard - przyp. aut.) powiedział mi: 'Tak było, bo inaczej Jimi by mnie zasłonił. A przecież to było moje show. Byłbym zasłonięty wykonując moje rzeczy, a ludzie by wiwatowali i klaskali. Mogliby klaskać Jimiemu'.  Kiedy Jimi powiedział mi, że Little Richard wyrzucił go, bo winien był mu pieniądze, powiedziałem: 'Hej Little Richard nie ściemniaj teraz. Powinieneś teraz pójść i oddać mu tysiąc dolarów'. Jimi tylko się roześmiał i powiedział: 'No, dobry strzał'... A tak zapamiętał Leon Hendrix - Po zakończeniu trasy z Little Richardem, Buster opuścił jego zespół. Przyczyną były częste utarczki między nim, a gwiazdorem na temat wygłupów scenicznych brata. Buster wrócił do Nowego Jorku i zadzwonił niedługo po powrocie. W jego głosie słychać było zmęczenie trasą... Dean Courtney uzupełnił – Kiedy Jimi wrócił do Nowego Jorku z trasy z Little Richardem, nie miał gdzie mieszkać, więc wziąłem go do siebie. Ale to wkrótce stało się problemem, bo w tym samym czasie w hotelu America przebywał też Johnny Star, więc spaliśmy we trzech. Jimi i Johnny siedzieli w pokoju i gdy ja próbowałem coś napisać, przez cały niemal czas grali na gitarach...
            Jako Maurice James Hendrix grał i nagrywał z Little Richardem w 1965 roku od stycznia do lipca, z przerwami na pracę z Turnerami i młodą wokalistką R&B Rosą Lee Brooks. (Patrz Rd.6 i Rd.7) W końcu, zmęczony ciągłymi wyjazdami i tym, że w każdym niemal miejscu w USA ma kłopoty z powodu swojej fryzury, Jimi Hendrix postanawia osiąść w Nowym Jorku. I tu spotyka Curtisa Knighta, który proponuje mu angaż w swoim zespole “The Squires”. Jimi zgadza się i kolejno grać będzie z Curtisem Knightem, "Joey Dee & The Starlighters", grupą "Carl Holmes & The Commanders". W tym też czasie Jimi podpisze trzyletni kontrakt zobowiązujący go do nagrywania płyt z Curtisem Knightem (jego menedżerem i producentem zostaje Ed Chalpin, o którym będzie mowa później. Kontrakt niemile odbije się na karierze Hendrixa, który opowiadał później - Próbowałem ukształtować swój styl, ale ludzie, z którymi wtedy pracowałem, a byli to: Little Richard, Wilson Pickett i „The Isley Brothers”, to nie interesowało. Musiałem tylko stać w głębi estrady. Jednak przez cały czas zastanawiałem się nad tym, co chciałbym robić. Kiepskie zarobki, otaczający mnie źli ludzie, życie zawsze na krawędzi - takie były te stare dni. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pomysłów i melodii, a musiałem grać muzykę innych ludzi, muzykę, która naprawdę sprawiała mi ból. Za te głodowe stawki dłużej już nie szło żyć, dołączyłem więc do jednego zespołu, który grał w knajpach do tańca. Szybko jednak przekonałem się, że muzyka z list przebojów może i jest dobra, ale nie dla mnie. Zjechałem Stany wzdłuż i wszerz, z różnymi grupami. Boże, nawet nie pamiętam wszystkich nazw. Zmieniałem zespoły jak rękawiczki! Grałem w Top 40 R&B Soul Hit Parade Package, gdzie nosiło się lakierki i ułożone fryzury. Ale kiedy przymierasz głodem na trasie, zagrasz prawie wszystko. Podgrywanie w „In The Midnight Hour” potwornie mnie wykończyło. Nie usłyszałem żadnego gitarzysty, który robiłby coś nowego i nudziłem się śmiertelnie. Nauczyłem się, jak nie powinna wyglądać grupa R&B. Cały kłopot polegał na tym, że bardzo wielu liderów nie chciało nikomu płacić. Słabe zarobki, nędzne życie i ciągłe zniewagi – tak to wtedy wyglądało... Jerry Hopkins uzupełniał - Nie wszyscy z jego pracodawców przypominali Little Richarda. Niektórzy pozwalali mu wystąpić w pierwszej części programu i pokazać garść sztuczek podpatrzonych u starych bluesmanów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz