Pierwszego marca 1965 roku Little
Richard z "The Crown Jewels", występuje w klubie The 49er w El Monte w
Kalifornii (East Valley Boulevard 10715) (Jak podał earlyhendrix.com, występował
tam już wcześniej - 15 lutego). ...Kariera
nagraniowa Richarda była wtedy bardzo niekonsekwentna - wspominał Charles
White - Jego sceniczne występy zakrawały
wręcz o autoparodię. Nie dyskryminując widzów, którzy bardziej kochali jego
występy aniżeli muzykę, to oni zachęcali go do jeszcze bardziej bzdurnych i
narcystycznych zachowań... Od piątku piątego do soboty trzynastego marca, z
przerwą ósmego na koncert w Pink Carousel w Downey, ekipa
Richarda koncertuje w Ciro’s Club w Los Angeles. Jeden z
występów z 6 marca, w tym wykonany na żywo stary jego przebój „Lucille”, dziewiątego marca pokazuje
telewizja ABC, w programie Dicka Clarka New American Bandstand
(epizod 1669). W programie znajdzie się także „It Ain’t What You Do”, w której dokonano synchronizacji dźwięku i
gestów.
Nadawany
od 1964 roku American Bandstand to w jeden z najpopularniejszych wtedy w
Ameryce programów. Little Richard pojawia się w nim po raz pierwszy, występując
dla młodzieżowej widowni, obok aktora Chada Everetta, J. Franka Wilsona oraz
grupy "The Cavaliers", która wykonuje piosenkę "Last Kiss". Niestety z ekipy Richarda pojawili się
jedynie członkowie jego gwardii "The Royal Company". ...Richard ubrany był w białą koszulę i
białe spodnie, z wielkim medalionem na szyi, okryty białą peleryną, machając
włosami w rytm muzyki - pamiętał jego biograf Paul MacPhail - usiadł przy fortepianie, otoczony przez
trzech strażników, ubranych jak gwardziści pałacu Buckingham, a gdy uderzył w
fałszywy klawisz, zrobiono synchronizację jego ust z przebojem "Lucille". Lecz mimo, że program nadawano na cały kraj, Richard był pod wielkim
stresem. Zmieniały się gusta publiczności, więc miał z tym problem... Tym
bardziej, że coraz częściej stresował go jego gitarzysta Jimi Hendrix, który
zrozpaczony tym co się dzieje, w sobotę 19 marca pisze do ojca z hotelu Wilcox
z prośbą o pomocną linę (czyli pieniądze), podając swój znany już
wcześniej adres: 6500 Selma Ave., Hollywood, w Kalifornii. C / O Maurice James.
Wieczorem
dziewiętnastego marca 1965 roku, a także następnego dnia, Jimi gra ponownie z
Richardem w nocnym klubie Ciro’s Le Disc w Hollywood (opowie o
tym Nancy Carter 15 czerwca 1969). Tamten koncert reklamuje gazeta Valley
News - Do Ciro's w piątek i sobotę przybywa sławny Little Richard na wielki
show...
Popularny
klub Ciro's
na Sunset Strip nr 8433 założył William Wilkerson, właściciel gazety Hollywood
Reporter. Jak wspominał Morgan Cavett, przyjaciel Davida Crosby'ego z
"The Byrds" - Byli tam jacyś
ludzie, resztki pokolenia "Beat generation" (beatników), dziwne,
eklektyczne połączenie beretów, koralików i dna dzwonów. "The Byrds"
grali tam dla bardzo szerokiej grupy ludzi, od dzieciaków i nastolatków, po
osoby starsze, homoseksualistów, czarnych, białych, grając głównie do tańca....
Koncert
w Ciro's
wspominali również muzycy grupy "The Byrds". Roger McGuinn był
jej gitarzystą i wokalistą, wczesną wiosną poprzedzając właśnie występy Little
Richarda -
Dla nas to były początki. Byliśmy
nieznani i on (Jimi) także. Zanotowałem jego jako ekstrawaganckiego gitarzystę,
który znalazł się w konserwatywnym otoczeniu. Był rzeczywiście dobrym muzykiem,
w zespole grającym w stylu Ike'a Turnera, z akcentami muzyki Motown. Przez miesiąc lub dwa
występowaliśmy na scenie Ciro's klubu
na Sunset Strip. Następnie do zespołu dołączył Clarence White. Hendrix
przyszedł kiedyś za kulisy Whiskey A Go
Go, gdzie wtedy graliśmy, podszedł do Clarence'a i powiedział mu, jaki jest
genialny. Tak, jak my wszyscy był wielkim wielbicielem gry Clarence'a. Miałem
dobry czas w tym zespole, dobrych przyjaciół i wspaniałych muzyków. Hendrix i
Clapton naprawdę doceniali (Grama Parsonsa) - jego syntezę rocka i muzyki
country, jakiej nikt wcześniej nie zrobił, a zwłaszcza sposób, w jaki grał na pedal
steel-guitar. Gram Parsons osiągnął kultowy status, a niestety, Clarence nigdy
na takie uznanie nie zasłużył...
Znów mocno
wyprzedziłem czas, bo to o czym opowiadał Roger McGuinn dotyczyć będzie
wydarzeń za kilka lat, kiedy Hendrix będzie już sławnym wykonawcą i nowatorskim
gitarzystą, który jednak zawsze będzie potrafił docenić innych muzyków.
Wracając zaś do tamtego koncertu w marcu 1965, basista "The Byrds" Chris
Hillman tak wspominał – (Perkusista)
Michael Clarke i ja oglądaliśmy wieczorem ich występ. "Gwardziści z Pałacu"
eskortowali Richarda na scenę, on miał na sobie ogromną czerwoną pelerynę. Nie
można było nie zauważyć Hendrixa, który grał w tle, ale robił to bardzo dobrze.
Niezbyt się ruszał, grał tylko na gitarze, ale nawet w tym był bardzo dobry...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz