sobota, 22 sierpnia 2020

Jimi Hendrix i The Byrds

Pierwszego marca 1965 roku Little Richard z "The Crown Jewels", występuje w klubie The 49er w El Monte w Kalifornii (East Valley Boulevard 10715) (Jak podał earlyhendrix.com, występował tam już wcześniej - 15 lutego). ...Kariera nagraniowa Richarda była wtedy bardzo niekonsekwentna - wspominał Charles White - Jego sceniczne występy zakrawały wręcz o autoparodię. Nie dyskryminując widzów, którzy bardziej kochali jego występy aniżeli muzykę, to oni zachęcali go do jeszcze bardziej bzdurnych i narcystycznych zachowań... Od piątku piątego do soboty trzynastego marca, z przerwą ósmego na koncert w Pink Carousel w Downey, ekipa Richarda koncertuje w Ciro’s Club w Los Angeles. Jeden z występów z 6 marca, w tym wykonany na żywo stary jego przebój „Lucille”, dziewiątego marca pokazuje telewizja ABC, w programie Dicka Clarka New American Bandstand (epizod 1669). W programie znajdzie się także „It Ain’t What You Do”, w której dokonano synchronizacji dźwięku i gestów.
            Nadawany od 1964 roku American Bandstand to w jeden z najpopularniejszych wtedy w Ameryce programów. Little Richard pojawia się w nim po raz pierwszy, występując dla młodzieżowej widowni, obok aktora Chada Everetta, J. Franka Wilsona oraz grupy "The Cavaliers", która wykonuje piosenkę "Last Kiss". Niestety z ekipy Richarda pojawili się jedynie członkowie jego gwardii "The Royal Company". ...Richard ubrany był w białą koszulę i białe spodnie, z wielkim medalionem na szyi, okryty białą peleryną, machając włosami w rytm muzyki - pamiętał jego biograf Paul MacPhail - usiadł przy fortepianie, otoczony przez trzech strażników, ubranych jak gwardziści pałacu Buckingham, a gdy uderzył w fałszywy klawisz, zrobiono synchronizację jego ust z przebojem "Lucille". Lecz mimo, że program nadawano na cały kraj, Richard był pod wielkim stresem. Zmieniały się gusta publiczności, więc miał z tym problem... Tym bardziej, że coraz częściej stresował go jego gitarzysta Jimi Hendrix, który zrozpaczony tym co się dzieje, w sobotę 19 marca pisze do ojca z hotelu Wilcox z prośbą o pomocną linę (czyli pieniądze), podając swój znany już wcześniej adres: 6500 Selma Ave., Hollywood, w Kalifornii. C / O Maurice James.
            Wieczorem dziewiętnastego marca 1965 roku, a także następnego dnia, Jimi gra ponownie z Richardem w nocnym klubie Ciro’s Le Disc w Hollywood (opowie o tym Nancy Carter 15 czerwca 1969). Tamten koncert reklamuje gazeta Valley News - Do Ciro's w piątek i sobotę przybywa sławny Little Richard na wielki show...
            Popularny klub Ciro's na Sunset Strip nr 8433 założył William Wilkerson, właściciel gazety Hollywood Reporter. Jak wspominał Morgan Cavett, przyjaciel Davida Crosby'ego z "The Byrds" - Byli tam jacyś ludzie, resztki pokolenia "Beat generation" (beatników), dziwne, eklektyczne połączenie beretów, koralików i dna dzwonów. "The Byrds" grali tam dla bardzo szerokiej grupy ludzi, od dzieciaków i nastolatków, po osoby starsze, homoseksualistów, czarnych, białych, grając głównie do tańca....  
            Koncert w Ciro's wspominali również muzycy grupy "The Byrds". Roger McGuinn był jej gitarzystą i wokalistą, wczesną wiosną poprzedzając właśnie występy Little Richarda - Dla nas to były początki. Byliśmy nieznani i on (Jimi) także. Zanotowałem jego jako ekstrawaganckiego gitarzystę, który znalazł się w konserwatywnym otoczeniu. Był rzeczywiście dobrym muzykiem, w zespole grającym w stylu Ike'a Turnera, z akcentami muzyki Motown. Przez miesiąc lub dwa występowaliśmy na scenie Ciro's klubu na Sunset Strip. Następnie do zespołu dołączył Clarence White. Hendrix przyszedł kiedyś za kulisy Whiskey A Go Go, gdzie wtedy graliśmy, podszedł do Clarence'a i powiedział mu, jaki jest genialny. Tak, jak my wszyscy był wielkim wielbicielem gry Clarence'a. Miałem dobry czas w tym zespole, dobrych przyjaciół i wspaniałych muzyków. Hendrix i Clapton naprawdę doceniali (Grama Parsonsa) - jego syntezę rocka i muzyki country, jakiej nikt wcześniej nie zrobił, a zwłaszcza sposób, w jaki grał na pedal steel-guitar. Gram Parsons osiągnął kultowy status, a niestety, Clarence nigdy na takie uznanie nie zasłużył...
            Znów mocno wyprzedziłem czas, bo to o czym opowiadał Roger McGuinn dotyczyć będzie wydarzeń za kilka lat, kiedy Hendrix będzie już sławnym wykonawcą i nowatorskim gitarzystą, który jednak zawsze będzie potrafił docenić innych muzyków. Wracając zaś do tamtego koncertu w marcu 1965, basista "The Byrds" Chris Hillman tak wspominał – (Perkusista) Michael Clarke i ja oglądaliśmy wieczorem ich występ. "Gwardziści z Pałacu" eskortowali Richarda na scenę, on miał na sobie ogromną czerwoną pelerynę. Nie można było nie zauważyć Hendrixa, który grał w tle, ale robił to bardzo dobrze. Niezbyt się ruszał, grał tylko na gitarze, ale nawet w tym był bardzo dobry...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz