W Kalifornii, w wolnych od
występów chwilach Hendrix chadza na koncerty innych gitarzystów, w tym Dicka
Dale’a, zwanego „King of the Surf Guitar” (Królem surfowej gitary), muzyki
bardzo w tym regionie Ameryki popularnej na początku lat 60. XX wieku, głównie
dzięki grupie „The Beach Boys” oraz Dalemu, który w 1961 roku miał spory
przebój „Let’s Go Trippin’”. Dick
Dale, tak jak Hendrix leworęczny, sam jest surferem i stara się osiągnąć
brzmienie gitary tak potężne jak huk oceanicznych fal, po których na deskach
śmigają surferzy. Jednak głośność niewielkich, zaledwie dziesięciocalowych
głośników Fendera, jak też ich jakość, stanowią wówczas jego ogromny
problem. I mimo podejmowanych przez niego i Leo Fendera prób nowych rozwiązań
wzmacniaczy oraz kolumn głośnikowych, efekt nadal nie jest satysfakcjonujący.
Dick Dale wspominał - Wysadziłem w
powietrze ponad czterdzieści osiem głośników i wzmacniaczy. Wszystkie się
spaliły. Głośniki musiały być zmrożone, w przeciwnym razie, wyskakiwały z nich
cewki. A ja chciałem osiągnąć tłuste, grube, głębokie brzmienie, jak wielkiego
piętrowego tom-tomu... No więc Leo Fender, twórca gitar i sprzętu
elektronicznego, zbudował dla Dale'a nowy wzmacniacz Dick Dale Dual Showman,
z dwoma piętnastocalowymi głośnikami, opowiadał -Zrobiliśmy też gitarę Stratocaster o grubym ciele. Im grubsze drewno,
tym czystszy dźwięk... Hendrixa oczywiście zainteresował ten wzmacniacz jak
i taka gitara, ale i on zwrócił na siebie uwagę Dicka Dale'a, który dodawał - Widziałem Little Richarda w Pasadenie w
barze, z około trzydziestoma ludźmi. Jimi był basistą, pokazałem mu kilka
swoich ślizgów oraz jak potężne uzyskałem brzmienie... Tamto
spotkanie z cenionym gitarzystą, Hendrix wykorzysta za kilkanaście miesięcy,
gdy powstanie jego utwór “Third Stone
From The Sun”. Chodzi oczywiście o fragment - Nigdy już nie usłyszysz muzyki surfowej - jak dumnie ogłasza Dick
Dale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz