W poniedziałek 12 lipca ekipa
Little Richarda dociera do Nowego Jorku i tam przez cztery dni (do czwartku
15-go) występuje w słynnym teatrze Apollo, tym samym, w którym Jimi
Hendrix na początku 1964 roku wygrał jeden z konkursów dla amatorów. Ralph
Cooper mistrz ceremonii w teatrze wspominał – Wcześniej w Harlemie nikt nie mógł sobie pozwolić na wielkie gwiazdy
muzyki soul. Teraz było to po raz pierwszy. Z przyczyn ekonomicznych, bo w Apollo zawsze musieliśmy o tym myśleć. Mogło
przyjść tutaj mniej niż półtora tysiąca ludzi, co oznaczało, że widz musiał
zapłacić więcej niż dolara za gwiazdę, która kosztowała 40, 35 lub tylko 25.000
dolarów, co pod koniec lat 60. było normalną stawką... Mimo, że tak o sobie
myśli, Little Richard nie jest jednak tak wielką gwiazdą i właściciela Apollo
stać tym razem nie tylko na jeden, ale na kilka jego koncertów. Jimi
bierze udział tylko w dwóch z nich, bo po drugim, jak sam twierdzi odchodzi,
lub zostaje z zespołu wyrzucony, tak czy inaczej na pewno nie ma go w zespole,
gdy Richard wystąpi w Syracuse College w Waszyngtonie. Jimi
wspominał – Nie zapłacił nam za pięć i
pół tygodnia pracy, gdy jesteś w drodze, nie możesz żyć obietnicami - więc
musiałem z tym skończyć... (Dodam, że Johnny Black twierdzi, iż koncerty w Apollo
Theater w Harlemie odbywały się wcześniej, w czerwcu 1965 roku) Glen
Willings dodawał – Można było się
spodziewać, że Jimi prędzej czy później wyleci. Bo mieliśmy problemy z zapłatą
za naszą pracę, i myślę, że Jimi odszedł, zanim go wyrzucili. Spóźnił się na
odjazd autobusu, ale robił to tak często, że zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Richard był wściekły, gdy Jimi odszedł, sądzę, że jednak nie myślał, iż to się
tak szybko stanie...
Kilka
lat później Little Richard tłumaczył - On nie grał mojej muzyki. Grał
bluesa, jak B.B. King, zaczął
grać rocka, ale jako gitarzysta, nie grzeszył precyzją.
Uważałem go za innowacyjnego, kreatywnego, stylistę. Ale w swojej grze był
także skandaliczny - trzeba pamiętać,
że wtedy jeszcze nie grał takiej muzyki
z jakiej zasłynął. Był bluesmanem.
Jego gitara brzmiała jakby śpiewała. Tak do tego podchodził. Zaczął
też świrować, choć był dobrym człowiekiem. Zaczął się ubierać tak jak ja, nawet
zapuścił trochę taki wąsik jak ja...
Jak wielu innych
charyzmatycznych liderów od Caba Calloway'a w latach 30. ub. stulecia
poczynając (to ten, który wyrzucił ze swojej orkiestry Dizzy Gillespiego),
Little Richard był piekielnie zazdrosny, że ktoś mógłby mu ukraść
przedstawienie. To on był gwiazdą, ludzie płacili, aby go zobaczyć. Uważał też,
że jeśli ktoś z jego zespołu chciałby zrobić coś na własną rękę, najlepiej jak
stworzy własną grupę. Toteż konflikt między Richardem, a Hendrixem tlił się
niemal od początku ich współpracy. Hose'a Wilson menedżer Richarda tłumaczył - Jimi był bardzo dobrym gitarzystą
rytmicznym. Miał wielki talent. Ale on nie chciał grać tego co zespół.
Wprawdzie nie był ekstrawagancki, albo coś w tym rodzaju. Był cichy - tak od
siebie. Większość gitarzystów jest właśnie taka, zamknięta w sobie. I Jimi taki
był. Hendrixa wyniósł Richard... Sam zaś Little Richard
uzupełnił - Prawdopodobnie
nigdy bym go nie zatrudnił,
gdybym wiedział, że
to zrobi. Okazało się to jednego wieczoru na scenie, kiedy myślałem, że
wiwatują na moją cześć, a oni krzyczeli dla Jimiego. Kochałem go, ale nie
chciałem, by ktoś ukradł mi mój program...
Hendrix
koncertował z Little Richard w dwóch oddzielnych odcinkach czasu; jego
wspomnienia nie były jednak zbyt dobre. Chociaż podziwiał widowiskowość jego występów,
doceniał też jego wpływ na
rock and rolla, praca z nim była rozczarowującym doświadczeniem. Były tygodnie, kiedy nie otrzymywał
wynagrodzenia, opowiadając o tym kilka lat później Sharon Lawrence - nadal czuł gorycz tamtych chwil... Jimi wspominał
wówczas – Liczył mi każdego dolara. Kiedy ubrałem nową koszulkę z jakimiś falbankami,
dostał drgawek i krzyczał: 'Jestem jedynym, kto
może tak wyglądać! Hendrix jesteś
głuchy? Ściągnij tę koszulę, chłopcze!'. Little Richard nie chciał, aby
ktokolwiek wyglądał lepiej niż on. Z
nim zawsze były problemy. Chciałem
odejść. A jego brat chciał mnie zwolnić...
Pretekstem do zakończenia pracy było to, że Jimi spóźnił się na autobus, którym
ekipa jechała do Waszyngtonu. Opowiadał Robert Penniman, brat i menedżer
Richarda - Był cholernie dobrym muzykiem,
lecz facetem był zupełnie innym. Zawsze się spóźniał, podrywał panienki i
wycinał tym podobne numery. Stało się to w Nowym Jorku, gdzie graliśmy w Apollo, a Hendrix spóźnił się na
autobus do Waszyngtonu. Ostatecznie więc go wyrzuciłem. A kiedy znalazł nas w
Waszyngtonie, powiedziałem, że już go nie potrzebujemy. Wymieniliśmy ze sobą
kilka słów... Można domyślać się,
jakich. Buddy Travis dodał, że jego zdaniem Little Richard zapłacił Jimiemu
Hendrixowi, jeśli nawet nie całą sumę, jaką mu był winny, to zapewne jakąś
część - Bo był on największym gitarzystą,
jaki kiedykolwiek z nim grał. Nikt nawet się do niego nie zbliżył. Chodził po
scenie i grał. Był całkowicie pochłonięty graniem, gitara była dla niego
wszystkim. I nigdy nie brzmiał jak jeden facet. Robił mi taki podkład, że ja
też musiałem dawać z siebie wszystko...
Bezsprzecznie
Little Richard wywarł wielki wpływ na Hendrixa. Widać to było u niego po
fryzurze, cienkim jak ołówek wąsiku, ale przede wszystkim po naładowanym seksem
zachowaniu i muzyce granej na scenie. Orgia niepohamowanych dźwięków, która
urzekła w Anglii Johna Lennona i Micka Jaggera, a także niemal całe ówczesne
pokolenie brytyjskich muzyków, odbiła się też na Jimim i zauważą to od razu
widzowie w Anglii, dokąd dotrze za kilkanaście miesięcy. Little Richard
wspominał - Jimi Hendrix był
moim gitarzystą, a nie wiedzieliśmy, że on mógł grać językiem. Pewnej nocy usłyszałem krzyczących widzów.
Myślałem, że krzyczą z mojego powodu.
Ale usłyszałem, że ktoś gra na gitarze ustami.
Potem on już tego nie zrobił, bo zadbaliśmy aby reflektor nie oświetlał jego
miejsca. I tak to rozwiązaliśmy!... W 1970
roku Little Richard pochwalił się – To ja wciągnąłem Jimiego Hendrixa do
show-biznesu - on grał w moim zespole dwa lata przed nagraniem swojej płyty. Znasz
tych ludzi, pomogłem im, a oni nigdy o tym nie wspomną - nie, żebyś od razu
chciał ich uznania...
Wraz z Little
Richardem Jimi grał kombinacje gospel i rock-and-rolla, pilnując, aby kanty
jego spodni były ostre jak brzytwa, natłuszczając i prostując swe kędzierzawe
włosy, trzymając w karbach swą rozwijającą się osobowość sceniczną. Little
Richard nadal imponował estradowym kunsztem, a Jimi, nie przeszkadzając, nie
próbując rywalizować, przypatrywał się uważnie, co podkręca publiczność. Współpraca
była burzliwa. Hendrix był zbyt ekspresyjny dla Richarda. On zaś nie był
tolerancyjny, jeśli idzie o swoje ego. Czepiał sie nawet fryzury Jimiego, który
dodawał - Powiedziałem, że nikt mnie nie
zmusi, żebym obciął włosy. ‘W takim razie grzywna wynosi pięć dolarów’. Jeśli
nosiłeś sznurówki nie do pary, kara wynosiła tyle samo. Cała ekipa miała
dokładnie wyprane mózgi... Między nim i Richardem dochodziło często do
scysji, o strój, fryzurę i najczęściej o pieniądze, bo w ostatnim czasie,
przypomnę, Little Richard płacił swoim muzykom niewiele, lub nie płacił wcale.
Przyznał to Jimi pisząc do ojca do Seattle - Zrezygnowałem z powodu nieporozumień finansowych. Richard nie chciał
płacić. Musiałem zrobić z tym porządek i zrezygnować. Grałem z nim, jak myślę
przez sześć miesięcy. Pięć lub sześć. I mam już tego dość, choć zagrałem kilka
razy z Ikem i Tiną Turnerami, a potem wróciłem do Nowego Jorku, aby grać z
Kingiem Curtisem i Joey'em Dee. Rzuciłem Little Richarda z powodu pieniędzy, nieporozumień i dla odpoczynku. Ale kto może odpoczywać w Nowym Jorku? Dostałem pracę w innym
zespole... Al Hendrix dodał - Kiedy
grał z Little Richardem, używał nazwiska Maurice James, potem Jimmy James. Nie
był zadowolony z tego, że grał z Richardem. Kiedy przyjechał do Seattle z
"The Experience" powiedział mi, że Little Richard wyrzucił go bez
zapłaty i że wciąż mu jest winien z tysiąc dolarów. Powiedziałem: 'Tak,
słyszałem, że grasz w jego grupie. Ja wprawdzie ciebie nie widziałem w telewizji
z nim, ale znajomi tak. 'Jimi był w tle' mówili 'Miał na głowie wielki
pióropusz, jak czapka gwardii pałacu Buckingham. Oczywiście Little Richard był
z przodu'. On sam (Little Richard - przyp. aut.) powiedział mi: 'Tak było, bo inaczej Jimi by mnie zasłonił. A przecież
to było moje show. Byłbym zasłonięty wykonując moje rzeczy, a ludzie by
wiwatowali i klaskali. Mogliby klaskać Jimiemu'. Kiedy Jimi powiedział mi, że Little Richard
wyrzucił go, bo winien był mu pieniądze, powiedziałem: 'Hej Little Richard nie
ściemniaj teraz. Powinieneś teraz pójść i oddać mu tysiąc dolarów'. Jimi tylko
się roześmiał i powiedział: 'No, dobry strzał'... A tak zapamiętał Leon
Hendrix - Po zakończeniu trasy z Little
Richardem, Buster opuścił jego zespół. Przyczyną były częste utarczki między
nim, a gwiazdorem na temat wygłupów scenicznych brata. Buster wrócił do Nowego
Jorku i zadzwonił niedługo po powrocie. W jego głosie słychać było zmęczenie
trasą... Dean Courtney uzupełnił – Kiedy
Jimi wrócił do Nowego Jorku z trasy z Little Richardem, nie miał gdzie mieszkać,
więc wziąłem go do siebie. Ale to wkrótce stało się problemem, bo w tym samym
czasie w hotelu America przebywał
też Johnny Star, więc spaliśmy we trzech. Jimi i Johnny siedzieli w pokoju i
gdy ja próbowałem coś napisać, przez cały niemal czas grali na gitarach...
Jako Maurice James
Hendrix grał i nagrywał z Little Richardem w 1965 roku od stycznia do lipca, z
przerwami na pracę z Turnerami i młodą wokalistką R&B Rosą Lee Brooks. (Patrz Rd.6 i Rd.7) W końcu, zmęczony
ciągłymi wyjazdami i tym, że w każdym niemal miejscu w USA ma kłopoty z powodu
swojej fryzury, Jimi Hendrix postanawia osiąść w Nowym Jorku. I tu spotyka
Curtisa Knighta, który proponuje mu angaż w swoim zespole “The Squires”. Jimi
zgadza się i kolejno grać będzie z Curtisem Knightem, "Joey Dee & The
Starlighters", grupą "Carl Holmes & The Commanders". W tym
też czasie Jimi podpisze trzyletni kontrakt zobowiązujący go do nagrywania płyt
z Curtisem Knightem (jego menedżerem i producentem zostaje Ed Chalpin, o którym
będzie mowa później. Kontrakt niemile odbije się na karierze Hendrixa, który
opowiadał później - Próbowałem
ukształtować swój styl, ale ludzie, z którymi wtedy pracowałem, a byli to:
Little Richard, Wilson Pickett i „The Isley Brothers”, to nie interesowało.
Musiałem tylko stać w głębi estrady. Jednak przez cały czas zastanawiałem się
nad tym, co chciałbym robić. Kiepskie zarobki, otaczający mnie źli ludzie,
życie zawsze na krawędzi - takie były te stare dni. W mojej głowie kłębiło się
mnóstwo pomysłów i melodii, a musiałem grać muzykę innych ludzi, muzykę, która
naprawdę sprawiała mi ból. Za te głodowe stawki dłużej już nie szło żyć,
dołączyłem więc do jednego zespołu, który grał w knajpach do tańca. Szybko
jednak przekonałem się, że muzyka z list przebojów może i jest dobra, ale nie
dla mnie. Zjechałem Stany wzdłuż i wszerz, z różnymi grupami. Boże, nawet nie
pamiętam wszystkich nazw. Zmieniałem zespoły jak rękawiczki! Grałem w Top 40 R&B Soul Hit Parade Package, gdzie nosiło się lakierki i ułożone
fryzury. Ale kiedy przymierasz głodem na trasie, zagrasz prawie wszystko.
Podgrywanie w „In The Midnight Hour” potwornie mnie wykończyło. Nie usłyszałem
żadnego gitarzysty, który robiłby coś nowego i nudziłem się śmiertelnie.
Nauczyłem się, jak nie powinna wyglądać grupa R&B. Cały kłopot polegał na
tym, że bardzo wielu liderów nie chciało nikomu płacić. Słabe zarobki, nędzne
życie i ciągłe zniewagi – tak to wtedy wyglądało... Jerry Hopkins uzupełniał
- Nie wszyscy z jego pracodawców
przypominali Little Richarda. Niektórzy pozwalali mu wystąpić w pierwszej
części programu i pokazać garść sztuczek podpatrzonych u starych bluesmanów…