Z czasem dość regularne pobyty w
domu pani Pridgeon chłopaka, który nie ma wcale ochoty iść do
"normalnej" pracy, doprowadzają do finałowej scysji matki Faye z
Hendrixem. ...Prawdę mówiąc, mama nie
znosiła Jimiego, uważała go za obiboka - dodawała Faye - Mówiła: 'Nie przyprowadzaj do domu tego
długowłosego, czarnucha'. Kiedy stawała twarzą w twarz z Jimim przekonywała go:
'Faye się w tobie zadurzyła, ale to nie potrwa długo. Zaraz jej przejdzie. Nie
traktuj tego zbyt poważnie'. Do mnie też wiele razy mówiła: 'Daj sobie spokój z
tym długowłosym czarnuchem. On nie jest nic wart'. Wynajęliśmy więc małe
mieszkanko, jedliśmy wyłącznie krakersy i sardynki. Czasami jednak wpadała moja
matka i przynosiła nam coś solidnego do jedzenia...
Szybko
jednak okazuje się, że nie starcza im pieniędzy na czynsz, więc oboje
wyprowadzają się do jej przyjaciela o imieniu Bootsei, który mieszka na West
118th Street 210, między St. Nicholas Street i 8th Avenue. Potem przenoszą się
do pokoju 213 w hotelu Cecil na wprost słynnego Minton's
Playhouse, gdzie przed laty - Charlie
Christian ze swą elektryczną gitarą wprowadzał nowości be-bopu... I wcale
nie jest to ostatni adres pary Faye - Jimi, z następnego, na rogu 154th Street
i St. Nicholas Street, mają blisko z klubu Sugar Hill, gdzie on szuka okazji do
grania.
Okoliczne
domy pamiętają początki XX wieku, tu mieszkał pisarz, działacz murzyński i
uczony W.E.B. DuBois, jednak w połowie lat 60. te piękne kamienice w większości
przekształciły się w rudery straszące odrapanym tynkiem i wybitymi w oknach
szybami. Faye wspominała - Wyrzucano nas
z hotelu, zastawialiśmy gitarę Jimiego w lombardzie, a potem pożyczaliśmy
instrument, żeby mógł zagrać koncert. Kiedy były pieniądze, jedliśmy w dobrych knajpach.
Kiedy się kończyły, przymieraliśmy głodem... Stevenowi Roby'emu Faye wspomniała, że kiedy nie mając pieniędzy
na opłatę oboje znowu wylądowali na ulicy, wpadła na "odkrywczy"
pomysł – Mieszkaliśmy z moją mamą, a ona
nawet o tym nie wiedziała. Wychodziła rano do pracy, a my przychodziliśmy spać.
Wstawaliśmy zanim wracała, i albo wychodziliśmy, albo udawaliśmy, że właśnie
weszliśmy do domu...
To
"pomieszkiwanie" u matki kończy awantura z powodu kotki. Jimi zawsze
kochał zwierzęta, w domu w Seattle opiekował się bezdomnymi psami. Teraz na
ulicy znalazł porzuconą kotkę, nazwał ją Foxy i zabrał do domu matki Faye - Ta kotka pewnego dnia nie chciała jeść
swojego jedzenia. Jimi bardzo się przejął. Myślał, że kotka umrze, bo odmawiała
jedzenia od kilku dni. A jej się po prostu znudziło. Nie chciała tego jeść.
Jimi wziął więc tuńczyka w puszce, który kosztował wtedy 49 centów, i nakarmił
kotkę. Zjadła tylko część, część zostawiła... Matka Faye
szybko orientuje się, że ta puszka pochodziła z jej domowej spiżarni, wścieka
się na bezrobotnego chłopaka córki i obojgu każe się wynosić - 'Dość mam tego długowłosego czarnucha' - oznajmia
córce. ''Jedno z was ma się
wynieść. Albo ty i ten stuknięty Murzyn, albo kot'. Nagadałam mu więc bzdur,
zamiast po prostu powiedzieć: 'Mama powiedziała, że mamy się wynosić my, albo
kot', wyolbrzymiłam tę sprawę do nieskończoności. Powiedziałam mu: 'Nazwała cię
czubkiem, hipisem i pasożytem, i tym podobne bzdury'. Dodałam coś na temat jego
muzyki. Wyolbrzymiłam to strasznie - opowiadała Faye - Wsiedliśmy z kotem do metra. Wsadziliśmy go do ogromnej szarej koperty,
jakich używa się w biurach. Kot wydrapał w niej dziurę. Nie wolno przewozić
zwierząt metrem. Wydrapał dziurę i kobieta naprzeciwko wybuchnęła śmiechem,
widząc małą czarną kocią główkę wystającą z torby. Roześmiała się na ten widok.
Chciałam złapać tę głowę, nie pilnując drugiego końca torby. I kotka uciekła.
Zauważył to konduktor. A my rzuciliśmy się, by ją złapać. Jimi śmiał się tak,
że nie był w stanie nic zrobić. Stał tylko i wyglądał, jakby miał się posikać.
Wrzeszczał ze śmiechu jak szalony. Wyrzucili nas na następnej stacji.
Musieliśmy wrócić do domu piechotą... Sprawa z kotką
zakończyła się, przekazaniem jej do schroniska ASPCA (Amerykańskiego Towarzystwa
Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt). ...Mieliśmy
ostatniego dolara i zastanawialiśmy się co kupić, kocie jedzenie czy dla nas
hot doga - wspominała Faye - Wzięli
od nas tego dolara i kotkę... Tego wieczoru Jimi, jak wspominała
Faye - Zagrał "Walking The Dog"
Rufusa Thomasa, będąc na scenie sam i tym występem powalił publiczność. Od
tamtej pory, ci ludzie, wiecie co mam na myśli, ludzie z najbliższego
sąsiedztwa, którzy zawsze przychodzą razem, stali się publicznością, która
zawsze czekała na jego występy. Od tamtej pory stawiali nam piwo. Kiedy
zobaczyli, co potrafi Jimi, zaczęli kupować nam piwo...
Przez kilka następnych dni Jimi i
Faye śpią na podłodze w garderobie Etty James, która opowiadała - Spotkałam w tym czasie Jimiego Hendrixa, nazywaliśmy go wtedy "Egg
Foo Yung", bo on jadał tylko chińską potrawę ze smażonego mięsa z cebulą i
ryżem. Każdej nocy jadał też jajka. Faye mówiła, że miał talent, ale moim
zdaniem wyglądał jak "roadie", techniczny pracujący w branży R&B.
Ktoś powiedział, że on potrafi zagrać bluesa w stylu Johna Lee Hookera - ale
wtedy nie szukaliśmy nikogo, kto by grał "country-bluesa", lecz
takich do wynajęcia. To znaczy, wtedy interesowała nas muzyka w stylu
"Isley Brothers"...
Jak z tego wspomnienia widać, Etta niezbyt przepadała za Jimim, jak
dodawała Faye - Musieliśmy wstawać i
wychodzić zanim Etta wróciła, bo nie chciała go widzieć w swojej garderobie. A
on był zrozpaczony. Nie tak wyobrażał sobie życie muzyka...
Na szczęście i ta sytuacja nie trwa długo.
Wspominała Faye - Potem na horyzoncie
pojawili się bracia Allen. Nie wiem, jak wyglądały ich rozmowy z Jimim, ale
wkrótce wszyscy zamieszkaliśmy razem... Wyprzedzając nieco kalendarz,
stanie się to dopiero w połowie 1965 roku, kiedy Faye z Jimim wprowadzi się do bliźniaków Arthura i
Alberta Allenów, znanych później jako Taharqa i Tunde-Ra Aleem, którzy utworzą
duet wokalny „Ghetto Fighters”, nagrają też kilka płyt, z najbardziej znaną
piosenką „Freedom”. Obaj bracia
występują również w klubach Harlemu, pomagając w chórkach innym, sławniejszym
artystom, chociaż wtedy porzucili muzykę na rzecz "dilerki", którą
prowadzili dla wspomnianego wcześniej "Fat" Jacka Taylora.
…Jimi
myślał, że my robimy coś nielegalnie, na czarno, a tutaj jedynym muzykiem, jest
on – opowiadał Albert - Mieszkał w
jednej części domu, my w drugiej. Widywaliśmy się, ale zanim się
zaprzyjaźniliśmy, patrzyliśmy na niego mówiąc 'Co on tu do cholery robi'.
'Arthur, znasz go' – pytałem brata. A Jimi nic nie mówił, tylko się przemykał z
gitarą. Czasem tylko rzucił na nas spojrzenie. Był bardzo nieśmiały i niepewny.
Kiedy mijał nasz pokój wyglądaliśmy na korytarz, żeby mu się przyjrzeć. Jego
dziewczyną była wtedy Faye. Wy mówicie na nią Fayne, ale my nazywaliśmy ją
Faye. No więc Faye wychodziła za nim z pokoju, nie gasiła światła na korytarzu.
Była złośliwa... Albert dodał, że Jimi w swoim pokoju przez cały czas
przesłuchiwał płyty bluesowe - Miał ich
chyba tysiące. Od tej pory, go pokochaliśmy...Tak więc, dzięki muzyce, lody
między braćmi Allen i Hendrixem zostają przełamane.
Po kilku miesiącach znajomości z
Hendrixem, zapewne dzięki jego wpływowi, bracia Allen wrócą do muzyki i razem z
nim wyruszą na trasę po całym stanie z "Panterą", egzotyczną tancerką
z wężem, jak wspominał Tunde-Ra - Jimi
czasem dołączał do nas i grał w tle jako akompaniator. Nazywaliśmy go Złą
Czarownicą ze Wschodu, nosił wtedy taki dziwny kapelusz... Albert Allen wspominał,
jak po raz pierwszy spotkał Jimiego – Bardzo
się sobą przejmował. Piekielnie się przejmował swoimi ciuchami, bo, rozumiecie,
był jakby inny, jakby odstawał. Szczególnie od braci z dzielnicy. Był bardzo
uczulony na to, w jakich miejscach chciałby się znaleźć i wyobrażał sobie, że
tam ludzie będą go lepiej tolerować. Bo wtopi się w tłum, kapujecie, co się
wcale nie stało, bo wciąż z niego wystawał…