15 grudnia 1961 r. Jimi pożycza
aparat fotograficzny, aby zrobić zdjęcie skaczącemu koledze – Jak spadł to zrobił „plask” – napisał
na odwrocie zdjęcia, które wysłał do ojca. Na następnych dwóch zdjęciach, które
zrobi, widać jak na linie opadają dwaj skaczący koledzy żołnierze. I pozwala
sobie na uwagę - Było jedno takie
ćwiczenie, które nazywaliśmy "wisielcze tortury". Wisiało się w
uprzęży spadochronowej kilka centymetrów nad samą ziemią. Bywało, że trzeba
było tak dyndać przez godzinę, a jeśli uprząż przekrzywiła się choćby odrobinę,
męka była nie do wytrzymania. A na jej założenie miało się mniej więcej trzy
sekundy... Niestety polityczna sytuacja na świecie wcale nie jest spokojna,
wzrasta bowiem napięcie na granicy koreańskiej, w Azji południowo-wschodniej,
we wschodniej Europie oraz na Kubie. Jimi zaczyna mieć coraz większe obawy
związane ze służbą wojskową. Zastanawia się, czy pięćdziesiąt dolarów żołdu,
jakie otrzymuje co miesiąc, warte jest ryzyka. Wspominał później - Musiałem kupić dwie pary butów do skakania,
cztery mundury polowe i dwadzieścia naszywek z orłem. To godło 101 Dywizji...
Tuż
przed Bożym Narodzeniem 1961 roku, 21 grudnia, po kolejnym skoku, który także
uwiecznia na dwóch zdjęciach, pisze do ciotki Delores - Jestem w najlepszej formacji na świecie, jak się coś zacznie, pójdziemy
na pierwszy ogień... Przez kolejne tygodnie wykonuje skoki, czasem, jak
piątego marca 1962 r., robi też zdjęcia. Wcześniej, bo w czwartek jedenastego
stycznia, z rąk majora W.G. Richa Jimi otrzymuje uroczyście emblemat
"Krzyczącego Orła". Pisze do ojca - Udało się po ośmiu miesiącach i ośmiu dniach –dodając - Będę musiał pojechać do domu, choć na chwilę. Miewam sny o tobie i
Leonie... Al Hendrix zapamiętał te listy od syna,
przypominały mu własne, które wysyłał do Lucille dwadzieścia lat wcześniej. Ten
ostatni, wysłany w środę 17 stycznia Jimi kończył słowami - Mam nadzieję, że jak najszybciej przyślesz
mi gitarę. Naprawdę muszę ją teraz mieć. Jest wciąż w domu Betty...
Przez następne dni
- 12, 13 i 16 stycznia - zdaje cztery testy GED (General Educational
Development), awansuje również na stopień starszego szeregowca. Wysyła też
kolejne listy do ojca i do Betty. Ojca prosi, aby - Mimo wszystko nie wspominał Betty, o czym napisałem ostatnio - mogłaby
się wściekać... Al uzupełniał - Gdy wysłałem
Jimiemu gitarę, poznał
wiele muzyków w
wojsku. To tam poznał Billy'ego Coxa, który grał na basie. Gdy Jimi
brał urlop na weekend i razem udawali się do miasta, zabierał ze sobą gitarę,
aby w klubach poprosić niektórych
facetów, czy mógłby tam z nimi zagrać.
Tam właśnie zdobył duże doświadczenie...
Po
raz pierwszy pojawia się tu nazwisko muzyka, który będzie nie tylko kolegą z
wojska i przyjacielem Jimiego Hendrixa,
ale również będzie z nim grał w różnych okresach jego życia. Billy Cox, tak jak
Hendrix, trafił do 101 Dywizji Powietrzno-Desantowej. Był basistą, to już wiemy
z tego wspomnienia Ala, ponadto był o rok starszy od Jimiego Hendrixa, ale w
przeciwieństwie do niego, pochodził z rodziny mającej związki z muzyką. Jego
matka była klasyczną pianistką, a jeden z jego wujów grał na saksofonie w
orkiestrze Duke'a Ellingtona. Billy urodził się w Wheeling,
koło Pittsburga, w Zachodniej Wirginii. Ojciec był pastorem w kościele
baptystów, zarazem nauczycielem matematyki. Muzyczną edukację Billy zaczął
bardzo wcześnie od skrzypiec - Wtedy miałem dwanaście
lat, zaś potem przeniosłem
się na fortepian, suzafon,
saksofon barytonowy i trąbkę. Ale cały ten
czas szukałem instrumentu, tęskniłem za takim, który byłby, tak to
czułem, dla "mnie". Kiedy byłem
w ostatniej klasie szkoły
średniej, usłyszałem grający trzy przecznice dalej
kontrabas elektryczny. Występował słynny R&B zespół Lloyda Price'a. Bardzo
mi się spodobało jego brzmienie... Właśnie
wtedy Billy zakochał się w
muzyce R&B i bluesie. Początkowo grał w szkolnej orkiestrze symfonicznej,
ale został z niej wyrzucony, gdyż, jak przyznał w wywiadzie w 2009 roku - Chcieli, żebym grał smyczkiem..
Billy
jednak, pod wpływem wybitnych kontrabasistów jazzowych Ray'a Browna i Charlesa
Mingusa oraz Monka Montgomery'ego, brata słynnego gitarzysty Wesa, zaczął grać
trzymając swój instrument pionowo, szarpiąc struny palcami. Cały czas się uczył, zarówno w
szkole, jak i na estradzie oraz w studiu nagraniowym. Zanim został wcielony do
armii, regularnie w sobotnie popołudnia brał udział w jamach w King
Studios w Nashville, około pięćdziesięciu pięciu mil od bazy w
Campbell.
DJ (deejay)
czyli prezenter Bill „Hoss” Allen z miejscowej rozgłośni WLAC-AM (o mocy 50.000
wat), nagrywał te próby na taśmie i po ich opracowaniu rozsyłał do lokalnych
stacji radiowych. Trzeba dodać, że w latach 50. ub. stulecia Allen nadawał w
swoich programach Dunder The Covers Club nagrania Chucka Berry’ego, Jimmy’ego
Reeda, Lighnin’ Hopkinsa, Etty James oraz wielu innych wykonawców, dzięki czemu
wiele z ich płyt trafiało na listy przebojów. Rozgłośnia WLAC na początku lat 60.
XX wieku nadawała głównie muzykę R&B i gospel na Wschód, Południe i część
Środkowego Zachodu. Słychać ją było także na Karaibach a nawet w Kanadzie. Billy Cox tak jak Jimi,
zaciągnął się sam do armii, aby uniknąć komplikacji w przyszłości - Wtedy, jak przypuszczałem,
jeszcze nic mi nie groziło. Później mogliby wysłać mnie tam, gdzie chcieli. I
choć wojsko było dla mnie jak więzienie, mam klaustrofobię, szybko chciałem
mieć to za sobą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz