poniedziałek, 8 czerwca 2020

W życiu Jimiego Hendrixa pojawia się Billy Cox


15 grudnia 1961 r. Jimi pożycza aparat fotograficzny, aby zrobić zdjęcie skaczącemu koledze – Jak spadł to zrobił „plask” – napisał na odwrocie zdjęcia, które wysłał do ojca. Na następnych dwóch zdjęciach, które zrobi, widać jak na linie opadają dwaj skaczący koledzy żołnierze. I pozwala sobie na uwagę - Było jedno takie ćwiczenie, które nazywaliśmy "wisielcze tortury". Wisiało się w uprzęży spadochronowej kilka centymetrów nad samą ziemią. Bywało, że trzeba było tak dyndać przez godzinę, a jeśli uprząż przekrzywiła się choćby odrobinę, męka była nie do wytrzymania. A na jej założenie miało się mniej więcej trzy sekundy... Niestety polityczna sytuacja na świecie wcale nie jest spokojna, wzrasta bowiem napięcie na granicy koreańskiej, w Azji południowo-wschodniej, we wschodniej Europie oraz na Kubie. Jimi zaczyna mieć coraz większe obawy związane ze służbą wojskową. Zastanawia się, czy pięćdziesiąt dolarów żołdu, jakie otrzymuje co miesiąc, warte jest ryzyka. Wspominał później - Musiałem kupić dwie pary butów do skakania, cztery mundury polowe i dwadzieścia naszywek z orłem. To godło 101 Dywizji...
            Tuż przed Bożym Narodzeniem 1961 roku, 21 grudnia, po kolejnym skoku, który także uwiecznia na dwóch zdjęciach, pisze do ciotki Delores - Jestem w najlepszej formacji na świecie, jak się coś zacznie, pójdziemy na pierwszy ogień... Przez kolejne tygodnie wykonuje skoki, czasem, jak piątego marca 1962 r., robi też zdjęcia. Wcześniej, bo w czwartek jedenastego stycznia, z rąk majora W.G. Richa Jimi otrzymuje uroczyście emblemat "Krzyczącego Orła". Pisze do ojca - Udało się po ośmiu miesiącach i ośmiu dniach  dodając - Będę musiał pojechać do domu, choć na chwilę. Miewam sny o tobie i Leonie...  Al Hendrix zapamiętał te listy od syna, przypominały mu własne, które wysyłał do Lucille dwadzieścia lat wcześniej. Ten ostatni, wysłany w środę 17 stycznia Jimi kończył słowami - Mam nadzieję, że jak najszybciej przyślesz mi gitarę. Naprawdę muszę ją teraz mieć. Jest wciąż w domu Betty...
            Przez następne dni - 12, 13 i 16 stycznia - zdaje cztery testy GED (General Educational Development), awansuje również na stopień starszego szeregowca. Wysyła też kolejne listy do ojca i do Betty. Ojca prosi, aby - Mimo wszystko nie wspominał Betty, o czym napisałem ostatnio - mogłaby się wściekać... Al uzupełniał - Gdy wysłałem Jimiemu gitarę, poznał wiele muzyków w wojsku. To tam poznał Billy'ego Coxa, który grał na basie. Gdy Jimi brał urlop na weekend i razem udawali się do miasta, zabierał ze sobą gitarę, aby w klubach poprosić niektórych facetów, czy mógłby tam z nimi zagrać. Tam właśnie zdobył duże doświadczenie...
            Po raz pierwszy pojawia się tu nazwisko muzyka, który będzie nie tylko kolegą z wojska i  przyjacielem Jimiego Hendrixa, ale również będzie z nim grał w różnych okresach jego życia. Billy Cox, tak jak Hendrix, trafił do 101 Dywizji Powietrzno-Desantowej. Był basistą, to już wiemy z tego wspomnienia Ala, ponadto był o rok starszy od Jimiego Hendrixa, ale w przeciwieństwie do niego, pochodził z rodziny mającej związki z muzyką. Jego matka była klasyczną pianistką, a jeden z jego wujów grał na saksofonie w orkiestrze Duke'a Ellingtona. Billy urodził się w Wheeling, koło Pittsburga, w Zachodniej Wirginii. Ojciec był pastorem w kościele baptystów, zarazem nauczycielem matematyki. Muzyczną edukację Billy zaczął bardzo wcześnie od skrzypiec - Wtedy miałem dwanaście lat, zaś potem przeniosłem się na fortepian, suzafon, saksofon barytonowy i trąbkę. Ale cały ten czas szukałem instrumentu, tęskniłem za takim, który byłby, tak to czułem, dla "mnie". Kiedy byłem w ostatniej klasie szkoły średniej, usłyszałem grający trzy przecznice dalej kontrabas elektryczny. Występował słynny R&B zespół Lloyda Price'a. Bardzo mi się spodobało jego brzmienie... Właśnie wtedy Billy zakochał się w muzyce R&B i bluesie. Początkowo grał w szkolnej orkiestrze symfonicznej, ale został z niej wyrzucony, gdyż, jak przyznał w wywiadzie w 2009 roku - Chcieli, żebym grał smyczkiem..
            Billy jednak, pod wpływem wybitnych kontrabasistów jazzowych Ray'a Browna i Charlesa Mingusa oraz Monka Montgomery'ego, brata słynnego gitarzysty Wesa, zaczął grać trzymając swój instrument pionowo, szarpiąc struny palcami.  Cały czas się uczył, zarówno w szkole, jak i na estradzie oraz w studiu nagraniowym. Zanim został wcielony do armii, regularnie w sobotnie popołudnia brał udział w jamach w King Studios w Nashville, około pięćdziesięciu pięciu mil od bazy w Campbell.
            DJ (deejay) czyli prezenter Bill „Hoss” Allen z miejscowej rozgłośni WLAC-AM (o mocy 50.000 wat), nagrywał te próby na taśmie i po ich opracowaniu rozsyłał do lokalnych stacji radiowych. Trzeba dodać, że w latach 50. ub. stulecia Allen nadawał w swoich programach Dunder The Covers Club nagrania Chucka Berry’ego, Jimmy’ego Reeda, Lighnin’ Hopkinsa, Etty James oraz wielu innych wykonawców, dzięki czemu wiele z ich płyt trafiało na listy przebojów. Rozgłośnia WLAC na początku lat 60. XX wieku nadawała głównie muzykę R&B i gospel na Wschód, Południe i część Środkowego Zachodu. Słychać ją było także na Karaibach a nawet w Kanadzie. Billy Cox tak jak Jimi, zaciągnął się sam do armii, aby uniknąć komplikacji w przyszłości - Wtedy, jak przypuszczałem, jeszcze nic mi nie groziło. Później mogliby wysłać mnie tam, gdzie chcieli. I choć wojsko było dla mnie jak więzienie, mam klaustrofobię, szybko chciałem mieć to za sobą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz