wtorek, 9 czerwca 2020

O Billym Coxie ciąg dalszy


Pewnego deszczowego listopadowego dnia 1961 roku Billy Cox powracał do jednostki z kina, w którym wraz z kolegami obejrzał film z Johnem Waynem - Wracałem do swojej kompanii i musiałem przejść obok kantyny numer 1. Stanąłem w progu, aby przeczekać ulewę i wtedy usłyszałem dobiegający z wnętrza dźwięk gitary. Czegoś takiego nigdy dotąd ludzkie ucho nie słyszało. To było gdzieś pomiędzy Beethovenem, a Johnem Lee Hookerem. Pomyślałem, że ten co gra, to musi być niezwykły gość. Wszedłem do środka. Stał tam facet z gitarą, chyba Danelectro...
            Harry Shapiro podaje, że to była czerwona gitara.  ...Grał tylko trzy dźwięki - dodawał Billy Cox - ale było w nim coś niesamowitego. To był Jimi. Powiedziałem: 'Jestem Billy Cox i gram na basie'. Pożyczyłem bas, spróbowałem kilka taktów, szybko się dopasowaliśmy i zaczęliśmy razem grać. W wojsku przez jakiś czas nie grałem, ale kiedy usłyszałem Jimiego, moje zainteresowanie do muzyki gwałtownie powróciło. Jimi był wtedy dopiero w początkowym stadium, ale w jego grze usłyszałem coś, czego chyba nikt inny do tej pory nie usłyszał. To było całkiem sympatyczne granie, więc postanowiliśmy razem założyć zespół z żołnierzy, którzy tutaj byli...
            Co do gitary Danelectro Jimiego Hendrixa,  w różnych jego biografiach podawane są różne daty, kiedy wysłana przez ojca z Seattle dotarła do niego, do fortu Campbell. Jak wynika to z książki Ala Hendrixa, nastąpiło to prawdopodobnie dopiero w styczniu 1962, Jimi mógł więc tamtego listopadowego dnia grać na innej gitarze.
            ...W jednostce w kantynach można było wypożyczyć instrumenty - wspominał Billy Cox. Jednak zdaniem Stevena Roby'ego, czy Harry'ego Shapiro z opowieści o pierwszym spotkaniu Jimiego z Billym Coxem wynika, iż czerwona Danelectro znalazła się w jego rękach już w listopadzie 1961 roku. Keith Shadwick ma jednak wątpliwości, pisząc, że dopiero po siedemnastym stycznia 1962 roku zwierzchnicy Jimiego pozwolili mu na sprowadzenie do fortu gitary. ...Kiedy otworzył paczkę i ujrzał czerwoną gitarę, dotykając strun, poczuł ogromną radość. Nie miał wzmacniacza, ale natychmiast, przebierając palcami przypomniał sobie jakiegoś starego bluesa. Teraz już wiedział, że jedyne czego pragnie, to grać na gitarze...
            Tak czy inaczej, jak opowiadał Billy Cox - Po kilku próbach zaczęłiśmy grać w klubach oficerskich i w różnych innych miejscach. Szło nam całkiem nieźle... W zespole znalazł się kolega z jednostki, perkusista Gary Ferguson z Toledo w Ohio, a już trzy tygodnie później, w styczniu trio nazwane "The Casuals" rozpoczyna próby zaś wkrótce potem występuje już w klubach oficerskich nr 1 i 2. Szefem zespołu, po raz pierwszy w życiu, zostaje Jimi Hendrix. Opowiadał Billy Cox - Któregoś dnia trafili do nas kolesie z Clarksville. Jak nas usłyszeli, powiedzieli, że fajnie, gdybyśmy przyjechali do nich, do miasta, więc dokooptowaliśmy saksofonistę majora Charlesa Washingtona... Charles Washington dodawał - Byłem saksofonistą i założyłem zespół. Grali ze mną Jimi Hendrix i Billy Cox. 47 Zaczęliśmy występy w klubach dla żołnierzy, ale niemal wszędzie nas wyrzucano, gdyż graliśmy naprawdę głośno Jimi robił wtedy niezłe numery. Był leworęczny, ale grał na gitarze przeznaczonej dla praworęcznych, na której przełożył struny, odwrotnie, niż w normalnym instrumencie. I tak się działo, że niemal zawsze przed występem, zastawiał tę gitarę, i zespół musiał się składać, żeby ją stamtąd wykupić. Pożyczenie innej gitary nigdy nie było brane pod uwagę. Jimi musiał grać na swoim instrumencie. Myślę, że Jimi robił to specjalnie, na złość zespołowi…
            W rzeczy samej, często nie mając grosza, Jimi zastawiał swoją gitarę w okolicznych lombardach, a potem, kiedy chciał ją dostać z powrotem, na następna fuchę, mówił, że nie będzie grać na żadnej innej, zmuszając członków zespołu, aby złożyli się na wykup. Major Washington wspominał – Pod wieloma względami nigdy nie był jednym z nas. Mocno koncentrował się na swej muzyce i czasem nawet nie włączał się w te rozmowy, które zazwyczaj prowadzi grupka facetów. Czasami sprawiał wrażenie nieobecnego. Jako kumple często gawędziliśmy o niczym. Jimi zazwyczaj stał z boku i uważnie nam się przyglądał. Nie pytaliśmy go o czym myśli. Żył we własnym świecie. Nigdy nie poznałem go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, o czym tak naprawdę myślał...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz