Niektórzy biografowie podają, że
w tym samym miesiącu, czyli w listopadzie 1962 roku Jimi bierze udział w
pierwszej w swoim życiu profesjonalnej sesji nagraniowej. Jednak tak jak Steven
Roby i Brad Schreiber uważam jednak, że dojdzie do niej kilka miesięcy później,
więc jej (dokładniej ich, bo będą cztery).
We wczesnych nagraniach, czy
występach scenicznych Jimi Hendrix uważany był za dzikiego faceta, choć bardzo
utalentowanego. Z tamtej sesji nagraniowej wyciągnie jednak stosowne wnioski,
kiedy później będzie uczyć młodego gitarzystę Velverta Turnera, zwróci mu
uwagę, że najważniejsza jest umiejętność grania akordów. Turner wspominał jego
słowa - Każdy kładzie duży nacisk na
solówkę, ale najważniejsze są akordy. Bo wtedy spokojnie możesz malować kolory
i zagrać znakomite solo. Akordy są najważniejsze. Przez połowę życia grałem w
różnych zespołach tylko akordy...
W tamtym czasie
Billy Cox, niestety bez Hendrixa, weźmie udział w telewizyjnym programie „The!!!
Beat”, jak stwierdził "Hoss" Allen – Pierwszym programie dla „czarnych” w Nashville… Trzeba tu dodać, że
wspomniany już wcześniej Hoss Allen był pierwszym, który poznał się na Johnnym
Jonesie i w latach 1962 i 1963 wyprodukował jego dwa pierwsze single, które
nagrał z "Imperial Seven". Były to: w 1962 r. dla firmy Athens
"Soft Shoe"/"Midnight Tom", w rok później
dla Hermitage
Records, z Billy'm Coxem na basie - "Really" (Parts 1
& 2).
O
barwnej karierze zespołu "The King Kasuals", który działać będzie aż
do 1968 roku w różnych składach, "Hoss" Allen opowiadał mnóstwo
anegdot, w tym także tę o pierwszej sesji Jimiego Hendrixa, sesji, która jak
pamiętał zaczęła się o w listopadzie 1962. Niektórzy biografowie uważają, że
stało się to rok później, dlatego, że Allen nie pracował dla WLAC
między 1960, a
sierpniem 1963 roku, a w tym czasie zatrudniony był w firmie Chess
Records. Poza tym, jak wspominał Wes Smith - Allen był niewiarygodny, mocno wtedy pił, a jego działanie było mocno
podkoloryzowane... Allen wspominał, że tamta sesja zaczęła się o pierwszej
w nocy i trwała aż do późnych nocnych godzin. Niestety dokładna data tej sesji
nie jest dziś do ustalenia, pewnie dlatego, że zakończyła się wykasowaniem gry
Hendrixa. Jak napisał Keith Shadwick - Warto
rozważyć, czy sesja nie odbyła się późną jesienią 1963 roku i czy nie wtedy
Frank Howard nagrał singla z piosenkami "I'm So Glad" i "I'm
Sorry For You", zapisana
jako sesja Billy'ego Coxa dla King
Records... Obie, podpisane jako kompozycje Coxa, wydane zostaną dużo
później w Nowym Jorku. Ta firma King Records z Cincinatti, dla
której wtedy nagrywał Frank Howard z Billym Coxem, należała do Syda Nathana,
który miał także spore sukcesy jako wydawca płyt artystów country & western
i rhythm & bluesowych (wydawane później zarówno przez King jak i Federal).
Byli to: James Brown,
"Hank Ballard & The Midnighters", Little Willie John oraz Freddie
King. Płyty rozprowadzano głównie w Nashville, gdzie mieściła się
centrala King Records.
Niezależnie
jednak, czy pierwsza zawodowa sesja Jimiego Hendrixa odbyła się w listopadzie
1962 roku (jak twierdzą Johnny Black oraz Tony Brown, czy też dziewięć miesięcy później, w sierpniu 1963), w połowie
listopada 1962 przy Del Morocco powstaje nowy skład „The King Kasuals”, który gra w
tygodniu tam wszędzie, gdzie tylko znajdzie miejsce, zaś w weekendy oczywiście
pracuje w klubie Del. W tej nowej "odsłonie" zespołu są: Harry
Batchelor (voc), Billy Cox (gb), Jimi Hendrix (g), Buford Majors (sax),
Alphonso „Baby Boo” Young (g) oraz Harold Nesbit (dr). (Roby) …Jimi nie chciał
śpiewać, a ze mnie, gdy to robiłem wszyscy się śmiali, zaangażowaliśmy więc
Harry’ego Batchelora – opowiadał Billy Cox - Mieliśmy w składzie dwie gitary,
bas, perkusję i saksofon... W
wydanej w 2012 roku książce "A Brother's Story" (w
Polsce ukazała się pod tytułem "Oczami
brata"), Leon Hendrix opowie, że Jimi od czasu do czasu dzwonił
do niego i śpiewał mu swoje piosenki przez
telefon. Najprawdopodobniej było to jednak wtedy, gdy
brat stał się już profesjonalistą. Jimi zresztą nie
miał słodkiego, silnego szerokiego głosu wokalistów gospel, którzy najczęściej śpiewali wtedy
w zespołach bluesowych, czy R&B, a inni muzycy woleli nie wydawać głosu.
Johnny Jones opowiadał - Nigdy
nie słyszałem,
jak śpiewał. Jednak raz,
kiedy usłyszałeś jak śpiewa, to
od razu wiedziałeś, dlaczego nie był
piosenkarzem...
We
wtorek 27 listopada 1962 roku Jimi wraz z Billym Coxem obchodzi swoje dwudzieste
urodziny. Niestety, nie ma zbyt wielu powodów do radości. Pieniądze, które
otrzymuje z grania ledwo starczają na przeżycie, do tego dochodzą problemy,
które na Południu dotykają szczególnie kolorową społeczność Ameryki. Jakie? W
gazecie Nashville Tennessean trzeciego grudnia 1962 ukazuje się
artykuł, że różne organizacje urządzają protesty przeciwko segregacji rasowej. Jimi
sarkastycznie opowiadał – W każdą
niedzielę po południu jechaliśmy do śródmieścia, żeby obejrzeć sobie zamieszki
na tle rasowym. Dzwoniło się do znajomych i mówiło: ‘Przyjdźcie wieczorem,
będziemy na was krzyczeć’. Zabieraliśmy koszyk piknikowy, bo w restauracjach
nie chcieli nas obsługiwać. Jedna grupa stawała po jednej stronie ulicy, a
reszta – po drugiej. Rzucali wyzwiskami, obrażali matki swoich przeciwników.
Czasem ktoś kogoś dźgnął nożem. Trwało to kilka godzin, a potem wszyscy
przenosiliśmy się do jakiegoś klubu, żeby się nawalić. Czasami, kiedy w
niedzielę leciał jakiś dobry film, nie było żadnych zamieszek...
Jeden
z protestów odbywa się wtedy w restauracji Herschela Tic Toc na Church Street,
gdzie dyskryminowani są czarni klienci. …Nie
będziemy obsługiwać czarnuchów 85 – wrzeszczy jeden z
restauratorów zidentyfikowany jako „Johnny Rebel”, a po chwili sięga po
gaśnicę, kierując ją w stronę demonstrantów, których policja aresztuje za
nielegalną demonstrację. Zwolniono ich niebawem za kaucją, wynosząca po pięć
dolarów od osoby. Im więcej jednak protestowała murzyńska społeczność, tym
brutalniej wkraczała policja. Zniesmaczeni tym Jimi i Billy ignorowali
tabliczki z napisem "Tylko dla białych" i któregoś dnia obu
aresztowano. Billy Cox wspominał - Wtedy
to była poważna sprawa. Kiedy Jimi znalazł się w Nashville, siadaliśmy tam,
gdzie chcieliśmy i nikt nam nie wciskał kitu... Na szczęście dla obu,
sprawę załatwia "wujaszek" Teddy Acklen, Murzyn o bardzo jasnej
karnacji, który współpracuje z władzami i ma bardzo dobre stosunki z
oficjelami. Dzięki jego interwencji zarzuty wobec Jimiego i Billy'ego zostają
oddalone, muszą tylko zapłacić grzywnę. ...Napisał
mi, że właściciel potrąci kaucję z ich zarobku - wspominał list od syna Al
Hendrix, bo Jimi po opuszczeniu więzienia napisał - Nie myślałem, o tym co robię. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie
zrobię niczego złego... Ojciec rozumie jednak syna, gdyż sam ma takie jak
on poglądy i doskonale pamięta, co spotkało go, kiedy w 1942 roku jechał do
bazy wojskowej na Południu, zatem odpisał Jimiemu - 'Powstań i walcz o swoje prawa'...
23 i 24 grudnia
1962 roku przez dwa wieczory przed Bożym Narodzeniem „The King Kasuals”
występuje w klubie Del Morocco, w składzie: Jimi, "Baby Boo" Young (g),
Billy Cox (gb), Buford Majors (sax), Raymond Belts (taniec) oraz
niezidentyfikowany perkusista. Belts
jest również konferansjerem. Jak wspominał Cox – Graliśmy wtedy głównie „covery”: „Blue Suede Shoes”, „Green Onions”, „Let The Good Times Roll”,
“Poison Ivy”, “Hey Bo Diddley”, "Tutti Frutti”, “Stand By Me”,
“Twist And Shout”, “I’m A Man” czy “What’d I Say”... Takie były czasy, jak dodawał
Earl Gaines - Wszyscy grali w klubach piosenki Fatsa
Domino, Little Richarda, B.B. Kinga - wszyscy...
„The King Kasuals”
gra też całe serie koncertów w klubach muzycznych kilkaset mil od Nashville. Przede
wszystkim jednak Jimi z Billy’m i kolegami z grupy grają w „Del Morocco” w lokalach
przeznaczonych dla kolorowej społeczności. Niestety, chociaż zespół ma stały
angaż w klubie Del Morocco i grają w nim zupełnie dobrzy muzycy, dni tej grupy
są już policzone, a kiedy okazuje się, że nie osiągną tutaj niczego więcej,
Jimi poddaje się, pożycza pieniądze i jedzie do Vancouver do babci Nory.
Leon
Hendrix uzupełniał – Brat grywał z
zespołem "The King Kasuals" wzdłuż chitlin’ circuit, napotykając po
drodze takie legendy gitary jak B.B. King czy Albert King. Mimo to sytuacja nie
należała do łatwych. Z przesłanych od czasu do czasu kartek wyczytałem między
słowami, że dobra passa dobiegła końca i teraz głównie walczy o przetrwanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz