poniedziałek, 29 czerwca 2020

Ponownie w Nashville

...Gdy (Jimi) znudził się sceną w Vancouver, powrócił na Południe, na "Chitlin’ Circuit", do "The King Kasuals", którzy towarzyszyli w trasie popularnemu śpiewakowi soulowemu, Solomonowi Burke’owi...      
            Na początku 1963 roku, po wizycie w Vancouver i Chicago, Jimi wraca do Nashville, aby tu dalej doskonalić swój styl grając z każdym, kto odwiedza miasto i kto będzie chciał grać bluesa, soul i R & B. Ma tam kilku przyjaciół, wielu znajomych i sporo fanów, zwłaszcza fanek. Trzyma się razem z Billym, obdzielają się pseudonimami, Jimi jest "Woody Woodpecker", Billy'ego nazywa "Charlie Chicken". Ale Jimi chce coraz więcej, już nie wystarcza mu granie tego samego, szuka muzyków, którzy słyszą to co on i mają ambicje, grania nie tylko za i dla pieniędzy. Jimmy Church wspominał -  Bardzo często zdarzało się, że gdy grał swoją gitarową solówkę, zapominał, że jest w zespole...
            W styczniu 1963 roku, w Del Marocco ktoś robi zdjęcie zespołowi "The King Kasuals". Widnieją na nim:  Jimi Hendrix, Alphonso "Baby Boo" Young (druga gitara), Billy Cox, niezidentyfikowany perkusista (prawdopodobnie kolega z wojska) i słabo widoczny Buford Majors na saksofonie. To zdjęcie Jimi wysyła do Seattle, do ojca, pisząc na odwrocie - 'Tato, oto zdjęcie naszego zespołu o nazwie "The King Kasuals". To jest jeden z dwóch najlepszych zespołów R&B w Nashville'...
            Widział Hendrixa wtedy Larry Perigo – Ostatni raz widziałem go, jak szedł ulicą Jefferson z gitarą w ręku, a nie w futerale, za nim po chodniku ciągnął się przewód podłączony do wzmacniacza... Wspominany już wcześniej Jimmy Church dodawał – (Jimi) grał na gitarze zębami. Larry Lee grał też zębami. Grał z gitarą za plecami. Larry Lee mógł zrobić to samo. Więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jimi był w porządku, ale miał problemy z uzyskaniem stałego angażu w jakimkolwiek miejscu w Nashville. Aby tak się stało, musiał znaleźć kogoś, kto grałby na gitarze rytm. I wcale nie chodzi o to, że był czarny. Owszem był leworęczny, miał trochę zniewieściały sposób poruszania się i łagodnego mówienia, uśmiechał się. Ale gdy był na scenie, zupełnie się zmieniał, kiedy machnął językiem, to podniecał dziewczyny. Okazywało się, że one lubią nie tylko facetów w stylu macho...
            Szansa na zmianę sytuacji pojawia się, kiedy popularny w okolicy zespół "The Continentials" traci swego gitarzystę, który odszedł do grupy jazzowej. Zespół jest mieszany, w jego składzie jest trzech białych muzyków i trzech czarnych. W związku z tym, grając w Nashville w klubach dla białych ma czasem sporo problemów. Rasistowska widownia wzywa bowiem policję, która doprowadza do zakończenia występu. Larry Perigo, biały saksofonista "The Continentials" zagaduje "wujka" Teddy'ego Acklena, czy nie zna jakiegoś bezrobotnego gitarzysty, który mógłby wraz z nimi grać na czterotygodniowym kontrakcie w Del Morocco.  Opowiadał potem - Właściciel klubu wspomniał gościa, który pomieszkuje w jego domach, pracuje jako czyściciel, ale gra też na gitarze. Powiedział: 'Nie wiem, czy zechce z wami popracować, ale spróbuj dopóki nie znajdziesz kogoś innego, a ja mu zapłacę'...
            Przez najbliższe cztery tygodnie Jimi gra w zespole "The Continentals", zaś w środy i czwartki w Del Morocco jako członek "The King Kasuals", akompaniuje gwiazdom zaproszonym przez Acklena. ...Jimi - jak wspominał Perigo - był najczęściej gitarzystą rytmicznym, ale czasem odgrywał swoje krótkie, szalone solówki. Był zresztą dziwny. W rozmowie z tobą, zawsze układał usta, jakby chciał gwizdnąć, a nawet, kiedy oznajmiał: 'Idę na lunch', mówił to, jakby zwierzał się z wielkiej tajemnicy. Nigdy z nami nie śpiewał z nami. Nawet nie wiedzieliśmy, że potrafi... Czasem jednak, kiedy nadchodziła pora występu, Jimi oznajmiał, że nie ma na czym grać, bo zastawił gitarę w lombardzie. I wtedy polecał swojego kumpla Larry'ego Lee, który sam przyznawał, że należał wtedy do najsłabszych gitarzystów Nashville. Larry Perigo wspominał - Kiedy zdarzyło się to pierwszy raz, powiedziałem Jimiemu: 'Zrób coś. Ten facet jest do kitu'. Jimi wziął gitarę Larry'ego, przełożył ją odwrotnie, ale struny były teraz do góry nogami. Mimo to, przez resztę wieczoru grał fantastycznie. Potem mi powiedział, że tak się nauczył, ale przekładał struny, ponieważ wtedy mógł grać to, co zaobserwował u praworęcznych gitarzystów...
            Klub Del Morocco był świetnym miejscem, lecz płacono tam niewiele, zatem Cox i Jimi rozglądali się za innymi miejscami, gdzie mogliby dorobić. Larry Perigo podał im kontakt do Joela Vradenburga, właściciela dwóch klubów The Sandpiper i Baron On był facetem, który strasznie manipulował ludźmi, zwłaszcza muzykami jacy grali u niego. Przerzucał zespoły z jednego swojego klubu do drugiego, dzięki czemu w każdym grały po dwa, ale on im za to wcale dodatkowo nie płacił.  W końcu, wszystkie kluby na Printer's Alley były jego, Vrandenburga, także i Skull’s Rainbow Room, z muzyką na żywo, lecz gdzie przede wszystkim występowały tancerki egzotyczne...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz