...Gdy (Jimi) znudził się sceną w Vancouver, powrócił na Południe, na "Chitlin’
Circuit", do "The King Kasuals", którzy towarzyszyli w trasie
popularnemu śpiewakowi soulowemu, Solomonowi Burke’owi...
Na początku 1963
roku, po wizycie w Vancouver i Chicago, Jimi wraca do
Nashville, aby tu dalej doskonalić swój styl grając
z każdym, kto odwiedza miasto i kto
będzie chciał grać bluesa, soul i
R & B. Ma
tam kilku przyjaciół, wielu znajomych i sporo fanów, zwłaszcza fanek. Trzyma
się razem z Billym, obdzielają się pseudonimami, Jimi jest "Woody
Woodpecker", Billy'ego nazywa
"Charlie Chicken". Ale Jimi chce coraz
więcej, już nie wystarcza mu granie tego samego, szuka muzyków, którzy słyszą
to co on i mają ambicje, grania nie tylko za i dla pieniędzy. Jimmy Church
wspominał - Bardzo często zdarzało się, że gdy grał
swoją gitarową solówkę, zapominał, że jest w zespole...
W
styczniu 1963 roku, w Del Marocco ktoś robi zdjęcie
zespołowi "The King Kasuals". Widnieją na nim: Jimi Hendrix, Alphonso "Baby Boo"
Young (druga gitara), Billy Cox, niezidentyfikowany perkusista (prawdopodobnie
kolega z wojska) i słabo widoczny Buford Majors na saksofonie. To zdjęcie Jimi
wysyła do Seattle, do ojca, pisząc na odwrocie - 'Tato, oto zdjęcie naszego
zespołu o nazwie "The King Kasuals". To
jest jeden z dwóch najlepszych zespołów
R&B w Nashville'...
Widział Hendrixa
wtedy Larry Perigo – Ostatni
raz widziałem go, jak szedł
ulicą Jefferson z
gitarą w ręku, a nie w futerale, za
nim po chodniku ciągnął się przewód podłączony do wzmacniacza... Wspominany już wcześniej Jimmy Church dodawał – (Jimi) grał na gitarze zębami. Larry
Lee grał też zębami. Grał z gitarą za plecami. Larry Lee mógł zrobić
to samo. Więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jimi był
w porządku, ale miał problemy z uzyskaniem stałego angażu w jakimkolwiek miejscu w Nashville.
Aby tak się stało, musiał znaleźć kogoś, kto grałby na
gitarze rytm. I wcale nie chodzi o to, że był czarny. Owszem
był leworęczny, miał trochę zniewieściały sposób
poruszania się i łagodnego mówienia, uśmiechał się. Ale gdy był na scenie,
zupełnie się zmieniał, kiedy machnął językiem, to podniecał dziewczyny. Okazywało się, że one lubią nie tylko facetów w stylu macho...
Szansa na zmianę
sytuacji pojawia się, kiedy popularny w okolicy zespół "The
Continentials" traci swego gitarzystę, który odszedł do grupy jazzowej.
Zespół jest mieszany, w jego składzie jest trzech białych muzyków i trzech
czarnych. W związku z tym, grając w Nashville w klubach dla białych ma czasem
sporo problemów. Rasistowska widownia wzywa bowiem policję, która doprowadza do
zakończenia występu. Larry Perigo, biały saksofonista "The
Continentials" zagaduje "wujka" Teddy'ego Acklena, czy nie zna jakiegoś
bezrobotnego gitarzysty, który mógłby wraz z nimi grać na czterotygodniowym
kontrakcie w Del Morocco. Opowiadał
potem - Właściciel klubu wspomniał
gościa, który pomieszkuje w jego domach, pracuje jako czyściciel, ale gra też
na gitarze. Powiedział: 'Nie wiem, czy zechce z wami popracować, ale spróbuj
dopóki nie znajdziesz kogoś innego, a ja mu zapłacę'...
Przez najbliższe
cztery tygodnie Jimi gra w zespole "The Continentals", zaś w środy i
czwartki w Del Morocco jako członek "The King Kasuals",
akompaniuje gwiazdom zaproszonym przez Acklena. ...Jimi - jak wspominał Perigo - był najczęściej gitarzystą rytmicznym, ale czasem odgrywał swoje
krótkie, szalone solówki. Był zresztą dziwny. W rozmowie z tobą, zawsze układał
usta, jakby chciał gwizdnąć, a nawet, kiedy oznajmiał: 'Idę na lunch', mówił
to, jakby zwierzał się z wielkiej tajemnicy. Nigdy z nami nie śpiewał z nami.
Nawet nie wiedzieliśmy, że potrafi... Czasem jednak, kiedy nadchodziła pora
występu, Jimi oznajmiał, że nie ma na czym grać, bo zastawił gitarę w lombardzie.
I wtedy polecał swojego kumpla Larry'ego Lee, który sam przyznawał, że należał
wtedy do najsłabszych gitarzystów Nashville. Larry Perigo wspominał - Kiedy zdarzyło się to pierwszy raz,
powiedziałem Jimiemu: 'Zrób coś. Ten facet jest do kitu'. Jimi wziął gitarę
Larry'ego, przełożył ją odwrotnie, ale struny były teraz do góry nogami. Mimo
to, przez resztę wieczoru grał fantastycznie. Potem mi powiedział, że tak się
nauczył, ale przekładał struny, ponieważ wtedy mógł grać to, co zaobserwował u
praworęcznych gitarzystów...
Klub
Del
Morocco był świetnym miejscem, lecz płacono tam niewiele, zatem Cox i
Jimi rozglądali się za innymi miejscami, gdzie mogliby dorobić. Larry Perigo
podał im kontakt do Joela Vradenburga, właściciela dwóch klubów The
Sandpiper i Baron – On
był facetem, który strasznie manipulował ludźmi, zwłaszcza muzykami jacy grali
u niego. Przerzucał zespoły z jednego swojego klubu do drugiego, dzięki czemu w
każdym grały po dwa, ale on im za to wcale dodatkowo nie płacił. W końcu, wszystkie kluby na Printer's Alley
były jego, Vrandenburga, także i Skull’s Rainbow Room, z muzyką na żywo, lecz gdzie przede
wszystkim występowały tancerki egzotyczne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz