W tym legendarnym miejscu w
Chicago Jimi znalazł się półtora roku wcześniej niż "Stonesi". W
mieście chce się zatrzymać przez kilka dni, by nabrać sił, a potem wrócić do
Tennessee. Ale najważniejsze dla niego jest wtedy studio firmy płytowej Chess
Records, serce i centrum miejskiego bluesa, w którym od lat nagrywają jego
mistrzowie: McKinley Morganfield, znany jako Muddy Waters, Little Milton,
Willie Dixon, Lafayette Leak, Howard Ashby, Al Duncan, Bo Diddley, czy Robert
„Junior” Lockwood. W tamtym czasie każdego z nich można spotkać w studiu lub w
jego okolicach. Kiedy Hendrix dociera do tego legendarnego studia, pyta jednego
z kręcących się na korytarzu facetów, kto dziś tu nagrywa i czy może z nim
pograć. …Facet spojrzał na mnie, jakbym
oszalał - wspominał - więc po
południu przyszedłem raz jeszcze, ale z gitarą…
Kiedy
po kilku godzinach Jimi Hendrix wraca do studia widzi tamtego faceta w kabinie
reżyserskiej. To Ron Malo, inżynier dźwięku w wytwórni Chess, on także
"poskładał" nagrania Stonesów, o których napisałem wyżej. Mick Jagger
- On brał udział we wszystkich
najważniejszych sesjach nagraniowych tej wytwórni... W przerwie w sesji, na
którą trafił, Jimi wchodzi do studia z gitarą, gra na niej pasaże i linie basu,
przytrzymuje i wydłuża dźwięk, uderza akordy, wszystko po to, by zwrócić na
siebie uwagę. Bez rezultatu, wchodzi więc do reżyserki, a tam stoi wysoki,
brzuchaty facet - Willie Dixon, jeden z filarów firmy, twórca wielu bluesowych
standardów, które już poznał. Nagle otwierają się drzwi i do pomieszczenia
wchodzi Muddy Waters, obrzuca spojrzeniem Jimiego i podchodzi do swoich
muzyków. Rozmowy cichną jak ucięte nożem, od razu widać, kto w tym towarzystwie
jest najważniejszy, kto jest liderem. Jimi wprost nie może uwierzyć - oto przed
nim staje jego największy idol, od którego płyt, jako nastolatek zaczynał naukę
gry na gitarze. Wprawdzie nie zwraca na niego uwagi, ale jest tak blisko, że
można go dotknąć, a przede wszystkim posłuchać. Wyciągnięta zostaje butelka Chivas
Regal, napój rozlewany jest do szklaneczek, a Muddy zaczyna opowieść o
starych dobrych czasach i o legendarnym Robercie Johnsonie. Nazywa go po prostu Robertem. ...Wokół urodzonego w 1911 roku w Mississippi
Johnsona krąży więcej mitów, niż wokół jakiegokolwiek innego bluesmana.
Opowiadano, że zyskał swój wszechstronny talent gitarzysty, piosenkarza i
kompozytora w ciągu jednej nocy. Z czasem pojawiła się nawet legenda, że pewnej
nocy udał się na skrzyżowanie autostrad 49 i 61 niedaleko Clarksdale, i niczym
doktor Faust zawarł tam pakt z diabłem, Podobne spekulacje podsycała wczesna
śmierć Johnsona, który zmarł w wieku 27 lat, najprawdopodobniej otruty przez
zazdrosnego męża swojej kochanki... Keith Richards, gitarzysta wspomnianych
wyżej "Stonesów" był wielkim fanem Johnsona - Jego wpływ sięgał dalej, niż sądzi wielu ludzi. Muddy należy do tych,
którzy z niego czerpali najwięcej - pokazują to jego pierwsze nagrania, których
intensywność przypomina Johnsona. Poprzez Muddy'ego, miał on wpływ na Chucka
Berry'ego, Little Richarda i białych: Elvisa i Buddy'ego Holly. Wszyscy
słuchali Muddy'ego... Alan Lomax, ceniony amerykański etnolog, na zlecenie
Kongresu jeżdżący po więzieniach, wsiach i miasteczkach Południa nagrywał stare
pieśni i nieznanych szerzej wykonawców, w tym wielu artystów bluesowych i
folkowych. Odkrył m.in. Huddiego Ledbettera, czyli Leadbelly'ego. Kiedy do jego
uszu dotarła wieść, że warto zarejestrować wspaniałego gitarzystę i śpiewaka
Roberta Johnsona, ruszył nad Mississippi. I tam na jednej z plantacji trafił na
pracującego tam Muddy'ego Watersa. W miejscowej grupie śpiewał jedną z pieśni
Johnsona "Kind-Hearted Woman".
Lomax od razu zwrócił na niego uwagę.
McKinley
Morganfield, czyli Muddy Waters był postawnym, dobrze umięśnionym chłopakiem i
miał mocny, przenikliwy głos. Grał najpierw na ustnej francuskiej harmonijce, a
dopiero niedawno za dwa i pół dolara kupił sobie gitarę. Szybko nauczył się na
niej grać i zaczął występować, za każdym razem zarabiając tyle samo, co za nią
zapłacił. Stać go więc było na lepszy instrument, w sieci Sears za gitarę Roebuck zapłacił już 11 dolarów. Szybko odkrył, że grając i śpiewając
na ulicach Clarksville zarobi ogromne pieniądze, 30 lub nawet 40 dolarów. Obserwując
mieszkającego w pobliżu Sona House'a, naśladowcy Johnsona, Muddy nauczył się
gry na gitarze techniką "slide", czyli ślizgową. Odkrył też, że
muzykom bluesowym z Teksasu, Alabamy, czy Georgii dużo brakuje do tych, których
już poznał, z Delty Mississippi i z Luizjany. Lomax nagrał wtedy wykonującego
pieśni bluesa wiejskiego Watersa i namówił go do wyjazdu na północ, do Chicago.
Muddy zaczął tam jako akompaniator w małej grupie grającej w klubie Flame.
Towarzyszył Sunnyland Slimowi, Eddiemu Boydowi, zagrał też z Memphisem Slimem,
który jak wtedy wspominał - Był wielkim
człowiekiem... Sunnyland Slim zauroczony Watersem, namówił Leonarda Chessa,
aby zaprosił go do studia. Pierwsze tematy, które Muddy nagrał, wyszły spod
jego ręki: “Feel Like Goin’ Home”, “Can’t Be Satisfied”, “Little Annie Mae” oraz “Gypsy Woman”. Bazując na Johnsonie i
Son Housie Muddy stworzył swój własny styl, jak wspominał - Oparty rytmicznie na bębnie taktowym. To nic
nadzwyczajnego, moje brzmienie to po prostu ciężkie uderzenie razem z bębnem.
Pamiętam Charliego Pattona - był prawdziwym klaunem, klepał swoją gitarę,
uderzał ją, wirował nią nad głową. Dorównać mógł mu jedynie Robert (Johnson),
no może jeszcze Son House, kiedy był młodszy. Niektóre z moich piosenek mają
tylko trzynaście taktów, ale ja nigdy ich nie liczę, zawsze gram tak jak czuję.
My zawsze pracujemy nad beatem, to on najbardziej porusza ludzi. Nawet jeśli to
jest smutna piosenka, musi mieć wyraźny beat. Ale beat to też dźwięk - głębokie
brzmienie z mocnym rytmem. Uderzenia perkusji plus pełne melodii granie gitary
i harmonijki, a także z tyłu pianina, daje wielki dźwięk. Myślę, że najlepsze
bluesy wywodzą się z kościoła. Zawsze myślałem o sobie jak o pastorze, bo blues
jest jak modlitwa...
Jimi siedzi cicho, słuchając opowieści Watersa.
Nie nagrał jeszcze niczego w tym studiu, ale i tak jest szczęśliwy, że tu jest.
Zwłaszcza, że Muddy poświęca mu jednak trochę czasu, mówi mu na czym polega
prawdziwy blues i w jaki sposób opiera się na głębokim tonie z ciężkim akcentem.
Tego dnia Jimi Hendrix osiąga jeszcze jedno. Willie Dixon i inni muzycy,
których spotkał w studiu, dają mu kontakt do Biloxi w stanie Mississippi, skąd
pochodzi inny jego idol, kolejna legenda bluesa, Slim Harpo, twórca standardu „Scratch My Back”. Właśnie w Biloxi,
około 400 mil
na południe od Nashville, występują wiosną 1963 Slim Harpo i Tommy Tucker,
którego nagrania „Hi-Heel Sneakers” oraz
w następnym roku “Long Tall Shorty” dość
niespodziewanie trafiają na listy
przebojów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz