W dniu przyjazdu Billy'ego do Nashville w październiku 1962,
Jimi i Billy idą
zobaczyć się z właścicielem Del Morocco, który oferuje im miejsce na
górze. Acklenowi od pierwszego spotkania podobają się obaj, przede
wszystkim z powodu muzyki, ale jest jeszcze jedno, co przekonuje go, że nie
powinien mieć z nimi większych kłopotów - Byli
biedni, nie mieli dość pieniędzy, aby wynająć jakieś lokum, ani żeby normalnie
zjeść, więc zaproponowałem, aby grali u mnie. Dostawali jeść, wynająłem też dla
nich pokój w Joyce’s House of Glamour
na Jefferson Street… …Grałem wszystko, nawet muzykę rockabilly – wspominał tamte
chwile Jimi Hendrix – Tam wszyscy umieli
grać na gitarze. Szedłeś ulicą i na każdej werandzie siedzieli ludzie i coś
grali. No więc i ja szybko się uczyłem. Nashville, to miejsce, gdzie naprawdę
nauczyłem się grać...
Teddy Acklen
podpisuje umowę z Hendrixem i Coxem na rok, ich zespół "The King
Kasuals" ma grać w klubie dwa razy w tygodniu, pozostałe dni ma wolne. W
sumie jednak, żeby odpowiednio zarobić musi grać w różnych innych miejscach, w
barze z żeberkami, lokalu z szafą grającą lub w sali bilardowej, wszędzie gdzie
tylko chciano ich zatrudnić i gdzie im chciano płacić. Tak stopniowo, poznając
innych ludzi, zaczynają grać w tygodniu w trzech, czterech innych klubach dla
czarnych. Właściciel Del Morocco początkowo oferuje
Jimiemu, Billy'emu oraz "Baby Boo" Youngowi zakwaterowanie za darmo w
górnej części domu. Opowiadał jego syn Teddy Acklen Jr. -
To były pokoje jednoosobowe.
Było w nich tylko łóżko i krzesło,
na piętrze była jedna łazienka, z której
wspólnie korzystali wszyscy. Nic
nadzwyczajnego jak na hotel, tylko
najpotrzebniejsze rzeczy... Young
przypominał sobie jednak, że w tym hotelu panował wielki chaos, głównie dzięki
małej małpce, którą na miejscowym targu zakupił Billy Cox. Trzyma ją w pokoju,
a ona w czasie jego nieobecności parę razy zdemolowała pomieszczenie, musi więc
trzymać ją na małym łańcuchu umocowanym do jej szyi. Kiedy prowadzi ją po
korytarzu, ona robi tak okropny hałas, że w końcu właściciel wyrzuca Billy'ego,
wraz z jego małpą. To samo robi też z Jimim, który przez pewien czas mieszka w
pokoju razem z Youngiem, no i przez jakiś czas nawet śpią w jednym łóżku. ...Czasami - wspominał Toung - Jimi
przyprowadzał dziewczynę i spaliśmy we trójkę. I naprawdę było to tylko
spanie...
Mimo zapewnień
Younga, trzeba jednak dodać, że po wyjściu z wojska Jimi miał ogromny apetyt na
sex. Pewna kobieta, nazywana Margo, w swoim najlepszym okresie, czyli w latach
40. XX wieku, dobrze znana także w Chicago, tu w Nashville w pokoju z Jimim
spędzała wiele czasu. On zaś wówczas interesował się ponadto trzema innymi
paniami. Joyce Lucas poznał już w Clarksville, tutaj doszły jej przyjaciółka
Florence Henderson oraz barmanka z klubu The Baron Verdell Brown. Ta
ostatnia, chcąc być bliżej Jimiego ze swoim szefem załatwi mu nawet granie w
tym klubie. O romansie jednak dowiaduje się jej mąż, znany w miejscowym
półświatku jako "Treacherous", przychodzi do Jimiego i błyskawicznie
przekonuje go do zakończenia z Verdell znajomości. A jednak mimo tamtego i
innych podobnych zagrożeń ze strony partnerów poznanych w Nashville dziewczyn, seksualny
apetyt Jimiego wcale nie słabnie. Larry Lee wspominał, że w Del
Morocco, nieraz się zdarzało, iż akompaniując jakiejś zakontraktowanej
na ten wieczór solistce, podrywał jedną z tańczących na parkiecie dziewczyn,
odkładał swoją gitarę z boku sceny i z nią wychodził - Przejmowałem wtedy jego partię...
Nic dziwnego, że
tak intensywne życie, jak to się później będzie mawiać - "sex, drugs and
rock'n'roll" zaczyna mieć na niego ogromny wpływ. Opowiadał Billy Cox - Jimi i ja mieszkaliśmy przy Jefferson
Street. Rano próbowałem go obudzić, aby poszedł ze mną na śniadanie. Zapukałem
do drzwi, był otwarte. Jimi spał na łóżku w ubraniu, z gitarą na brzuchu... To
trochę tak, jak tłumaczył Keith Richards, gitarzysta zespołu "The Rolling
Stones" - Zanim zostaniesz
gitarzystą, musisz dobrze poznać instrument. I chodzić z nim do łóżka. Jeśli
nie masz akurat dziewczyny, masz z nim też spać. Ma odpowiednie kształty… Robił
tak Jimi Hendrix, który dodawał - Jeśli byłem w jakimś mieście przez kilka dni, podawałem swój adres. Czasem
ojciec mi odpisywał. Raz mi wysłał dziesięć dolarów, innym razem pięć. Ale
nigdy nie zafundował mi biletu autobusowego, żebym na jakiś czas wrócił do
Seattle. Nie potrafiłem żebrać, ani zdecydować się na rzucenie tego
wszystkiego. Moją prawdziwą i jedyną towarzyszką była moja gitara. Ćwiczyłem aż
do zaśnięcia. Spałem z nią wiele nocy, to było całkiem naturalne, bałem się, że
ktoś może ją ukraść, a ona była jedyną rzeczą jaką miałem - dopóki nie
zastawiłem jej, aby mieć pieniądze na jedzenie...
Śmiało
więc można powiedzieć, że to sytuacja zmusza Jimiego Hendrixa do szukania
dodatkowych źródeł energii. Zaczyna więc w tym czasie próbować tanią
amfetaminę, która pozwala mu przetrzymać noc bez potrzeby snu i raczej nie ma
jeszcze wielkiego wpływu na jego organizm. Pali też marihuanę, co wówczas wśród
muzyków jest niestety raczej dość powszechne. Marihuana i amfetamina mają z
kolei wpływ na to, że Jimi nie odczuwa potrzeby snu. Na sen szkoda mu czasu, bo
tak jak było to w Clarksville, ustawicznie ćwiczy granie na gitarze. Sypia
tylko czasami i nie zawsze we właściwym momencie. Wspominał Billy Cox - Mieliśmy koncert w Del Morocco w Nashville. Chyba o dziewiątej wieczorem. Jest
dziewiąta, Jimiego nie ma. Dziesiąta, Jimiego nie ma. Zaczęliśmy się lekko
niepokoić, więc poszedłem do domu, gdzie mieszkał. Pukam do drzwi. On mówi:
'Proszę wejść'. Wchodzę, on leży na łóżku, mówię: 'Hej Jimi, spóźniłeś się na
koncert'. On na to: 'Śniło mi się, że został odwołany, więc dalej spałem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz