piątek, 19 czerwca 2020

King Kasuals w Del Morocco

W dniu przyjazdu Billy'ego do Nashville w październiku 1962, Jimi i Billy idą zobaczyć się z właścicielem Del Morocco, który oferuje im miejsce na górze. Acklenowi od pierwszego spotkania podobają się obaj, przede wszystkim z powodu muzyki, ale jest jeszcze jedno, co przekonuje go, że nie powinien mieć z nimi większych kłopotów - Byli biedni, nie mieli dość pieniędzy, aby wynająć jakieś lokum, ani żeby normalnie zjeść, więc zaproponowałem, aby grali u mnie. Dostawali jeść, wynająłem też dla nich pokój w Joyce’s House of Glamour na Jefferson Street… …Grałem wszystko, nawet muzykę rockabilly – wspominał tamte chwile Jimi Hendrix – Tam wszyscy umieli grać na gitarze. Szedłeś ulicą i na każdej werandzie siedzieli ludzie i coś grali. No więc i ja szybko się uczyłem. Nashville, to miejsce, gdzie naprawdę nauczyłem się grać...
            Teddy Acklen podpisuje umowę z Hendrixem i Coxem na rok, ich zespół "The King Kasuals" ma grać w klubie dwa razy w tygodniu, pozostałe dni ma wolne. W sumie jednak, żeby odpowiednio zarobić musi grać w różnych innych miejscach, w barze z żeberkami, lokalu z szafą grającą lub w sali bilardowej, wszędzie gdzie tylko chciano ich zatrudnić i gdzie im chciano płacić. Tak stopniowo, poznając innych ludzi, zaczynają grać w tygodniu w trzech, czterech innych klubach dla czarnych. Właściciel Del Morocco początkowo oferuje Jimiemu, Billy'emu oraz "Baby Boo" Youngowi zakwaterowanie za darmo w górnej części domu. Opowiadał jego syn Teddy Acklen Jr. - To były pokoje jednoosobowe. Było w nich tylko łóżko i krzesło, na piętrze była jedna łazienka, z której wspólnie korzystali wszyscy. Nic nadzwyczajnego jak na hotel, tylko najpotrzebniejsze rzeczy... Young przypominał sobie jednak, że w tym hotelu panował wielki chaos, głównie dzięki małej małpce, którą na miejscowym targu zakupił Billy Cox. Trzyma ją w pokoju, a ona w czasie jego nieobecności parę razy zdemolowała pomieszczenie, musi więc trzymać ją na małym łańcuchu umocowanym do jej szyi. Kiedy prowadzi ją po korytarzu, ona robi tak okropny hałas, że w końcu właściciel wyrzuca Billy'ego, wraz z jego małpą. To samo robi też z Jimim, który przez pewien czas mieszka w pokoju razem z Youngiem, no i przez jakiś czas nawet śpią w jednym łóżku. ...Czasami - wspominał Toung - Jimi przyprowadzał dziewczynę i spaliśmy we trójkę. I naprawdę było to tylko spanie...
            Mimo zapewnień Younga, trzeba jednak dodać, że po wyjściu z wojska Jimi miał ogromny apetyt na sex. Pewna kobieta, nazywana Margo, w swoim najlepszym okresie, czyli w latach 40. XX wieku, dobrze znana także w Chicago, tu w Nashville w pokoju z Jimim spędzała wiele czasu. On zaś wówczas interesował się ponadto trzema innymi paniami. Joyce Lucas poznał już w Clarksville, tutaj doszły jej przyjaciółka Florence Henderson oraz barmanka z klubu The Baron Verdell Brown. Ta ostatnia, chcąc być bliżej Jimiego ze swoim szefem załatwi mu nawet granie w tym klubie. O romansie jednak dowiaduje się jej mąż, znany w miejscowym półświatku jako "Treacherous", przychodzi do Jimiego i błyskawicznie przekonuje go do zakończenia z Verdell znajomości. A jednak mimo tamtego i innych podobnych zagrożeń ze strony partnerów poznanych w Nashville dziewczyn, seksualny apetyt Jimiego wcale nie słabnie. Larry Lee wspominał, że w Del Morocco, nieraz się zdarzało, iż akompaniując jakiejś zakontraktowanej na ten wieczór solistce, podrywał jedną z tańczących na parkiecie dziewczyn, odkładał swoją gitarę z boku sceny i z nią wychodził - Przejmowałem wtedy jego partię...
            Nic dziwnego, że tak intensywne życie, jak to się później będzie mawiać - "sex, drugs and rock'n'roll" zaczyna mieć na niego ogromny wpływ. Opowiadał Billy Cox - Jimi i ja mieszkaliśmy przy Jefferson Street. Rano próbowałem go obudzić, aby poszedł ze mną na śniadanie. Zapukałem do drzwi, był otwarte. Jimi spał na łóżku w ubraniu, z gitarą na brzuchu... To trochę tak, jak tłumaczył Keith Richards, gitarzysta zespołu "The Rolling Stones" - Zanim zostaniesz gitarzystą, musisz dobrze poznać instrument. I chodzić z nim do łóżka. Jeśli nie masz akurat dziewczyny, masz z nim też spać. Ma odpowiednie kształty… Robił tak Jimi Hendrix, który dodawał - Jeśli byłem w jakimś mieście przez kilka dni, podawałem swój adres. Czasem ojciec mi odpisywał. Raz mi wysłał dziesięć dolarów, innym razem pięć. Ale nigdy nie zafundował mi biletu autobusowego, żebym na jakiś czas wrócił do Seattle. Nie potrafiłem żebrać, ani zdecydować się na rzucenie tego wszystkiego. Moją prawdziwą i jedyną towarzyszką była moja gitara. Ćwiczyłem aż do zaśnięcia. Spałem z nią wiele nocy, to było całkiem naturalne, bałem się, że ktoś może ją ukraść, a ona była jedyną rzeczą jaką miałem - dopóki nie zastawiłem jej, aby mieć pieniądze na jedzenie...
            Śmiało więc można powiedzieć, że to sytuacja zmusza Jimiego Hendrixa do szukania dodatkowych źródeł energii. Zaczyna więc w tym czasie próbować tanią amfetaminę, która pozwala mu przetrzymać noc bez potrzeby snu i raczej nie ma jeszcze wielkiego wpływu na jego organizm. Pali też marihuanę, co wówczas wśród muzyków jest niestety raczej dość powszechne. Marihuana i amfetamina mają z kolei wpływ na to, że Jimi nie odczuwa potrzeby snu. Na sen szkoda mu czasu, bo tak jak było to w Clarksville, ustawicznie ćwiczy granie na gitarze. Sypia tylko czasami i nie zawsze we właściwym momencie. Wspominał Billy Cox - Mieliśmy koncert w Del Morocco w Nashville. Chyba o dziewiątej wieczorem. Jest dziewiąta, Jimiego nie ma. Dziesiąta, Jimiego nie ma. Zaczęliśmy się lekko niepokoić, więc poszedłem do domu, gdzie mieszkał. Pukam do drzwi. On mówi: 'Proszę wejść'. Wchodzę, on leży na łóżku, mówię: 'Hej Jimi, spóźniłeś się na koncert'. On na to: 'Śniło mi się, że został odwołany, więc dalej spałem...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz