W innym liście do domu (z 20
listopada) dodaje - Powiedziałem sobie,
że cokolwiek się stanie, sam nie zrezygnuję z treningu...
Właśnie
wtedy, w poniedziałek 20 listopada 1961 r., po zakończeniu wszystkich
fizycznych treningów Jimi przechodzi do szkoły skoków. Skoki z wieży
odbywają się przez kilka tygodni, Jimi zdaje sobie sprawę, że może któregoś
dnia tak nieszczęśliwie wylądować, że złamie nogę, ale pisze - Będę robił wszystko tak dobrze, żeby nie
stracić pieniędzy, które będę dostawał za skoki... Ten dodatek do żołdu za
skoki z samolotu ma miesięcznie wynosić pięćdziesiąt pięć dolarów. Na to jednak
musi trochę poczekać. ...Od dwóch tygodni
nic, tylko nas trenują i katują - pisał Jimi do domu - Ale prawdziwe piekło zaczyna się na kursie spadochronowym! Tam potrafią
zajeździć człowieka na śmierć. Nic im się nie podoba i o wszystko robią
awantury. Każą robić po 10, 15 albo 25 pompek – cały dzień przepycham Tennessee
gołymi rękami – gonią do ćwiczeń na gołej ziemi wysypanej mokrymi trocinami,
kiedy na dworze jest minus dwadzieścia. Drzazgi z nas lecą, naprawdę, a połowa
ludzi rezygnuje. W ten sposób oddziela się mężczyzn od chłopców. Obym tylko
został razem z mężczyznami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz