Pewnego deszczowego listopadowego dnia 1961 roku Billy Cox powracał do jednostki z kina, w którym wraz z kolegami obejrzał film z Johnem Waynem - Wracałem do swojej kompanii i musiałem przejść obok kantyny numer 1. Stanąłem w progu, aby przeczekać ulewę i wtedy usłyszałem dobiegający z wnętrza dźwięk gitary. Czegoś takiego nigdy dotąd ludzkie ucho nie słyszało. To było gdzieś pomiędzy Beethovenem, a Johnem Lee Hookerem. Pomyślałem, że ten co gra, to musi być niezwykły gość. Wszedłem do środka. Stał tam facet z gitarą, chyba Danelectro...
Harry Shapiro
podaje, że to była czerwona gitara. ...Grał
tylko trzy dźwięki - dodawał Billy Cox - ale było w nim coś niesamowitego. To był Jimi. Powiedziałem: 'Jestem
Billy Cox i gram na basie'. Pożyczyłem bas, spróbowałem kilka taktów, szybko
się dopasowaliśmy i zaczęliśmy razem grać. W wojsku przez jakiś
czas nie grałem, ale kiedy usłyszałem Jimiego, moje zainteresowanie do muzyki gwałtownie powróciło. Jimi był wtedy
dopiero w początkowym stadium, ale w jego grze usłyszałem
coś, czego chyba nikt inny do tej pory nie usłyszał. To
było całkiem sympatyczne granie, więc postanowiliśmy razem założyć zespół z
żołnierzy, którzy tutaj byli...
Co
do gitary Danelectro Jimiego Hendrixa,
w różnych jego biografiach podawane są różne daty, kiedy wysłana przez
ojca z Seattle dotarła do niego, do fortu Campbell. Jak wynika to z książki Ala
Hendrixa, nastąpiło to prawdopodobnie dopiero w styczniu 1962, Jimi mógł więc
tamtego listopadowego dnia grać na innej gitarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz