wtorek, 6 października 2020

Percy Sledge

            W czwartek piątego maja 1966 roku, w Prelude Club w Nowym Jorku występuje z Kingiem Curtisem i z zespołem „The Kingpins”. Jest to koncert z okazji promocji albumu „When A Man Loves A Woman”.

            Jego wykonawcą jest Percy Sledge, sanitariusz z Sheffield w Alabamie, który za dwadzieścia pięć dolarów w lutym 1966 roku nagrał tytułową balladę tej płyty. Miejscowy prezenter przekazał płytkę Jerry’emu Wexlerowi i Ahmetowi Ertegunowi z firmy Atlantic, którzy zajęli się promocją i dystrybucją singla. Niebawem piosenka „When A Man Loves A Woman”, znalazła się na wysokich miejscach listy pisma Billboard (28 maja zajęła miejsce pierwsze, a tak samo zatytułowany album - 37).  W urządzonym z tej okazji przyjęciu, co widać na zdjęciach, udział biorą również inni artyści R&B: Esther Philips i Wilson Pickett, a także Don Covay, jeden z idoli Jimiego. On sam, co także uwieczniono na zdjęciu, gra również na tym przyjęciu. Potwierdził to Wilson Pickett, który zapytany, czy Jimi był kiedykolwiek członkiem jego grupy instrumentalnej, odparł – To było tylko raz, na przyjęciu wydanym przez firmę Atlantic, kiedy grał w zespole Kinga Curtisa… Percy Sledge wspominał Po koncercie podszedłem do Curtisa. Powiedziałem mu: 'Naprawdę chciałbym ukraść ci gitarzystę'. Curtis odparł, że ma nadzieję, iż Jimi będzie grał z nim jeszcze co najmniej przez rok, ale nikt nie jest w stanie go przytrzymać. Już wtedy był pewien, że on będzie gwiazdą... Chuck Rainey uzupełnił - Jimi opuścił nas krótko po tym występie, ale nie z powodu forsy. Curtis zawsze mu regularnie płacił, zaraz po koncercie. Jak dla mnie, on był już zmęczony graniem w kółko tego samego, jak “Misty” i  “When A Man Loves A Woman”. A mnie też jeździ w brzuchu, gdy słyszę te piosenki...

            Do tamtych "coverów", które grał Hendrix z Kingiem Curtisem trzeba jeszcze dodać jeszcze jeden - "In The Midnight Hour". Chociaż od jego wydania minął prawie rok, to w Ameryce piosenka nadal jest lubiana, nieważne w czyim wykonaniu. To był jak zaznacza Gary Jucha - Ulubiony wtedy numer Jimiego... Cornell Dupree wspominał - Graliśmy inaczej niż inni, po prostu z głowy, 1, 2, 3 - gramy - on grał to, co grał, a ja grałem swoje i jakoś tak to było... Zbliża się jednak czas, gdy Jimi ma dość, bo zamiast stale brzmiących w "In The Midnight Hour" dęciaków, woli używać gitarowego sprzężenia. Przyzna to zresztą sam Jimi Hendrix – Podróżowałem po wszystkich stanach i grałem z różnymi grupami... najlepszymi z R&B Top 40, z Jackiem Wilsonem, Wilsonem Pickettem, Isley Brothers. Zmęczony już byłem grając w kółko "In The Midnight Hour"...  

            Zmęczony graniem tego samego i tak samo, Jimi próbuje tworzyć własne utwory, tak to wspominał - Chciałem stworzyć własną scenę, dzięki czemu mógłbym grać moją muzykę, a nie stale te same riffy... W sobotę siódmego maja 1966 roku "King Curtis & The Kingpins" występują w nowojorskim hotelu Sheraton na 7th Avenue w Metropolitan Ballroom, po raz ostatni z Jimim Hendrixem. Opowiadał Dean Courtney - Przyszedł do mnie Jimi, pytając, czy mógłbym mu pożyczyć smoking. Wkrótce potem wrócił, zły i zdenerwowany. Swoim piskliwym głosem Snagglepussa powiedział: 'Wyrzucił mnie. Powiedziałem Kingowi  Curtisowi, by mnie pocałował w tyłek'. Powiedział wówczas, że King zażądał, aby pojawił się w smokingu. I zrobił to na scenie, przed tłumem ludzi, no więc Jimi po prostu wyszedł...

            Bobby Womack opowiadał, że Hendrix wiele razy naruszył nakazy Kinga, tak samo zresztą jak w czasie, kiedy grał w zespole Richarda - King Curtis mówił: 'Chciałbym, abyś założył krawat', a on pracował bez krawata. Rękawy od koszuli zawsze mu luźno zwisały. Mówiłem: 'Zapnij spinki, i ubieraj się schludnie'. On na to odpowiadał: 'Ja tak lubię'. Odwracał gitarę i zasłaniał Kinga Curtisa. Kiedy zaczynał grać zębami, otrzymywał owację, bo myśleli, iż jest szalony, lecz artysta na przedzie sceny myślał, że on kradnie mu show... Jimi dodał – Osiągnąłem punkt, w którym lepiej było, bym został głupkiem, aniżeli nie miałbym spróbować. Ryzykujesz starając się być inny, ale tylko w ten sposób próbujesz osiągnąć marzenia...  

            Zatem w maju 1966, wyrzucony przez Kinga Curtisa, nie mając już innego wyjścia, Hendrix wraca do Curtisa Knighta i jego "The Squires". Okazuje się bowiem, że Knight zdobył kontrakt na granie w nowym, zdobywającym coraz większą popularność klubie nowojorskim klubie Cheetah. Hendrix wie, że to tymczasowe rozwiązanie, że robi to tylko z powodów finansowych. Jeśli niebawem uda mu się zarobić więcej pieniędzy, będzie mógł założyć własny zespół. Wierzy też, że w jaskrawo udekorowanym wnętrzu Cheetah znajdzie się ktoś, kto wreszcie pozna się na nim. Z kolei Knight przypomniał sobie, że w tym czasie Jimi zrezygnował z pisania swoich piosenek, bardziej koncentrował się na grze na gitarze, powie później - Z jego strony to było świadome działanie...

            Harry Shapiro i Caesar Glebbek uważali, że - Muzycznie grupa "The Kingpins" była prawdopodobnie najlepszym zespołem z jakim Jimi grał, ale wymagania Kinga Curtisa dotyczyły nie tylko muzyki, również wyglądu. Wszyscy musieli być tak samo ubrani, a uniformów Hendrix już od dawna nie znosił... Ale grając z Kingiem Jimi nauczył się jeszcze jednego, jak z drugim gitarzystą Cornellem Dupree - grać z mięsem, czyli dodawać muzyce ciała i duszy...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz