Opowiadał Jimmy
Williams - Graliśmy
ze słuchu, słuchając singli. I wierzcie mi, że
zakładaliśmy wiele tych "45" na
ten stary gramofon. Słuchając
staraliśmy się rozgryźć tonację piosenki. A potem braliśmy ją na warsztat i
ćwiczyliśmy tak długo, aż ją całkowicie opanowaliśmy. I braliśmy się za
następny kawałek Jimi zwracał przede wszystkim uwagę na grę gitary i uczył się,
aż wszystko zapamiętał. Potem ja grałem partię fortepianu. Graliśmy w tonacji C
i D, robiąc to coraz lepiej... Uzupełniał tę opowieść Pernell Alexander – Sąsiad pan
Williams, był jednym z tych, którzy uczyli Jimiego grać bluesa. Siadali na jego
werandzie na 27th Avenue i Jimi słuchał jak on bluesa gra... Al Hendrix
szybko zauważył, że coś się z jego synem dzieje – Dużo ćwiczył. Wracałem z pracy do domu, a on ciągle plumkał. Powiedziałem: 'Jimi
zamieć podłogę' on odpowiadał 'Tak, tato' i kiedy skończył znów plumkał na tej
gitarze. Słyszałem to cały czas... I jeszcze jeden
świadek tamtych dni, kuzyn Jimiego, Bob Hendrix – Grał ze słuchu, nigdy nie nauczył się grać z nut. Zakładał płytę Muddy'ego
Watersa na gramofon swojego taty, podnosił igłę
i grał ją w kółko, dopóki
nie uznał, że powtarza absolutnie poprawnie. Mówiliśmy: 'Chodź Jimi, idziemy grać w piłkę!'. Ale go to nie obchodziło, musiał
grać dopóki nie osiągnął perfekcji...
Muddy Waters był
wówczas artystą, który wtedy wywarł na Jimim największe wrażenie - Kiedy byłem małym chłopakiem, słuchałem jednej z jego starych płyt i te
dźwięki, które usłyszałem wprost mną wstrząsnęły. 'Wow, co to było?'
pomyślałem. Tak, to było wspaniałe... Ale są i inni, których
słucha wtedy z radia, czy z płyt, a oni wpływają na muzyczny rozwój gitarzysty
Hendrixa. Są to: Bill Doggett (przebój „Honky
Tonk” włączy do swego repertuaru po jego
koncercie w Seattle jesienią 1958), Richard Berry („Louie Louie”), Jimi dopowie również – Lubiliśmy też Chucka Berry'ego, Eddiego Cochrana, The Everly Brothers,
"Mickey & Sylvia" - "Love
Is Strange" - oraz Little
Richarda. Miałem wtedy całkiem sporą kolekcję płyt...
“Mickey & Sylvia” to duet, w
którym gitarzystą był McHouston “Mickey” Baker. W roku 1953 towarzyszył Championowi
Jackowi Dupree na bluesowej sesji dla King Records, a w latach 50. i 60. XX
wieku był jednym z najbardziej cenionych muzyków studyjnych, nagrywając z Halem
Singerem, Esther Philips, czy Ruth Brown, a także takimi artystami jak: Woody
Herman, King Curtis (z którym Jimi również będzie występował) i Ray Charles. Wraz
ze słynnym jazzowym saksofonistą Colemanem Hawkinsem, Mickey Baker odbył
tournee po Europie. Piosenka "Love
Is Strange" nagrana w styczniu 1957 r., utrzymana w
modnym wtedy stylu calypso, to był przebój z "Top 20", który
wydała firma Elvisa Presley'a Groove RCA. Był to także jedyny hit
duetu "Mickey & Sylvia". Mickey "Guitar" Baker muzyk
bluesowy nagrał go z grupą muzyków sesyjnych Atlantic Records oraz
wokalistką Sylvią Vanderpool, z którą po 1960 roku założy dwie firmy nagraniowe
All-Platinum
i Sugar
Hill Records. "Love Is
Strange", to nagranie ważne z powodu specyficznego frazowania i
przeciągania przez Sylvię samogłosek, co niebawem w Ameryce podchwyci Buddy
Holly.
Zastosowany
w tej piosence bluesowy schemat "call & response" dla Jimiego
staje się doskonałym materiałem do nauki dialogu między śpiewakiem a
gitarzystą. Głosowi Sylvii odpowiadała gitara Mickey'a. Solo Bakera oczarowało
Jimiego tak, że Leon wspominał - Jak
usłyszał tę piosenkę, starał się powtórzyć melodię, grając ją na jednej
strunie...
Dzięki
Ernestine Benson, Jimi po raz pierwszy usłyszał bluesa, ona kocha tę muzykę, ma
zatem mnóstwo starych płyt na 78 obrotów (czyli "78"): Bessie Smith,
Muddy'ego Watersa, Lightnin’ Hopkinsa i Roberta Johnsona. Jimi wspominał - Pierwszym gitarzystą, którego usłyszałem był
Muddy Waters. Poznałem jego muzykę, gdy byłem jeszcze mały. Zaszokowała mnie.
Cóż to były za dźwięki. Zupełnie niesamowite. Znałem Howlin' Wolfa i Elmore'a
Jamesa, Jimmiego Reeda, ale pociągali mnie inni: Buddy Holly, Richie Valens,
Eddie Cochran. Czerpałem inspiracje od wszystkich bez względu na kolor skóry.
Elvis umiał śpiewać bluesa, choć był biały. Mówiłem: 'Niech wygra najlepszy,
nieważne, czy jest biały, czarny czy fioletowy'...
O tamtych
fascynacjach Jimiego opowiadał jego brat Leon – Mimo że Buster zaraził się bluesem, nie wyrzekł się swoich popowych
korzeni, w końcu słuchał przez te wszystkie młodzieńcze lata radiowego Top 40. Teraz, gdy brzdąkał do utworów
Elvisa Presley’a, takich jak „Hound
Dog”, „Blue Suede Shoes”, czy „Heartbreak Hotel”, dodawał do nich unikatowy rodzaj swingu. Podobnie z piosenkami
Buddy’ego Holly i Chucka Berry’ego, które wprost uwielbiał. Buster łączył różne
elementy białej muzyki pop z czarnym brzmieniem bluesa oraz soulu. Poznawałem,
że gra piosenki z radia, lecz wykonywał je, krzyżując gatunki... Terry
Johnson do tej listy dodawał Jamesa Browna, Fatsa Domino, Little Anthony’ego i
Little Richarda - Mnie najbardziej
pociągały nagrania Richarda i Jerry’ego Lee Lewisa, w nich słychać było
fortepian i sporo gitar, które były w Rock’n’Rollu bardzo ważne… Wśród
ulubionych artystów i piosenek, jakie podobają się Jimiemu jest także Dean
Martin i jego przebój z początku roku „Memories
Are Made Of This”.
…Często razem słuchaliśmy Ray’a Charlesa -
jego „What’d I Say” oraz innych piosenek: „Lucille”, „Good Golly Miss Molly”, „Slippin’
& Slidin’”, “Blueberry Hill”,
“Long Tall Sally”, “Johnny B. Goode”, “I’m Walking”, “Doin’ The
Stroll”, czy “Walking To New Orleans”. To
były przeboje naszej młodości – wspominał dalej Terry Johnson – Lubiliśmy piosenki zespołów “The Chantels” i
“The Shirelles”, słuchaliśmy Presley’a. Jimi identyfikował się z artystami
R&B, z Albertem Kingiem, B.B. Kingiem, Bobbym Blandem, choć co do
ostatniego, nie wiedział, że on nie jest gitarzystą. Rodzice Roberta Greena
byli zaprzyjaźnieni z Bobbym Blandem i Juniorem Parkerem. W innej piosence, „Let’s The Good Times Roll” Earla Kinga, Jimi szybko nauczył się partii
gitarowej, ja zaś grałem na pianinie akordy. Kiedy wiele lat później słuchałem „Come On” z albumu „Electric Ladyland” to przypominały mi się nasze młodzieńcze
czasy...
Earl
King, również popisujący się często na scenie grą na gitarze przełożonej za
głowę, stał się wtedy kolejnym idolem młodego Hendrixa, obok bluesmana z
Luizjany Eddiego "Guitar Slim" Jonesa, znanego z przeboju „The Things I Used To Do” (tę piosenkę
Jimi nagra kilka lat później na jam-session w studiu. Krytyk muzyczny Joe
Cushley opowiadał - Guitar Slim to był
wielki showman. Nosił czerwone garnitury. Farbował włosy na czerwono. Używał 30
metrowego kabla. Podobno kiedyś wyszedł z klubu, wsiadł do autobusu i cały czas
grał... Wspaniały to był przykład dla chłopaka z Seattle,
zarażonego miłością do muzyki i przede wszystkim do gitary; zresztą w 1962 roku
w Nashville, kiedy będzie grał z kolejnym zespołem, Jimi kupi 75-metrowy kabel
do gitary, który umożliwi mu równocześnie granie i przechadzanie się wśród
publiczności.
Ciąg dalszy jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz