piątek, 8 maja 2020

Muzyczne fascynacje i inspiracje młodego Jimiego Hendrixa w kolejnym fragmencie Jego polskiej biografii. Zapraszam.


Opowiadał Jimmy Williams - Graliśmy ze słuchu, słuchając singli. I wierzcie mi, że zakładaliśmy wiele tych "45" na ten stary gramofon. Słuchając staraliśmy się rozgryźć tonację piosenki. A potem braliśmy ją na warsztat i ćwiczyliśmy tak długo, aż ją całkowicie opanowaliśmy. I braliśmy się za następny kawałek Jimi zwracał przede wszystkim uwagę na grę gitary i uczył się, aż wszystko zapamiętał. Potem ja grałem partię fortepianu. Graliśmy w tonacji C i D, robiąc to coraz lepiej... Uzupełniał tę opowieść Pernell Alexander – Sąsiad pan Williams, był jednym z tych, którzy uczyli Jimiego grać bluesa. Siadali na jego werandzie na 27th Avenue i Jimi słuchał jak on bluesa gra... Al Hendrix szybko zauważył, że coś się z jego synem dzieje – Dużo ćwiczył. Wracałem z pracy do domu, a on ciągle plumkał. Powiedziałem: 'Jimi zamieć podłogę' on odpowiadał 'Tak, tato' i kiedy skończył znów plumkał na tej gitarze. Słyszałem to cały czas... I jeszcze jeden świadek tamtych dni, kuzyn Jimiego, Bob Hendrix – Grał ze słuchu, nigdy nie nauczył się grać z nut. Zakładał płytę Muddy'ego Watersa na gramofon swojego taty, podnosił igłę i grał ją w kółko, dopóki nie uznał, że powtarza absolutnie poprawnie. Mówiliśmy: 'Chodź Jimi, idziemy grać w piłkę!'. Ale go to nie obchodziło, musiał grać dopóki nie osiągnął perfekcji...
            Muddy Waters był wówczas artystą, który wtedy wywarł na Jimim największe wrażenie - Kiedy byłem małym chłopakiem, słuchałem jednej z jego starych płyt i te dźwięki, które usłyszałem wprost mną wstrząsnęły. 'Wow, co to było?' pomyślałem. Tak, to było wspaniałe... Ale są i inni, których słucha wtedy z radia, czy z płyt, a oni wpływają na muzyczny rozwój gitarzysty Hendrixa. Są to: Bill Doggett (przebój „Honky Tonk” włączy do swego repertuaru po jego koncercie w Seattle jesienią 1958), Richard Berry („Louie Louie”), Jimi dopowie również – Lubiliśmy też Chucka Berry'ego, Eddiego Cochrana, The Everly Brothers, "Mickey & Sylvia" - "Love Is Strange" - oraz Little Richarda. Miałem wtedy całkiem sporą kolekcję płyt...
“Mickey & Sylvia” to duet, w którym gitarzystą był McHouston “Mickey” Baker. W roku 1953 towarzyszył Championowi Jackowi Dupree na bluesowej sesji dla King Records, a w latach 50. i 60. XX wieku był jednym z najbardziej cenionych muzyków studyjnych, nagrywając z Halem Singerem, Esther Philips, czy Ruth Brown, a także takimi artystami jak: Woody Herman, King Curtis (z którym Jimi również będzie występował) i Ray Charles. Wraz ze słynnym jazzowym saksofonistą Colemanem Hawkinsem, Mickey Baker odbył tournee po Europie. Piosenka "Love Is Strange" nagrana w styczniu 1957 r., utrzymana w modnym wtedy stylu calypso, to był przebój z "Top 20", który wydała firma Elvisa Presley'a Groove RCA. Był to także jedyny hit duetu "Mickey & Sylvia". Mickey "Guitar" Baker muzyk bluesowy nagrał go z grupą muzyków sesyjnych Atlantic Records oraz wokalistką Sylvią Vanderpool, z którą po 1960 roku założy dwie firmy nagraniowe All-Platinum i Sugar Hill Records. "Love Is Strange", to nagranie ważne z powodu specyficznego frazowania i przeciągania przez Sylvię samogłosek, co niebawem w Ameryce podchwyci Buddy Holly.
            Zastosowany w tej piosence bluesowy schemat "call & response" dla Jimiego staje się doskonałym materiałem do nauki dialogu między śpiewakiem a gitarzystą. Głosowi Sylvii odpowiadała gitara Mickey'a. Solo Bakera oczarowało Jimiego tak, że Leon wspominał - Jak usłyszał tę piosenkę, starał się powtórzyć melodię, grając ją na jednej strunie...
            Dzięki Ernestine Benson, Jimi po raz pierwszy usłyszał bluesa, ona kocha tę muzykę, ma zatem mnóstwo starych płyt na 78 obrotów (czyli "78"): Bessie Smith, Muddy'ego Watersa, Lightnin’ Hopkinsa i Roberta Johnsona. Jimi wspominał - Pierwszym gitarzystą, którego usłyszałem był Muddy Waters. Poznałem jego muzykę, gdy byłem jeszcze mały. Zaszokowała mnie. Cóż to były za dźwięki. Zupełnie niesamowite. Znałem Howlin' Wolfa i Elmore'a Jamesa, Jimmiego Reeda, ale pociągali mnie inni: Buddy Holly, Richie Valens, Eddie Cochran. Czerpałem inspiracje od wszystkich bez względu na kolor skóry. Elvis umiał śpiewać bluesa, choć był biały. Mówiłem: 'Niech wygra najlepszy, nieważne, czy jest biały, czarny czy fioletowy'...
            O tamtych fascynacjach Jimiego opowiadał jego brat Leon – Mimo że Buster zaraził się bluesem, nie wyrzekł się swoich popowych korzeni, w końcu słuchał przez te wszystkie młodzieńcze lata radiowego Top 40. Teraz, gdy brzdąkał do utworów Elvisa Presley’a, takich jak „Hound Dog”, „Blue Suede Shoes”, czy „Heartbreak Hotel”, dodawał do nich unikatowy rodzaj swingu. Podobnie z piosenkami Buddy’ego Holly i Chucka Berry’ego, które wprost uwielbiał. Buster łączył różne elementy białej muzyki pop z czarnym brzmieniem bluesa oraz soulu. Poznawałem, że gra piosenki z radia, lecz wykonywał je, krzyżując gatunki... Terry Johnson do tej listy dodawał Jamesa Browna, Fatsa Domino, Little Anthony’ego i Little Richarda - Mnie najbardziej pociągały nagrania Richarda i Jerry’ego Lee Lewisa, w nich słychać było fortepian i sporo gitar, które były w Rock’n’Rollu bardzo ważne… Wśród ulubionych artystów i piosenek, jakie podobają się Jimiemu jest także Dean Martin i jego przebój z początku roku „Memories Are Made Of This”.
            …Często razem słuchaliśmy Ray’a Charlesa - jego „What’d I Say” oraz innych piosenek: „Lucille”, „Good Golly Miss Molly”, „Slippin’ & Slidin’”, “Blueberry Hill”, “Long Tall Sally”, “Johnny B. Goode”, “I’m Walking”, “Doin’ The Stroll”, czy “Walking To New Orleans”. To były przeboje naszej młodości – wspominał dalej Terry Johnson – Lubiliśmy piosenki zespołów “The Chantels” i “The Shirelles”, słuchaliśmy Presley’a. Jimi identyfikował się z artystami R&B, z Albertem Kingiem, B.B. Kingiem, Bobbym Blandem, choć co do ostatniego, nie wiedział, że on nie jest gitarzystą. Rodzice Roberta Greena byli zaprzyjaźnieni z Bobbym Blandem i Juniorem Parkerem. W innej piosence, „Let’s The Good Times Roll” Earla Kinga, Jimi szybko nauczył się partii gitarowej, ja zaś grałem na pianinie akordy. Kiedy wiele lat później słuchałem „Come On” z albumu „Electric Ladyland” to przypominały mi się nasze młodzieńcze czasy...
            Earl King, również popisujący się często na scenie grą na gitarze przełożonej za głowę, stał się wtedy kolejnym idolem młodego Hendrixa, obok bluesmana z Luizjany Eddiego "Guitar Slim" Jonesa, znanego z przeboju „The Things I Used To Do” (tę piosenkę Jimi nagra kilka lat później na jam-session w studiu. Krytyk muzyczny Joe Cushley opowiadał - Guitar Slim to był wielki showman. Nosił czerwone garnitury. Farbował włosy na czerwono. Używał 30 metrowego kabla. Podobno kiedyś wyszedł z klubu, wsiadł do autobusu i cały czas grał... Wspaniały to był przykład dla chłopaka z Seattle, zarażonego miłością do muzyki i przede wszystkim do gitary; zresztą w 1962 roku w Nashville, kiedy będzie grał z kolejnym zespołem, Jimi kupi 75-metrowy kabel do gitary, który umożliwi mu równocześnie granie i przechadzanie się wśród publiczności.         

Ciąg dalszy jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz