sobota, 23 maja 2020

Birdland i Spanish Castle


Dzisiaj o występach początkującego gitarzysty Jimiego Hendrixa w rodzinnym Seattle, w klubach Birdland oraz Spanish Castle. To kolejny fragment niedostępnego już pierwszego tomu biografii "Jimi Hendrix Szaman Rocka".
Jednak już jesienią 1959 roku Jimi bardzo się zmienia i zaczyna dziwnie się ubierać. …Jak bikiniarz. Miał czarne spodnie z mankietami, koszulę w czarno-białe paski z zawsze podniesionym kołnierzem i cienki pasek z klamrą z boku. Mniej więcej tak, jak wygladali bohaterowie filmu "Grease" 256 wspominał Mike Tagawa. Za to do szkoły zagląda coraz rzadziej. Usiłuje zarobić jakieś pieniądze roznosząc gazetę Seattle Post-Intelligencer, jednak ta praca się kończy, kiedy nie potrafi się rozliczyć. …Za ścinanie trawników tata płacił mu dolara, ta praca wyraźnie go jednak męczyła – dodawał  Leon - i Jimi szczerze jej nienawidził... Jimmy Williams wówczas ma już pracę w sklepie spożywczym za pięćdziesiąt dolarów tygodniowo, starał się również namówić Jimiego, ale jemu ojciec nie pozwolił, mówiąc - Nie mogę się zgodzić, by pracował do późna, bo musi się uczyć i chodzić do szkoły... Jimiemu więc się wydaje, że granie w zespole będzie znacznie przyjemniejsze i łatwiejsze, przysporzy mu także więcej pieniędzy, choć pieniądze nie zawsze go interesują.
Wspominał Charles Woodbury -  Graliśmy pewnej nocy w hali i nagle ludzie zaczęli rzucać na scenę pieniądze. Przerwaliśmy występ i zaczęliśmy je zbierać, bo dostawaliśmy wtedy tylko po pięć dolarów, a jedynym, który nie przestał grać był właśnie Jimi... Potem odbywa się party na 21st Avenue. Oba występy kończą się sukcesem, a największe zainteresowanie wzbudziły ich, a dokładniej Jimiego, dzikie wersje przebojów "The Coasters": "Searchin'" i "Yakety Yak".
            Anthony Atherton wspominał - Graliśmy w wielu miejscach socjalnych, w starych halach i klubach: Washington i Polish Halls, The Shine, Birdland jak i Boys Club w centralnej dzielnicy. Byli tam dee-jay'e z radia KZAM, szczególnie Bob Summerrise, który wpadał do klubów, słuchał nas, czasem nagrywał a potem "puszczał" w eter...  Leon Hendrix uzupełniał – Kapela zwykle była mocno zajęta, grając w takich miejscach jak Encore Ballroom, Washington Theatre, Parker’s West i Parker’s South, Spanish Castle, Black and Tan, 410 Super Club oraz, rzecz jasna Birdland, gdzie ostatecznie trafiały zespoły, które odniosły sukces na muzycznej scenie Seattle. Co wieczór przerabiali takie R&B kawałki jak: „Let The Good Times Roll”, „Charlie Brown”, „Yakety Yak”, czy „Do You Wanna Dance”...
            Choć w latach 50. ub. stulecia w Seattle było wiele klubów, takich, jak wspomniany wcześniej Rocking Chair, a także Esquire i Palomar Theatre, muzyczna scena Seattle była mocno podzielona. Rasowa segregacja sprawiła, ze wiele klubów było zamkniętych przez czarnymi muzykami. Mieli prawo wstępu przede wszystkim do dwóch klubów: Spanish Castle i Birdland. Ten pierwszy mieścił się parę mil na południe od Seattle, w mieście Tacoma, jemu Jimi Hendrix poświęci w przyszłości jedną ze swoich piosenek („Spanish Castle Magic” na albumie „Axis” Bold As Love” w 1967 roku). Drugi – Birdland znajdował się w Seattle na rogu 21st Avenue oraz Madison Street. Był klubem dość ekskluzywnym, występowali w nim znani artyści R&B. W innych, miejscach znanych Jimiemu, jak Washington Social Club, występowali w tym czasie bluesmani: Muddy Waters i B.B. King, którzy przyciągnęli jednak niewiele ponad trzydzieści osób. Bo młodych nie interesował wtedy blues, woleli oglądać artystów R&B w rodzaju Little Williego Johna lub Hanka Ballarda, odkrytych przez Johnny'ego Otisa, którzy nagrywali dla King Records. W znanym już z kart tej książki Birdland występował: Clyde McPhatter oraz popularne miejscowe zespoły: "The Wailers", "Dave Lewis Combo", "The Checkers", "The Frantics", "The Playboys", czy "Jimmy Hannah & The Dynamics", reprezentanci muzyki z Seattle zwanej North-West Sound. Najważniejsze w mieście kluby mieściły się w pobliżu Jackson Street, Union Street i Madison Street. „The Rocking Kings” grywali na tanecznych wieczorkach dla nastolatków w środy, czwartki i niedziele, aż do letnich wakacji.
            Niedaleko lotniska, na poboczu autostrady nr 99, w Kent w stanie Waszyngton, znajdowało się najsławniejsze miejsce - Spanish Castle, wielka sala balowa z 1931 roku, przebudowana na miejsce występów i otwarta w Święto Dziękczynienia 1959, w której można było zgromadzić około dwóch tysięcy widzów. Ozdobiona stiukami i stylowymi neonami fasada budynku, z której wystawały wieżyczki, widoczna była już z daleka. W 1961 "Fabulous Wailers" nagrali w niej album koncertowy "At The Castle". Pewnie jednak nie tylko z tego powodu - Spanish Castle stała się bardzo ważna dla miejscowej czarnej muzyki - zauważył Steven Roby. Można dodać, że nie tylko dla "czarnej" muzyki, czyli R&B i bluesa, ale także dla rock'n'rolla, bo bardzo prędko zaczęli tu występować tacy wykonawcy, jak: Gene Vincent, Jerry Lee Lewis, Roy Orbison, Johnny Rivers, duet "Jan & Dean" i Bobby Vee. Występowali tu również wykonawcy country: Ernest Tubb i Conway Twitty, debiutował sławny później muzyk jazz-rockowy – Larry Coryell.
            Po incydentach w okolicy sala zostanie zamknięta w roku 1964, a więc już po wyjeździe z Seattle bohatera tej książki, który był tutaj częstym gościem. Wspominał Dave Lewis - Hendrix zawsze siadał z przodu, uważnie słuchając. Nagle wołał: 'Hej Dave, mogę się dosiąść?' Odpowiadałem 'Oczywiście'. Ale kiedy zaczynał grać te swoje eksperymenty, ludzie przestawali tańczyć. Nie wiedzieli co się dzieje i nie byli gotowi na to, co on robił. Chcieli tańczyć, więc prosiłem, by Jimi przestał... Reporter z Seattle Peter Blecha dodawał - Jimi obecny był w tym czasie na lokalnej scenie Północno-Zachodniej wszędzie, od Spanish Castle po Birdland. Widziano go na występach "The Wailers", "The Frantics" i combo Dave'a Lewisa... Pat O'Day disc jockey i organizator koncertów w Spanish Castle zapamiętał - To było najważniejsze miejsce w regionie i każdy miejscowy muzyk chciał zagrać na tej scenie...
            Jimi Hendrix po raz pierwszy znalazł się w Spanish Castle w 1959 r., na koncercie "The Fabulous Wailers". Pat O'Day opowiadał dalej - Był taki jeden czarny chłopak, który się tu kręcił. Podszedł kiedyś do mnie i bardzo grzecznie zapytał: 'Gdyby się zepsuł jakiś wzmacniacz, to mam jeden w bagażniku. Jest naprawdę dobry. Ale gdyby pan zechciał z niego skorzystać, to ja też zagram'...
            W rzeczywistości nie miał on wtedy samochodu, a jedyny wzmacniacz, którym dysponował to był Silvertone, którego wtedy żaden prawdziwy muzyk nie nazwałby dobrym, a do Spanish Castle dojeżdżał podobno z kimś starym autem marki Mercury, który bardzo często się psuł. Sammy Drain wyjaśniał - Kiedy Jimi pisał o tym, że dostanie się tam trwało czasem pół dnia, ewidentnie chodziło mu o przypadki, kiedy samochód się zepsuł i trzeba było iść na piechotę... Bo naprawdę do tej sali wcale nie było, aż tak daleko i można było jadąc samochodem (sprawnym) z centrum Seattle dotrzeć w godzinę. Ojciec Hendrixa wyjaśniał - Nigdy nie byłem w tym miejscu, ale tam odbywało się wiele koncertów. Jimi docierał tam i chciał grać z niektórymi grupami. Wyobrażam sobie, że właśnie tam narodziła się piosenka "Spanish Castle Magic". Nie wiem jednak, co oznaczają słowa: 'potrzeba pół dnia, aby się tam dostać!'... Leon Hendrix wspominał – Menedżer zespołu James Thomas, zawiózł kapelę do tego klubu w Kent w stanie Waszyngton, niedaleko zbiegu autostrady nr 99 i Des Moines Way, swoim wielkim, zielonym Plymouth Fury z 1956 roku, z absurdalnie długimi pionowymi płetwami. Wyglądał prawie jak statek kosmiczny z innej galaktyki. Wszyscy wiedzieli, że wystarczyło zaledwie pół godziny, żeby dostać się z Central District do Kent. Tylko, że jeśli jedziesz niesprawnym samochodem, podróż naprawdę może zająć pół dnia. A tak właśnie było, gdy zespół jechał do Spanish Castle. Samochód odmówił posłuszeństwa i większość popołudnia spędziliśmy, czekając aż zostanie naprawiony...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz