Mieszkanie z Bensonami, choć
oddala Jimiego od przyjaciół z District Central, zbliża go do
rodziny cioci Dorti, no i najważniejsze, wreszcie, choć przez parę miesięcy, ma
dom. Ernestine jest dla niego jak matka - gotuje, sprząta, czasem zabiera ze
sobą do sklepu World Of Music. Jego właściciel, Bob Summerrise, jest autorem
programu radiowego, w którym prezentuje najnowsze nagrania czarnej muzyki. …Audycja była w radiu KQDE, zaczynała się o 21,00 i trwała trzy godziny. Bob prezentował
płyty „czarnych” artystów, mawiał, że słuchanie muzyki to najlepsza terapia – wspominał
muzyk z Seattle, Robert Totty – Ze swoim
programem obszedł wszystkie rozgłośnie w okolicy, a w 1952 otworzył sklep muzyczny…
Można było w nim kupić przede wszystkim płyty R&B, które podbijają
amerykańskie listy przebojów oraz ich "covery", czyli wersje, w tym
przypadku "ugrzecznione", nagrywane przez białych artystów, choćby
Pata Boone’a. Te "covery" konkurują na listach przebojów z innymi
"białymi" utworami rozrywkowymi, choćby - Patti Page („Tennessee Waltz”), Frankie’go Laine’a
(„Mule Train”), Vaughna Monroe („Ghost Riders In The Sky”, „Old Soldier’s Never Die”), Johnniego
Ray’a („Cry”), Mario Lanzy („Be My Love”), czy duetu Les Paul &
Mary Ford („How High The Moon”).
Dzięki
czarnym stacjom radiowym takim jak KFKF i KZAM, także do białych odbiorców
"docierają" już od 1947 roku, piosenki nagrane przez czarnych
artystów, jak choćby „Old Man River”
grupy „The Ravens”. No i na amerykańskie "popowe" listy sprzedaży
singli coraz częściej trafiają nagrania przesiąknięte bluesem i R&B oraz
"czarni" wykonawcy, jak choćby ulubieniec Ala Hendrixa Amos Milburn z
„Rooming House Blues” (1949), Johnny
Otis z Little Esther oraz „The Robins”, czy wczesne piosenki „The Coasters”. Od
1949 roku, dzięki „Crying In The Chapel”
(później nagranej przez Elvisa Presley’a), popularność zdobyła grupa „The
Orioles”, w 1951 w czarnych stacjach radiowych przebojami były nagrania Muddy'ego
Watersa “Louisiana Blues” oraz “Long Distance Call”, rok później
numerem „1” stała się piosenka „Lawdy
Miss Clawdy” Lloyda Price’a, w 1954 zainteresowaniem cieszyły się nagrania
w stylu "doo-wop": „Gee”
(“The Crows”), „Secret Love” (“The
Moonglows” i “McGuire Sisters”), “Sh-Boom”
(“The Chords” i Kanadyjczyków z “The Crewcuts”), “Earth Angel” (“The Penguins”), “I’ll Be Home” (“The Penguins”, a także "cover" Pata
Boone’a), “Story Untold” (‘The
Nutmegs”), blues “My Babe” (Williego
Dixona nagrany przez Little Waltera) oraz taneczne, rock'n'rollowe: „Shake, Rattle And Roll” (Big Joe
Turnera i "cover" Billa Haley’a), “Maybelline” (Chucka Berry’ego), “Bo Diddley” (Bo Diddley’a), czy “Rock Around The Clock” (Billa
Haley'a). I chociaż od czasu do czasu pojawiały się też sentymentalne i ckliwe
piosenki, takie jak “Unchained Melody”
(Ala Hibblera i Roy’a Hamiltona), muzyka z "czarnym" pulsem coraz
mocniej zdobywa radiowy eter i półki sklepów muzycznych, i to mimo, że wiele białych
rozgłośni nie nadaje piosenek emanujących seksem, takich jak: „Work With Me Annie”, „Annie Had A Baby”, „Sexy Ways”, czy „Annie’s Aunt Fannie” Hanka Ballarda & „The Midnighters” (z tą
grupą za parę lat zagra także Jimi Hendrix), emitując w to miejsce pozbawione
„seksualnych” aluzji wersje np. „Dance
With Me Henry” (Georgii Gibbs).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz