Dwunastego września 1960 roku
Jimi Hendrix rozpoczął w Garfield High School dwunastą
klasę, ale do szkoły nie uczęszcza zbyt długo, gdyż 31 października 1960, niecały
miesiąc przed swoimi osiemnastymi urodzinami, zostaje z niej oficjalnie
wydalony. Sam Jimi
opowiadał potem różne wersje tego zdarzenia. Pierwsza - 'Dostałem skierowanie do pracy, poza tym, ze względu na wiek'.
Z kolei w innej, powtarzanej przy różnych okazjach,
dodawał - Mówili, że się zawsze na
lekcje spóźniałem. Ale prawdziwym powodem było to, że przyjaźniłem się z białą
dziewczyną z klasy artystycznej. Razem chodziliśmy po korytarzu, trzymając się
za ręce. Zobaczyła nas nauczycielka i zatrzymała, mówiąc: 'Panie Hendrix, za 5
sekund widzę pana w szatni'. Poszedłem tam, a gdy ona robiła mi wyrzuty,
spytałem, czy nie jest czasem zazdrosna. Zrobiła się czerwona i poszła na
skargę do dyrektora. A on mnie wyrzucił. Ta nauczycielka, przez którą
wyleciałem – wspominał Jimi – była
naprawdę ładna... Innym razem Jimi tłumaczył - Dość szybko rzuciłem szkołę. Nie była mi do niczego potrzebna. Chciałem
mieć ciekawe życie... Pamiętam jak taktownie usunęli mnie ze szkoły.
Powiedzieli, że się nie nadaję. A ja tak uniosłem się dumą, że krzyknąłem na
cały głos: ‘Do diabła z tą niemodną szkołą’…
Przez
jakiś czas Hendrix ukrywa przed ojcem, że wyrzucono go ze szkoły. Al się jednak
dowiaduje i krzyczy – To przez tę twoją
muzykę, to diabelska sprawka… Sammy Drain wspominał - Al nazywał to diabelską muzyką... Leon dodał - Gdy przyszło co do czego, Buster uznał, że dość już problemów ze szkołą
średnią. Ani brata, ani mnie nie interesowała ta instytucja. Zawsze ciągnęło
nas do doświadczania czegoś, czego nie uczą nauczyciele... Jednak
naprawdę to muzyka, dokładnie zaś poświęcanie całego czasu graniu na gitarze,
na naukę już nie miał sił ani ochoty, miało największy
wpływ na wyrzucenie Jimiego ze szkoły Garfield. Czy jedyny? Trudno to
rozstrzygnąć, choć potwierdza ję wersję wspomnienie szkolnego kolegi Mike'a
Tagawy, który w październiku 1960 spotkał na korytarzu Jimiego, machającego
rękoma, jakby grał na gitarze - Spytałem
gdzie ma teczkę z książkami. A on tylko obdarzył mnie swoim słodkim uśmiechem i
odparł 'Książek nie potrzebuję. Mam swoją gitarę'. Pomyślałem, że to całkiem
fajne. Ja też nie byłem dobrym uczniem...
Opowiadał nauczyciel Ralph Hayes - Pamiętam, mówiłem mu: 'Synu, ty
naprawdę nie jesteś zainteresowany nauką. Dlaczego nie chcesz po prostu
zostawić tego
miejsca, które nazywa się Garfield High School, po
prostu weź gitarę
i zacznij tworzyć muzykę?
To będzie coś, co będzie ciebie cieszyć...
…Z Jimim biegaliśmy po szkolnym
korytarzu – wspominał Vernon Otani, a Letealia Reid-Scott dodawała – Był nieśmiały, grzeczny i uśmiechnięty, no i
często grał na gitarze… Sally Grany Wilson zapamiętała z kolei głośny
śmiech Jimiego na szkolnym korytarzu, być może wtedy, gdy z innymi chłopakami
rozmawiał o muzyce i snuł plany dotyczące powstających zespołów muzycznych.
Frank Hanawalt, dyrektor szkoły dodawał – Opuścił
tak wiele zajęć, że niemożliwe było nadrobienie materiału. Przepisy mówiły
wyraźnie - nie możemy trzymać ucznia, który nieregularnie uczęszczał na
zajęcia... Zresztą z Garfield odpadło w tamtym roku, aż
dziesięć procent uczniów.
Jimi
wspominał - Z ojcem często się
sprzeczałem. Raz uderzył mnie w twarz, to uciekłem. A on zaczynał odchodzić od
zmysłów, tak się o mnie martwił. Wróciłem więc do domu, w końcu to był mój
ojciec… Al Hendrix już wiedział o wszystkim - Porzucił szkołę. A raczej szkoła porzuciła jego. Próbował wtedy znaleźć
pracę, w knajpie, w supermarkecie, czy gdziekolwiek, ale nie bardzo mu to
wychodziło... W końcu w
listopadzie sam zatrudnia syna. Opowiadał Walter Harris
– Czasem mi było go
żal, zwłaszcza latem, gdy pracował całe dnie z ojcem i nie zmieniał nawet
ubrania. Ale tak jak my wszyscy biedni ludzie, przez muzykę chcieliśmy wyrazić
nasze uczucia. Tyle, że Jimi, w pewnym sensie, nie był szczęśliwy, tak jak
my... Janowi Waldropowi w 1967 roku, Jimi Hendrix przyznał - Szkoła nie była dla mnie. Zrobiłem tak, jak
kazał mi tata, a że nie mogłem nigdzie znaleźć pracy,
zaproponował, abym pracował u niego. Miał wtedy własną firmę ogrodniczą. Pracowałem
z nim przez kilka tygodni, on znikał na długi czas, we mnie widział tylko taniego
robotnika. To mi się nie podobało. Musiałem bowiem nosić cement i kamienie
przez cały dzień, a on brał pieniądze do swojej kieszeni...
Czyżby
Jimi Hendrix chciał dać do zrozumienia,
że ojciec zmusił go do opuszczenia szkoły? Tak twierdzi
Gary Jucha. Trzeba jednak wyjaśnić, że takie
postępowanie w tamtym czasie było dość typowe w biednych rodzinach. Tam
nauka w szkole była postrzegana jako luksus dla chłopca, który już osiągnął
wiek produkcyjny. Al był świadom ich ubóstwa i bez wątpienia oczekiwał, że jego starszy syn jak
najprędzej pomoże mu w utrzymaniu domu, a Jimi dał się
przekonać ojcu bez zbytniego sprzeciwu opuszcza więc szkołę i próbuje zarabiać
pracując u ojca, który później wyjaśniał - Jimi zrobił to, co kiedyś ja zrobiłem.
Wychodząc kiedyś do szkoły powiedziałem mojej mamie, że szkoła niczego mnie nie
nauczy. No i rzuciłem Templeton Junior
High School w Vancouver. Powiedziałem jej, że będzie lepiej, jak pójdę do
pracy. Kiedy zmarł mój ojciec, mama nie mogła utrzymać domu na tym samym
poziomie i musieliśmy korzystać z pomocy socjalnej. Dojazd autobusem sporo
kosztował. No więc brat i ja chodziliśmy do szkoły, i z powrotem na piechotę. Wracałem
do domu późno wieczorem. Po rzuceniu szkoły już nie musiałem się martwić, że
będę w domu późno... Jerry Hopkins przytacza inną opowieść Ala Hendrixa - Moja matka mówiła, że jestem w niej gościem.
Z Jimim było podobnie. Próbował dostać robotę w jakimś sklepie spożywczym.
Pytał w różnych miejscach. Ale nic się
nie trafiło. Namawiałem go, żeby zaczął pracować ze mną – zajmowałem się
wtedy ogrodnictwem. Było to w czasach, kiedy czarni nie mieli praw i
znalezienie pracy było bardzo trudne...
Al
Hendrix uzupełniał - Myślę, że Jimiemu
został tylko jeden rok do końca. Ciągle dostawałem listy od jego nauczycieli,
że nie robi tego, czy tamtego, że stracił zainteresowanie szkołą. Mówiłem do
niego: 'Człowieku masz tylko jeden rok, dotrwaj do końca'. Ale on tego nie
zrobił. Poszedłem do szkoły i nauczyciel powiedział mi, że niestety nic się nie
da zrobić - 'On zbyt wiele zawalił'. Odparłem; 'W porządku'. Wróciłem z Jimim
do domu i powiedziałem, żeby poszedł do pracy, byśmy mogli przeżyć.' Próbował
dostać pracę w supermarketach, jako chłopiec bagażowy. Zgłosił się w wielu
miejscach. Dodałem, że będę na niego czekał. Miałem wprawdzie innego pracownika
o imieniu Shorty i dobrze nam szło. Jimi nigdy nie pytał ile mu zapłacę.
Powiedziałem, że tyle, aby wystarczyło na przeżycie, czynsz i zapełnienie
żołądka. Oczywiście w weekend dałbym mu parę dolarów. Mówiłem: 'Dobra, chcesz
wyjść gdzieś z chłopakami, masz tu pięć lub dziesięć bucksów (dolarów -
przyp. autora). Ktoś mógłby zapytać: O
rany, co mam z tym zrobić. Co zrobię z tym piątakiem?', ale Jimi mówił: 'Dziękuję
tato'...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz