piątek, 29 maja 2020

Koniec nauki i praca u ojca Jimiego Hendrixa.

Dwunastego września 1960 roku Jimi Hendrix rozpoczął w Garfield High School dwunastą klasę, ale do szkoły nie uczęszcza zbyt długo, gdyż 31 października 1960, niecały miesiąc przed swoimi osiemnastymi urodzinami, zostaje z niej oficjalnie wydalony. Sam Jimi opowiadał potem różne wersje tego zdarzenia. Pierwsza - 'Dostałem skierowanie do pracy, poza tym, ze względu na wiek'. Z kolei w innej, powtarzanej przy różnych okazjach, dodawał - Mówili, że się zawsze na lekcje spóźniałem. Ale prawdziwym powodem było to, że przyjaźniłem się z białą dziewczyną z klasy artystycznej. Razem chodziliśmy po korytarzu, trzymając się za ręce. Zobaczyła nas nauczycielka i zatrzymała, mówiąc: 'Panie Hendrix, za 5 sekund widzę pana w szatni'. Poszedłem tam, a gdy ona robiła mi wyrzuty, spytałem, czy nie jest czasem zazdrosna. Zrobiła się czerwona i poszła na skargę do dyrektora. A on mnie wyrzucił. Ta nauczycielka, przez którą wyleciałem – wspominał Jimi – była naprawdę ładna... Innym razem Jimi tłumaczył - Dość szybko rzuciłem szkołę. Nie była mi do niczego potrzebna. Chciałem mieć ciekawe życie... Pamiętam jak taktownie usunęli mnie ze szkoły. Powiedzieli, że się nie nadaję. A ja tak uniosłem się dumą, że krzyknąłem na cały głos: ‘Do diabła z tą niemodną szkołą’…
            Przez jakiś czas Hendrix ukrywa przed ojcem, że wyrzucono go ze szkoły. Al się jednak dowiaduje i krzyczy – To przez tę twoją muzykę, to diabelska sprawka… Sammy Drain wspominał - Al nazywał to diabelską muzyką... Leon dodał - Gdy przyszło co do czego, Buster uznał, że dość już problemów ze szkołą średnią. Ani brata, ani mnie nie interesowała ta instytucja. Zawsze ciągnęło nas do doświadczania czegoś, czego nie uczą nauczyciele... Jednak naprawdę to muzyka, dokładnie zaś poświęcanie całego czasu graniu na gitarze, na naukę już nie miał sił ani ochoty, miało największy wpływ na wyrzucenie Jimiego ze szkoły Garfield. Czy jedyny? Trudno to rozstrzygnąć, choć potwierdza ję wersję wspomnienie szkolnego kolegi Mike'a Tagawy, który w październiku 1960 spotkał na korytarzu Jimiego, machającego rękoma, jakby grał na gitarze - Spytałem gdzie ma teczkę z książkami. A on tylko obdarzył mnie swoim słodkim uśmiechem i odparł 'Książek nie potrzebuję. Mam swoją gitarę'. Pomyślałem, że to całkiem fajne. Ja też nie byłem dobrym uczniem... Opowiadał nauczyciel Ralph Hayes - Pamiętam, mówiłem mu: 'Synu, ty naprawdę nie jesteś zainteresowany nauką. Dlaczego nie chcesz po prostu zostawić tego miejsca, które nazywa się Garfield High School, po prostu weź gitarę i zacznij tworzyć muzykę? To będzie coś, co będzie ciebie cieszyć... Z Jimim biegaliśmy po szkolnym korytarzu – wspominał Vernon Otani, a Letealia Reid-Scott dodawała – Był nieśmiały, grzeczny i uśmiechnięty, no i często grał na gitarze… Sally Grany Wilson zapamiętała z kolei głośny śmiech Jimiego na szkolnym korytarzu, być może wtedy, gdy z innymi chłopakami rozmawiał o muzyce i snuł plany dotyczące powstających zespołów muzycznych. Frank Hanawalt, dyrektor szkoły dodawał – Opuścił tak wiele zajęć, że niemożliwe było nadrobienie materiału. Przepisy mówiły wyraźnie - nie możemy trzymać ucznia, który nieregularnie uczęszczał na zajęcia... Zresztą z Garfield odpadło w tamtym roku, aż dziesięć procent uczniów.
            Jimi wspominał - Z ojcem często się sprzeczałem. Raz uderzył mnie w twarz, to uciekłem. A on zaczynał odchodzić od zmysłów, tak się o mnie martwił. Wróciłem więc do domu, w końcu to był mój ojciec… Al Hendrix już wiedział o wszystkim - Porzucił szkołę. A raczej szkoła porzuciła jego. Próbował wtedy znaleźć pracę, w knajpie, w supermarkecie, czy gdziekolwiek, ale nie bardzo mu to wychodziło... W końcu w listopadzie sam zatrudnia syna. Opowiadał Walter HarrisCzasem mi było go żal, zwłaszcza latem, gdy pracował całe dnie z ojcem i nie zmieniał nawet ubrania. Ale tak jak my wszyscy biedni ludzie, przez muzykę chcieliśmy wyrazić nasze uczucia. Tyle, że Jimi, w pewnym sensie, nie był szczęśliwy, tak jak my... Janowi Waldropowi w 1967 roku, Jimi Hendrix przyznał - Szkoła nie była dla mnie. Zrobiłem tak, jak kazał mi tata, a że nie mogłem nigdzie znaleźć pracy, zaproponował, abym pracował u niego. Miał wtedy własną firmę ogrodniczą. Pracowałem z nim przez kilka tygodni, on znikał na długi czas, we mnie widział tylko taniego robotnika. To mi się nie podobało. Musiałem bowiem nosić cement i kamienie przez cały dzień, a on brał pieniądze do swojej kieszeni...
            Czyżby Jimi Hendrix chciał dać do zrozumienia, że ojciec zmusił go do opuszczenia szkoły? Tak twierdzi Gary Jucha. Trzeba jednak wyjaśnić, że takie postępowanie w tamtym czasie było dość typowe w biednych rodzinach. Tam nauka w szkole była postrzegana jako luksus dla chłopca, który już osiągnął wiek produkcyjny. Al był świadom ich ubóstwa i bez wątpienia oczekiwał, że jego starszy syn jak najprędzej pomoże mu w utrzymaniu domu, a Jimi dał się przekonać ojcu bez zbytniego sprzeciwu opuszcza więc szkołę i próbuje zarabiać pracując u ojca, który później wyjaśniał - Jimi zrobił to, co kiedyś ja zrobiłem. Wychodząc kiedyś do szkoły powiedziałem mojej mamie, że szkoła niczego mnie nie nauczy. No i rzuciłem Templeton Junior High School w Vancouver. Powiedziałem jej, że będzie lepiej, jak pójdę do pracy. Kiedy zmarł mój ojciec, mama nie mogła utrzymać domu na tym samym poziomie i musieliśmy korzystać z pomocy socjalnej. Dojazd autobusem sporo kosztował. No więc brat i ja chodziliśmy do szkoły, i z powrotem na piechotę. Wracałem do domu późno wieczorem. Po rzuceniu szkoły już nie musiałem się martwić, że będę w domu późno... Jerry Hopkins przytacza inną opowieść Ala Hendrixa - Moja matka mówiła, że jestem w niej gościem. Z Jimim było podobnie. Próbował dostać robotę w jakimś sklepie spożywczym. Pytał w różnych miejscach. Ale nic się  nie trafiło. Namawiałem go, żeby zaczął pracować ze mną – zajmowałem się wtedy ogrodnictwem. Było to w czasach, kiedy czarni nie mieli praw i znalezienie pracy było bardzo trudne...    
            Al Hendrix uzupełniał - Myślę, że Jimiemu został tylko jeden rok do końca. Ciągle dostawałem listy od jego nauczycieli, że nie robi tego, czy tamtego, że stracił zainteresowanie szkołą. Mówiłem do niego: 'Człowieku masz tylko jeden rok, dotrwaj do końca'. Ale on tego nie zrobił. Poszedłem do szkoły i nauczyciel powiedział mi, że niestety nic się nie da zrobić - 'On zbyt wiele zawalił'. Odparłem; 'W porządku'. Wróciłem z Jimim do domu i powiedziałem, żeby poszedł do pracy, byśmy mogli przeżyć.' Próbował dostać pracę w supermarketach, jako chłopiec bagażowy. Zgłosił się w wielu miejscach. Dodałem, że będę na niego czekał. Miałem wprawdzie innego pracownika o imieniu Shorty i dobrze nam szło. Jimi nigdy nie pytał ile mu zapłacę. Powiedziałem, że tyle, aby wystarczyło na przeżycie, czynsz i zapełnienie żołądka. Oczywiście w weekend dałbym mu parę dolarów. Mówiłem: 'Dobra, chcesz wyjść gdzieś z chłopakami, masz tu pięć lub dziesięć bucksów (dolarów - przyp. autora). Ktoś mógłby zapytać: O rany, co mam z tym zrobić. Co zrobię z tym piątakiem?', ale Jimi mówił: 'Dziękuję tato'...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz