Młodym odbiorcom muzyki w Seattle
podoba się własna wersja "The Velvetones", wielkiego przeboju Billa
Doggetta „Honky Tonk”. Ale
wykonywanie muzyki popularnej Jimiemu Hendrixowi nie wystarcza, pewnego dnia gra
w jednej z miejscowych chat bluesa Williego Dixona „Little Red Rooster”. Opowiadał o tym jego brat Leon – Niewielka meta miała na środku pomieszczenia
opalany drewnem piecyk, do ogrzewania zimą. Miejsce to znajdowało się przy
Empire Way, dziś noszącej imię Martina Luthera Kinga. Zaszliśmy tam któregoś
wieczoru i Buster dołączył do starszych muzyków na małą jam sesion. Jego
akustyk nadawał się w sam raz do takiej szopy, gdyż nikt tam nie używał
wzmacniaczy. Zaimponował większości starszych muzyków, którzy od razu dostrzegli
jego talent. Podczas gdy oni wzbogacali te improwizacje o duszę i charakter,
mój brat wnosił porywającą energię, jakiej nie widziało wielu spośród stałych
bywalców. Nawet jeśli odbiegał od tematów, gdy grał na gitarze prowadzącej, i
tak chcieli go mieć ze sobą. Starsi muzycy polubili brata i zachęcali go do
dalszego grania – to bardzo miły gest z ich strony, ponieważ na początku trudno
mu było dojść do głosu. Sam nigdy w życiu nie zapytałby tych ludzi, czy może z
nimi grywać. Mój brat napisał później, że słodka muzyka spływała mu przez
koniuszki palców, a on chciał ją tylko pieścić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz