Co piątek, za darmo, grupa "The Velvetones" grywa również w rekreacyjnej sali osiedla Yesler Terrace w Neighborhood House. Ale za parę miesięcy, dla tego zespołu, jak i Jimiego Hendrixa, najważniejsze staną się występy w klubie Birdland, który chłopcy nazywają "Sanktuarium". Mieścił się on w głębi murzyńskiego getta Seattle. Pernell Alexander wspominał – Wilbur Morgan, właściciel Birdland, mieszkał o dom dalej, niż moja babcia. Był dla mnie bardziej ojcem, niż mój tata i stał się w moim życiu najważniejszy. Wszystkim nam pomógł. Birdland było bardzo ważne dla naszej muzyki. Zamknięto bowiem The Black and Tan i klub Four Ten, otwarto je ponownie pod koniec 1964. Wprawdzie na Jackson Street roiło się od graczy i cwaniaków, ale właśnie tam koncentrowało się wszystko związane z muzyką... Poza Birdland, choć niektórzy biografowie uważają, że "The Velvetones" nie byli tak dobrzy, żeby grać w tym najważniejszym w czarnej części Seattle miejscu, jak pamiętał Pernell - Graliśmy w wielu innych miejscach: Washington Hall, Boys Club, klubie YMCA...
Robert Green wspomniał, że zespół rozpoczął w 1958 roku od intensywnych ćwiczeń w piwnicach – Ćwiczyliśmy codziennie w mojej piwnicy... Także w piwnicy Luthera Rabba, który dodał - Graliśmy dopóki mama nie kazała nam
przestać. Byliśmy tak głośni... Jak wspominał Pernell Alexander, wtedy
narodziło sie oryginalne brzmienie gitary Jimiego Hendrixa – Nie są prawdziwe opowieści, że Jimi odkrył elektroniczne zniekształcenia
dźwięku w Nowym Jorku, czy Londynie.
Stało się to tutaj, w piwnicy Roberta Greena.
Mieliśmy tylko jeden wzmacniacz, więc podłączaliśmy do niego
dwie gitary i wydobywał się z niego zniekształcony dźwięk. Byliśmy
wtedy zbyt głupi, żeby wiedzieć
dlaczego. A to był efekt przesterowania (wzmacniacza)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz