niedziela, 22 października 2023

            Z Jimim Hendrixem Diane Carpenter spotka się jeszcze dwa razy. Najpierw po jego koncercie w Oakland Coliseum w 1969, kiedy on zabierze ją swoją limuzyną na lotnisko w San Francisco, a ona pokaże mu wtedy zdjęcie córeczki. Tamika ma już dwa lata, ubrana jest w różowy dres, koronkowe białe skarpetki i czarne skórzane buciki. Opowie potem, że Jimi patrząc na zdjęcie powiedział – Ona ma moje oczy, czyż nie?... Drugi raz Carpenter i Hendrix spotkają się w Berkeley w 1970 r. Dwa dni przed śmiercią Jimiego, piętnastego września 1970 roku, wniesie ona sprawę do sądu o uznanie dla córki ojcostwa Hendrixa. Dwa lata później sędzia uzna, że zbyt długo czekała na złożenie do sądu wniosek o zbadanie krwi, podejrzewany o ojcostwo Jimi Hendrix już bowiem nie żyje.

            Po kilku latach Al Hendrix, nieoficjalnie, bez konsekwencji prawnych, uzna Tamikę za wnuczkę, wysyłając jej swoje zdjęcie i pisząc na odwrocie - z Miłością, dziadek... Diane Carpenter zaś w 2001 roku przyzna, że chciałaby, aby - Tamika i jej dzieci miały udział w spadku po Jimim i w funduszu powierniczym utworzonym na jej rzecz...

            Diane Carpenter (Regina Jackson) wspominała też, że to dla niej Jimi napisał poemat, na podstawie którego powstanie piosenka „The Wind Cries Mary”, a także utwór „Long Hot Summer Night”, który trafi na album „Electric Ladyland”.

            Historia z Diane Carpenter przydarza się Hendrixowi, kiedy mieszka już poza Harlemem. Wiosną 1966 roku postanawia bowiem przenieść się do Greenwich Village. Będąc jeszcze z Diane, w chwilach, kiedy nie gra zarobkowo Jimi ćwiczy w hotelowym pokoju, korzystając ze wzmacniacza, który sam przyciąga z klubu oddalonego o cztery przecznice. I - jak ona opowiadała - zawsze się skarżył, że Curtis Knight jest mu coś winien...

...Byłem już tym wszystkim bardzo zniechęcony - wspominał tamte dni Hendrix - Miałem dość. Granie wciąż tych samych dźwięków mnie dobijało. Byłem tylko figurą w cieniu. Poza zasięgiem wzroku i bez znaczenia. Miałem głowę wypełnioną muzyką i pomysłami, ale potrzebowałem do tego ludzi, których niełatwo było znaleźć. Miałem przyjaciół w Harlemie i mówiłem im ‘Chodźmy razem do Village i zróbmy coś’. Ale oni byli zbyt leniwi, albo za bardzo się bali. Chcieli też, bym zagwarantował im pieniądze. Tłumaczyłem: 'Nie dostaniesz pieniędzy od razu, bo to my chcemy coś im dać. Trzeba umieć zrezygnować z kilku rzeczy na początek'. Nie chcieli się ruszyć. Poszedłem do Village gdzie nareszcie sam mogłem zacząć grać tak jak chciałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz