piątek, 6 października 2023

Rozdział 11 (początek 1966) - King Curtis

            ...Śniło mi się, gdy widziałem 1966, że ten rok przyniesie w moim życiu ogromną zmianę... (Jimi Hendrix)

            W styczniu 1966 roku, już po zakończeniu tournee z Joey'em Dee, Jimi jest ponownie w Nowym Jorku, niestety, znów nie ma pracy i tym samym znowu jest bez pieniędzy. Zrozpaczony pisze do Seattle - Drogi Tato - W tych kilku słowach, chcę Tobie napisać, że wszystko tutaj, to jedna wielka tragedia. Nowy Jork to wielkie, odrapane miasto. Tutaj nic się nie udaje... Jego ojciec opublikował później dalszy, bardziej optymistyczny fragment tego listu - Mam nadzieję, że w domu wszystko jest w porządku. Powiedz Leonowi: 'Halo'. Niedługo napiszę Tobie dłuższy list i może wyślę jakieś zdjęcie. Powiedz Benowi i Ernie, że gram bluesa, jakiego jeszcze nie słyszeli. Na zawsze kochający, Jimmy... Nowojorski muzyk Juma Sultan dodał - Jimi grał bluesa, jakiego nikt tutaj nie słyszał... Zaś kilka lat później, wspominając tamten okres w Harlemie, Hendrix opowiedział Sharon Lawrence - To było straszne. Tabuny ogromnych szczurów, kamienice wyglądające jak wymarłe. Na ulicach strasznie wyglądający i krzyczący ludzie. Błyski migających noży... Trafnie określił to jeden z afro-amerykańskich dramaturgów - Harlem w owych dniach był jak ropiejąca czarna blizna na obojętności białego człowieka...

            Jimi Hendrix jednak nie rezygnuje i po kilkunastu dniach wałęsania się z miejsca na miejsce, i szukania pracy w klubach, kiedy wyrzucano go z każdego, w którym próbował coś zrobić, trzynastego stycznia otrzymuje ofertę od Kinga Curtisa znanego i cenionego nie tylko w Harlemie czarnego muzyka, który, jak zanotował Michel Primi - tak bardzo kochał muzykę, że odmówił pójścia na studia i poświęcił się jej bez reszty... Widać więc, że z bohaterem tej książki łączyło go wiele, przypomnę też, iż poznali się przed rokiem, na występie Little Richarda w nowojorskim Paramount Theater.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz