sobota, 7 października 2023

            King Curtis urodził się jako Curtis Owsley w Fort Worth w Teksasie, mając dwanaście lat zaczął grać na saksofonie i szybko rozwinął swój niepowtarzalny, synkopowany styl. Od 1952 r. zamieszkał w Nowym Jorku, przyjechał tam, aby odwiedzić wuja i postanowił tu już pozostać, pracować jako zawodowy muzyk. Kilka razy wygrał konkurs dla amatorów, urządzany w środy w teatrze Apollo, wziął też udział w sesji „The Bob Kent Orchestra”, z którą nagrał singla dla zasłużonej dla jazzu firmy Prestige. Po kolejnym nagraniu, tym razem z wokalistą Kelvinem Danielem, otrzymał propozycję pracy od Lionela Hamptona, niestety jego orkiestra wkrótce potem wyjechała do Europy i Curtis pozostał w Ameryce.  Nagrywał z Docem Pomusem oraz z zespołem „The Tinney Brothers”, by na przełomie lat 50. i 60. ub. stulecia jako muzyk sesyjny stać się niemal niezbędnym w nagraniach nowojorskich, „czarnych” artystów. W tym okresie uczestniczył tygodniowo w ponad piętnastu sesjach, także dla białych artystów muzyki pop, m.in. dla wspomnianego już wcześniej duetu „Mickey & Sylvia”, Chucka Willysa, Clyde’a McPhattera, Brooka Bentona, Buddy’ego Holly, Arethy Franklin (przez czas jakiś był nawet jej dyrektorem muzycznym), Sama Cooke'a, Andy'ego Williamsa, Lionela Hamptona i Duane'a Allmana, później także z pracował z Johnem Lennonem (na albumie "Imagine"), Connie Francis, Waylonem Jenningsem, Natem King Colem, Bobbym Darinem, Sunnylandem Slimem, Rooseveltem Sykesem oraz grupami: „The Shirelles”, „The Coasters” (nagrał z nią wielki przebój „Yakety Yak”) oraz "The Drifters" (“Stand By Me”). Uczestniczył też w nagraniu kilku innych wielkich przebojów: ”Spanish Harlem” (Bena E. Kinga) i „Splish Splash” (Bobby’ego Darina). Piętnastego sierpnia 1965 roku na stadionie Shea w Nowym Jorku otwierał tournee Beatlesów po Ameryce (wraz z "Cannibal & The Headhunters", Brendą Holloway i "The Sounds Incorporated"). Można wręcz powiedzieć, że gra Kinga Curtisa na saksofonie stała się wzorem dla wielu nagrań R&B i rock’n’rollowych.

            Zanim jednak do tego doszło, King Curtis należał do licznego grona czarnych artystów, którzy działali, ale nie mieli szczęścia, aby ktoś ich "odkrył", zobaczył, usłyszał i odpowiednio pokierował. Stało się to w lutym 1962 roku, kiedy dokonał pierwszego nagrania dla firmy Enjoy Danny’ego i Bobby’ego Robinsonów. Ten drugi tuż przed sesją poszedł na występ Curtisa do znanego choćby z debiutu Jimmy'ego Smitha klubu Smalls Paradise w Nowym Jorku i tak to wspominał - Nagrywał dla trzech różnych firm, na rynku ukazały się dwa jego albumy i około dwunastu singli. Znałem go dobrze i byłem pewien, że gdzieś tkwił błąd, czegoś brakowało jego płytom, bo przecież jego muzyka była znakomita, na żywo też był rewelacyjny. Przychodziłem tak przez trzy, czy cztery noce z kolei, słuchając go i badając jego repertuar, i wreszcie odkryłem, o co chodzi. Porozmawiałem z nim, mówiąc, że wiem, dlaczego nigdy nie znalazł się na listach przebojów i poprosiłem, żeby pozwolił mi działać. Odpowiedział, że ma dosyć słuchania wciąż tej samej historii, ale że zgadza się na nagranie ze mną płyty i w przypadku sukcesu handlowego podpisze kontrakt z moją firmą. Zebraliśmy więc zespół i zaczęliśmy pracę nad jedną z jego piosenek, zatytułowaną „Soul Twist”. Długo dyskutowaliśmy, bo błąd, który spostrzegłem polegał na tym, że w nagraniach Curtisa za dużo było solówek saksofonowych, grał on we wszystkich utworach, od początku do końca. Powiedziałem mu więc: 'Słuchaj, tutaj wejdzie gitara'. I zaangażowałem Billy’ego Butlera, choć pomysł ten nie spodobał się Curtisowi. W końcu zrobiliśmy to według mojego pomysłu, wprowadzając także inne instrumenty, solówkę organową oraz gitarę, jako przewodni instrument piosenki... Okazało się, że Bobby Robinson miał rację, odbiorcom spodobały się gra Curtisa i Butlera oraz organisty Erniego Hayesa. Nagranie trafiło na listy przebojów, nie tylko R&B (na szczyt), ale też muzyki „pop” i to jak na Amerykę wysoko, bo na miejsce 17. W karierze Kinga Curtisa był to największy sukces, powtórzony nieco mniejszymi hitami (jak choćby „Soul Serenade” w 1964).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz