środa, 18 października 2023

 

         Na razie jednak, w czwartek piątego maja 1966 roku, w Prelude Club w Nowym Jorku występuje z Kingiem Curtisem i z zespołem „The Kingpins”. Jest to koncert z okazji promocji albumu „When A Man Loves A Woman”.

            Jego wykonawcą jest Percy Sledge, sanitariusz z Sheffield w Alabamie, który za dwadzieścia pięć dolarów w lutym 1966 roku nagrał tytułową balladę tej płyty. Miejscowy prezenter przekazał płytkę Jerry’emu Wexlerowi i Ahmetowi Ertegunowi z firmy Atlantic, którzy zajęli się promocją i dystrybucją singla. Niebawem piosenka „When A Man Loves A Woman”, znalazła się na wysokich miejscach listy pisma Billboard (28 maja zajęła miejsce pierwsze, a tak samo zatytułowany album - 37).  W urządzonym z tej okazji przyjęciu, co widać na zdjęciach, udział biorą również inni artyści R&B: Esther Philips i Wilson Pickett, a także Don Covay, jeden z idoli Jimiego. On sam, co także uwieczniono na zdjęciu, gra również na tym przyjęciu. Potwierdził to Wilson Pickett, który zapytany, czy Jimi był kiedykolwiek członkiem jego grupy instrumentalnej, odparł – To było tylko raz, na przyjęciu wydanym przez firmę Atlantic, kiedy grał w zespole Kinga Curtisa… Percy Sledge wspominał Po koncercie podszedłem do Curtisa. Powiedziałem mu: 'Naprawdę chciałbym ukraść ci gitarzystę'. Curtis odparł, że ma nadzieję, iż Jimi będzie grał z nim jeszcze co najmniej przez rok, ale nikt nie jest w stanie go przytrzymać. Już wtedy był pewien, że on będzie gwiazdą... Chuck Rainey uzupełnił - Jimi opuścił nas krótko po tym występie, ale nie z powodu forsy. Curtis zawsze mu regularnie płacił, zaraz po koncercie. Jak dla mnie, on był już zmęczony graniem w kółko tego samego, jak “Misty” i  “When A Man Loves A Woman”. A mnie też jeździ w brzuchu, gdy słyszę te piosenki...

            Do tamtych "coverów", które grał Hendrix z Kingiem Curtisem trzeba jeszcze dodać jeszcze jeden - "In The Midnight Hour". Chociaż od jego wydania minął prawie rok, to w Ameryce piosenka nadal jest lubiana, nieważne w czyim wykonaniu. To był jak zaznacza Gary Jucha - Ulubiony wtedy numer Jimiego... Cornell Dupree wspominał - Graliśmy inaczej niż inni, po prostu z głowy, 1, 2, 3 - gramy - on grał to, co grał, a ja grałem swoje i jakoś tak to było..  Zbliża się jednak czas, gdy Jimi ma dość, bo zamiast stale brzmiących w "In The Midnight Hour" dęciaków, woli używać gitarowego sprzężenia. Przyzna to zresztą sam Jimi Hendrix – Podróżowałem po wszystkich stanach i grałem z różnymi grupami... najlepszymi z R&B Top 40, z Jackiem Wilsonem, Wilsonem Pickettem, Isley Brothers. Zmęczony już byłem grając w kółko "In The Midnight Hour"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz