niedziela, 1 października 2023

             Pod koniec listopada 1965 r. grupa występuje jeszcze w Richmond w Wirginii, a tę trasę kończą ponad tygodniowe występy (od czwartku drugiego do soboty jedenastego grudnia tego samego 1965 roku) w Mario’s Club Au Go-Go w Syracuse, w stanie Nowy Jork. Joey Dee reklamowany jest tam, jako "włoski kuzyn", artysta niezwykle seksowny. „To jest coś dobrego dla twego zdrowia” – głosi slogan umieszczony w miejscowej prasie. David Brigati wspominał, że krótko przed występem usłyszał jakiś głośny hałas dobiegający z piwnicy klubu. Schodzi na dół i widzi młodego „twardziela” ze złością strzelającego z rewolweru do zdjęcia swojej byłej dziewczyny. Po kilku dalszych strzałach przerażony Brigati wybiega z piwnicy, a rozzłoszczony chłopak rusza za nim, poszukując swojej dziewczyny, która w tym czasie siedzi przy barze, czekając na czarnego muzyka nazywającego się Jimmy James. ...Zanim się zorientowałem o co chodzi, on wrócił do piwnicy po broń. Z pistoletem w dłoni gotów był do jakiś działań... Na szczęście dla Jimiego, którego kariera, jak zanotował Steven Roby - mogłaby skończyć się, zanim się zaczęła... obecny tam menedżer trasy "Cy" Mitchell załatwił sprawę, mówiąc do młodzieńca - Poczekaj chwilę. Ten facet jest nam winien sporo forsy, musisz poczekać, aż weźmiemy go do Nowego Jorku, żeby nam ją oddał. A potem możesz się nim zająć... Zazdrosny chłopak schodzi do piwnicy, zaś Jimi i cały zespół oddycha z ulgą.

            Joey Dee był wtedy tak zajęty koncertami, że nie miał czasu, aby wejść do studia i nagrać cokolwiek z Hendrixem. Tak więc, po wspólnej pracy, oprócz wspomnień, które przytoczyłem, nie pozostał żaden ślad. Brytyjski dziennikarz Keith Altham opowie wiele lat później to, co Jimi mu po tamtej trasie przekazał - Cały czas miałem w mózgu swoje pomysły i brzmienia, a grałem dla innych, i mnie bolało coraz bardziej. Zdałem sobie sprawę, że grając z "Joey Dee & Starliters", skoczyłem z patelni w ogień. Byłem jak kanapka złożona z dwóch kawałków chleba, między które włożono kawałek mięsa...

            Mimo, że Hendrix grał na tej trasie do wielu ludzi, dodam, że na jednym z koncertów było dziesięć tysięcy widzów, w grudniu opuścił "Starliters". ...Jimi był skarbem - wspominał Jimmy Mayes - Wtedy nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że mamy wśród nas geniusza. Bo wielu artystów ciężko pracuje i nikt nie ma szacunku dla nich, ani dla ich talentu. Kiedy Jimi odszedł, okazało się, że zastawił w lombardzie jedną z gitar Joey'a, i nigdy nie wrócił, aby ją odkupić. Joey musiał za nią zapłacić 150 dolarów... Hendrix zaś wrócił do Nowego Jorku, aby znowu grać i nagrywać z Curtisem Knightem. Po drodze do Nowego Jorku trafia na inną legendę i ikonę gitary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz